recenzje

"Must Be The Music" – edycja ósma

Ósma edycja Must Be The Music rozpoczęta! Kto pojawił się tym razem? Kim jurorzy byli zachwyceni, a komu powiedzieli zdecydowane „NIE”? Właśnie ruszyły castingi do kultowego programu rozrywkowego, a dziś odcinek pierwszy!

Mamy za sobą już pierwsze castingi do Mam Talent czy The Voice, jednak to właśnie Must Be The Music daje największe możliwości muzykom reprezentującym własną muzykę. Co najbardziej podoba mi się w castingach? Nie wiem, kogo zobaczę na scenie, co dana osoba zaprezentuje i kim ona jest. Castingi dostarczają zawsze najwięcej emocji, rozpoczynając od podziwu, przez śmiech, wzruszenie, aż do pełnej konsternacji i kłótni. Być może właśnie w tym odcinku pojawił się zwycięzca lub przyszła gwiazda polskiej sceny muzycznej?

Jako pierwszy na scenie pojawił się zespół Cała Praga Śpiewa, składający się z mieszkańców Warszawy, których połączyła miłość do muzyki. Grupa jest dowodem na to, że nie ma czegoś takiego jak bariera wiekowa, bowiem, jak sami twierdzą: Muzyka nie ma lat, śpiewać każdy może…  Zespół reprezentują ludzie młodzi, jak i ci starsi, dla których piosenka powinna być łatwa i przyjemna. Już samo pojawienie się tak licznej grupy reprezentującej warszawskie środowisko osób w różnym wieku wzbudziło zachwyt Adama Sztaby. Zespół wykonał utwór pod tytułem Rudy. To, co wysunęło się na pierwszy plan, to przede wszystkim uśmiech, energia, radość z bycia na scenie, a tym samym i dobra zabawa. Podobnie sądzą jurorzy, których zdaniem muzyka ta nie jest tylko zabawą, ale reprezentuje też coś ważniejszego, czyli czerpanie radości z możliwości wspólnego muzykowania oraz szczerość – coś, czego w muzyce nie może zabraknąć. Jak twierdzi sama Elżbieta Zapendowska, nawet ona bawiła się tutaj dobrze.

Po zejściu ze sceny jakże barwnego zespołu pojawia się młoda aktorka teatru dziecięcego w Warszawie, na co dzień mieszkająca w Poznaniu. Amanda Lepusińska zaśpiewała utwór The Power of Love z repertuaru Jennifer Rush, wszechobecny w wielu programach muzycznych i rozrywkowych. Wielu wokalistów próbuje w nim swoich sił, co nie zawsze kończy się dobrze. Jak było w tym przypadku? Amanda w oczach jurorów wypadła wspaniale. Kora uznała młodą aktorkę za urodzoną na scenie, a jej wykon za genialny. Zapendowska chwaliła kolory jej głosu, a sam Rogucki stwierdził, że wykonanie było lepsze od oryginału. Czy przypadkiem Piotr Rogucki nie posunął się za daleko? Osobiście uważam Amandę Lepusińską za wybitnie uzdolnioną wokalistkę, jednak solidnie zastanowiłabym się nad tym, czy oceniać jej wykonanie jako lepsze od oryginału. Dopuściła się drobnych niedociągnięć, tj. nieczystości czy kilku wykrzyczanych dźwięków, które niestety momentami drażniły moje ucho. Być może było to spowodowane nerwami bądź też chęcią pokazania swych umiejętności. Nie można jednak zaprzeczyć ocenom jurorów, że jej głos jest naprawdę dobry i być może przy kolejnym występie pójdzie jej jeszcze lepiej, tego jej życzę!

Kolejni na scenie pojawili się Sari Ska Band, zespół grający muzykę reggae i ska. Pozytywna energia i zabawa to hasła, które mogą opisać występ muzyków, ale co więcej? Zarówno Kora, Elżbieta Zapendowska, jak i Piotr Rogucki, byli zdecydowanie na TAK, ale co z Adamem Sztabą? Jak sam wspomniał, w muzyce poszukuje czegoś więcej niż zabawy. Mimo że to muzyka rozrywkowa, energiczna, utwór był zdecydowanie za prosty, a sztuka powinna jednak wyrażać coś więcej niż tylko dobry fun. Zespół wykonał swój własny utwór, łatwo wpadający w ucho, ze stale powtarzającymi się, charakterystycznymi motywami granymi przez instrumenty dęte. Rzeczywiście pełen energii, aż „nogi rwą się do tańca”, ale czy można doszukiwać się w nim jakiejś wyższej formy sztuki, która miałaby doprowadzić zespół do finału? Nie sądzę.

Kolejnym uczestnikiem był Dawid Rajfur, znany z jednej z edycji Mam Talent. Dawid wykonał utwór Kocham Cię kochanie moje zespołu Maanam, co od razu wzbudziło zainteresowanie Kory. Pomimo drobnej krytyki i uwag z jej strony, chłopak otrzymał cztery razy „TAK”.

Nie zawsze wszystko jest tak pięknie jak do tej pory. Na scenie pojawił się zespół C.O.D., który otrzymał cztery zdecydowane „NIE”, a komentarz Adama Sztaby tj.: Rasowi amatorzy w złym tego słowa znaczeniu czy sound gitary wyżerał mi śledzionę tylko podkreślił fakt, jak bardzo nie potrzeba takich „muzyków”, nie tylko w tym programie.

Interesujący za to wydał się zespół Słowianie. Wykonał ukraińską Kołomyjkę. Jurorzy – podobnie jak i ja – byli pod ogromnym wrażeniem zarówno każdego muzyka z osobna, jak i całego zespołu. To prawda – znakomici i instrumentaliści, i młoda wokalistka. Niezwykła energia połączona ze sztuką w pełnym tego słowa znaczeniu. Ogromny podziw wzbudził we mnie zespół instrumentalny, któru pokazał siebie jako wspólnotę tworzącą coś oryginalnego…

Innym zaskoczeniem był młody chłopak zajmujący się na co dzień kompozycją, ale niekoniecznie taką muzyczną. Komponuje on bowiem…. hamburgery, składając coraz to nowe wymyślne kompozycje smakowe. Pasja do gotowania nijak ma się jednak do tego, jaką miłością darzy muzykę. Dimmi Destino wykonał utwór z repertuaru Sary Brightman Nella Fantasia. Męskim sopranem zachwycił wszystkich jurorów, pomimo drobnych nieczystości. Jak twierdzi Piotr Rogucki – porusza on duszę. W dzisiejszych czasach niewielu mamy młodych ludzi, którzy interesują się tego typu muzyką, a jeszcze mniej takich, którzy nie boją się tego prezentować na oczach miliona widzów.

Patsin M Ski Blue to młody chłopak, który – jak wielu z nas – wiele w życiu przeżył. Jak sobie radzi z problemami, jak przekazuje innym to, co czuje? Rapuje. Bez cienia wątpliwości Patryk otrzymał cztery razy „TAK”. To coś więcej niż rap, to coś lepszego – taką opinię wyraziła Elżbieta Zapendowska. Adam Sztaba odebrał występ 22‐latka jako bardzo dojrzałe myślenie podane w znakomity sposób. Nie mogłabym zaprzeczyć ocenom jurorów. Rzeczywiście jest to coś więcej niż rap, coś więcej niż prawda podana na złotej tacy.

Jako dziewiąta na scenie pojawiła się Bożena Korniluk, jednak nie dostała pozytywnych opinii. Nauczycielka śpiewu fałszowała niemal na każdym dźwięku, nie wykazując żadnych predyspozycji wokalnych.

Sleeper – tak określa siebie Sławek Semplewski, który twierdzi, że jest osobą starającą się zrewolucjonizować rynek muzyczny. W tym przypadku zdecydowanie zgodzę się z Elżbietą Zapendowską, która występ oceniła jako: nudny, wymizdrzony, kompletnie bez sensu i nieszczery. Rzeczywiście nie można odnaleźć w występie Sławka żadnych elementów, które miałyby wskazać na to, iż jego muzykę można by nazwać sztuką.

Jak to w Must Be The Music – nie mogło zabraknąć disco polo. W tym odcinku przedstawicielem tego gatunku był Łukasz Gesek, który swoim utworem Muza przekonał do siebie wszystkich oprócz Adama Sztaby.  

Ostatni pojawił się zespół Doomrow, który zaprezentował własny utwór pt. Pay off.  Początkowo od jurorów otrzymali oni trzy zdecydowane „TAK” i jedno mniej zdecydowanie „NIE” od Piotra Roguckiego, którego zdanie bardzo oburzyło Korę. Artystka rzucała jedynie przymiotnikami, które określały zespół jako wybitnie zdolny. Po krótkich sprzeczkach i wymianie argumentów Piotr zmienił jednak zdanie, wciskając „TAK”. Zespół bardzo pozytywny, z dobrymi głosami wokalnymi oraz świetnym perkusistą.

Czy w tym odcinku znalazł się przyszły zwycięzca? Być może, ale też mam nadzieję, że kolejne castingi dostarczą jeszcze większych emocji i większej liczby jeszcze bardziej uzdolnionych muzyków. 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć