Po raz pierwszy w tej edycji mieliśmy okazję usłyszeć występ ośmiu półfinalistów na żywo i… nie bardzo było na czym oko (ucho) zawiesić. Przeciętność przeplatała się z dowcipem i wychodziło byle jak. Ale po kolei.
Program rozpoczęła swoim występem dziewięcioletnia Oliwia Wieczorek. Wybrany repertuar nie przypadł mi do gustu (Radio Hello Enej) – nie do końca pasował do Oliwii, tonacja była za niska, całość, choć żywiołowa – nie wyróżniała się niczym szczególnym. Jury odczuło to podobnie – Adam i Ela dostrzegli niedopasowanie tonacji, a Łozo widziałby Oliwię w bardziej szalonym, rock&rollowym utworze. Ja również. Ale było czysto, i jak na swój wiek ta najmłodsza uczestniczka świetnie panuje nad głosem. Nie było więc nadzwyczajnie, ale jakże dać NIE dziecku? Zagłosowano więc 4xTAK.
CzessBand, ze swoim autorskim utworem Panie cylindrowy wypadł nieźle – lubię takie klimaty wykraczające poza pop i rock, wchodzące w ludowość, folklor, pogranicza. Image też przypadł mi do gustu – a’la francuski robotnik. Nadal tylko nie pojmuję dodatku w postaci ganiającego po scenie człowieka (tym razem w cylindrze z iskrami). Jury było na TAK – chwalono nawiązywanie do tradycji (Adam) i indywidualizm niemal jak z filmu (Łozo).
Nie powiedziałabym, że rozczarowała, ale na pewno zaskoczyła mnie dziś Katarzyna Moś. Wyborem repertuaru. W życiu nie skojarzyłabym piosenki Czerwony jak cegła Dżemu z nią. Wywołało to we mnie mieszane uczucia – z jednej strony wskazuje to na jej wszechstronność, z drugiej – na niezdecydowanie i brak pomysłu na siebie. Ja, podobnie jak Łozo, widziałabym ją raczej w repertuarze divy, a nie polskim rocku… Oczywiście głosowo było świetnie, jednak… dziwnie. Jury również nie było zachwycone – Adam dał TAK zastrzegając, że tego występu wolałby nie widzieć. Z kolei Korze się podobało. Ale Ela i Łozo zagłosowali na NIE – Eli nie podobały się męskie końcówki (czerwony jak cegła zamiast czerwona jak cegła. Słusznie), Łozowi repertuar. Widzom jednak wystarczył głos Kasi, a może spodobało się też ryzyko jakie podjęła. Przeszła do finału największą ilością głosów.
Zespół Ustronsky dobrze zaprezentował się w autorskim kawałku Leniwy Daniel, choć stylem, jak słusznie zauważył Łozo, przypominali Blues Brothers. Mnie to nie przekonało, ale instrumentalnie – świetnie. Jurorzy także wahali się, czy moda na takie klimaty ponownie zapanuje, ale dali 4xTAK
Z kolei Tax Free ładnie wykonał własny utwór Moje małe nieba. Pojawił się przyjemny, niemal chilloutowy, nastrój. Właściwie podobało mi sie, ze jako jedyni postawili na balladę, choć nie była to propozycja ambitna. Jurorzy byli zachwyceni, chwalili wokal (Ela), ale przede wszystkim ową atmosferę, którą udało się zespołowi stworzyć (m.in. Łozo). Widocznie ta magia podobała się również telewidzom – Tax Free to drugi zespół, która usłyszymy w finale.
Tomasz Madzia dowiódł swoich umiejętności gitarowych w Satch Boogie Joe Satrianiego. Jednak jak dla mnie była to taka długa solówka, która powinna być wstawką – Tomek nadaje się do bandu, w którym mógłby się takimi improwizacjami popisać. Nie widzę go jednak jako indywidualnego artysty. Jury zagłosowało 4xTAK.
Gethomill Lomarre zaprezentował kiepskie wokalnie, ale pozytywne reggae (utwór Zostań ze mną). Przeciętnie. Ale jury się podobało (Ela nawet typowała Gethomila do finałowej dwójki, czym mnie zszokowała).
Tym razem także zespół Empire mnie nie przekonał. Było gorzej niż na castingu. Endless Fight w miejscach śpiewanych przerażało niedociągnięciami, ryk fajny ale nic poza tym. Jurorzy wytknęli Marzenie Drzeżdżon brak warsztatu wokalnego, ale zagłosowali pozytywnie. Zdaniem Kory nawet byli materiałem na zwycięzców. Prognoza ta się jednak nie sprawdziła.
W czasie głosowania mieliśmy okazję usłyszeć występ zespołu, który stał się symbolem programu Must Be The Music – Enej zaśpiewał tym razem Skrzydlate ręce.
Wynik głosowania był… rozsądny – przeszła Kasia Moś i Tax Free. Liczę jednak na wyższy poziom za tydzień.