O wpływ muzyki na nasze zachowanie najlepiej byłoby zapytać ekspertów w dziedzinie psychologii, jednak dla muzycznych pasjonatów, znawców czy laików, kwestia ta nie jest obca. Często słyszy się o czarno-białym jak klawisze fortepianu podziale na muzykę „dobrą” i „złą”, wzorcową i mierną, uszlachetniającą i deprawującą – albo po prostu poważną i popularną. Rozczarować może się ten, kto ślepo wierzy w ów szablonowy schemat. Nie zawsze to, co dobrze skomponowane artystycznie musi za sobą nieść to, co dobre moralnie.
Nie ulega wątpliwości, że słuchając muzyki wybitnych kompozytorów możemy odczuć wielką siłę umoralniającą, powiązaną z pewnym stanem wzniosłości przeżywanym w chwili muzycznego uniesienia. Ale czy słuchając „dobrej” muzyki stajemy się lepszymi ludźmi? Niekoniecznie.
Wie o tym najlepiej wielbiciel Beethovenowskiego geniusza Alexander DeLarge – bohater Mechanicznej Pomarańczy (1971), ekranizacji powieści Anthony’ego Burgessa w reżyserii Stanleya Kubricka, który, zachwycając się szczególnie dźwiękami IX Symfonii, czerpał przyjemność ze świadomego zadawania bólu i cierpienia innym, także własnym towarzyszom. Alex wielbił jednocześnie piękno muzyki poważnej i brutalność barbarzyńskich czynów, a dokonywane przez niego akty gwałtu i przemocy były wręcz idealnie synchronizowane z rytmem utworów, które tak bardzo kochał.
Niemoralne zachowanie Alexa obróciło się przeciwko niemu, kiedy poddał się więziennemu eksperymentowi w celu odzyskania wolności za cenę utraty wolnej woli. Zmuszony do oglądania filmów z brutalnymi scenami nabrał obrzydzenia nie tylko do tego, co zobaczył, ale i do tego co usłyszał. Odtąd IX Symfonia – użyta jako akompaniament do niemych obrazów zbrodni Hitlerowskich – stała się narzędziem tortur bohatera Mechanicznej Pomarańczy. „To grzech! To grzech! To grzech!”, wrzeszczał Alex przywiązany do krzesła w sali kinowej kierując swoje oburzenie do inicjatorów eksperymentu, którzy ze zdziwieniem dopytywali: „Grzech? Jaki grzech?” „To! Wykorzystanie Ludwika Van w ten sposób! On jest niewinny! Beethoven tylko komponował muzykę!”, krzyczał dalej, choć niegdyś sam inspirowany muzyką niemieckiego kompozytora był zdolny do podobnych występków.
Dzieło Beethovena nie było tylko tłem dla wyrządzonych krzywd, samo również zostało skrzywdzone. Przekształcone elektronicznie przez Wendy Carlos stało się ofiarą – wręcz „niemoralnego” – gwałtu na kanonie muzycznego piękna.
Wyleczony i nastawiony na czynienie dobra Alex nie potrafił dopuścić się jakiejkolwiek przemocy, nawet w obronie własnej. Był bezbronny także wobec IX Symfonii. Jej dźwięki wyzwalały w nim mdłości i pragnienie własnej śmierci. Po nieudanej próbie samobójczej, bohater Mechanicznej Pomarańczy umiera w mękach, skazany na wysłuchanie finałowej części Beethovenowskiego utworu. Trudno pojąć, że muzyka jako przykład doskonałego piękna może być zarazem tak niebezpieczna.
Rzecz jasna, nie sposób traktować muzyki poważnej wyłącznie jako „ciemnej mocy”, mimo, że znalazłoby się na to przekonujące dowody. Jednym z nich jest fakt, że słuchając muzyki nie możemy od niej uciec – próba zatkania uszu nie jest tak skuteczna jak zamknięcie oczu, gdy nie chcemy patrzeć na gorszący nas widok. Nie lekceważmy zatem potęgi muzycznych dźwięków zwłaszcza, gdy znajdują się one w rękach zręcznego manipulatora. Nie zapominajmy także, że zakładanie maski „dobrego gustu” nie usprawiedliwia tych, którzy używają wzniosłej i pełnej patosu muzyki jako tła dla wyrafinowanych „zabaw” ze złem.