dr hab. prof. UJ Magdalena Szpunar, fot. HOLLYBABA dla Igrzysk Wolności 2021

wywiady

Muzyka i wrażliwość. Rozmowa z dr hab. prof. UJ Magdaleną Szpunar

Dr hab. prof. UJ Magdalena Szpunar pracuje na Uniwersytecie Jagiellońskim w Instytucie Dziennikarstwa Mediów i Komunikacji Społecznej, gdzie kieruje Zakładem Nowych Mediów. Jest autorką licznych publikacji, a jej zainteresowania naukowe obejmują problematykę związaną z psychospołecznymi aspektami odbioru muzyki.

Małgorzata Gamrat: Muzyka i jej zdolność oddziaływania na ludzi była opisywana już przez Platona. Uważał on (zobacz Państwo), że dzięki muzyce można ukształtować dobrego obywatela, że powinna ona stanowić element edukacji każdego i być dobierana w zależności od tego, kim ma się stać przyszły obywatel. Z kolei Jan Jakub Rousseau (Dictionnaire de Musique) dostrzegł, że muzyka może oddziałać tak silnie na emocje człowieka, dzięki swojej zdolności przywoływania ludzkich wspomnień, że ten zdolny będzie do irracjonalnych zachowań (na przykład mimo groźby śmierci – zdezerterować, by zobaczyć dom). Ideę, że muzyka może odmalowywać czy przywoływać wspomnienia, rozwinęli twórcy romantyczni – zarówno pisarze (na przykład Senancour czy Balzak), jak i muzycy z Berliozem, Lisztem czy Wagnerem na czele. Dziś muzyka jest niemal wszędzie i towarzyszy nam prawie przez cały czas w różnych formach (nie mówiąc już o jej różnorodności), zdaje się nawet, że jedynie firmy typu Muzak korzystają świadomie (i z premedytacją) ze zdolności muzyki do oddziaływania na ludzi i ich zachowanie (na przykład zwiększając ich chęć wydawania pieniędzy w galeriach handlowych). Jak z perspektywy medioznawcy-erudyty wygląda dziś zdolność muzyki do oddziaływania na ludzi, szczególnie w sferze emocji i asocjacji muzyka – wspomnienia oraz różnorodnych uzewnętrznień tych powiązań w mediach?

Magdalena Szpunar: Bliskie jest mi myślenie o muzyce, które prezentował Claude Lévi-Strauss, który uważał, iż muzyka jest językiem niesprowadzalnym do żadnego innego, pozwalającym mówić to, czego w inny sposób powiedzieć się nie da. Inaczej ujmując, możemy powiedzieć, iż muzyka jest językiem emocji i nastrojów, umożliwiającym ekspresję wielu wymiarów i subtelności emocji, pozwalając wyrażać to, co trudne, a czasem niewyrażalne. Już Immanuel Kant opisywał muzykę jako intensywnie poruszającą, wzruszającą umysły w sposób różnorodny, chociaż krótkotrwały, to jednak głęboki. Emocje muzyczne mogą być indukowane w sposób pośredni poprzez indywidualne procesy wyobrażeniowe, ale także zbiorowe, które łączyć mogą dane doświadczenia z kontekstem muzycznym. Kulturowe skojarzenia mają istotne znaczenie dla procesu odbioru muzyki. Na przykład dźwięk organów zwykle kojarzymy z kościołem, a w związku z tym z pobożnością i religijnością. Z kolei dźwięk gongu przywodzi na myśl Wschód, wywołując wrażenie tajemniczości i egzotyki. Trzeba przy tym poczynić zastrzeżenie, iż to, co kulturowo utrwalone, może wchodzić w konflikt z partykularnymi doświadczeniami. O ile zatem na przykład melodie kolęd zazwyczaj aktywują pozytywne wspomnienia wiążące się z dzieciństwem, świętami, czasem beztroski, u osoby samotnej i starszej mogą ewokować całkowicie odmienne wrażenia.

M.G.: Żyjemy dziś w, jak to ujęłaś w jednej ze swoich prac, czasach „cyfrowego narcyzmu”[1] i medialnej „hiperobecności”[2], kiedy ludzie skupiają się na kreowaniu własnego wizerunku dla świata zewnętrznego, najczęściej w mediach społecznościowych. Muzyka stanowi jeden z elementów tej kreacji, ale czy rzeczywiście ma ona związek z prawdziwym „ja”, czy porusza w jakikolwiek sposób „wewnętrznie”, czy stanowi raczej kolejną warstwę tworzonego na potrzeby innych obrazu, w którym wrażliwość bywa eleganckim, nawet modnym, jednak tylko dodatkiem? 

M.S.: Emocje muzyczne są rezerwuarem pozytywnych zasobów kształtowania siebie czy doświadczania sensu. Emocje, które wzbudza muzyka, pozwalają między innymi przezwyciężać izolację społeczną, wzmacniać kontakty z innymi ludźmi, redukować napięcie w kontaktach interpersonalnych oraz wzmacniać spójność grupy. Pozytywnie wpływają na nas dźwięki wysokie, gdyż poprawiają nastrój, zaś dźwięki niskie aktywują w odbiorcach odczucie majestatyczności, godności czy powagi. Znaczenie ma tutaj także tempo utworu – szybkie aktywizuje, wolne sprzyja odprężeniu i relaksacji. Wydaje się, że szczególnie ważną funkcję pełni muzyka w okresie adolescencji. Okres adolescencji jest czasem, w którym kształtują się preferencje muzyczne. Muzyka stanowi istotny element przynależności, ale i spójności określonej grupy czy subkultury rówieśniczej. Okres dojrzewania, mocno związany z silnymi przeżyciami emocjonalnymi, zwykle wiąże się z równie intensywnymi więziami społecznymi, których istotnym spoiwem stają się muzyczne przeżycia, muzyczne wspólnoty i przynależność fanowska. Muzyka zdecydowanie ułatwia nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami, znacznie obniżając „barierę wejścia” do grupy, pozwala pokonywać kryzysy tożsamości, redukuje emocjonalne napięcie, czy pozwala radzić sobie z wewnętrznymi konfliktami. Badania pokazują, że osoby o podobnych preferencjach muzycznych cenią sobie grupę do której przynależą bardziej niż osoby, które takiej koherencji muzycznej nie dostrzegają w swoim otoczeniu. Bywa jednak tak, że słuchanie określonego typu muzyki stanowi wyłącznie kolejny element fasadowy. Szczególnie ludzie młodzi, mocno podatni na ocenę rówieśniczą, mogą prezentować otoczeniu nieprawdziwe preferencje muzyczne po to, by się przypodobać, zyskać akceptację i możliwość przynależności do szerszej społeczności.

M.G.: Nawiązując do poprzednich pytań, jak widzisz, obserwując różnego rodzaju media, kwestię muzyki i empatii – czy jest ona w stanie uwrażliwić człowieka i sprawić, że będzie bardziej otwarty na drugą osobę, na innych ludzi (w tym Innego pod różnymi postaciami), szczególnie teraz, w dobie kryzysów migracyjnych i koczujących na granicy uchodźcach? 

M.S.: Istnieją badania, które pokazują, iż osoby słuchające muzyki heavy metalowej czują się dzięki niej bardziej zmotywowane, bardziej pewne siebie i samoakceptujące. Z kolei preferowanie muzyki „lżejszej”, takiej jak soft rock czy pop, łączy się zwykle z przejawianiem postaw konformistycznych i nadmiernym poczuciem odpowiedzialności. Chłopcy i mężczyźni w wieku 13–44 lat słuchający metalu charakteryzują się niższym poziomem lęku i są mniej depresyjni w porównaniu do osób niesłuchających takiego gatunku muzyki. Z kolei zainteresowanie śmiercią, często łączące się z wyborem muzyki metalowej, okazuje się stanowić istotny czynnik oswajania z problematyką tanatologiczną i własną śmiertelnością. Istnieją jednak badania wskazujące na odmienne tendencje. Badanie z 2007 roku zrealizowane na próbie 4159 holenderskich nastolatków w wieku 12–16 lat pokazało, że nastolatki słuchające rocka, heavy metalu, punka, hardcore’u, grunge’u oraz muzyki gotyckiej wykazują wysokie wyniki na skali lęku, depresji oraz wycofania, a także różne problemy w funkcjonowaniu społecznym. Podobne wnioski płyną z trwających 5 lat badań longitudinalnych Katriny McFerran, która poddała ocenie stan zdrowia i tryb życia uczniów w wieku 13–18 lat. Jej badania dowiodły, że nastolatki słuchające ciężkiego metalu częściej zgłaszają problemy z psychiką, ujawniają stany lękowe, a także częściej chorują na depresję. Zależności takiej nie stwierdzono wśród fanów rapu, rocka i popu. Muzyka z pewnością stanowi ważny czynnik uwrażliwienia, jednakże stawianie tezy, iż wprowadza wyraźną zmianę społeczną, byłoby chyba nadużyciem. Chciałabym wierzyć w siłę muzyki w sprawczości, jednakże sądzę, że o ile ten wpływ można wskazać, zwykle ma on charakter krótkotrwały.

M.G.: Żyjemy dziś w niespotykanym dotąd pędzie, skupienie się na czymkolwiek czy głębsza refleksja zdają się zanikać (jeśli już nie zniknęły) – jak piszesz – obserwujemy „ubóstwo uwagi”[3], a jeszcze nie tak dawno temu potrafiliśmy słuchać, myśleć nad tym, co słyszymy, czuć, przeżywać to. Dla pokolenia naszych rodziców powiązanie muzyki z konkretnym wydarzeniem czy przemianami dziejowymi (lub życiowymi), nadanie im funkcji symbolu było czymś naturalnym. Piosenki, takie jak Mury Kaczmarskiego, Wind of Change Scorpionsów czy San Francisco Scotta McKenziego, miały znaczenie symboliczne, wiązały się ściśle z losami całych nacji, grup społecznych czy z zachodzącymi w świecie zmianami. Czy dziś da się zaobserwować podobne asocjacje muzyki, zdarzeń, ludzi i emocji, które temu towarzyszą? Czy media wspierają te połączenia? Czy utwory-symbole mają jeszcze moc oddziaływania na odbiorców i wpływania na ich wrażliwość lub działania czy poczucie tożsamości większej lub mniejszej grupy? 

M.S.: Interesujących wniosków dostarczają badania nad związkami preferencji politycznych z muzyką. Okazuje się, że jednostki konserwatywne wybierają muzykę, którą można określić jako „pogodną i konwencjonalną”, zaś liberalnie zorientowani preferują muzykę bardziej refleksyjną i złożoną, a także „intensywną i buntowniczą”. Zwolennicy muzyki, którą określono jako „intensywno-buntowniczą”, do której zaliczono rock, metal i muzykę alternatywną, cenią sobie przede wszystkim wolność, indywidualizm, krytyczne myślenie, a także bunt. Kategorię wolności można uznać jako jedną z naczelnych wartości rocka. Wśród postaw życiowych słuchających rocka i metalu dominuje wycofanie oraz pasywna rezygnacja, a oceny sytuacji społecznej na świecie są zwykle negatywne. Trzeba jednak podkreślić, iż równie duża grupa fanów tego typu muzyki jest aktywnie kontestująca. Entuzjaści rocka i metalu w niewielkim stopniu przejawiają szacunek wobec autorytetów, są niezaangażowani religijnie lub ateistyczni. Rewolucyjność rocka wynikała przede wszystkim ze specyfiki samego przekazu, który on proponował, bazując na dużej intensywności, głośności i szybkości. Owa zmiana była tak znacząca, że spowodowała „przestrojenie” wrażliwości odbiorców. Badania potwierdzają, jak ważnym elementem kształtowania tożsamości i wiedzy o sobie samym staje się muzyka. Istnieją badania, które wskazują, że słuchanie określonej muzyki – rocka, hard rocka, rapu, punka czy heavy metalu, wiąże się u młodych osób z trudnościami i poszukiwaniami tożsamościowymi. Preferowanie muzyki, takiej jak punk, heavy metal oraz reggae, łączy się także z wysoką potrzebą doznań. Owa potrzeba zwykle wiąże się z koniecznością eksperymentowania w różnych wymiarach. Okazuje się, że osoby preferujące muzykę rockową są bardziej skłonne do sięgania po różnego rodzaju substancje psychoaktywne i eksperymentowanie z nimi niż nie słuchający tego typu muzyki.

M.G.: W naszych (dość smutnych) czasach emocje często bywają ukrywane lub racjonalizowane[4], nie pokazujemy ich na zewnątrz, jakbyśmy się ich bali (chyba że akurat na ich „wylewnym” okazaniu można coś zyskać), zostały one spłycone do emotikonów, które często są klikane automatycznie bez głębszej refleksji czy empatii. Taka postawa w pewnym stopniu nas „odczłowiecza”, może wpływać na powstawanie chorób psychosomatycznych, które często wynikają z tłumionych, nieprzepracowanych (budzących swym istnieniem zawstydzenie) emocji. Czy badając media, trafiasz na działania ich użytkowników, które wskazywałyby na to, że muzyka stanowi jakieś antidotum na te problemy, pomaga choćby rozwiązać kwestię nadmiaru realnie przeżywanych emocji, które można przy jej pomocy „wyrzucić z siebie”, nie narażając się na złamanie obowiązującej obecnie etykiety? Czy może jest odwrotnie?

M.S.: Badania wyraźnie wskazują, iż słuchacze rozpoznają i różnicują emocje, które „zawiera” dzieło muzyczne, a osobiste doświadczanie konkretnej emocji wpływa na adekwatne jej rozpoznawanie. O tym, że wpływ muzyki na emocje jest realny, a nie tylko wyobrażeniowy i deklaratywny, przekonują badania, które pokazują, iż „smutne” utwory muzyczne wpływają na zmiany w częstotliwości bicia serca oraz ciśnienia krwi, przewodność skóry, a także temperaturę ciała słuchaczy. Muzyka, którą określono jako „wyrażającą strach i niepokój” wyzwalała zmiany krążeniowe i w obrębie parametrów tętna. Z kolei muzyka „radosna” powodowała u badanych zmiany w parametrach oddychania. Wyniki te potwierdzone zostały przez neuroobrazowanie, które dowiodło, iż podczas słuchania muzyki aktywizowane zostają analogiczne obszary mózgu, co w przypadku emocji naturalnych. Ciekawe wyniki przynoszą badania prowadzone za pomocą tomografii i rezonansu magnetycznego, które wyraźnie wskazują, iż podczas słuchania muzyki aktywowany zostaje układ nagrody w mózgu, który wzbudzany jest zwykle w stanach naturalnej euforii, którą wywołać może jedzenie czekolady, korzystanie z używek czy seks.

Słuchanie muzyki aktywuje u słuchaczy liczne reakcje behawioralne, między innymi: ciarki, dreszcze, gęsią skórkę, ucisk w gardle, przyspieszenie bicia serca, płacz, pocenie się, a także pobudzenie seksualne.

Wśród najczęstszych reakcji na muzykę najczęściej występują ciarki (90%), a tego typu reakcja pojawia się zazwyczaj przy słuchaniu muzyki interpretowanej jako smutna, co ciekawe kobiety odczuwają je częściej niż mężczyźni. Okazuje się, że u większości badanych muzyka aktywuje odczucia pozytywne, takie jak odprężenie, radość, rozbawienie, a jedynie u niewielkiej grupy badanych te o charakterze negatywnym – złość, agresję, niepokój czy żal. Osoby w złym nastroju niechętnie sięgają po muzykę określaną jako energetyczna i radosna, w przeciwieństwie do osób w dobrym nastroju. Interesujące wydaje się udzielenie odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie sięgają po smutną muzykę, pomimo że wywołuje ona w nich uczucie smutku. Okazuje się, że istotnym czynnikiem tego wyboru staje się rozumienie i nazywanie własnych emocji i nastrojów. Muzyka ułatwia interpretację własnego samopoczucia i utrzymanie go. Co ciekawe, wolimy dany nastrój utrzymywać, „wzmacniać” go, niż za pomocą muzyki modyfikować. Ważnym jest zastrzeżenie, że emocje, które są postrzegane przez słuchacza, nie muszą być tożsame z odczuwanymi. Muzyka może być odbierana jako smutna, zaś doświadczenia związane z jej słuchaniem mogą mieć charakter pozytywny. „Smutna” muzyka może wywoływać odczucia pozytywne, a jej słuchacze rzadko stawiają sobie za cel poprawę nastroju. Powiedzieć należy więcej – w pewnych sytuacjach świadomie dążymy do odczuwania i podtrzymania emocji raczej negatywnych niż pozytywnych. Smutną muzykę preferują osoby otwarte na doświadczenia i empatyczne, które smutek w muzyce przeżywają intensywnie. Przyjemność z odbioru muzyki intensyfikuje sam styl słuchania: im bardziej jest on empatyczny oraz im bardziej skoncentrowana jest uwaga, tym większa jest przyjemność płynąca ze słuchania.

M.G.: Piszesz pięknie o wrażliwości jako darze, o tym, że pozwala ona dostrzec więcej, więcej faktów połączyć, wyciągnąć ciekawsze wnioski, zauważyć więcej barw otaczającego nas świata, że jest on piękniejszy, bardziej złożony. Jednocześnie jest ona nieakceptowana jako cecha charakteru, jako coś, co przeszkadza, rozmiękcza, a powinna być – pielęgnowana i rozwijana. Pracując ze studentami uczelni artystycznej, z młodymi muzykami, polecam im Twój tekst[5], który stanowi dla nich inspiracje, ale też i wsparcie – oto ktoś „z zewnątrz”, profesor z Uniwersytetu Jagiellońskiego mówi, że to, co społeczeństwo postrzega jako „balast”, jest ich skarbem, wyjątkową zdolnością, orężem i narzędziem pozwalającym pełniej czerpać z życia, muzyki (sztuki w ogóle) i doceniać cudowność świata, w którym żyjemy. Co podpowiedziałabyś tym młodym ludziom w kwestii rozwijania wrażliwości i jednocześnie chronienia jej oraz ich samych przed tym, co „zewnętrzne” i niszczycielskie wobec piękna i wrażliwości?

M.S.: Procesy Weberowskiego „odczarowania świata” i schłodzona racjonalność
spowodowały, że żyjemy w świecie, w którym raczej nie ma miejsca dla wrażliwości. Bardziej liczy się efektywność, osiąganie wyników i skuteczność działania niż nieracjonalna słabość wrażliwości. Mamy do czynienia ze światem, w którym maksymalizuje się zyski, a nie dba o nieefektywne, „przeszkadzające” emocje. Profesjonalizm domaga się bowiem wyrugowania emocji, wejścia w bezosobową rolę, stania się elementem machiny biurokratycznej sprawności. Może to banalne, ale młodym ludziom powiedziałabym przede wszystkim to, że pomimo wszystko trzeba ów trudny dar w sobie pielęgnować, nie traktując go jako stygmatu czy zbędnego balastu. Z pewnością „wrażliwcom” jest trudniej, ale z drugiej strony żyją przecież głębiej i piękniej. Wydrenowane z emocji społeczeństwo, nastawione na skuteczność i efektywność nakazuje nam tłamsić w sobie wrażliwość. Nie poddawajmy się temu dyktatowi, bo to właśnie nasza wrażliwość decyduje o naszym człowieczeństwie. Choć schłodzone Weberowską racjonalnością społeczeństwa eliminują wrażliwość z rezerwuaru zachowań właściwych ich członkom, to istnieje pewna enklawa, w której cecha ta wydaje się szczególnie pożądana. Mam na myśli właśnie działalność o charakterze artystycznym. To właśnie od artystów w sposób niepisany oczekuje się ponownego zaczarowania świata, bycia w kontrze, siania twórczego fermentu.

Artyści pełnią niezwykle ważną rolę katalizatorów wrażliwości, a także kanalizują kłębiące się w społeczeństwie podskórnie emocje. Dzięki ich działalności emocje znajdują ujście, a także chronią przed nieznośnym, racjonalnym uporządkowaniem. Wrażliwość i zdolność artysty do wyłuskiwania z otoczenia pęknięć, rys i niejednoznaczności sprawia, że staje się on czuły na niezwykle subtelne sygnały, które osoba pozbawiona tej wrażliwości, ale także uważności pomija lub uznaje za nieważne.

Artysta może być zatem skuteczniejszy we wczesnym prognozowaniu od futurologa czy prognostyka, choć niewiele osób skłonnych jest go słuchać. Brak bowiem w jego diagnozie rzeczywistości racjonalnych i wyważonych ocen. Ale przecież w sztuce chodzi właśnie o to, by wstrząsać, wyciągać z marazmu, szokować i zmuszać do rekonstrukcji zasiedziałych w nas przekonań. Jak trafnie określił rolę artysty w kulturze Ezra Pound: „artysta to system nerwowy gatunku”. Bez systemu wczesnego ostrzegania, którym staje się działalność artystyczna, łatwo pominąć kłębiące się w społeczeństwie i kulturze destruktywne emocje.

M.G.: Od razu zapytam o to, co najbardziej aktualne – o życie po pandemii lub z pandemią, o czas nasilonych problemów psychicznych w całym społeczeństwie (statystyki depresji i samobójstw u dzieci porażają). Czy muzyka ma jeszcze szanse nam pomóc? Przywrócić nam bogactwo emocjonalne, odwagę bycia wrażliwym i empatycznym?

M.S.: John Stuart Mill, opisując swoje młodzieńcze doświadczenia związane z melancholią czy anhedonią, przyznawał, iż muzyka stanowiła dla niego remedium na egzystencjalne bolączki. Nie inaczej jest teraz, dla wielu ludzi muzyka stanowi realną pomoc w radzeniu sobie z trudnymi doświadczeniami, a pandemia z pewnością do takich należy. Muzyka ważną rolę w oddziaływaniu na psychikę człowieka. Wpływa na korekcję zaburzonych funkcji, stymuluje do rozwoju w warunkach ograniczonego dostępu do bodźców, usuwa napięcie psychofizyczne, ale także staje się dostarczycielem pozytywnych doświadczeń.

Muzykoterapia poprawia samopoczucie, nastrój, redukuje, a nawet usuwa lęk, pozwala odreagować napięcia, pobudza wyobraźnię, wpływa na poprawę relacji z innymi.

W trudnym czasie pandemii może ona stanowić rzeczywistą, realną pomoc w radzeniu sobie z tym, co trudne. 

M.G.: „W tym, jak słyszymy i czego słuchamy zawiera się klucz do zrozumienia kondycji współczesnego człowieka”, piszesz w jednym z rozdziałów książki Kultura algorytmów[6]. Czy dzisiejszy słuchacz potrafi jeszcze słuchać muzyki poprzez wypracowane na jej gruncie przez stulecia kody i symbole? Nie chodzi tu nawet o świadome rozpoznawanie afektów, figur retorycznych, semiotycznych odczytań znaków czy funkcjonujących w obrębie sztuki dźwięków kodów, a raczej o pewne intuicyjne (mocno zakorzenione w naszej kulturze), niekiedy pogłębione refleksją słuchanie, pozwalające uchwycić to, co ważne, na co zwraca nam uwagę wykonawca czy autor (na przykład poprzez gest podkreślający słowa, odwołanie intertekstualne do zdarzeń, innych tekstów, postaci…).

M.S.: Wyróżnić możemy trzy podstawowe modele odbioru muzyki: zmysłowy, ekspresywny i czysto muzyczny. Theodor Adorno uważał, iż na miano „właściwego słuchania” zasługuje jedynie słuchanie strukturalne, analityczne. Ten typ odbioru muzyki sprawia, że łatwo analizować samą strukturę dzieła muzycznego, ale przy okazji traci się wrażliwość na muzyczne emocje i związane z nimi niuanse. Najwyżej w muzycznej hierarchii odbiorczej przedstawiciel szkoły frankfurckiej umieszcza eksperta, który łączy w sobie właściwości wrażliwego artysty, dobrego rzemieślnika i teoretyka muzyki. Nieco niżej lokuje dobrego słuchacza, który „dobrze zna język” (muzyki), jednak nie zagłębia się w detale. Kolejne miejsce zajmuje słuchacz wykształcony, który zainteresowany jest wyłącznie techniką interpretacji. Najniżej ocenia on słuchacza emocjonalnego, który skłonny jest delektować się wywoływanymi przez muzykę skojarzeniami. Techniczna poprawność to za mało, gdyż kiedy się ją już uzyska, emocje muszą powrócić, gdyż w przeciwnym razie pozostanie tylko kostyczna poprawność.

M.G.: Na koniec jeszcze jedno pytanie, zamykające nasze rozważania, z których mimo pesymistycznych elementów, przebija się wielka wiara w człowieka: jesteś Ambasadorką kampanii społecznej Save the Music i ekspertką Fundacji MEAKULTURA. Dlaczego zdecydowałaś się działać na rzecz kultury muzycznej i propagować jej dobroczynny wpływ na człowieka? Jakie, Twoim zdaniem, korzyści wynikają z faktu, że kampania rozwijana jest przez organizację pozarządową, a nie narodową instytucję kultury (poza ewidentnym minusem jakim jest finansowanie naszych działań)?

M.S.: Zawsze warto dołączać do inicjatyw, które niosą za sobą jakąś wartość. Projekty Fundacji MEAKULTURA z pewnością do takich należą. Kolejny raz się przekonuję, że można robić wspaniałe, wartościowe rzeczy bez wielkich nakładów finansowych, a kluczowe znaczenie ma pasja i chęć działania. Sama od kilku lat prowadzę aplikację do badań sondażowych ebadania.pl. Prowadzimy ją wspólnie z mężem zupełnie charytatywnie, nie pobierając żadnych opłat za korzystanie z aplikacji, nie zarabiamy też na reklamach. Wielokrotnie spotkałam się ze zdziwieniem, że tego projektu nie monetyzujemy, a kultura daru, którą w ten sposób staramy się pielęgnować, być może zachęci kogoś do bezinteresownego działania na rzecz innych. Analogicznie postrzegam działania MEAKULTURY, które mam nadzieję uczynią tematykę okołomuzyczną mocniej rozpoznawalną i ważną dla społeczeństwa. Życzę Fundacji, żeby tak się stało, a obserwując i współuczestnicząc w jej działaniach, nie mam najmniejszej wątpliwości, że tak się stanie.


[1] Zob. M. Szpunar, Kultura cyfrowego narcyzmu, Kraków 2016.
[2] Zob. M. Szpunar, Medialna widoczność jako emanacja hiperobecności, [w:] taż, (Nie)potrzebna wrażliwość, Kraków 2018.
[3] Zob. M. Szpunar, Bogactwo informacji a ubóstwo uwagi w cyfrowej kulturze nadmiaru, [w:] taż, Imperializm kulturowy Internetu, Kraków 2017.
[4] Zob. M. Szpunar, Racjonalizacja emocji a empatia, [w:] taż, (Nie)potrzebna wrażliwość, Kraków 2018.
[5] Zob. M. Szpunar, (Nie)potrzebna wrażliwość, [w:] taż, (Nie)potrzebna wrażliwość, Kraków 2018.
[6] Zob. M. Szpunar, Ekologia pejzażu dźwiękowego, [w:] taż, Kultura algorytmów, Kraków 2019, s. 85.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć