felietony

(Nie)cicha woda czyli o "wodofonie"

Na pierwszy niepodejrzliwy „rzut oka” Richard Waters przypomina przeciętnego Amerykanina chodzącego na niedzielne obiady wraz z rodziną do bardzo szanowanej na zachodzie „restauracji” o nazwie McDonalds. Ten niczym niewyróżniający się Pan to twórca oryginalnego, atonalnego instrumentu – waterphone’u. Przy dokonaniu swobodnej translacji na język polski nazwa brzmiałaby prawdopodobnie „wodofon”, lecz w kraju nad Wisłą ta woda jeszcze jest zbyt cicha, by móc w pełni w niej się zanurzyć. Z niniejszego powodu autor tego tekstu przedzierając się przez anglojęzyczne witryny dokona próby skrótowego przedstawienia „wodofonu”, zachowując jednocześnie nienaganną staranność o treść merytoryczną.

Z żywiołu powstały

Pierwszy waterphone powstał pod koniec lat ’60 i od tamtej pory, aż do dziś powstało ich około tysiąca. Waters pierwowzór wykonał ze stali nierdzewnej i brązu. Ogólnie rzecz ujmując, jest to instrument powstały z różnych stopów metalu. „Wodofon” często jest opisywany jako akustyczny syntezator. Istnieją 3 odmiany instrumentu (przedstawione na ilustracji poniżej):

 Źródło: www.waterphone.com

            – MegaBass (po lewej stronie) mający 16cm średnicy i około 14cm wysokości

            – Whaler (w centralnym miejscu) o średnicy 12cm i wysokości 14cm

            – Bass (po prawej stronie) o średnicy 14cm i wysokości 14cm

Każdy z wymienionych typów różni się wymiarem. Im większa średnica, tym większa ilość prętów, która wpływa na rozszerzenie zakresu dźwiękowego instrumentu. Na fotografii niektóre pręty oznaczone są nieprzypadkowo czerwonym kolorem, są to tzw. Power Rods, czyli „pręty mocy”. Power Rodspozostają w „sympatetycznych” relacjach z rezonatorem, potocznie mówiąc z „podstawą” instrumentu przypominającą talerz[1].

Angielski przymiotnik „sympathetic” niemający swojego synonimu w języku polskim można odnieść do sympathetic strings. Owe strings w tym przypadku mają postać prętów. Stąd już niedaleka droga do określenia relacji między Power Rods, a bottom pan. Sympathetic strings wskazuje na pręty, które nie są wprawiane w ruch bezpośrednio przez ciało na nie oddziałujące. Poprzez wybrzmiewanie innych w sąsiedztwie są one również „pobudzane”. W tym przypadku można mówić o symbiotycznym związku Power Rods z bottom pan. Do gry używa się tzw. mallet, czyli drewnianych młotków podobnych do pałeczek ksylofonu lub piły. Stąd też, ze względu na dwojakie użytkowanie można go nazwać perkusyjnym i strunowym instrumentem muzycznym.

Nurtujące pytanie, które nasuwa się jako pierwsze się wysuwa to „Gdzie ta woda?”. Woda jest, znajduje się wewnątrz rezonatora, swoją obecnością tworząc dźwięk przypominający szum wody[2] lub, jak sądzą niektórzy, whalephones[3].

Źródło: www.waterphone.com

Do diabła z nim

Waterphone poswatał z inspiracji Richarda Watersa malarstwem akwarelą. Początkowo wynalazca zaczął działać na polu grafiki komputerowej, później zaczął tworzyć coraz to bardziej abstrakcyjne rzeczy jak np. wodne krajobrazy. Aż w końcu powstał waterphone. Instrument cieszył się dużym zainteresowaniem, jak sam autor wspomina. Waters więc nie zrezygnował z malarstwa, lecz postanowił skupić się w równym stopniu na malowaniu i tworzeniu instrumentów. Poza „wodofonem” powstało jeszcze kilka innych instrumentów, o których artysta nie mówi za wiele, więc przypuszcza się, że nie są tak ważne.

Do diabła z nim, do horroru, do koszmarów, do fantasy. Niech wprowadza niepokój, grozę i strach, ale także aurę tajemniczości. To podstawowe jego wykorzystanie w kinematografii. Waterphone znajduje się na ścieżkach dźwiękowych do takich filmów jak Let the Wright One In, The Matrix czy Star Trek: The Morion Picture. Poza tym wodofon się ceni dość wysoko w granicach od $1000 do $1600. Po jego kupnie, obiady w McDonalds zostają zamienione na coś bardziej wykwintnego. Instrument jest dość specyficzny , nie mógłby w wielkiej orkiestrze symfonicznej pełnić znaczącej roli, jego użycie mogłoby jedynie znaleźć usprawiedliwienie w potęgowaniu brzmienia. Mimo, iż „wodofon” zyskuje coraz większe rzesze fanów, nadal nie jest on większości znany i zapewne przez najbliższe dziesięciolecia nie będzie, a wszystko to przez swoje ograniczone zastosowanie. Być może pewnego dnia ta (nie)cicha woda zarwie brzegi.

 


Adrian Matuszak – student muzykologii, piszący bloga dotyczącego muzyki, którego określa mianem brudnopisu (www.podhildegarda.wordpress.com). Wszystko w myśl wyrabiania smaku estetycznego w czytelnikach.

 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć