recenzje

Nowe kontra Nowsze – Must Be The Music

Nowi wykonawcy – soliści i dobrze brzmiące zespoły, ciekawe aranżacje, świeże muzyczne nurty, alternatywa na rynku płytowym. Jednym słowem – udane poszukiwania CZEGOŚ NOWEGO. Wszystko to w przeciągu dwóch lat miało z pewnością wpływ na podjęcie przez producentów decyzji o emisji piątej już edycji polsatowskiego talent show Must Be The Music. W minioną niedzielę na scenie zaprezentowało się aż piętnastu wykonawców. Było na co popatrzeć. A niekiedy i posłuchać.

Otwarcie nowego sezonu muzycznego show nie byłoby pewnie ważne czy spełnione, gdyby nie zawierało tego, czego chcą ludzie. Chleba i igrzysk – piosenki Ona tańczy dla mnie. Można powiedzieć, że ten odcinek rozpoczął się – jak przystało na niedzielę – weekendowo. Duża to uprzejmość ze strony producentów, że na kilkudziesięciu wykonawców dopuszczonych do telewizyjnego występu, a na trzy tysiące próbujących swoich sił w castingach w trzynastu polskich miastach, aż trzy razy (w jednym odcinku na razie, dodajmy) zabrzmiała piosenka aktualnego guru w kategorii zespołów disco-polo. Zaszczytne miano uroczystego inicjatora wiosennego MBTM zyskał Paweł Jędruszek, dziewiętnastolatek wyłoniony podczas castingu w Katowicach. Jego wersja Ona tańczy dla mnie nieco nawet przypominała oryginał, choć nie obyło się – w myśl zasady: cover nie może być kopią – bez artykulacyjnych eksperymentów Pawła. Wersja jednak nie spodobała się jurorom, którzy dali 4 x NIE. Po prostu nie jesteś utalentowany – podsumowała decyzję Ela Zapendowska. 

O ile jednak Paweł trzymał się poniekąd linii melodycznej piosenki, o tyle nie można już tego powiedzieć o męskim duecie o wiele mówiącej nazwie Sexiboys. Chłopacy śpiewali na scenie i… także poza nią oraz wykonywali akrobacje. Trzeba przyznać, że ich występ nie był sexy, choć miał chyba takie aspiracje. Udała im się za to trudna sztuka – pomimo równoczesnego wykonywania piosenki, nie śpiewali ani na unisono, ani na głosy. Nie umiecie śpiewać, nie umiecie tańczyć – usłyszeli od jury, z którym nawet próbowali się pokłócić za poczwórne odrzucenie. Jakkolwiek by Sexiboys nie oceniać, powiedzieli oni bardzo ważne zdanie. Takie mianowicie, iż ludzie nie przyznają się do słuchania disco-polo, a robią to. Może warto było poświęcić kilka sekund bezcennego czasu antenowego na chwilę prawdy?

Passę wykonawców śpiewających raczej weekendowo przerwało pojawienie się na scenie grupy Stargazer na czele z sympatyczną rudą wokalistką. Pięcioro uczestników w walce o uznanie jury użyło fortelu, zmieniając w piosence rzeczowniki i zaimki. Ostateczna wersja przeboju: On tańczy dla mnie przypominała nieco (z naciskiem na „nieco”) subtelne wykonanie CeZika. Tej piosenki da się słuchać – powiedział Wojtek Łozowski, który jako jedyny wcisnął TAK. Pozostali sędziowie byli bardziej sceptyczni. Adam Sztaba mówił o nieudolności harmonicznej, Ela Zapendowska natomiast o „rozdeptanej” barwie wokalu. Trzeba zgodzić się w tej kwestii z jurorką. Głos frontmanki był bardzo miękki, wręcz nosowy, co brzmiało dziwnie. Trochę szkoda, że zespół zaprezentował się właśnie z rzeczoną piosenką. Czy to strzał w kolano, czy polityka stacji? Fakt ten dziwi zwłaszcza dlatego, że Stargazer miałby co pokazać. Jako dowód:

Rockowo i przyjemnie zrobiło się, gdy na scenę wskoczyli chłopcy z The Rookles. Czterech uroczo oldscoolowych mężczyzn z Otwocka, zainspirowanych grupą The Beatles z Liverpoolu zagrało własny utwór I Follow You Girl. I to zdecydowanie nie była Ona tańczy dla mnie, chociaż piosenka również porwała publiczność. Najwspanialsze i godne podziwu były chórki towarzyszące dobremu soliście. Docenił je Adam: Trudne harmonie, ale jednocześnie bardzo stylowe. Nic nie jest udawane. Jesteście tysiąc razy lepsi niż ten Justin Bieber – wygłosiła wątpliwy, acz zabawny komplement Kora. Udany występ The Rookles zapewnił uczestnikom 4x TAK.

Jesteś absolutnie cudowny – powiedziała Kora o kolejnym uczestniku show. Dwudziestoletni Paweł Kopiczko z Olecka zaprezentował piosenkę Andrzeja Zauchy Bądź moim natchnieniem. Rzeczywiście jego wykonanie było w pewnym sensie natchnione. Student UMK śpiewał czysto, aczkolwiek jego głos brzmiał nosowo, chłopak niewprawnie też poczynał sobie, próbując urozmaicić to brzmienie tak wibratem, jak i trochę topornym chrypieniem. Jurorzy poprosili o drugą piosenkę, która okazała się również wielkim przebojem z minionej epoki (i to niekoniecznie zarzut). Och, życie, kocham cię nad życie z repertuaru Edyty Geppert Kopiczko zaśpiewał także w poetyce „ą ę”, stosując analogiczne do poprzednich chwyty. Zależy mi na tym, żeby być lubianym, zapamiętanym – mówił przed swoim występem Paweł. Myślę, że temu sympatycznemu człowiekowi się to udało.

Pewien niedosyt może czuć po niedzielnym wieczorze grupa Adelibanda z Bydgoszczy, która, sięgnąwszy po utwór This World modnej ostatnio artystki (Selah Sue), spotkała się z zarzutem ze strony Adama Sztaby o zbytnie wzorowanie się na oryginale. To prawda, chociaż mnie wykonanie nie przekonało głównie ze względu na brak momentu kulminacyjnego. Wokalistka o ciekawym, raczej chłodnym głosie, zdecydowanie lepiej radzi sobie barwowo w niższych rejestrach. Piosenka pozostała odśpiewana, ale nierozwinięta. Trzeba jednak przyznać, że dziewczyna potrafi skupić na sobie uwagę słuchaczy i przyćmić instrumentalistów. Ja jestem pod urokiem. Od pierwszych dźwięków. Duża kultura w graniu, śpiewaniu, interpretacji i wyglądzie – zrecenzowała Kora.

„Luźne koncerty w ciasnych strojach” – to motto kolejnego wykonawcy, zespołu Purple Snake z Łodzi. Jak przystało na centrum polskiego włókiennictwa, chłopacy przygotowali stosowne stroje, m.in. legginsy w panterkę. Lubią się przebierać, wcielać w różne postaci, bawić i to widać na scenie. Interesującym wynikiem ich muzycznych poszukiwań jest osadzenie w stylistyce lat 80. Wykonanie utworu Johna Bon Jovi You Give Love A Bad Name uzmysłowiło, że niewielu tak naprawdę jest w Polsce aktywnych entuzjastów metal hair i być może jest to nisza do zagospodarowania. Stylistyka glam ani ciemne okulary nie przykryły jednak niedostatków technicznych, które jurorzy zauważyli. Mam wielki sentyment do Bon Jovi, ale tu się nic nie zgadzało. To była straszna kaszana – powiedział Adam Sztaba, który jako jedyny wcisnął NIE. Pozostali sędziowie przymknęli oko na fałsze, pozostając przy opinii, że Purple Snake to fajny i wesoły zespół.

Płaczem skończył się występ Anny Kozery, która na co dzień prowadzi muzykoterapię dla kuracjuszy, a na casting przyjechała, by wykonać piosenkę Izabeli Trojanowskiej Wszystko czego dziś chcę. Nie zaśpiewała pani tego gorzej od Izabeli Trojanowskiej – pocieszyła uczestniczkę Kora. Tylko ona dała wokalistce pozytywną notę. Kozera, odziana w biały zwiewny kostium, raczej nie siliła się na muzyczną oryginalność, chociaż głos posiada mocny, a nawet zadziorny w pozytywnym sensie. Wszelkie plusy skutecznie przysłoniła jednak pseudochoreografia o schemacie z charakterystycznym obrotem. W związku z tym wszystko, czego dziś chcę, to obrócić występ pani Anny w żart.

Nie lada sukces stał się udziałem grupy M.E.M. z Dolnego Śląska. Udało im się przypomnieć Adamowi Sztabie jego czasy licealne (!) i przy okazji zgarnąć poczwórne zielone TAK. A wszystko to za sprawą autorskiego utworu Filling, o której Łozo powiedział, że jest ewidentnym hitem. „It’s my life, life is good” – głosi tekst owego przeboju utrzymanego w stylistyce muzyki elektronicznej i dance. Tekst niezbyt wyszukany, ale przyjęty z przymrużeniem oka może doskonale nadać się na szaleństwa weselne i studniówkowe. Ela Zapendowska postanowiła kierować się w ocenie kryterium Adama Sztaby. Jeżeli coś mnie wybitnie zadziwi, to daję TAK. To mnie absolutnie zadziwiło – uzasadniła swą decyzję. Mnie również.

Urocza Natalia Pikuła już w filmiku zapowiadającym wykonanie dała się poznać jako skromna i sympatyczna dziewczyna. Jej występ w MBTM nie zmienił tego wrażenia, a nawet dodał do wizerunku młodej wokalistki nowe, także pozytywne aspekty. Natalia, otwarcie przyznająca się do tego, że zarabia, śpiewając na weselach, zaprezentowała szlagier Hit The Road Jack. Choć wykonanie było raczej tradycyjne, o weselne klimaty nie zahaczało absolutnie. Dziewczyna pokazała, że ma świetny warsztat artykulacyjny, wrodzoną wrażliwość i doskonale wie, o czym śpiewa. Bardzo podobały mi się jej miny. Jurorzy spierali się o oryginalnośc tego występu. Bardzo mocno się wahałam – mówiła Ela – jeśli tyle lat śpiewasz, powinnaś być bardziej kreatywna. To jest szybkie tempo, szybki tekst. Tu nie ma zbyt wiele miejsca na jakieś wygibasy. Mnie w tym momencie Must Be The Music więcej nie trzeba – bronił Sztaba. Łozo, jak to Łozo, pozostał zauroczony wdziękiem młodej wokalistki. Natalia przeszła dalej z wynikiem 4 x TAK.

Małgorzata Kołodziejczuk przyjechała do programu z piosenką Shakiry Waka waka, by zrealizować swój życiowy cel i zostać gwiazdą. Była niepocieszona, gdy jurorzy nie dali jej szansy zaśpiewania w półfinale. Z czym do gości? – zapytała niezbyt grzecznie Kora. Małgorzato, nie był to najgorszy występ – powiedział łagodniej Łozo. Fajnie się na ciebie patrzyło – dodała Ela. W rzeczywistości (mimo że piosenka uczestniczkę wyraźnie zmęczyła) Małgorzata zaśpiewała całkiem nieźle – co prawda barwą bliźniaczo podobną do Shakiry, ale właśnie barwą głęboką i momentami zaskakująco ciekawą. Nie powód to jednak do awansu w tym programie. 

W nowe muzyczne rejony zapuścił się zespół Subito. Trudno jednym słowem scharakteryzować tę grupę: chórek? kabaret? kółko taneczne? Pięć osób: trzy kobiety i dwóch mężczyzn śpiewają, bo jest to, jak sami mówią, odskocznia od rzeczywistości. Prawdziwą odskocznią od realiów show był dla widzów ich występ z utworem Psiblok. W tej wiązance dziecięcych hitów nie udało się niestety uniknąć infantylizmu. Co więcej, wokal frontmana pozostawia wiele do życzenia. Pochwalić trzeba natomiast panie, które mimo widocznego i słyszalnego stresu, śpiewały czysto i ciekawie. Poprzeć należy jednak przede wszystkim inicjatywę Subito, który śpiewa m.in. na koncertach charytatywnych, angażuje się w społeczne inicjatywy i pokazuje, że muzyka sprawia radość w każdym wieku, a MBTM nie musi być programem tylko dla rockujących (i rokujących) nastolatków. Fajnie, że się zajmujecie taką działalnością – powiedział Łozo – robicie to przecudnie, z dużym zaangażowaniem. Na prośbę Adama Sztaby zespół wykonał dodatkowo własną wersję piosenki Nie ma jak pompa i ta aranżacja wraz z choreografią okazały się strzałem w dziesiątkę! I w maksymalnie zieloną notę.

Grupa Hoyraky wprowadziła na scenę nutę folklorystyczną. Pięcioosobowy zespół przedstawił bowiem pieśń Wyszeńka czereszeńka – ludowy utwór ukraiński. Zawrzało i zagotowało się podczas tego występu. Energię docenili prawie wszyscy jurorzy – jedynie Adam wcisnął NIE. Największym plusem jest pan akordeonista. Wokale – nieczyste, opracowanie – najprostsze z możliwych. Ale fantastyczny band – powiedział muzyk, dając do zrozumienia, że stawia poprzeczkę wyżej. Ja osobiście takiej muzy nie znoszę, ale fajnie się na was patrzy – dodał Łozo.

100% jej smaku – to, być może, nowy przebój na polskim rynku, a grupa Ego Trip, niewykluczone, nowe muzyczne wydarzenie łamiące schemat blokowisk. Jak by nie patrzeć, udała się Maćkowi Rockowi opisująca ten zespół formuła „hip-hop pod krawatem”. Według mnie zespół nie wygra programu, ale z pewnością jest wart uwagi. Zwłaszcza ze względu na bardzo mądry tekst piosenki oraz wokalistę, którego solówki i wokalizy zachwycały m.in. w refrenach. Panowie śpiewający zwrotki – przyzwoicie, choć nie zaszkodziłoby popracować nad wymową. Bardzo ciekawy projekt – podsumował Łozo. To jest właśnie to, na co ja czekałam w hip-hopie i w rapie polskim – powiedziała Kora. Znakomity bębniarz – słusznie pochwalił Adam 12-letniego perkusistę. Gratuluję i trzymam za was kciuki – dodała Ela. Ja także, bo to piosenka naprawdę wpadająca w ucho.

Tylko w okolice nieba zabrał nas zespół Heaven z własnym utworem Bądź. Bardzo podobało mi się samo połączenie rytmów reggae i instrumentu zgoła klasycznego – klarnetu. Niedopracowany był to jednak i niewykorzystany mariaż. Tekst z poezją też miał niewiele wspólnego. Całość jednocześnie ratowała (wyrazistością oraz umiejętnością poprowadzenia narracji) i pogrążała (dosłownością) wokalistka. Wokal bardzo ciężko śpiewający, epatujący siłą. Nie ma w tym zabawy, finezji, lekkości – zauważyła Ela. To jest absurdalnie przeciętne, a szukamy czegoś wyjątkowego – skwitował Łozo.

Pierwszy odcinek piątej edycji Must Be The Music za nami. Jak można się było spodziewać, pojawiło się sporo ciekawych wykonań, mnóstwo ciekawostek. Wątki w tej dopiero co otwartej książce już się zaczynają przeplątać. Jurorzy wyłapują perełki, szukają artystów, krytykują naśladownictwo, chwalą nowatorstwo. Jurorzy są wybredni. Bo Jurorzy oczekują przede wszystkim Nowego.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć