Pomysł realizacji Forum Krytyki Operowej jako wydarzenia podejmującego wyzwanie spotkania ze sobą różnych środowiska zajmujących się operą – naukowców, dziennikarzy, dyrygentów, dyrektorów oper, studentów i melomanów – jest cenną próbą. Rzadko dochodzi do ożywczej wymiany między tymi stronami, a w Bydgoszczy nie dość, że udało się organizatorom skłonić przedstawicieli wszystkich grup do przyjazdu (nawet to czasem się nie udaje), to spełniło się ponadto ciche marzenie każdego, kto organizuje podobne zjazdy. Doszło mianowicie do twórczej interferencji tych różnych częstotliwości (bo o tym, że teoria z praktyką nadaje na różnych falach i że w zależności od przysłowiowego punktu siedzenia zmienia się optyka, nikogo nie trzeba przekonywać). Ale od początku.
Forum Krytyki Operowej odbyło się jako impreza towarzysząca jubileuszowemu, XX Bydgoskiemu Festiwalowi Operowemu organizowanemu przez Operę Nova z jej dyrektorem, Maciejem Figasem na czele. Cieszy idea połączenia sił przez operę i Instytut Muzyki i Tańca, dzięki czemu możliwa stała się realizacja Forum. Wśród zaproszonych na trzydniową imprezę gości znaleźli się czołowi polscy recenzenci muzyczni: Dorota Kozińska z „Ruchu Muzycznego” i Jacek Marczyński z „Rzeczpospolitej”, a także dziennikarz radiowy, Aleksander Laskowski (szkoda może, że nie wystąpiła w Bydgoszczy Dorota Szwarcman realizująca się obecnie głównie w mediach elektronicznych), byli przedstawiciele świata nauki: prof. Małgorzata Komorowska, dr Rafał Ciesielski i dr Daniel Cichy (ci ostatni występowali z ramienia organizatorów), którzy krytykę muzyczną znają też z własnej praktyki (Daniel Cichy związany głównie z „Tygodnikiem Powszechnym”, Małgorzata Komorowska – od lat 60. współpracująca z wieloma tytułami prasowymi, m.in. „Ruchem Muzycznym”). Grono uzupełnił Maciej Figas, dyrektor Opery Nova, i Piotr Wajrak, dyrygent.
Całodzienne obrady podzielone na sekcje i panele kończyły się każdego dnia spektaklem operowym. Uczestnicy Forum zobaczyli Chowańszczyznę Musorgskiego i Poiesis Przemysława Zycha. Ci, którzy zostali najdłużej, mieli szansę obejrzeć dodatkowo występ Danza Contemporanea de Cuba z Hawany w programie baletowym.
Podczas trzech dni obrad wygłoszono kilka referatów. Forum otworzyła prof. Małgorzata Komorowska odczytem Akty sceniczne głuchych wizjonerów, czyli reżyseria w dzisiejszej operze, w którym krytycznie przyglądała się inscenizacyjnym poczynaniom współczesnych reżyserów, pośród których wskazywała coraz więcej specjalistów od teatru, a coraz mniej – od muzyki. Po południu wystąpiła z referatem prof. Elżbieta Nowicka (UAM), pochylając się nad wyzwaniami libretta (Libretto, czyli zmora krytyka operowego). Drugiego dnia Forum wystąpił dr Rafał Ciesielski (UZ) z tekstem Krytyka operowa – krytyka optymalna?, a o poranku, w nieco innej niż konferencyjna, wykładowej formie Aleksander Laskowski opowiedział o sytuacji krytyki operowej za granicą, sięgając po przykłady prasy anglo-, niemiecko- i rosyjskojęzycznej (skrót wystąpienia publikujemy). Obrady Forum zamknął tekst Tomasza Cyza Pełnomocnictwa krytyka operowego.
Ale, jak wiadomo, po statycznych ariach, przychodzą recytatywy, w których wreszcie rozgrywa się akcja. I tak najważniejsze, z mojego punktu widzenia, okazały się spotkania panelowe, podczas których rzucone w eter pytania mogły znaleźć swoje odpowiedzi. Albo, nie znajdując ich, sprowokować pytania innego rodzaju. I tak drugiego dnia dwukrotnie na fotelach ekspertów zasiedli goście Forum, starając się najpierw odpowiedzieć na pytanie Czy (operze) potrzebna jest krytyka operowa? (moderatorem był Jacek Marczyński), a następnie Krytyka operowa w przestrzeni medialnej (moderacja: Daniel Cichy).
I tu tak naprawdę zaczyna się dopiero to, za co można być wdzięcznym organizatorom. Spotkanie różnych temperamentów i różnych tradycji (bo przedstawiciele młodej krytyki zasiedli ramię w ramię z nestorami), różnych mediów i różnych ośrodków (często ginie gdzieś z poziomu warszawsko-krakowskich sporów widok na pole krytyki, która dzieje się także w mniejszych ośrodkach). Cieszyła obecność dziennikarzy lokalnych i podniesienie przez nich problemów uwikłania krytyki w siatkę politycznych zależności, co w miastach niebędących stolicami województw da się odczuć w sposób nader silny. Padło podczas tych spotkań wiele ważnych słów, których najwięcej wypowiedziała chyba Dorota Kozińska, ujmując wiele bardzo złożonych zjawisk w zwięzłe i celne w swej obserwacji diagnozy.
Przestrzegała przed demonizowaniem obecnej sytuacji i hołubieniem dawnych modeli, ponieważ typ i styl recenzji dopasowuje się do aktualnych potrzeb i czasów. Mówiła:” Jeśli wszyscy myślą, że krytyka operowa miała się zdecydowanie lepiej dawniej niż dziś, to pragnę Państwa rozczarować. Owszem, miała więcej miejsca na łamach prasy, bo żyła właściwie tylko w przestrzeni prasowej. Znacznie więcej miejsca mogła poświęcać stronie muzycznej, traktując stronę teatralną opisowo. Taki był ówczesny kontekst”. Niby oczywistość, a jednak słowa redaktorki „Ruchu Muzycznego” uprzytomniły to, o czym w potoku utyskiwań czasami zdarza się specom od krytyki zapomnieć. Nierzadko w końcu słyszymy, „jako to drzewiej bywało” i że „młodzież już nie ta”, jakby wypowiadający te słowa zapominali, że „każda epoka ma swe własne cele”. Dorota Kozińska: Eksperymenty zaczęły się znacznie później. Potrzeba analizy i kontekstualizacji pojawiła się w związku ze znacznymi zmianami przebiegającymi w łonie teatru operowego, ale i dramatycznego. Nie można winić krytyki za to, że się zmieniła. To dlatego, że opera wypadła z kontekstu cekinów i pudru, i weszła w zupełnie inne rejony. Trzeba było coś z tym zrobić.
Mówiła też o niedostatkach dzisiejszej krytyki: Największym problemem jest to, że zawłaszczyli recenzję operową teatrolodzy. Kilka lat temu to była wręcz nagminna praktyka. Teraz, szczęśliwie, teatrologów w operze jest już coraz mniej, ale nie zmienia to faktu, że krytyką operową zajmują się więc albo teatrolodzy, albo muzykolodzy. Wszyscy się muszą w trybie ekspresowym douczać, skutki bywają różne. Najgorsze, gdy krytyk operowy pisze komunały o wykonawstwie, jakby nie słyszał i nie widział tego, co dzieje się na scenie.
Najważniejsze chyba słowa dla młodych adeptów krytyki (podczas Forum odbyły się warsztaty dla młodych krytyków zorganizowane przez IMiT w ramach programu „Krytyka muzyczna 2.0”) to te dotyczące kontekstów. Krytyka analityczna jest ważna – trzeba dzieło osadzić w kontekście – mówiła Kozińska. Dopóki tak się nie stanie, krytycy będą się błąkać między publicystyką muzyczną, wahadłowo poruszać między stroną teatralną a stroną muzyczną, będziemy pisać tanią publicystykę, która zadowoli dyrektorów teatrów. A zadaniem dojrzałego i rozumnego krytyka, jest wskazanie młodym krytykom, ale i odbiorcom, jak mądrze poruszać się między kontekstami.
Cenię młodych ludzi, którzy wkraczają na obszar krytyki, którzy moją odwagę wyrazić swoje zdanie. Jeśli jest to poparte dobrym piórem, to wolę, żeby młody recenzent się pomylił w ocenie niż uczył chwalenia i potakiwania. Bo to nie jest recenzja, to publicystyka. Niech nie zastygają w manierze ciągłego komplementowania – formułowała przestrogi, ubolewając nad obecną sytuacją, w której ogromna większość recenzji ukazujących się na rynku nie nosi żadnych znamion krytyki. Wysokość, górność języka wcale nie oznacza, że recenzja dotrze do publiczności. Największym błędem młodych krytyków jest stosowanie nadmierne słownictwa specjalistycznego. Jest to o tyle pretensjonalne, co nieskuteczne. Nie o to chodzi w krytyce. Jeśli chcemy, żeby spełniła one swoje zadanie, musi być zamknięta, powinna być dopracowanym mikroutworem literackim. Recenzja powinna osadzać dzieło operowe w jak największej liczbie kontekstów po to, by ktoś zainteresowany literaturą dostał informację, skąd zaczerpnięte zostało libretto, a ci co interesują się polityką, dowiedzieli się czegoś o kontekście historyczno-politycznym dzieła.
Pojawiały się problemy innej natury: poruszano zagadnienia obecności recenzji w przestrzeni Internetu, zasadności krytyki w obliczu terroru klikalności, polityki PR-owej teatrów operowych czy wreszcie sytuacji samych krytyków. Wiele z postawionych pytań pozostało bez odpowiedzi, ale są to prawdopodobnie dylematy nierozwiązywalne. Przynajmniej dziś.
Kilka jednak pomniejszych problemów można by rozwiązać. Nietrafione i całkowicie nie na miejscu okazały się występy oratorskie Sławomira Pietrasa, który podczas całego festiwalu pełnił honory gospodarza-konferansjera, bawiąc widownię krótkimi wprowadzeniami do spektakli. W przypadku Poiesis Zycha jego wystąpienie było jednak dłuższe – traf chciał, że opera Radames Petera Eotvosa nie została wykonana (a miała stanowić część pierwszą wieczoru, w którego drugiej połowie zabrzmieć miała kameralna opera polskiego kompozytora). Przyjechały jednak do Bydgoszczy nie takie nuty, jakie powinny, czasu było za mało, zrezygnowano zatem całkiem z Radamesa, pozostawiając Poiesis solo, okraszonego li tylko komentarzem Pietrasa. Cóż to był jednak za komentarz. Jedyne, czego życzylibyśmy na przyszłość Operze Nova, to większej wrażliwości i wyczucia sytuacji (w innych sytuacjach także – autorka notabene tego tekstu odnalazła w programie opery Halka otwierającej bydgoski festiwal swój własny tekst, o zamieszczeniu którego żadną drogą nie została poinformowana), barwnych opowieści bez umniejszania znaczenia artystów, bez megalomanii, a z większym szacunkiem i dla muzyków, i dla publiczności.