Według polskich fanów jazzu jest obecnie najlepszym skrzypkiem jazzowym w kraju i wyraźną osobowością sceniczną. Zdaniem niezwykle przywiązanych do muzyki ludowej Norwegów, gra na skrzypcach, jak gdyby wychował się na norweskiej wsi. Mowa oczywiście o Adamie Bałdychu, którego nowa płyta – „Bridges” ukazała się pod koniec sierpnia ubiegłego roku nakładem wydawnictwa ACT. To już trzeci album polskiego skrzypka wydany przez tę firmę fonograficzną i kolejny projekt, przy którym współpracuje on z muzykami jazzowymi ze Skandynawii. Tym razem Bałdych postanowił połączyć polskie i norweskie podejście do muzyki improwizowanej, podejmując współpracę z Helge Lien Trio, jednym z najważniejszych zespołów na norweskiej jazzowej scenie muzycznej.
Dlaczego Adam Bałdych zaprosił do współpracy akurat norweski zespół? Zacznijmy od tego, że obecnie realizowanie muzycznych projektów z artystami ze Skandynawii raczej nikogo w Polsce nie dziwi, a sam Bałdych miał już okazję nagrywać między innymi z Larsem Danielssonem, Vernerim Pohjolą i Mortenem Lundem. Ponadto, w skład Helge Lien Trio wchodzą uznani norwescy jazzmani: Helge Lien (fortepian), Frode Berg (kontrabas) i Per Oddvar Johansen (perkusja). Grupa założona w 1999 roku przez pianistę Helge Liena jest jednym z najlepszych tego typu składów jazzowych na terenie Skandynawii i ma już na swoim koncie osiem albumów, za które była także wielokrotnie nagradzana. W recenzjach albumów Helge Lien Trio krytycy zgodnie podkreślają to, że norwescy muzycy potrafią w mistrzowski sposób łączyć różne gatunki i style, wytwarzać szerokie spektrum muzycznych nastrojów oraz zachowują balans między tradycyjnym jazzem a bardziej freejazzową sztuką improwizacji. Ostatnie albumy Helge Lien Trio, w szczególności Hello Troll z 2008 roku i Badgers and Other Beings z 2014 roku, są obecnie uważane za „filary” współczesnego norweskiego jazzu. Norweskie trio wyróżnia jeszcze jedna ważna cecha, na którą, z dużym prawdopodobieństwem, zwrócił uwagę Adam Bałdych. Każdy z członków Helge Lien Trio jest wybitnym instrumentalistą i improwizatorem, ale oprócz tego, jako zespół, muzycy doskonale odnajdują się w tym, co można nazwać sztuką uprawiania „kameralnego jazzu”.
Adam Bałdych i Helge Lien Trio – zapowiedź płyty
Na płycie „Bridges” znalazło się jedenaście kompozycji, w większości autorstwa Adama Bałdycha, przygotowanych specjalnie na potrzeby tego projektu. Wyjątek stanowi tytułowy utwór „Bridges” będący owocem współpracy wszystkich muzyków oraz „Teardrop” – cover utworu Massive Attack. Ponadto, dwie inne kompozycje („Mosaic” i „Lovers”) zostały zaaranżowane przez Krzysztofa Herdzina. Czym wyróżnia się zatem muzyka z najnowszej płyty polskiego skrzypka? Co stanowi o spójności całego projektu, a co o oryginalności i odrębności poszczególnych kompozycji? Piękne frazy i melodie to pierwszy element, od którego nie można się uwolnić już po pierwszym wysłuchaniu płyty. Wielokrotnie łapałam się na nuceniu nieco filmowego tematu z utworu „Dreamer”, czy motywu skrzypcowego z „Polesia”. Bałdych jest po prostu doskonałym melodystą, który potrafi także zaaranżować niebanalną, instrumentalną przestrzeń dla swoich lirycznych tematów.
Adam Bałdych i Helge Lien Trio – „Dreamer”
Jedną z moich ulubionych kompozycji z tej płyty jest utwór „Mosaic”, który łączy w sobie nie tylko piękne, nieco orientalne motywy, ale także ciekawe podejście do warstwy rytmicznej. Ten najdłuższy utwór na płycie to tak naprawdę „mozaika” różnych stylów i technik – możemy w nim usłyszeć opadający, „orientalny” motyw, skrzypcowe dwudźwięki budzące skojarzenia z polską i norweską muzyką ludową, bardziej liryczne fragmenty w fortepianowej improwizacji, a to wszystko w metrum 5/4. Innym ważnym elementem charakteryzującym „Bridges”, a także muzykę tworzoną przez Skandynawów, jest „dźwiękowa przestrzenność”. W „Requiem” wiąże się ona z wolnymi, melancholijnymi frazami i specyficzną dbałością o najmniejszy nawet szmer. Myślę, że utwór ten mógłby być też z powodzeniem wykonany na ludowych norweskich skrzypcach (hardingfele), które dzięki dodatkowym rezonującym strunom wykorzystałyby „przestrzenność” całego utworu. Na płycie znajdziemy także piękną balladę pt. „Karina”, w której znalazło się sporo miejsca na solową partię kontrabasu oraz utwór „Missing You” z dłuższą improwizacją Helge Liena. Silne skojarzenia z chłodną Skandynawią i melodyką w stylu Ólafura Arnaldsa wywołuje u mnie za każdym razem utwór „Lovers” z ciekawą aranżacją Krzysztofa Herdzina. Dwa inne utwory – „Up” i „Teardrop” – wyróżniają się jeszcze ze względu na efekt dynamicznego narastania i pełne energii improwizacje.
Adam Bałdych i Helge Lien Trio – „Up”
Płyta „Bridges” jest dowodem na to, że przekraczanie muzycznych granic i symboliczne budowanie mostów to coś, co nadaje oryginalności i niepowtarzalności muzyce improwizowanej. Bałdych w mistrzowski sposób łączy w swoich kompozycjach różne gatunki, style i źródła inspiracji. Przekracza także granice związane z możliwościami i funkcjami własnego instrumentu, który jest w stanie współtworzyć różne warstwy muzyczne nawet na poziomie jednej kompozycji. W wielu polskich recenzjach płyty „Bridges” podkreśla się, że norwescy muzycy świetnie akompaniują Bałdychowi, stanowiąc jednak wyłącznie tło dla jego skrzypcowych improwizacji. Co ciekawe, norwescy krytycy widzą sprawę zupełnie na odwrót – dla nich to Helge Lien Trio jest „dobrem narodowym”, a polski skrzypek współtwórcą nowej płyty zespołu. Bez względu na perspektywę, z jakiej będziemy interpretować i oceniać muzykę polskiego skrzypka, musimy przyjąć, że zamysłem twórców albumu było zachowanie takich, a nie innych proporcji między instrumentami i poszczególnymi partiami, bez których płyta „Bridges” nie byłaby już tą samą płytą. Osobiście, mam wielką nadzieję, że Bałdychowi uda się jeszcze w przyszłości nagrać coś z norweskimi muzykami, bo po wysłuchaniu ich poprzednich albumów wiem, że mogliby wnieść do tej współpracy dużo więcej energii i „improwizacyjnej rywalizacji”. Wierzę także, że współpraca z Norwegami doda polskiemu artyście jeszcze więcej rozgłosu na arenie międzynarodowej. „Bridges” to nagranie dla wielbicieli urzekających, często intymnych melodii z odrobiną skandynawskiego chłodu. To płyta na najwyższym poziomie, na której artyści nic nikomu nie muszą udowadniać. Warto się w tej muzyce zasłuchać i regularnie do niej wracać.