recenzje

Obietnice tańsze od kwiatów. MBTM, ostatni półfinał

To nie był odcinek wysokich lotów. Jeden dobry występ. Jeden finalista.

Ma 26 lat, a na swoim koncie epizody w serialach, występy w reklamach, śpiewanie w chórkach u Ryszarda Rynkowskiego czy Marii Sadowskiej… Łukasz „Szczepan” Szczepanik, na co dzień aktor i wokalista, a bywa, że i model, tym razem jako gwiazda estrady i – zdaniem niektórych jurorów – głównie aktor. To było usztucznione, tylko w zupełnie bezwdzięczny sposób – skomentował występ uczestnika Adam Sztaba, nawiązując do wypowiedzi Kory, która sztuczność Łukasza nazwała uroczą. To nie był występ na ścisły finał, ale trzeba uznać, że trochę umiesz – podsumowała Ela. Szczepan otrzymał 3 x TAK (NIE od Adama). Trzeba przyznać rację Wojtkowi Łozowskiemu, że chłopak poradził sobie z trudną piosenką. Blurred Lines z repertuaru Robina Thiecka (ft. T.I. & Pharell) to muzycznie, bo niekoniecznie ideologicznie hit, znakomity do zabawy. Taką muzykę trudno wykonywać: po pierwsze ze względu na ciągłe powtórzenia, które mogą prowadzić do monotonii, a po drugie – z racji tegoż ludycznego charakteru (nie przystoi, by przy tej piosence wokalista stał nieruchomo na scenie, a dużo ruchu oznacza zadyszkę). Głos Łukasza był dla mnie nie do końca zespolony z muzyką i chórkiem. Po powtórnym odsłuchaniu utworu przyznałam rację Adamowi Sztabie – całość była zbyt wystylizowana. Zbyt mało subtelności, smaku, za dużo dźwięku „na serio”, „osadzonego”, niepotrzebne vibrato itp. I ostatnia uwaga, odnosząca się do tego uczestnika, lecz skierowana do producentów: Łukasz wspominał o możliwości wykonania własnej kompozycji. Czyżby o możliwości niezrealizowanej ze względu na politykę programu?     

Wszystkim podobał się filmik o zespole, a mnie średnio. Uważam, że metafora biednego studenta jest już na tyle wyeksploatowana, że nie trzeba – jeśli już została użyta po raz kolejny – aż tak rozwodzić się nad jej dowcipem. Panów z zespołu Pora Wiatru również, jak i jurorzy, podejrzewam o poczucie humoru, ale niekoniecznie wykazał to ten film. Podejrzewam ich za to także o sporą indywidualność (wspólnie i każdego z członków grupy osobno). To wielka odwaga grać nieco anachroniczną, będącą kontrapunktem dla współczesności muzykę. I bardzo dobrze. Zespoły sięgające po stylistyki już niemodne, ale święcące triumfy przed laty, wprowadzają do Must Be The Music o wiele świeższą atmosferę niż najnowocześniejsze projekty. Tak było z Katedrą, tak jest z Roots Rockets czy właśnie z Porą Wiatru. Kiedy obietnice były tańsze od kwiatów – śpiewa wokalista. Tę frazę zapamiętałam, bo jest ładna i poetycka. Cały tekst zasługuje na uznanie – jest wielopoziomowy. Warto wydobyć z siebie pochwałę, bo rzadko takie przemyślane językowo piosenki można dziś usłyszeć. Nie wiem jednak, czy panowie z sekstetu już zdecydowali, w jakiej konwencji pracują: serio czy kabaret. Pierwsza część utworu – bardzo przewidywalna, za to dość dobra coda. Wokalista – wyrazisty i przykuwający uwagę (radzę popracować nad artykulacją wybranych słów).

Nie przekonał mnie występ trzynastoletniej Jadwigi Kuzaki, pomimo trafnego, zdawałoby się, wyboru piosenki (Rihanna ma naprawdę podobny barwowo głos). Miałam wrażenie, że albo dziewczynka jest chora, albo śpiewa w za niskiej dla siebie tonacji (a śpiewała w tonacji oryginalnej). Początkowy fałsz (i nawet kolejne) można Jadzi wybaczyć po rewelacyjnym występie castingowym. Tym razem jednak piosenka jakoś męczyła. Ale chyba nie wszystkich: Śpiewasz bez wysiłku, bardzo, bardzo pięknie. Życzę ci dużo sukcesów w życiu – skomentowała Ela Zapendowska. Zaśpiewałaś z wielkim gustem, z wielką kulturą i skupieniem – dodała Kora (z czym akurat się zgadzam). Niezależnie od mojego dziwnego wrażenia po występie półfinałowym Jadwigi, cieszę się, że miałam okazję poznać jej ogromny talent – życzę dziewczynie oraz jej rodzicom wyboru dobrej drogi kształcenia muzycznego i trzymam kciuki za przyszłe udane koncerty i płyty.

Jeden z lepszych występów w tym odcinku zaserwowało nowoczesne, tworzące w gatunku electronic rap trio Sarcast. Debiutujący autorski utwór Czas (wykorzystujący sample z Ragtime’u Budki Suflera) daje do myślenia. Czas właśnie jest świetnie potraktowany nie tylko w warstwie słownej – również w muzyce, w rytmie całego przebiegu słychać zabawę nim. prześledzić bardzo ciekawie „zmajstrowany” (i nie jest to nadużycie) teledysk:     

Najbardziej podobał mi się „wydobyty” zza konsoli wokalista o niesamowitej barwie głosu. Cały projekt zainteresował mnie, choć nie sprzeciwiam się opinii Kory, iż potrzebuje on większej sprawności wokalnej i melodii. Widać, że jesteście zgraną szajką – mówiła za to Ela.

Veni, vidi, vici – mogłaby rzec Małgorzata Kuś, czyli Shata QS, która wyszła na scenę i po prostu zrobiła swoje, pozostawiając konkurentów jakby za szybą. Światowy głos, zawodowstwo, inteligentna fantazja, wyczucie formy utworu, profesjonalny i zgrany zespół – Shata QS brylowała na estradzie. Bardzo podoba mi, że artystka tworzy ambitne utwory, które są jednocześnie przebojami – piosenka półfinałowa urzekła mnie np. rytmicznym skandowaniem. No, słuchajcie, mamy chyba finalistę – powiedziała po występie grupy Ela. Jeśli państwo mają wątpliwości, kto ma być w finale, to ja nie mam – skwitował Adam. Shata QS jest zaangażowana nie tylko muzycznie, lecz też ideologicznie. Czy polska publiczność to przyjmie? 

Nie sądziłam, że wśród półfinalistów znajdzie się Yana Bazhychka. Jurorzy jednak po raz kolejny zachowali się jak rozkapryszone dzieci – najpierw wybrali uczestniczkę do kolejnego etapu, by później krytykować ją, dziwiąc się niemalże, skąd się ona tu wzięła. Białorusinka o mocnym głosie nie zachwyciła sędziów, wywołała wręcz porównania do wykonań z Konkursu Piosenki Eurowizji. Nie wiem, czy jurorzy spodziewali się autorskiego repertuaru, czy nagle utworzonego znakomitego zespołu? Yana zaśpiewała Kołysankę (Kolybelnaja), ale nie było nazbyt sennie. Po prostu odtwórczo. To jest bardzo anachroniczne, co pani robi z cudnym głosem – oceniła Kora.

Występy półfinałowe zakończyła punkrockowa grupa Offensywa. Jeśli krytykowałam Porę Wiatru za nieśmieszny filmik, w tym momencie – przy topornych rozważaniach Offensywy, który z braci jest przystojniejszy, powinnam uznać tamten obraz za mistrzostwo dowcipu. Do rzeczy. Offensywa gra bardzo pozytywnie – członkowie kapeli to najprawdopodobniej sympatyczni ludzie. Jest w was coś, jest dobra energia – zauważył Łozo. Autorski utwór Nie bój się mówić to trochę szkolna piosenka, jakkolwiek by taka recenzja przy tego rodzaju muzyki zabrzmiała. Kora wezwała chłopaków do tablicy i ostro przepytała z tego, o czym śpiewają. Nie do końca się wybronili. Myślę, że zespół może nawet wejść do finału z racji sporego poparcia publiki. Panowie muszą jednak być świadomi, że tam panować będzie olbrzymia konkurencja.

W ostatnim półfinale oprócz występów konkursowych usłyszeliśmy także Impossible w wykonaniu Jamesa Arthura oraz Nice – mariaż wokalu Igora Herbuta z LemON i brzmienia orkiestry pod dyrekcją Adama Sztaby. Ogłoszenie wyników głosowania konkursowego nie było zaskoczeniem – do finału przeszła Shata QS. Jest więc kolejna szansa na kobiece zwycięstwo w tej edycji, co byłoby w historii MBTM czymś nowym.

Wspominałam już niegdyś o zbyt nachalnej promocji towarów w Must Be The Music. Szósta edycja uczyniła z programu muzycznego jedną wielką kampanię reklamową. Rozumiem, że rynkiem działają rozmaite mechanizmy, jednak ogromna szkoda, że producentom nie wystarczają już pieniądze z SMS-ów telewidzów. Szkoda, że nie wystarczają reklamy sponsorów przed emisją i w jej przerwach. Szkoda, że trzeba na antenie podrzucać soki pomidorowe, uśmiechać się do walizki z pieniędzmi, siadać na fotelach (kiedy można by nadal stać), spryskiwać włosy lakierem – mimo że są już ułożone, a także wspominać o serialu obyczajowym w miejscu, które służy do tworzenia i oceniania muzyki. Może trzeba zrezygnować z zapraszania zagranicznych gwiazd? Może przygotować skromniejsze pokazy? „Must Be The Music. Tylko Muzyka” – głosi hasło. A ja czuję się oszukana. Bo jest muzyka, ale nie tylko.     

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć