źródło: Wikipedia

felietony

Pastelowa nostalgia. Interpretacja elementów popkultury lat dziewięćdziesiątych w estetyce vaporwave'owej [Hyde Park]

Każda dekada doczekuje się momentu, kiedy wspomina się o niej jako o tym czasie, w którym było lepiej. Bo nie było tej destrukcyjnej, szatańskiej technologii, która ogłupia młodzież i osłabia więzi międzyludzkie, ludzie mieli przynajmniej resztki przyzwoitości, bo nie było tyle głupoty – takie uzasadnienia powtarzają się raz po raz w komentarzach internetowych malkontentów. Gloryfikuje się w nich oczywiście lata dziewięćdziesiąte i to zupełnie tak, jakby dekada ta nie była nasycona technologią i tak, jakby ludzie, którzy w tamtych czasach przeżywali swoje dzieciństwo, nie mieli Commodore 64, Pegasusa, Amigi czy pierwszych pecetów. I nie spędzili nad owymi sprzętami sporo czasu. Lata dziewięćdziesiąte z kolei krytykowane były przez pokolenie ich rodziców, o czym może świadczyć ostatni, pożegnalny felieton Tomasza Beksińskiego dla Tylko Rocka: tymczasem XX wiek dogorywa nawet nie skomląc. Nie ma już rozrywek ani sensu życia. Skończyło się kino (filmy durne i wtórne, publiczność chamska i nienażarta). W dodatku następny Bond podobno ma być Murzynem! Skończyła się telewizja (reklamy różnych elegancko opakowanych gówienek co chwila gwałcą nasze oczy i uszy). Skończyła się muzyka (łomoty, zgrzyty, bełkot). Moda przyprawia o dreszcz grozy i obrzydzenia (gwoździe w nosie). Niby-telewizyjne ekraniki podłączone do tajemniczych skrzynek nadzorują nasze życie. Całe zastępy zgarbionych i ślepnących człekokształtnych małp surfują po Internecie. Najkrótsza droga do ludzkiego serca (?) nie prowadzi już przez żołądek, ale przez komputer. Zostajemy w nim zredukowani do (dot-com) i zamknięci w cyberprzestrzeni, aż ktoś wciśnie klawisz enter, ponieważ lubi czytać nasze listy. Nie ma już miłości. Przegrywa z techniką albo zoofilią. Skończyły się bezpieczne spacery po mieście i osiedlu (agresywne prymitywy bawią się w Stevena Seagala). Bloki mieszkalne zaczynają przypominać twierdze z domofonami i niedziałającymi zamkami cyfrowymi.[1] Beksiński w tych dramatycznych słowach krytykuje właśnie to, za co obecna generacja malkontentów rozczarowanych teraźniejszością kochała lata dziewięćdziesiąte. To, co Beksiński opisywał jako łomot i zgrzyt okraszony bełkotem, jest dziś uważane za prawdziwą muzykę, której teraz już nie ma, bo teraz jest jakaś Lady GaGa i Rihanna. Wszystko to pod postacią kiczowatych teledysków artystów eurodance’owych, czyli jednego z gatunków, który dwie dekady temu królował na listach przebojów. Jeszcze wcześniej krytyki doczekało się pokolenie przeżywające młodość w latach osiemdziesiątych. Amerykański Newsweek w grudniu 1985 roku opublikował artykuł, który trafił również na okładkę, pod tytułem The Video Generation. Autor postawił w niej znajomą i z dzisiejszych czasów diagnozę: oto mamy kolejne narcystyczne pokolenie, które interesuje wyłącznie modny ubiór i dokumentowanie nawet najbardziej banalnego momentu swego życia dzięki najnowszej dostępnej technologii. Podobny osąd spotkało również pokolenie lat siedemdziesiątych i sześćdziesiątych, o czym serwis The Wire pisał w odpowiedzi na rewelacje magazynu Time, że dzisiejsze pokolenie to Me Me Me Generation, narcystyczne, leniwe i żyjące na garnuszku rodziców.[2]

Każda dekada pozostawia za sobą również coś, co określa się potocznie mglistym, lecz bardzo sugestywnym słowem klimat. Nie jesteśmy w stanie wyczuć klimatu czasów, w których obecnie żyjemy, i możemy jedynie domniemywać, co tym, którzy obecnie są dziećmi, będzie się kojarzyło z drugą dekadą XXI wieku. To mentalny obraz danych czasów, utkany ze skojarzeń związanych z dobrami kulturowymi, z jakimi ówcześnie obcowaliśmy, przedmiotami zmiennymi w czasie, a używanymi powszechnie na co dzień (chodzi przede wszystkim o technologię), wydarzeniami politycznymi, przemianami społecznymi i modą. Wyłania się on dopiero wtedy, kiedy ludzka pamięć wychwyci znaczące zmiany w swoim otoczeniu, przez co zaczyna tworzyć się obraz tego, co było przedtem. Z tego mechanizmu niezwykle chętnie czerpie się we współczesnej kulturze popularnej, co zaowocowało powstaniem przemysłu nostalgii, gdzie tęsknota za tym, co bezpowrotnie minione, jest skrzętnie wykorzystywana i obracana w pieniądz, o czym świadczyć może sprzedaż pamiątek po PRL-u czy ponowne wejście na rynek napoju, który wrósł w świadomość Polaków jako symbol lat dziewięćdziesiątych – czyli Frugo. Choć w czasie historycznym, szczególnie tam, gdzie mówimy o długim trwaniu, dziesięć lat można przyrównać do jednej sekundy i myślimy o siedemnastym wieku jako o całym stuleciu, jakby było monolitem, wiek dwudziesty jest już w naszej świadomości bardziej porozdzielany, przede wszystkim na dekady. Stało się tak ze względu na to, że ubiegłe stulecie udokumentowane zostało tak dokładnie, jak nigdy wcześniej, i możemy badać je z dużo większą precyzją, jednak Umberto Eco zwraca uwagę na proces uprzeszłowiania[3], który sprawia, że o nawet bardzo niedalekiej przeszłości myślimy w kategoriach mitycznych, wyczuwając jej klimat.

Mniej więcej od 2011 roku w niektórych zakamarkach internetu, takich jak Tumblr, można zaobserwować pewien artystyczny, netartowo-muzyczny ruch, który na warsztat wziął sobie popkulturę, towary konsumpcyjne i technologię lat osiemdziesiątych, ale przede wszystkim – dziewięćdziesiątych i wczesnych lat dwutysięcznych, zwanych z angielska 00s. To vaporwave, pewien rodzaj estetycznego myślenia o przeszłości, który doskonale opisała Małgorzata Giec dla serwisu Vice.com: vaporwave jest po trochu wszystkim. Nurtem kulturowym, estetycznym, gatunkiem muzyki, stylem ubierania się i dla niektórych pewnie też życia. Muzyka łączy w sobie syntezatorowe brzmienia sprzed trzech dekad ze współczesnymi osiągnięciami programów do generacji dźwięków. Podobnie klipy. Są miksem nostalgicznej tęsknoty za czasami, których większość fanów vaporu nie może nawet pamiętać z racji młodego wieku. Wyrazem romantycznego wyobrażenia o przeszłości. Stanowią estetyczną podróż od starożytności, przez pierwszą wersję Miami Vice po czasy Windowsa 95 i komórek z klapką, wydających ten irytujący monofoniczny dźwięk. Co istotne, większość vaporwave’owych pozostaje bez wyraźnie określonych autorów. Krążą one po internecie i nikt właściwie nie dba o to, by przypisać komuś autorstwo pojedynczego dzieła.

[youtube_sc url=PdpP0mXOlWM]

Vaporwave utkany jest z nostalgii i zawarte jest w nim wszystko, co składało się na dzieciństwo osób urodzonych na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nie do końca prawdą jest, że to wyraz tęsknoty za czasami, których nastoletni i dwudziestoletni nie pamiętają – vaporwave jest bowiem pełen symboli, które zachowały się w pamięci młodych ludzi, w szczególności tych z bardzo wczesnego dzieciństwa. Pierwszy kontakt z komputerem, internetem (liczne elementy systemu Windows 95, który ze względu na prosty interefejs miał ogromny wkład w upowszechnienie komputerów w domach i biurach), pierwsze telefony komórkowe i konsole do gier – PlayStation, Sega Saturn, Nintendo 64, Game Boy. Bohaterowie odtwarzani z konsolowego wnętrza – pocieszny jamraj Crash Bandicoot, piękna archeolog Lara Croft, Pokemony. Smaki dzieciństwa  nie da się ukryć, że w tworzeniu vaporwave’owych kolaży przeważają Amerykanie, dlatego symbolem napoju vaporwave okazała się mrożona herbata AriZona, która na rynku polskim pojawiła się dopiero niedawno. Można mniemać, że w polskich realiach zamiast AriZony pojawiłoby się Frugo. Elementem, który zdominował świat vaporwave’owej estetyki, jest też Japonia, a ściślej – napisy w języku japońskim i postacie znane z filmów animowanych i komiksów produkcji Kraju Kwitnącej Wiśni. I znów  obecności tych rzeczy nie da się wytłumaczyć bez wglądu w to, co w telewizji i na VHS-ach. Otóż w latach dziewięćdziesiątych sporą część dziecięcej wyobraźni zajmowały manga i anime, które dwadzieścia lat temu przeżyły czas swojej największej ekspansji poza Japonią. Również w Polsce, gdy na początku ostatniej dekady XX wieku dzieci zbierały się przed telewizorem, by oglądać m.in Generała Daimosa na kanale Polonia 1, ale dopiero rok 1997 i emisja Czarodziejki z Księżyca na Polsacie spowodowała ogromne zainteresowanie mangą i anime, która obecna jest u nas już od dwudziestu kilku lat. Zatem z tych wszystkich, pozornie nieznaczących rzeczy, które stanowiły mentalny pejzaż lat dziewięćdziesiątych i 00s w oczach dziecka, powstał specyficzny rodzaj estetyki, któremu nostalgicznego charakteru dodają wszechobecne pastele. Nie bez wpływu na tę kolorystykę pozostają lata osiemdziesiąte, a ściślej – wizualna warstwa serialu Miami Vice, z którą kojarzą się palmy i wszechobecny róż. W 2002 roku premierę miała kolejna gra z serii Grand Theft Auto: Vice City, której główną inspiracją, począwszy od samego tytułu gry, pozostało właśnie Miami Vice. Choć Grand Theft Auto to seria uważana za pełną przemocy, seksu i ogólnie treści nieodpowiednich dla dzieci i młodzieży, wielu z tych, którym vaporwave trafia do serca, grało w Vice City zaraz po premierze. I doznało oczarowania pastelowymi latami osiemdziesiątymi sportretowanymi w grze. Nie tylko mnie GTA: Vice City kojarzy się z vaporwavem. W tym filmiku zamieszczonym na YouTubie, można zobaczyć i posłuchać, jak gracz przemierza Vice City z vaporwave’ową muzyką w radiu. Okazuje się, że vaporwave w jego muzycznej odsłonie doskonale łączy się z atmosferą gry.

[youtube_sc url=_K-3tBtPm6g]

Drugą odsłoną vaporwave’u jest właśnie muzyka, w której z kolei przedmiotem reinterpretacji jest muzyka lat dziewięćdziesiątych, osiemdziesiątych i siedemdziesiątych. Z muzyką łączy się inne rozumienie vaporwave’u, pozbawone już nostalgii  krytyka kapitalizmu i konsumpcjonizmu czasów, w których jest estetycznie osadzony. Według Adama Harpera, autora piszącego dla Electronic Beats, vaporwave ma charakter ironiczny i satyryczny, jest krzywym zwierciadłem kultury popularnej niedawnej przeszłości. Według Harpera nazwa pochodzi od słowa vaporware – określenia na oprogramowanie, które wciąż jeszcze nie ujrzało światła dziennego, o którym producenci wciąż mówią, a jednak data premiery została już dawno przekroczona[4].

Zasadniczo, muzyka vaporwave sprowadza się do bardzo prostego zabiegu miksowania, spowalniania i zmieniania tonacji piosenek z wymienionych dekad. Jedną z najsłynniejszych piosenek należących do tego gatunku jest リサフランク420 / 現代のコンピュー (jak widać, vaporwave zaczyna się już od samych tytułów) artysty o pseudonimie Macintosh Plus – oczywisty ukłon w stronę starych komputerów. Kawałek ten to nic innego, jak spowolniony i zremiksowany utwór gwiazdy wytwórni Motown, Diany Ross, It’s your move z 1984 roku. Spowolnienie nadaje mu nostalgicznego charakteru, być może i poczucia, że oto jesteśmy w latach osiemdziesiątych, jedziemy kabrioletem po słonecznej drodze, a nasze życie przypomina Miami Vice.

[youtube_sc url=_4gl-FX2RvI]

Oprócz tego w muzyce vaporwave spotkać można również elementy dźwiękowej rzeczywistości lat dziewięćdziesiątych, które również wywołują nostalgię. Weźmy na przykład utwór Blank Banshee, o wymownym tytule B : // Startup, w który wpleciony jest znajomy dźwięk startowy systemu Windows 95, stworzony przez Briana Eno. Przetwarzanie komputerowej rzeczywistości lat dziewięćdziesiątych wydaje się więc kluczowe dla całego ruchu artystycznego, jakim jest vaporwave.

[youtube_sc url=EblUbNrIL7E]

Obecnie vaporwave nie jest już tak żywotny, jak był jeszcze w 2012 i 2013 roku, jednak zdążył pokazać, jak nostalgia i pewne wyobrażenie o niedawnej przeszłości potrafi pobudzić wyobraźnię artystów. Nie jest to oczywiście mickiewiczowska tęsknota za krajem lat dziecinnych, lecz bardzo zaawansowane przetworzenie rzeczywistości tamtego okresu. Dosłownie wszystko potrafi być przedmiotem refleksji estetycznej, o czym wiadomo co najmniej od powstania dadaizmu, a na pewno pop artu. Szczególnie skojarzenia z pop-artem wydają się zasadne w kontekście vaporwave’u, choć w przypadku tego drugiego zamiast z jednego przedmiotu czynić dzieło sztuki, łączy się wszystko, co kojarzy się z przeszłym obrazem popkultury. Ponieważ jesteśmy już w połowie obecnej dekady, już za około pięć lat możemy się spodziewać pierwszych wspomnieniowych interpretacji drugiej dekady XXI wieku. A kto wie, czy nie artystycznych?

[youtube_sc url=-WNrjWSJwf8]



[1] T. Beksiński, Fin de siecle, „Tylko Rock”, styczeń 2000 (URL: https://www.krypta.whad.pl/html/opowiesci_z_krypty/fin_de_siecle.htm).

[2]  E. Reeve, Every generation has been the Me Me Me Generation, (URL: https://www.thewire.com/national/2013/05/me-generation-time/65054/).

[3]  M. Kornatowska, Nostalgia – modny przedmiot pożądania. Refleksje amerykańskie, s. 165. W: Niedyskretny urok kiczu, red. G. Stachówna, Kraków 1997.

[4]   A. Harper, Pattern recognition vol. 8.5: the year in vaporwave (URL: https://www.electronicbeats.net/vol-8-5-the-year-in-vaporwave/)

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć