Lata 80. w muzyce rockowej charakteryzowały się dominacją new wave (skomercjalizowany potomek punk rocka z lat 70., reprezentowany na przykład przez Killing Joke albo New Order) oraz hair metal czyli mainstreamowej wersji heavy metalu reprezentowanej przez chociażby Motley Crue i Bon Jovi. Underground odpowiedział na te prądy bardziej ekstremalnymi wersjami metalu i punka, takimi jak thrash metal, death metal, black metal, hardcore czy grindcore. Jednocześnie pojawiły się zespoły, które obrały bardziej eksperymentalny kierunek, takie jak Birthday Party z Nickiem Cavem czy Einsturzedne Neubauten, a w Nowym Jorku powstał no wave (zbieżność z new wave nieprzypadkowa), będący sonicznym obrazem miasta targanego przestępczością i problemami ekonomicznymi. Artyści tacy jak Sonic Youth czy Swans grali muzykę niezwykle nieprzystępną, ciężką, na swój sposób pierwotną, gloryfikującą hałas i dysonans, gdzie wokal przybiera formę okrzyków, a gitara elektryczna służy do tworzenia gęstej ściany dźwięku jednocześnie hipnotyzujeącej i wymierzającej cios w twarz. Teksty były ponure, wręcz apokaliptyczne. Ukazywały problemy społeczne, takie jak rasizm, seksizm, przemoc czy uzależnienie od narkotyków oraz problemy rozgrywające się na płaszczyźnie osobistej, takie jak na przykład zmaganie się ze stanami depresyjnymi.
I to właśnie wymieniony tutaj Sonic Youth stworzył niewielki nurt, któremu poświęcony będzie ten felieton. Nurt ten ma nazwę pigfuck.
To nietypowe określenie ukuł Robert Christgau (amerykański krytyk muzyczny, pisał m.in. dla „Rolling Stone”) dla określenia brzmienia Sonic Youth. Jak się można spodziewać muzycy nie byli zbytnio zadowoleni z takiej etykiety, więc w odpowiedzi nagrali piosenkę „Kill Yr Idols”, w której padają słowa „Nie wiem dlaczego/ Chcesz zaimponować Christgau, Pozwól tej gównianej potrzebie umrzeć/ I znajdź inny cel”. Jak się można spodziewać krytyk nie był zbyt zadowolony z takiego tekstu, więc zespół dokręcił jeszcze śrubę zmieniając tytuł utworu z „Kill Yr Idols” na „I Killed Christgau With My Big Fuckin’ Dick”. Mimo tych starań na nieszczęście artystów termin pigfuck, się przyjął i album Confusion is Sex / Kill Yr Idols z 1983 jest pierwszym krążkiem reprezentującym ten nurt. Muzyka na tej płycie ma dokładnie te same cechy jak wspomniany wcześniej no wave. Dominują brudne, mocno przesterowane brzmienie gitar, minimalistyczne partie basu, które trzymają cały dźwiękowy chaos w ryzach oraz perkusja, która swoją mocą nadaje momentum utworom. Dodatkowo pojawiają się eksperymenty brzmieniowe takie jak preparowanie gitar lub granie na gitarze przy pomocy pałeczki od perkusji, nagrywanie werbla w łazience, przepuszczanie wokalu przez wzmacniacz gitarowy, czy używanie efektów modulujących brzmienie zarówno na instrumentach jak i na śpiewie.
Grupy, które później tworzyły pod dumnym sztandarem pigfucku w większości związane były z niezależnymi wytwórniami Touch and Go i Amphetamine Reptile. Ta druga nawet w 1989 roku wydała składankę „Dope Guns & Fucking in the Streets, Volumes 1-3”, gdzie znalazły się zespoły takie jak Cows, God Bullies czy chociażby Mudhoney. Giganci nurtu tworzący we współpracy z tymi wytwórniami to Big Black, Butthole Surfers czy The Jesus Lizard. Grupa Big Black jest formacją wyjątkową. Wyróżnia ją użycie automatu perkusyjnego oraz jasne, bardzo przesterowane i przeszywające brzmienie gitar oraz teksty Albiniego, które są określane jako reportażowe, ze względu na często pojawiającą się tematykę społeczną. Utwór „Jordan, Minnesota” z płyty Atomizer powstał po tym, jak na światło dzienne wyszła historia o domniemanej organizacji pedofilskiej działającej na ogromną skalę w tytułowym mieście. Na szczęście dla ludzkości okazało się, że historia ta jest zmyślona, a sam autor tekstu stwierdził w wywiadzie, że dał się nabrać i jest to najbardziej zawstydzająca rzecz, w jego karierze, do jakiej musiał się przyznać. Nie można jednak odmówić tej piosence energii, ponurego klimatu i wściekłości wylewającej się z głośników, a tekst tego utworu przepełniony jest pesymizmem i obrzydzeniem.
Niekwestionowanymi królami szaleństwa i chaosu są Butthole Surfers. Ta specyficzna i wulgarna nazwa idealnie oddaje brzmienie tego zespołu, który łączy cechy pigfucku jak stylistyczna mieszanka punk rocka i noisu, teksty o trudnej tematyce, również społecznej oraz eksperymentowanie z fakturą dźwięku i efektami. To właśnie te eksperymenty zespół doprowadził do ekstremum. Wokalista zespołu Gibby Haynes znany jest z używania pokaźnej ilości efektów do modulowania swojego wokalu. Z czasem cała masa efektów i procesorów używanych przez piosenkarza otrzymała nazwę „Gibbytronix”. Butthole Surfers znani są również ze swoich występów na żywo. Podczas koncertów puszczane były klipy filmowe z operacji zmiany płci i w pewnym momencie kariery zatrudnili tancerkę, która tańczyła nago podczas występów. W czasie wydania swojego opus magnum „Locust Abortion Technician”, zespół żył na skraju szaleństwa, dotknięty ubóstwem i uzależnieniem od narkotyków. W wywiadzie gitarzysta Paul Leary powiedział: „Nie życzyłbym życia z Butthole Surfers najgorszemu wrogowi”. Album ten ma w sobie pewien parodystyczny charakter. Utwór „Kuntz” jest w całości zsamplowaną tajską piosenką ludową, w której w refrenie pojawia się słowo przypominające angielski wyraz cunts, „Pittsburgh to Lebanon” jest parodią bluesa, a album otwiera bardzo psychodeliczna wersja piosenki Black Sabbath „Sweat Leaf”. Humorystyczne podejście do kanonów rocka, jest cechą twórczości grupy (albumy „Hairway to Steven” od „Stairway to Heaven’’ Led Zeppelin i „Electriclarryland” od „Electric Ladyland” Jimiego Hendrixa), ale również innych zespołów jak na przykład Big Black, który nagrał cover „Model” Kraftwerk na płycie „Songs About Fucking” i Sonic Youth, które na płycie „Confusion is Sex / Kill Yr Idols” zamieściło bardzo niskobudżetową wersję „I Wanna Be Your Dog” The Stooges.
Z tego wszystkiego wyłania się obraz wulgarnego, obscenicznego nurtu, gdzie punkowa szkoła kompozytorska „trzy akordy, darcie mordy” jest na dodatek połączona jest z noisowym umiłowaniem do dźwięków, które nie powinny zaistnieć, na „normalnej” płycie, czy podczas „dobrego” koncertu.
Dlaczego więc wybrałem taki gatunek jako temat tekstu? Po pierwsze z przekonania, że powinno się mówić i słuchać (lub chociaż próbować słuchać) każdej muzyki niezależnie, czy to jazz, blues, rock, techno czy pigfuck. Oprócz tego, jestem przekonany, że jest to muzyka na swój sposób wartościowa. Umęczone wrzaski i zgrzyt zbytnio przesterowanej gitary są poniekąd dziećmi epoki, lat 80. i 90., czasów kadencji Reagana i Busha, upadku komunizmu i wojny w Zatoce Perskiej. Nie wspominając już o wtedy również obecnych amerykańskich problemach z rasizmem, rozwarstwieniem społecznym i masowych strzelaninach. Muzyka ta była tak szalona jak szalony był świat dookoła, a jej wartość się kryje w przedstawieniu tego świata w jak najszczerszy sposób. Większość muzyków, których wymieniłem to artyści bardzo kompetentni i świadomi. Butthole Surfers inspirowali się dadaizmem i dokonaniami ruchu fluxus. Natomiast Steve Albini z Big Black, jest bardzo cenionym producentem, który współpracował z Jimmim Page’em i Robertem Plantem z Led Zeppelin i wyprodukował album „In Utero” Nirvany, a jego antagonizujące podejście do przemysłu muzycznego okazało się prorocze. W dzisiejszych czasach podpisanie kontraktu z dużą wytwórnią jest objawem głupoty, gdyż w dobie internetu i technologii komputerowej artysta sam może zarządzać swoją promocją i produkować sam muzykę bez konieczności oddawania 90 procent przychodów…
Zwłaszcza w dzisiejszych czasach taka niezależna banda odszczepieńców byłaby potrzebna. Nasz świat jest nawet jeszcze bardziej szalony i enigmatyczny niż ten sprzed 30-40 lat. Terroryzm, nawrót ideologii faszyzujących i niewiadoma, jaką jest przyszłość albo nawet być albo nie być naszej cywilizacji przez pędzący jak szalony rozwój techniczny i równie szybko obrzcające się wskazówki zegara nakręconego przez globalne ocieplenie. Potrzebni są niezależni muzycy, którzy w swojej twórczości, bez upiększeń, oddadzą współczesne szaleństwo. Potrzebni są wolni, świadomi, kompetentni muzycy, którzy są równie szaleni jak świat wokół nich.
Dofinansowano ze środków Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Artystów ZAiKS
Jedyne takie studia podyplomowe! Rekrutacja trwa: https://www.muzykawmediach.pl/