felietony

Polskie płyty 2014 – podsumowanie subiektywne [Hyde Park]

Koniec roku to czas, w którym każdy szanujący się portal czy czasopismo muzyczne postanawia podsumować dokonania rodzimej (a często i światowej) sceny muzycznej. Internet i gazety wypełnione są po brzegi Top 10 najlepszych albumów roku. Pomyślałem, czemu i ja nie mam dołączyć do tej wyliczanki i nie zaproponować swojego „topu”?! Problem w tym, że gdy zacząłem wypisywać tegoroczne polskie płyty, które przypadły mi do gustu, nie potrafiłem zamknąć się w dziesiątce. Świadczy to chyba o tym, że z krajową sceną muzyczną nie jest tak całkiem źle, prawda? Z drugiej strony, aby nie wyliczać w nieskończoność kolejnych „płyt roku” stwierdziłem, że skoro rok ma 12 miesięcy, to ja wybiorę 12 albumów, które moim zdaniem zasługują na wyróżnienie.  

Szczerze mówiąc, sam niechętnie śledzę różnego rodzaju rankingi. Właściwie z ciekawości raz do roku rzucę okiem na Trójkowy Top Wszechczasów, żeby sprawdzić, czy znów listę zdominowały głosy wąsatych fanów Marka Kopflera, którzy żyją w przekonaniu, że nic nie dorasta do pięt Brothers In Arms. W moim mniemaniu muzyka to nie sport i żadną wymierną skalą nie da zmierzyć się tego, czy jakaś płyta/piosenka jest lepsza od innej (no, może poza faktem, że to Bohemian Rhapsody jest najlepszą piosenką na świecie). Do zestawień rocznych, podchodzę jednak zgoła inaczej. Zawsze z miłą chęcią sprawdzam, kto wyróżnił jaką płytę. Często w natłoku muzyki zdarza mi się pominąć jakiś interesujący album, który nie umknął uwadze recenzentom.

Oczywiście, jest to tylko moje zestawienie. Ciekawe, jakie jest Wasze?!

Afro Kolektyw – 46 minut Sodomy

Jako fan pierwszych, utrzymanych w stylistyce hip-hopowej albumów Afro Kolektywu, bardzo długo nie mogłem przekonać się do nowego wcielenia zespołu. Podchodząc bardzo emocjonalnie do ich twórczości, sukcesywnie od Połącz kropki wydawałem ciche jęki zawodu, przebąkując o samospełniającej się przepowiedni Afrojaxa „Czy chciałbyś być murzynem? Dawniej chciałem…”. 46 minut Sodomy to płyta, która przekonała mnie, że nawa droga Afro Kolektywu ma sens. Album ten nagrany „na setkę” wyciąga z zespołu to, co najlepsze, piękne aranżacje przeciwstawione pijacko-gorzkim tekstom Hoffmana poruszają jak nigdy.

Bobby The Unicorne – Utopia

Bobby The Unicorne to projekt na wskroś niezależny. Płyta tak naprawdę to dzieło jednego człowieka – Darka Dąbrowskiego, który w zakamarkach swojego mieszkania, przy użyciu niemal zabytkowego sprzętu i instrumentów stworzył małe arcydzieło. Utopia to jego debiutancki album długogrający. Wypełnia go muzyka zawieszona gdzieś pomiędzy amerykańskim folkiem, brytyjską nową falą, a garażowym rockiem. Darek jest songwriterem z prawdziwego zdarzenia i na pewno jeszcze o nim usłyszycie.

Flint – Zła sława

Flint to freestyler, który nieprzerwanie od 2009 roku uważany jest za nadzieję polskiej sceny hip-hopowej i, choć cyklicznie nagrywa kolejne albumy, ciągle traktowany jest jak debiutant. Sam Flint, zdając sobie chyba sprawę z tej kuriozalnej sytuacji, dał upust swojej frustracji, nagrywając album będący jego gorzkim manifestem. Problemem jednak jest to, że do Flinta etykieta „nadziei sceny” przyrosła tak bardzo, że chyba mało kto zauważył, że nagrał on najlepszy album w swojej karierze.

Furia – Nocel

Polska scena black metalowa przechodzi od jakiegoś czasu swoisty renesans. Zespoły takie jak: Mgła, Morowe, Odraza czy Furia, stojąc w opozycji do tego, co gra Behemoth czy Hate, wykształciły własną, spójną wizję muzyki, która zbiera coraz większe grono sympatyków. Nocel Furii to album z jednej strony mocno zakorzeniony w black metalu (prostota i surowe brzmienie) z drugiej nie bojący się eksperymentów (postrockowe pejzaże i wyciszenia). Wszystko to w połączeniu z niepokojącymi tekstami Nihila sprawia, że Nocel to jedna z najlepszych płyt blackowych tego roku.

HV/Noon – HV/Noon

Album ten to kolaboracja dwóch producentów: Mikołaja „Noona” Bugajaka i ukrywającego się pod pseudonimem „Hatti Vatti”, Piotra Kalińskiego. Płyta ta ze względu na powrót Noona do hip-hopowej konwencji jeszcze przed premierą wzbudziła wśród słuchaczy olbrzymie emocje, które dodatkowo podgrzała zapowiedziana gościnna obecność na albumie Jotuze i Eldo (tworzących w przeszłości z Noonem uznany skład Grammatik). Utrzymana w elektronicznym klimacie muzyka odznacza się niezwykłą oszczędnością. Podkłady i instrumetale duetu HV/Noon są wręcz sterylne, lecz niewątpliwie nadają albumowi unikalnego charakteru wymarłego nocą miasta, który pochłania bez reszty.

Maja Koman – Pourquoi Pas

Debiutancka płyta Mai Koman to płyta w pełni przemyślana i dojrzała. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek przypadku, każdy dźwięk ma swoje miejsce i tworzy w przemyślany sposób konstrukcję całej płyty. Pourquoi Pas to album nieco senny, grający na emocjach. Tylko singlowy utwór Babcia mówi nieco odstaje charakterem od reszty kompozycji, co nie zmienia faktu, że to i tak jeden z najfajniejszych numerów na płycie. Maja śpiewa po angielsku, po polsku i po francusku i w każdym z tych języków radzi sobie świetnie, przykuwając uwagę słuchacza. Pourquoi Pas zmotywowało mnie do zakupu ukulele.

Organek – Głupi

Organek to doświadczony gitarzysta, założyciel zespołu SOFA, współpracujący na przestrzeni lat m.in.: z Kayah, Ostrym czy Smolikiem. Jego pierwszy w pełni autorski album wypełnia energetyczna mieszanka bluesa, country i dzikiego rock’n’rolla. Chociaż nietrudno doszukać się na Głupim elementów wspólnych z muzyką Jacka White’a, zespołu Jet, czy Wolfmother, to płyty tej nie można nazwać wtórną. Jest to po prostu osobisty hołd muzyka amerykańskiej tradycji muzycznej, zagrany z pasją i luzem.

PRO8L3M – Art Brut

Art Brut to mixtape na którym mieszają się dwa skrajne światy – brudu i sterylności. Jawiąca się w tekstach Oskara ciemna strona rzeczywistości – pełna seksu, alkoholu, narkotyków i szemranych interesów – okraszona surowym językiem, łączy się bitami stworzonymi z sampli zaczerpniętych z polskiego synth-popu. Specyficzny flow Oskara dał powiew świeżości na krajowej scenie hip-hopowej, a jego sposób budowania narracji postawił go w czołówce polskich storytellerów. W połączeniu z podkładami Steeza całość robi piorunujące wrażenie.

Natalia Przybysz – Prąd

Lepiej tej płyty nazwać nie można. Prąd to płyta z silnym ładunkiem emocjonalnym – od nastrojowych ballad, bluesa przez funk, na rockowych numerach skończywszy. Na pierwszy plan wysuwa się tu również gitara elektryczna, która przy poprzednich albumach Natalii nie była tak wyeksponowana. Głos Natalii Przybysz potrafi zahipnotyzować zarówno ciepłym soulowym brzmieniem, jak i zadziorną chrypą. Przybysz, poza prezentacją niezwykle przemyślanych i pięknych piosenek z własnego repertuaru, udowadnia, że jeszcze wiele można wyciągnąć z muzyki Niemena i Nalepy.

Ten Typ Mes – Trzeba było zostać dresiarzem

Ten Typ Mes w końcu udowodnił, że potrafi rapować o czymś innym niż o sobie, kolegach i wspólnie przeżytych melanżach. Na Trzeba było… jawi się on jako uważny obserwator naszej zwariowanej rzeczywistości. Trafnie wyłapuje i barwnie opisuje „Januszy”, dresiarzy i całą resztę naszego „folkloru”, za każdym razem pointując celnie z dużą dawką autorefleksji. W parze z treścią idzie nienaganna forma – Mes popisuje się zawodową techniką rapu, muzycznie zaś album prezentuje szerokie spektrum podkładów – od oldschoolowych bitów w klimacie Dr. Dre po nowoczesne „cykacze”.

Warszawskie Combo Taneczne – Przyznaj się

Warszawskie Combo Taneczne to zespół założony przez Jana Młynarskiego, który za cel wziął sobie odświeżenie klimatu piosenek międzywojnia i okupacji. Wspieranemu przez niesamowicie zdolnych muzyków (m.in.: Piotra Zabrockiego, czy Tomasza Dudę) Młynarskiemu udaje się wydobyć z warszawskiego folkloru romantyczną nutę. Muzyka WCT brzmi bardziej nostalgicznie (choćby za sprawą rewelacyjnych partii piły!) niż dokonania choćby Szwagra Kolaski, jednocześnie nie tracąc nic z taneczności.

Xxanaxx – Triangles

Triangles może nie zaskakuje oryginalnością, ale duet Klaudia Szafrańska i Michał Wasilewski stworzyli album, którego brakowało na polskim rynku, ożywionym przez zeszłoroczny debiut Bokka. Delikatny, niemal dziewczęcy głos Klaudi Szafrańskiej świetnie współgra z muzyką Wasilewskiego. Twórczość Xxanaxxu balansuje gdzieś pomiędzy muzyką taneczną, a chillwave’em na poziomie wykonawczym, który może zapewnić duetowi międzynarodowy rozgłos.

——-

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć