Finał okazał się nadzwyczaj dobry. Ogromna różnorodność gatunków, emocje, ciekawe aranżacje – było czego posłuchać, mimo iż uczestnicy tego wieczoru prezentowali swoje utwory powtórnie.
Jako pierwszy na scenie pojawił się zespół The Sixpounder. Nawet ci, którzy tzw. ciężką muzyką się nie interesują, muszą przyznać, że grupa jest bardzo profesjonalna, że artyści wiedzą, co chcą zdziałać w danym utworze. A z utworu finałowego biła energia. Tej panowie z The Sixpounder muszą mieć nieskończone pokłady – właśnie sami wydają swój drugi album.
4 TAK
Janusz Cielecki po swoim występie również może pochwalić się najwyższą punktacją u jurorów. Obecność Janusza w finale to dla niego z jednej strony duże wyróżnienie (nie jestem pewna, czy uczestnik poradziłby sobie w muzycznym światku jako samodzielny i twórczy podmiot wykonawczy), a z drugiej – możliwość kontynuacji wizerunku egzotycznego kwiatu, który w „MBTM” zakwitł kilka tygodni temu. Nie jestem przekonana do barwy głosu wokalisty – jest ona ciekawa, zwłaszcza do odtwarzania kolorytu pewnej epoki, aczkolwiek płaska. Jak się jednak okazuje, Janusz ma także pewien dryg do śpiewu klasycznego, co mnie w tym odcinku zainteresowało. Ogromna pochwała dla uczestnika i dla reżyserów za włączenie do występu zespołu Piotra Wrombla. Po ostatnich ostrych słowach Kory zespół z poprzedniego odcinka gdzieś się ulotnił…
4 TAK
Słyszę was któryś raz i cały czas mnie zaskakujecie – docenił pracę Dharniego i K-Leah Adam Sztaba. Jesteście najbardziej profesjonalną ekipą, jaka występowała w tej edycji – komplementował po swojemu Piotr Rogucki. Prawdą jest, że ten uroczy duet wokalistki i beatboxera nie ma rozpoznawalnego odpowiednika na polskim rynku muzycznym. W finale K-Leah nareszcie przyciągała uwagę bardziej niż Dharni i w tym upatruję rozwoju tej drużyny od czasów castingu. Dharni natomiast i tak zrobił furorę i, co ważne, nie powielał bezmyślnie materiału z półfinału, urozmaicił go.
4 TAK
Niesforne dziecko tej edycji – zespół Piękni i Młodzi. Dyskotekowy hit Kocham się w tobie na potrzeby finału wzbogacono o elementy w miarę synchronicznej choreografii. Śpiew – niezbyt czysty, nawet w wykonaniu jedynej nadziei tej grupy – wokalistki. Przez to, że będziemy ignorować disco polo nie sprawimy, że ono zniknie – zauważył Piotr, który jako jedyny wcisnął TAK.
1 TAK
Moi faworyci – Kraków Street Band. Kolejna możliwość usłyszenia aranżacji Don’t Let Me Be Misunderstood (a skoro tak skutecznie powtarzalnej, to znaczy, że ogranej i udatnie zrobionej). Kolejne potwierdzenie na to, że zespół ma świetnego, pełnego charyzmy lidera. Kolejna obserwacja, że uliczne koncerty dziwnym trafem dają obycie z estradą, sceniczną swobodę i wdzięk. Wspaniały ustęp instrumentalny na koniec. Brawo!
4 TAK
Szkoda, że duet Peterbeth nie wykonał w finale Behind Blue Eyes. Usłyszeliśmy za to Titanium Davida Guetty. Po raz kolejny przy okazji tej właśnie piosenki musiałam zastanawiać się nad czystością intonacji Izy i Piotra (tylko we współbrzmieniach), a wolałabym być pewna jej nieskazitelności. Wspaniale wypadły natomiast solówki, zwłaszcza w wykonaniu Piotra o magicznym głosie. Dotarło też do mnie ze sceny sporo emocji – udzieliła się atmosfera jakiejś drżącej niepewności, którą przy interpretowaniu swych utworów para z Peterbeth zawsze buduje. Trzymam kciuki i czekam na płytę!
4 TAK
Zdobywcy Dzikiej Karty od internautów, grupa Rootzmans, wystąpiła w piosence Hotel California. Bardzo dobre wykonanie, ciekawa aranżacja, znakomity perkusista, dobry, skupiający uwagę frontman. Najlepszy chyba występ tego zespołu w „MBTM”. Życzę panom wzbogacania repertuaru i udanych koncertów!
3 TAK
Paulina Czapla, obdarzona natomiast zaufaniem słuchaczy radia RMF FM i nagrodzona Dziką Kartą od nich, wybrała do finału utwór What’s Up. Pokazała tym samym, że wpadkę z castingu możemy już tylko sobie wspomnieć w ramach anegdoty, ale zamierzone wykonanie to właśnie wykonanie finałowe. Paulina podeszła do swego występu z pełnym profesjonalizmem, zapraszając do współpracy kwartet smyczkowy (słowa uznania kieruję do autora aranżacji ) i tancerza. Stworzyła piękne show. Nadal nie jestem zagorzałą fanką swoistej „krzykliwości”, którą Paulina stosuje, śpiewając, niemniej jednak talentu tej dziewczynie odmówić nie wolno.
3 TAK
Grupa, która dobrze zaprezentowała się na castingu, nadspodziewanie dobrze w półfinale i znowu świetnie w finale. Hip-hopowy Sachiel. Raperka i raperzy dowiedli że są w stanie występować bardzo równo, że zawsze są w formie. Po raz kolejny ze sceny dotarł do odbiorcy przejmujący przekaz, podany z właściwą członkom Sachiela gorliwą zawziętością. W tym rapie tutaj coś się zadziało – docenił Sztaba.
4 TAK
Moja kolejna faworytka – Kasia Świątczak w pięknym Trouble z repertuaru Coldplay. Tym razem z akompaniamentem fortepianu, co postawiło przed nastolatką nowe wyzwanie w postaci scenicznej współpracy z instrumentalistą (nie byle jakim przecież). Pojawiło się kilka problemów technicznych, jednak Kasia nadrabiała swą wspaniałą, gęstą i głęboką barwą głosu. Masz czar i nieprawdopodobną charyzmę sceniczną – skomentowała występ Kora.
4 TAK
Nie wiem, czy finał „MBTM” zaproszeni goście: Donatan i Cleo mieli z założenia uświetnić, czy uczynić bardziej kontrowersyjnym. W każdym razie występ Cleo z eurowizyjnym przebojem nastąpił. My Słowianie to kompozycja wcale nie tak źle skonstruowana. Muzycznie, rzecz jasna, bo tekst – choć zaspokaja niewyszukane gusta i spełnia liczne wymogi, które można by przed nim stawiać, bazuje na sprośności, a tę trudno przełknąć w zaproponowanej postaci. Ucieszyłam się, widząc, że występowi wokalistki nie towarzyszą żadne panie zastane w trakcie wykonywania domowych obowiązków: prania lub ubijania masła. Ucieszyłam się jeszcze bardziej, widząc dynamicznie tańczący za plecami Cleo zespół. Moja radość zwiększyła się jeszcze, gdy usłyszałam dodaną do piosenki na potrzeby Eurowizji instrumentalną wstawkę o wyraźnie ludowej, tanecznej proweniencji. Tę część traktuję jako bardzo ciekawy i udany pomysł urozmaicenia utworu. Niestety dopełnieniem całości był popis kolejnych tancerek, w znanych już z teledysku Slavica pozach. Zdecydowanie wolałabym widzieć twarze tych pań. Uważam, że program „MBTM” przekroczył granicę dobrego smaku.
Po finałowych prezentacjach z grupy uczestników wyłoniono (zgodnie z wynikiem głosowania telewidzów) dwa zespoły, które powalczyły ze sobą w dogrywce, wykonując niepokazywane jeszcze w „MBTM” utwory. Dharni & K-Leah dali wspaniałą próbę swych umiejętności (występ wzbogacony o akompaniament fortepianu), tworząc na scenie świeży, kompletny, pełen artyzmu pokaz. Sachiel zaś po raz kolejny zaskoczył słuchaczy świetną, zgrabną kompozycją, ekspresją w artykułowaniu słów i, co interesujące, swobodą przebywania jego członków na scenie. Dla mnie zespół Sachiel jest największą niespodzianką – oceniła udział tej grupy w programie Kora.
Finał siódmej edycji „Must Be The Music” zakończył się wiktorią zespołu Sachiel. Raperzy najwidoczniej ujęli widzów swą autentycznością, poczuciem misji i oczywiście umiejętnościami. Zespół otrzymał czek na 100 000 złotych oraz tyleż samo do spożytkowania na kampanię reklamową w radiu RMF FM. Przyznano również dodatkowe nagrody. Czek na 25 000 złotych jako nagroda przyznana przez jurorów za największe show tej edycji trafił w ręce Pawła Kopiczki. Uczestnik wykonał nagrodzoną (lub „nagrodzoną”) piosenkę Get Lucky w asyście gitarzysty. Prywatnym sponsorem nagrody pieniężnej stał się też Piotr Rogucki, wręczając grupie Straight Jack Cat czek na 10 000 złotych wraz z zaproszeniem do koncertowania w trasie zespołu COMA.
Peterbeth, Behind Blue Eyes
Kasia Świątczak, Trouble
Kraków Street Band, Don’t Let Me Be Misunderstood
Klaudia Synak, It Goes Dark
Tallib, Prosta z serca
– oto moje ulubione, zapamiętane, nucone wykonania kończącej się edycji.
Siódma odsłona show „Must Be The Music” powieliła wzorzec edycji poprzednich. Wydaje mi się, że pomysł tego programu – mimo wielu jego atutów – już się wyczerpuje, a ósma edycja będzie tą ostatnią. Z chęcią jednak będę przyglądać się dalszej twórczości talentów, które ten sezon „MBTM” odkrył.