Czy i dlaczego warto dbać o pamięć Przemysława Gintrowskiego? 20 października 2019 mija siódma rocznica śmierci barda „Solidarności”, który zasłynął przede wszystkim jako muzyczny bojownik o wolną Polskę. To jego wielka muzyczna zasługa, choć przecież nie jedyna.
Przyszło mu żyć w trudnych czasach. Polacy stanęli przed koniecznością opowiedzenia się po jednej ze stron, koniecznością walki. Najdzielniejsi stawali w pierwszym szeregu, ryzykując swoje bezpieczeństwo zdrowie i życie w obronie najwyższych wartości.
Choć nie miał wykształcenia muzycznego (ukończył studia na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej z tytułem inżyniera w 1973), obdarzony był wystarczającym talentem, by chwycić za gitarę i umuzyczniać poezję współczesnych sobie, politycznie zaangażowanych poetów.
Punktem zwrotnym w jego życiu okazało się spotkanie, do którego doszło pod koniec lat 70. w klubie studenckim Sigma na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Poznał wówczas Jacka Kaczmarskiego i Zbigniewa Łapińskiego, z którymi potem stworzył legendarne trio. To właśnie ich dziełem była pieśń legenda „Mury” będącą parafrazą kompozycji hiszpańskiego pieśniarza Lluisa Llacha. Utwór stał się nieoficjalnym hymnem „Solidarności”.
[youtube_sc url=rcPEEY0eyM0]
Gintrowski nie miał muzycznego wykształcenia, miał za to wielki talent i zamiłowanie do muzyki. Swoją artystyczną działalność prowadził już, uczęszczając do VI Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Reytana w Warszawie (1969). Grał wówczas w szkolnym zespole muzycznym „Między niebem a ziemią”. W 1976 roku zadebiutował w klubie studenckim Riviera z utworem „Epitafium dla Sergiusza Jesienina”. Jego dalszymi działaniami pokierowała historia.
Czy muzyka powinna służyć polityce? Czy muzyka powinna być nośnikiem innych niż tylko muzyczne wartości? W istocie czasami powinność wymaga, by wzięła na siebie tę służebną rolę. Dobrze, jeśli staje po właściwej „stronie”. W czasie stanu wojennego Przemysław Gintrowski zmuszony był, na skutek niekorzystnego zbiegu okoliczności, pozostać w Polsce. Nie zrezygnował z komponowania. Pisał muzykę do zaangażowanej politycznie tekstów poetyckich, a poza tym do filmów i seriali, wśród których znalazł się między innymi bijący rekordy popularności serial telewizyjny Zmiennicy. Wydawał też kolejne płyty, które wychodziły w drugim obiegu, koncertował w prywatnych domach.
Piosenki pisał do słów współczesnych mu poetów, z którymi dzielił poglądy polityczne i którzy tak, jak i on zaangażowani byli w działalność opozycyjną, takich jak Tomasz Jastrun, Jacek Kaczmarski, Zbigniew Herbert, Tadeusz Nowak czy Marek Tercz. Wspólnie z nimi stawał się głosem swojego pokolenia, wyrażając jego najgłębsze pragnienia, emocje i obawy.
[youtube_sc url=udnvFEI7mJQ]
Gdy wspólnym wysiłkiem, bez rozlewu krwi, Polacy doprowadzili w końcu do pierwszych częściowo wolnych wyborów i gdy w końcu Polska odzyskała wolność, bard „Solidarności” musiał odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Wraz z Jackiem Kaczmarskim i Zbigniewem Łapińskim, którzy po emigracji wrócili do kraju, zaczął tworzyć nowe piosenki i jeździć z koncertami.
„Piosenki z tekstem” są dziś w Polsce w zdecydowanym odwrocie. Ale czy w istocie ich potrzebujemy? Muzyka może wspierać walkę i umoralniać. O jej wywrotowej sile widzieli „już starożytni Grecy”, ale może też łączyć ludzi, dostarczać emocji i motywować do pozytywnych działań. Czy ktokolwiek mógłby zaprzeczyć jej niesamowitej mocy?