Aretha Franklin / źródło: Wikipedia

edukatornia

Queen of soul, queen of souls

Aretha Louise Franklin, córka wielebnego Clarence’a LaVaughna Franklina oraz pianistki i wokalistki gospel, Barbary Siggers, urodziła się 25 marca 1942 roku w Memphis w stanie Tennessee. Była czwartym z pięciorga dzieci państwa Franklinów. Małżeństwo jej rodziców rozpadło się, kiedy miała 6 lat, a niedługo później jej matka zmarła na zawał serca. Od tego czasu wychowaniem całego rodzeństwa zajmowała się babcia.

Talent muzyczny Arethy objawił się we wczesnym wieku. Była samoukiem, a pierwsze kroki na ścieżce artystycznej stawiała w chórze kościelnym, funkcjonującym przy New Bethel Baptist Church, w którym jej ojciec pracował jako kaznodzieja. To on wpadł na pomysł zaprezentowania wokalnego i pianistycznego talentu swojej córki przed całym zgromadzeniem. Clarence LaVaughn był postacią obdarzoną niezwykłą estymą; jego dom odwiedzało wiele słynnych gwiazd muzyki gospel, m.in. Albertina Walker, Mahalia Jackson i Clara Ward, z których każda odegrała znaczącą rolę w rozwoju muzycznym Arethy. Według Jamesa Clevelanda wielebny Franklin był jednym z niewielu pastorów o sile wystarczającej, by obalić stare przekonanie, że gospel i blues to śmiertelni wrogowie. Miał odwagę mówić, że te nurty splatają się ze sobą i są wspaniałymi elementami afroamerykańskiego dziedzictwa[1]. Jego gorliwa wiara, wrażliwość i kaznodziejski talent w pewnym stopniu przyczyniły się do wykreowania Arethy-artystki.

Jako czternastolatka miała już na swoim koncie pierwszy album, wydany w 1956 roku, noszący nazwę Songs of Faith. Czas debiutu pokrył się z intensywnym okresem koncertowania podczas tras, w które jeździła nie tylko ze swoim ojcem, ale i z zaprzyjaźnionymi artystami muzyki gospel, takimi jak Sam Cooke czy wspomniane już Mahalia Jackson i Clara Ward. Niedługo później Cooke wraz z Dinah Washington wprowadzili ją w świat popu i bluesa. W 1960 roku, pobłogosławiona przez ukochanego ojca, wyjechała do Nowego Jorku, gdzie podpisała pierwszy w życiu kontrakt z wytwórnią. Rok później Columbia Records, najstarsza firma fonograficzna na świecie, sprawiła, że światło dzienne ujrzał krążek zatytułowany Aretha[2]. Choć o kontrakt z nią bardzo intensywnie zabiegała również słynna wytwórnia Motown, Franklin na długie lata związała się ostatecznie z Atlantic Records – wytwórnią, dla której nagrała swoje najważniejsze płyty: I Never Loved a Man the Way I Love You (1967), Lady Soul (1968) i Amazing Grace (1972).

Aretha Franklin już w wieku 24 lat nazywana była Królową Soulu. W tym samym czasie stała się istotnym głosem w ruchu walki o prawa człowieka – kiedy w 1968 roku została poproszona o zaśpiewanie na pogrzebie Martina Luthera Kinga, oddała mu cześć niezwykle ważnym dla niej utworem Precious Lord. Każda kolejna dekada jej artystycznego życia wypełniona była nowymi płytami, nagraniami, trasami koncertowymi i współpracami; historia jej muzycznych dokonań nie jest czymś, co można skrócić, ugładzić i streścić. Te niesamowicie gęste, przesycone przełomowymi wydarzeniami lata zasługują na uwagę większą niż ta, którą poświęcamy jej utworom przy pobieżnym, przypadkowym zazwyczaj słuchaniu.

Dzięki swojemu nieprawdopodobnemu talentowi Aretha Franklin stała się jedną z najważniejszych wokalistek drugiej połowy XX wieku. W 1987 roku jako pierwsza kobieta została wprowadzona do Rock and Roll Hall of Fame. Doceniono ją również na uniwersytecie w Detroit, gdzie otrzymała honorowy doktorat. Jej piosenki nadal wykonywane są przez kolejne pokolenia artystów.

Kiedy zasiada się do pisania o Królowej Soulu, trudno wyzbyć się pokusy, by powtarzać oklepane fakty i tylko szlifować wystawiony przez historię (i samą divę) pomnik. Lekkim banałem trąci też rozkładanie na czynniki pierwsze fenomenu artystki i próba zrozumienia, dlaczego tak właściwie została okrzyknięta królową. Rzecz zaczyna wyglądać trochę inaczej, kiedy decydujemy się spojrzeć na Arethę Franklin nie tylko przez pryzmat twórczości będącej owocem jej talentu, ale i tego, jakim była człowiekiem – przez co przeszła, z czym się zmagała, czego doświadczyła. David Ritz w zakończeniu do biografii artystki przyznał, iż na pewnym etapie swojej pracy potrzebował przypomnienia, że jego zadaniem nie było tylko opowiedzenie historii Arethy, ale również zrozumienie i zaakceptowanie tego, kim ona tak naprawdę jest[3].

Bo Aretha Franklin to nie tylko jedna z najwybitniejszych i najważniejszych wokalistek drugiej połowy XX wieku. To nie tylko ponad 60 lat spędzonych na scenie, ponad 50 wydanych płyt sprzedanych łącznie w nakładzie 75 milionów, 18 zdobytych nagród Grammy, Natural Woman, Think, Respect i najlepsze w historii wykonanie Amazing Grace.

To przede wszystkim niezwykła kobieta, której historia przeszywa serce. Wbrew powszechnemu przekonaniu jej życie dalekie było od ideału. Spędziła lata na poszukiwaniu utraconej matczynej miłości u kobiet, które wiązały się z jej ojcem. Pierwsze dziecko urodziła w wieku 14 lat, drugie niespełna dwa lata później. Jej pierwsze małżeństwo pełne było przemocy i zakończyło się rozwodem, podobnie jak kolejne. Przez większość czasu jej życie osobiste i zawodowe determinował chaos. Kiedy wydawało się, że media tracą nią zainteresowanie, podsuwała im informacje o zmyślonych romansach i małżeństwach. Kiedy przydarzała jej się porażka, obwiniała wszystkich poza sobą. Walczyła z alkoholizmem, zmagała się z depresją. Odkąd została sama, paniczny strach przed wszystkim, co niegdyś nazywała codziennością, był dla niej chlebem powszednim.

Mimo to Królowa nigdy nie zawróciła z raz obranej drogi.

Tworzyła. Całe życie i całą sobą.

Królowa jest jedyną ocalałą, symbolem siły. (…) Z żelazną determinacją idzie naprzód, bez względu na wszystko. Dziś wyobrażam sobie, jak spaceruje po swoim wielkim domu na zielonych przedmieściach Detroit. Wisi tam od zawsze ogromne zdjęcie jej ojca, młodego i pełnego życia, przypominając królowej o duchowej wspólnocie, w której ukształtował się jej talent. Widzę, jak patrzy na fotografie ukochanego rodzeństwa, bliskich, którzy już odeszli. Zanurza się we wspomnieniach. Po swojemu odrzuca te złe i zastępuje je dobrymi. Szukając pocieszenia, podchodzi do fortepianu, zasiada przy nim i przebiega palcami po klawiszach. Słyszy swój głos jako czysty i wyraźny. Może z wiekiem bardziej drżący, ale nieśmiertelny, głęboko i doskonale jej własny[4].


Przypisy:

[1] David Ritz, Respect, s. 21

[2] https://www.biography.com/people/aretha-franklin-9301157

[3] David Ritz, op.cit., s. 498

[4] Ibidem, s. 501

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć