Raman Tratsiuk jest związany z festiwalem Nostalgia od samego początku. To on odpowiada za wyjątkową identyfikację graficzną wydarzenia, kojarzoną głównie z plakatami oraz programami w kształcie równoległoboku. Permamentne odbicia również są nietuzinkowe. Jest to projekt, który opiera się na wyjątkowej relacji dzieła z odbiorcą. O tym właśnie chcieliśmy porozmawiać. O odbiciach. O relacjach aktorów ludzkich i nieludzkich. O wspaniałej wystawie oraz przygodzie artysty z samym festiwalem. Z Ramanem Tratsiukiem rozmawiały Monika „Misza” Winnicka i Patrycja Sznajder.
M.M.W.: Raman, jesteś związany z festiwalem Nostalgia już dwanaście lat, ale to twój pierwszy wywiad dla meakultura.pl, dlatego chciałabym przybliżyć twoją postać i twój dorobek naszym czytelnikom. Opowiedz nam coś o sobie.
R.T.: Przyjechałem do Polski na studia z Białorusi 20 lat temu. Skończyłem malarstwo i Intermedia na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Obroniłem tam również doktorat. Od 15 lat wraz z prof Izabellą Gustowską współtworzyłem na Intermediach Pracownię działań filmowych i performatywnych, aktualnie jestem adiunktem na wydziale Edukacji Artystycznej i Kuratorstwa.
M.M.W.: Co tak bardzo zafascynowało cię w sztukach wizualnych, że postanowiłeś oddać im swoje życie?
R.T.: W zasadzie ze sztuką miałem do czynienia od dzieciństwa. W wyborze tej ścieżki wspomogli mnie rodzice, zapisując na pierwsze zajęcia plastyczne. Później poszedłem do szkoły plastycznej. Na początku zajmowałem się malarstwem i fotografią, choć ciągnęło mnie w stronę nowych mediów. Postanowiłem studiować w Poznaniu, ponieważ jest tu najlepsza uczelnia w Polsce zajmująca się nowymi mediami.
M.M.W.: Co było twoją pierwszą inspiracją?
R.T.: Jeżeli chodzi o nowe media, to najpierw zainteresowałem się performance. Od wielu lat działam w grupie artystycznej Bergamot, gdzie zajmujemy się działaniami perfomatywnymi, działaniami w przestrzeni publicznej, projektami interaktywnymi. I ta aktywność poprzedzała moją edukację. W trakcie takiego aktywnego uczestnictwa zacząłem się przekonywać, że jest to moje medium. Ale nie potrafię stwierdzić definitywnie, że istniał jakiś konkretny moment, w którym szczególnie się do tego przekonałem.
P.S.: Mówisz, że przyjechałeś do Poznania specjalnie, żeby studiować intermedia. Czy masz wrażenie, że Poznań jest miastem, które jest bardzo otwarte na nowości i eksperymenty?
R.T.: Mnie się wydaje, że Poznań jest bardzo istotnym punktem na mapie kultury w Polsce i mieszka tu dużo wielkich artystów. Poznań to taki ośrodek wolnościowy i ta poznańska lokalność i klimat naprawdę na dużo pozwalają. Właśnie ta energia tutaj, to jest coś z czego moim zdaniem można, a nawet należy się cieszyć.
M.M.W.: Porozmawiajmy o twojej wystawie. Jak w ogóle wpadłeś na pomysł stworzenia takiej właśnie wystawy? Dlaczego właśnie lustra i dlaczego właśnie te wystawione na aukcjach?
R.T.: Zainteresował mnie kiedyś temat funkcjonowania wizerunku w internecie. O tym była też moja praca doktorska, interaktywna instalacja Anonimowe autoportrety. Dotyczyła ona zdjęć, które ludzie publikują na portalach randkowych. Nurtował mnie związany z nimi pewien paradoks. Mianowicie są one uosobieniem sprzecznych intencji. Ludzie zamieszczając zdjęcia na portalach randkowych chcą jak najlepiej pokazać siebie, a za razem zupełnie zamazać swoją tożsamość. Drugim aspektem jest też pewna wyjątkowa ekspresja, która zamazywaniu tych zdjęć towarzyszy. Stworzyłem więc instalację interaktywną, w której zdjęcia reagowały na obecność widza w pomieszczeniu, tworząc przy tym dzieło, które nie tylko reaguje na samego widza, ale również włącza go w strukturę pracy. Dzięki temu widz ma okazję wywrzeć wpływ i ustosunkować się do tej sytuacji.
Podobnie jest z projektem Permament Reflections. Kiedy przeglądałem aukcje internetowe, to zauważyłem, że aby sprzedać lustro sprzedawca musi mu zrobić zdjęcie. Bardzo często nie zdaje sobie sprawy z tego, że w lustrze, obiekcie który sprzedaje, powstaje pewnego rodzaju przedstawienie w formie odbicia. Ja to odbicie traktuję trochę jako zdjęcie nieuświadomione, niewidzialne dla osoby, która się przyczyniła do jego powstania. Takie zdjęcie jest niezakomponowane w ludzkiej świadomości. Jest odbiciem z poziomu przedmiotu, spojrzeniem przedmiotu na nas. Bardzo zainspirowało mnie to do refleksji nad istotą czasu i przemijania, bo te zdjęcia odzwierciedlają jednak bardzo konkretny moment. Dlatego postanowiłem te odbicia przenieść na przedmiot który je wytworzył. Kupując lustro, kupiłem je razem z tym szczególnym momentem, odbiciem, które chciałem utrwalic.
Permamentne odbicia, fot. Raman Tratsiuk
M.M.W.: Na czym polegał proces nakładania zdjęć na lustra?
R.T.: Lustra zostały zadrukowane metodą serigrafii, czyli techniki graficznej. Korzystając ze zdjęcia cyfrowego, tworzyłem na lustrze cos w stylu dagerotypu, czyli pojedynczy egzemplarz tego przedstawienia. Technika dagerotypu polega na naniesieniu na metalową płytkę światłoczułej emulsji, przy użyciu której powstawała unikalna, jedyna odbitka zdjęcia. Tak też przebiegało to wykonanie.
M.M.W.: Przewidziałeś, że ludzie będą sobie robili w nich selfie?
R.T.: Myślę, że ta reakcja jest super! Do pewnego stopnia spodziewałem się, że tak właśnie będzie się dziać, ale nie oczekiwałem tego, że będzie to tak naturalny odruch. Uważam, że rozszerzyło to pole działania mojej pracy. Taka reakcja podkreśla ważność obecności widza. Człowiek, patrząc w lustro, wykonując zdjęcie i publikując je w internecie, współtworzy ten projekt. Stanowi to artykulację relacji, o którą mi chodziło, gdy tworzyłem tę wystawę, więc bardzo mnie cieszy, że jest ona angażująca.
M.M.W.: Muszę przyznać, że lustro to dość niebezpieczny materiał do pracy. Nie chodzi mi tu wyłącznie o jego kruchość, ale również o wiążący się z tym przedmiotem przesąd. Jesteś przesądny? Nie bałeś się wielokrotności siedmiu lat nieszczęścia?
R.T.: Nie jestem przesądny (śmiech). Kiedy czarny kot przecina mi drogę, bez wahania idę nią dalej. Absolutnie się tego nie boję. Tworząc tę wystawę również stłukłem pewną ilość luster i raczej nie obawiam się, że wpłynie to na jakość mojego życia.
M.M.W.: Czy masz wśród tych luster swoje ulubione?
R.T.: Tak, mam jedno, które jest wyjątkowe, ponieważ zauważyłem, że odnosi się do pewnego wątku z historii sztuki. Jeden z obiektów odwołuje się do dzieła, które jest istotne w kontekście interakcji widza i artysty z dziełem. Mianowicie jest to pewnie ciche, może i przerysowane nawiązanie do Las Meninas Diega Velazqueza. Dotarło to do mnie po stworzeniu obiektu, że przypomina mi tę kompozycję w lustrze.
M.M.W.: Jak długo trwał ten projekt? Jak długo zbierałeś lustra?
R.T.: Zacząłem w 2013 roku, czyli zajęło mi to jakieś sześć lat. Przestałem tworzyć kolejne obiekty jakoś pół roku temu. Preferuję dość jednolite podejście do tematu i ciężko tu wskazywać na jakąś ewolucję w wykonaniu dzieł czy dynamikę ekspresji. Jest to jednorodny zbór.
Permamentne odbicia, fot. Raman Tratsiuk
P.S.: A jak wyglądała twoja historia z samą Nostalgią? Jesteś z nią już od 12 lat, czyli współpracowałeś z każdą edycją festiwalu.
R.T.: Zostałem poproszony o stworzenie identyfikacji wizualnej festiwalu, kiedy powstawał. Muszę przyznać, że spotkała się ona z tak dobrą recepcją ze strony ludzi i organizatorów oraz wytworzyła tyle dobrej energii, że postanowiliśmy kontynuować współpracę z Nostalgią. Drugim powodem mojej długiej współpracy jest specyficzny dla samej Nostalgii dobór repertuaru muzycznego, który bardzo jest bliski memu sercu. Jest to dość długie doświadczenie, które odbywa się bez żadnego zmęczenia i uważam to za wielką wartość.
P.S.: Przykładasz dużą wagę do muzyki? Jest dla ciebie istotna?
R.T.: Tak, zdecydowanie! Wysoko cenię muzykę i słucham jej bardzo dużo. Przede wszystkim muzyki współczesnej, kameralnej, ale także elektroniki i folku. Takiego rdzennego, czystego folku, w którym też czasem próbuję się udzielać. Nostalgia zawsze miała to do siebie, że warstwa wizualna festiwalu była integralnie związana z muzyczną.
M.M.W.: A co z jazzem? Tegoroczna Nostalgia poprzez wspomnienie Komedy bardzo do jazzu nawiązywała.
R.T.: Miałem w swoim życiu etap związany z jazzem. Co ciekawe, tegoroczna Nostalgia nawiązywała do jazzu w sposób przewrotny, ponieważ go derekonstruowała, nie było to zwyczajne odtwarzanie, raczej eksperymentowanie z nim. Nie jestem fanem klasycznego jazzu, ale Komeda był artystą dość wyjątkowym, rewolucjonistą i stworzył naprawdę wiele doskonałych utworów. Zawsze go doceniałem.
P.S.: Twoje plany na przyszłość?
R.T.: Na razie nic konkretnego. Można zobaczyć moją aranżacje wystawy M jak Mistrzowie w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Poza tym pracuję nad następnymi projektami.
M.M.W.: Dziękujemy bardzo za wywiad, życzymy ci wiele sukcesów, do zobaczenia na następnych odsłonach Nostalgii.
Dofinansowano ze środków Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Artystów ZAiKS
Jedyne takie studia podyplomowe! Rekrutacja trwa: https://www.muzykawmediach.pl/