…bo kocham cię…
jak Islandię!
Nowe serce Europy. Kraina lodu, magicznego języka, elfów i owiec. Wielu, wielu owiec.
Islandia. Co mnie naszło, żeby pisać o niej w tak środku wcale nie takiego znów zimnego lata? Ano największy z możliwych motywatorów. Miłość! Zakochałam się w niej i coś czuję, że po dzisiejszym odcinku przepadniecie i Wy. Bo muzyczna Islandia to nie tylko pochodząca z innego świata Björk, eteryczna Sóley i wymykający się z wszelkich ram Sigur Rós. Islandia to też oni i właśnie o nich (i ich) chcę, byście dzisiaj posłuchali.
Miejsce 5.
Hjaltalín – zanim przejdziemy do serii klimatycznych ballad, zacznijmy od czegoś, co w ich kontekście bez wątpienia należałoby nazwać mocniejszym. Hjatalin to zespół cieszący się w swoim kraju ogromną popularnością. Grają muzykę alternatywną, ale nie boją się sięgnąć po folk czy popowe hity z list przebojów. Od roku 2004, w którym zaczęli istnieć, wydali cztery płyty. Druga z nich, Terminal, została okrzyknięta albumem roku w konkursie Icelandic music awards. Co o nich ode mnie? Są ciekawi. Faktem jest, że nie to przychodzi człowiekowi na myśl, kiedy usłyszy hasło “najpopularniejszy islandzki zespół”, ale tym większy plus dla nich! Co myślicie?
Crack In A Stone
Miejsce 4.
Low Roar – ilu z Was odważyłoby się przeprowadzić z kalifornijskiego Livermore do islandzkiego Reykjaviku? Nikt? Serio?… A wiecie, że frontman Low Roar Ryan Karazija to zrobił? Gdyby nie diametralna zmiana miejsca zamieszkania, depresja spowodowana trudnościami wynikającymi z aklimatyzacji w rzeczywistości tak innej od wszystkiego, co znał, płyta Low Roar nigdy by nie powstała. Nasze szczęście w jego nieszczęściu – powstała. Pozbawiony rodziny, pracy i pieniędzy Ryan, miał do dyspozycji jedynie swój laptop, na którym stworzył cały krążek. Jak dla mnie, nie trzeba mu było niczego więcej. Wyszło doskonale.
Just a habit
Miejsce 3.
Árstíðir – kojarzycie nagranie sześciu gości, którzy śpiewają średniowieczny islandzki hymn na dworcu w niemieckim Wuppertal? Filmik, choć wstawiony do sieci ponad trzy lata temu, w polskiej części internetu zrobił furorę całkiem niedawno, przysparzając słuchaczom gęsiej skórki. Jeśli nie wiecie, o czym mówię, sprawdźcie koniecznie! Bo ci, o których jest to miejsce, to właśnie oni. Powstali w roku 2008 jako trio, dziś tworzą już jako sekstet i grają indie-folk z elementami klasyki oraz progresywnego rocka. Na swoim koncie mają cztery płyty, a najnowsza z nich – Verloren Verleden – została wydana w tym roku. Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem nimi zachwycona. Są rześcy jak islandzki wiatr i prawdziwi jak historie, które opowiadają. Cudo.
Ljóð í sand
Miejsce 2.
Ásgeir Trausti Einarsson – mój ulubiony dowód na to, jakie skarby podsuwa youtube, kiedy pozwolimy mu na automatyczne odtwarzanie. Ásgeir to wokalista i autor wyjątkowo pięknych tekstów, których lektura potrafi wciągnąć człowieka na całe zimowe popołudnie (wiem, sprawdziłam). Zadebiutował w roku 2012 albumem Dýrð í dauðaþögn, dwa lata później stworzył kolejny zatytułowany In the silence. Od czasu jego wypuszczenia, większość swoich utworów nagrywa i po islandzku, i po angielsku. Uwiebiam go za wrażliwość. Delikatny, miękki, ale niepozbawiony wyrazu głos to idealny kompan dla koca i kubka z zieloną jaśminową. Kiedy ostatnio zabrałam go na spacer nad morze, okazało się, że tam urzeka jeszcze mocniej. Wygląda na to, że inaczej nie umie…
Surmargestur
Miejsce 1.
Ólafur Arnalds – zaledwie trzydziestoletni multiinstrumentalista i producent. Zaczynał jako perkusista w metalowych kapelach. Dzisiaj znany jest z charakterystycznego miksowania brzmienia smyczków i fortepianu i wykorzystywania ich do tworzenia muzyki od ambientu przez elektronikę aż do popu. Na swoim koncie ma trzy albumy studyjne Eugoly for Evolution, …And They Have Escaped the Weight of Darkness oraz For Now I Am Winter. Rok 2015 zaowocował dla niego niezwykle ciekawą współpracą z niemiecko-japońską pianistką o nazwisku Ott. Na temat tej kolaboracji polecam świetnie napisany tekst Iwony Granackiej Chopin i skandynawski chłód. THE CHOPIN PROJECT. Ólafur Arnalds & Alice Sara Ott, w którym znajdziecie wszystko, co warto na ten temat wiedzieć. A dlaczego ja zdecydowałam się umieścić Arnaldsa na pierwszym miejscu? Zrobiłam to, ponieważ jego muzyka to dla mnie odzwierciedlenie wszystkiego, co islandzkie. Głębi, tajemnicy, niezwykłego spokoju, ale i pewnego rodzaju napięcia. To muzyka wypływająca z głębi islandzkiego serca, idealnie oddająca to, co jest w nim najbardziej wartościowe. Arnalds zabiera słuchacza w podróż do Krainy Lodu. Nigdy tam nie byłam i pewnie jeszcze długo tam nie będę, ale dzięki niemu… to nic. Dzięki niemu i tak w niej jestem.
Raddir
1995
Dalur