Jazzem w kino,
czyli przepis na jesienne wieczory idealne
Czy tylko mi się wydaje, że dosłownie przed chwilą zachwycaliśmy się jesienią i słuchaliśmy Autumn Leaves w pięciu różnych wykonaniach? Nie tylko? Kamień z serca! Wierzyć mi się nie chce, że minął już rok i że już kolejna jesień przyszła utulić nas z całym swoim dobrodziejstwem! A ponieważ ostatnim razem witaliśmy ją dosyć… standardowo, pomyślałam, by przedstawić Wam coś, czego w rankingu jeszcze nie było. Mam wrażenie, że nigdy nie ogląda się filmów tak dobrze, jak właśnie podczas długich jesiennych wieczorów, kiedy w dłoniach paruje kubeł ulubionej herbaty, a nogi ogrzewa puchaty koc. Dzisiaj chciałabym Wam zaproponować historie, których motywem przewodnim jest jazz. Trzy z nich oparte są na faktach i opowiadają o doskonale Wam znanych artystach, dlatego pozwolę im mówić za siebie, dzieląc się z Wami nie tylko zwiastunami, ale i utworami ich bohaterów. Dwie pozostałe są fikcją, ale za to jaką! Nie rozgadując się zbytnio ze strachu przed spoilerowaniem, zapraszam na seans!
Miejsce 5
Bird – czy to możliwe, żeby ktoś nie słyszał o Charliem Parkerze? Ojciec bebopu, fenomentalny saksofonista i kompozytor. Jammował z Gillespiem, grał z młodym Davisem. W tytułowej roli świetny Forest Whitaker. Pozycja obowiązkowa!
Bird (1988, reż. Clint Eastwood)
Charlie Parker Septet – Ornithology
Miejsce 4
Mo’ Better Blues – Denzel Washington wciela się w rolę trębacza jazzowego Bleeka Gilliama. Niezbyt skomplikowana fabularnie historia o szaleńczo ambitnym muzyku, dla którego pasja jest pracą, a praca całym życiem. Wątpiącym w to, czy warto poświęcić na ten film swój wieczór, zdradzę, że za grą Washingtona kryje się Branford Marsalis, który wraz ze swoim kwartetem odpowiadał za nagranie ścieżki dźwiękowej. Mnie to zachęciło i nie żałuję!
Mo’ Better Blues (1990, reż. Spike Lee)
Miejsce 3
Whiplash – gdyby nie przyjęte na początku chronologiczne kryterium, byłby to numer jeden. Film z gatunku prawdziwie elektryzujących. Nagrodzony Oscarem i Złotym Globem za najlepszą drugoplanową rolę męską J.K. Simmons brawurowo poprowadził postać Terence’a Fletchera, nauczyciela młodego i ambitnego perkusisty imieniem Andrew, w którego wcielił się niezbyt znany do tej pory Miles Teller. Mocno emocjonalna i kontrowersyjna relacja mistrza i ucznia, muzyka osobnym bohaterem, doskonały (również zresztą oscarowy) dźwięk i świetne zdjęcia. 10/10!
Whiplash (2014, reż. Damien Chazelle)
Miejsce 2
Bessie – opowiadana przez Queen Latifah historia o Bessie Smith, najpopularniejszej bluesowej wokalistce drugiej i trzeciej dekady dwudziestego wieku. Bardzo lubię postaci, w które wciela się Latifah. Dzięki swojej charyzmie, wrażliwości i sile charakteru z łatwością zabiera widza w świat, o którym gra. Prawdziwy, często skomplikowany, ale zawsze wartościowy. Zupełnie jak sama Bessie…
Bessie (2015, reż. Dee Rees)
Bessie Smith – St. Louis Blues
Miejsce 1
Miles Ahead – nie przesadzę, jeśli powiem, że był to najbardziej wyczekany filmowy portret ostatnich lat. Choć osobiście wciąż jeszcze się z nim nie zmierzyłam, każda następna przeczytana recenzja stawia przy nim kolejny wykrzyknik, czyniąc z niego priorytet na mojej liście „must see”. Odgrywający również postać samego Davisa Cheadle przedstawił kilka dni z jego życia. Jego pracę, muzykę, jego emocje. Tylko tyle i aż tyle. Ta krótka zapowiedź sprawiła, że mój apetyt na ten film jeszcze się wyostrzył. Mam nadzieję, że Wasz też!
Miles Ahead (2015, reż. Don Cheadle)
Miles Davis – Tutu