Scatowany jazz,
czyli Kraina Onomatopei
Nie lubię pożegnań. Ilekroć skądś odchodziłam, zawsze wolałam zostawić wszystko w lekkim niedopowiedzeniu, nie oddzielając grubą kreską tego, co było, od tego, co będzie. Kilka ostatnich dni spędziłam na zastanawianiu się, jak pokierować ostatnim odcinkiem rankingu, by nie zmienił się on w emanujący patosem twór, którego sam widok przywodzi czytelnikowi na myśl rzewne wyśpiewywanie Time To Say Goodbye… Zdecydowałam, że najłatwiej będzie po prostu odstawić słowa na bok. I wykorzystać w tym celu naszych starych znajomych.
Zanim jednak o nich, trochę o tym.
„Tym” jest scat. Zdecydowanie najbardziej charakterystyczny sposób jazzowego śpiewu. Opiera się na imitowaniu brzmienia instrumentów i zastępowaniu tekstu słowopodobnym dźwiękonaśladownictwem. Z czysto technicznego punktu widzenia stanowi dla wokalistów ogromne wyzwanie. Sprawdza ich umiejętności w zakresie melodycznej i rytmicznej interpretacji w sytuacji, w której prawdziwe słowa nie mają prawa w ogóle zaistnieć.
Chociaż nagrane przez Armstronga w 1926 roku Heebie Jeebies uchodzi za pierwszy utwór, w którym pojawił się scat, historia kryje w sobie znacznie wcześniejsze wzmianki o nim. Rok 1911 i King of the Bungaloos Ala Jolsona oraz That Haunting Melody Gene’a Greena, rok 1923 i Old Fashioned Love Cliffa Edwardsa, rok 1924 i Scissor Grinder Joe Gene’a Rodemicha…
Koniec gadania!
Miejsce 5
Cab Calloway – amerykański wokalista, kompozytor i bandlider jazzowy. Popularność wśród młodszego pokolenia słuchaczy zdobył dzięki roli w filmie The Blues Brothers i śpiewanej w nim piosence Minnie the Moocher z 1931 roku. Gdy powrócił na krótko do Chicago, występował w musicalu Connie’s Hot Chocolates. Gdy za namową menedżera Irvinga Millsa zorganizował nowy zespół, powrócił do Nowego Jorku. Początkowo występował na scenach Harlemu, od 1929 roku znalazł zatrudnienie w „Cotton Club”, śpiewając także w orkiestrze Duke’a Ellingtona. Zainspirowany przez Louisa Armstronga, rozpoczął wtedy eksperymenty ze scatem, czego przykładem była jego najsłynniejsza i wspomniana już kompozycja Minnie the Moocher. Drodzy moi, oto scat!
The Scat Song
Miejsce 4
Oscar Peterson Trio & Clark Terry – tego pierwszego gościliśmy w trzecim odcinku. Ten drugi – amerykański jazzowy trębacz, wokalista, kompozytor i prekursor gry na flugelhornie – debiutuje dzisiaj. Pierwsze kroki na estradzie stawiał jako członek orkiestry The Tom Powell Drum and Bugle Corps. Zawodową karierę rozpoczął na początku lat 40., grając w lokalnych klubach i na statkach. Przełomowym momentem była dla niego współpraca z Dukem Ellingtonem w latach 1951–1959. W tym czasie Terry grał partie solowe w wielu jego utworach, zyskując utrzymującą się do końca jego dni renomę wybitnego stylisty i wirtuozerskiego instrumentalisty. W 1959 r. pracował z Quincy Jonesem, na którego rozwój muzyczny wywarł duży wpływ, podobnie jak na Milesa Davisa, będąc w połowie lat 50. jego jazzowym „guru”. W 1960 r. został trębaczem sesyjnym w Nowym Jorku, był również pierwszym czarnym muzykiem oficjalnie zatrudnionym przez koncern radiowo-telewizyjny NBC. Swoim scatem za każdym razem opowiada inną historię. Jaką? Jaką tylko chcesz!
Mumbles
Miejsce 3
Sarah Vaughan – z The Divine One mieliśmy do czynienia na samym początku naszej rankingowej znajomości. Już wtedy napisałam, że uwielbiam jej wymykający się słowom klimat, jaki tworzy swoimi intepretacjami. Czas upłynął, ale w tej kwestii nic się nie zmieniło!
Scattin The Blues
Miejsce 2
Al Jarreau – amerykański wokalista jazzowy. „Człowiek z orkiestrą w głosie”. Miał być pastorem, koszykarzem lub baseballistą. I pewnie tak by się stało, gdyby podczas studiowania psychologii (która w jakiś sposób miała go do któregoś z tych zawodów zaprowadzić) nie zaczął dawać pierwszych koncertów ze swoim trio Indigos. Pod koniec lat 60., więc po skończeniu studiów i dwóch latach pracy w zawodzie, Jarreau zaczął zarabiać na siebie jako muzyk. W następnych latach bezskutecznie próbował podpisać kontrakt z wytwórnią płytową. Bezskutecznie, ponieważ był to czas ogromnej popularności rock’n’rolla i zainteresowanie jazzem było dość nikłe. Zimą 1974 roku w Troubadour w Hollywood dwóch łowców talentów z wytwórni Warner Bros usłyszało i zobaczyło Ala. Ich zachwyt jego talentem i charyzmą zaowocował 20‐letnim kontraktem. Rok później, w wieku 35 lat wydał swój pierwszy album We Got By. Improwizował, naśladując głosy instrumentów i różne melodie. Poniżej zamieszczona wersja utworu Take Five to wersja, której od czasu premiery fani domagali się na wszystkich koncertach. I wcale mnie to nie dziwi!
Take Five
Miejsce 1
Ella Fitzgerald – królowa pierwszego odcinka. Królowa jazzu, królowa scatu… No words needed.
I Don’t Mean A Thing
How High The Moon
One Note Samba
PS Dziękuję, że byliście! Do następnego przeczytania 🙂