Kto się nami – Polską, Polakami i Polkami – inspiruje? Komu na tym świecie jesteśmy potrzebni? Kto z nas czerpie? Na przykład David Hasselhoff, czyli błękitnooki Mitch z serialu Słoneczny patrol, któremu onegdaj przydarzył się przebój Looking for freedom. Albo deathmetalowa grupa Marduk ze Szwecji. Są też Niemcy z zespołu Heaven Shall Burn, kibicujący drużynie piłkarskiej FC Carl Zeiss Jena. Bezapelacyjnie królują jednak w tym towarzystwie Szwedzi z powermetalowego Sabatonu.
Co miałem na myśli, pytając o to, „kto się nami inspiruje”? Wyjaśniam: „nami”, a więc Polkami i Polakami, ale jeszcze bardziej naszą polską historią, która nas samych – jak wiadomo – niczego nie uczy, dla innych stanowi wszelako źródło łatwych wzruszeń. Kapitanem Raginisem i walką jego siedmiusetosobowego oddziału z dywizją pancerną Guderiana w 1939 roku wzruszyli się muzycy Sabatonu. W utworze 40: 1 porównali wyczyn wrześniowych żołnierzy do męstwa antycznych Spartan. Co z resztą wymienionych? Haeven Shall Burn w piosence Armia zmierzyli się ze studziennie moralnym problemem powstania warszawskiego, wyśpiewując o „straceńcach” walczących dzięki uskrzydlającej mocy „desperacji”. W sześćdziesiątą rocznicę powstańczego zrywu w Warszawie, tematem zajął się też Marduk. „Anihilacja, wymazanie, spalenie”, „rozlewanie krwi” i obrazy w podobnej poetyce wypełniają tekst ich utworu Warschau. Został jeszcze Hasselhoff. Ten z kolei, dawno, bo jeszcze w 1990 roku, w balladzie Lights in the Darkness, płaczącej bez sensownego powodu dziewczynie tłumaczył – z entuzjazmem godnym Fukuyamy – że „Europa zwycięży, pierestrojka od Polski do Rumunii”.
Jak wspomniałem, nadzwyczaj długo zapatrzyli się w odmęty polskich dziejów członkowie Sabatonu. W efekcie, poruszył ich nie tylko bój pod Wizną. W Aces in Exile wyrażają wdzięczną pamięć o lotnikach z Dywizjonu 303, Uprising wychwala kodeks rycerski powstańców warszawskich. Zwięzłą notą biograficzną rotmistrza Pileckiego jest Inmate 4859. „Lśniąca zbroja i skrzydła/śmierć przychodząca ze wzgórza, to królewska armia” z utworu Winged Hussars jest z kolei hołdem dla Sobieskiego i jego zwycięskiej potrzeby pod Wiedniem.
Podrwiwam sobie i bezczelne podśmiechujki robię, no pewnie. Można wszak śpiewać o czym się chce i nic mi do tego.
A jednak ten krótki przegląd „tematyki” polskiej w światowej piosence wypada dla tejże tematyki nadzwyczaj blado.
Nie znajdziemy pieśni o tym, że warto mieszkać nad Wisłą. Nie uświadczymy refrenów o chęci płacenia u nas podatków. Nikt obcojęzycznych szlagwortów na cześć mazowieckiej równiny nie pisze. Tylko martyrologia, tylko krwawa wojenka, tylko krew nasza wylana jest dla innych zajmująca. Dlaczego?
Może dlatego, że i sami nie potrafimy skutecznie ojczyzny opiewać?
Za „muzyczny manifest” trzydziestolecia Polski dość powszechnie uważa się wszak utwór Polska zespołu Kult. Gwoli prawdy, powstał on jeszcze za PRL-u, do czasu zniesienia cenzury nie został jednak oficjalnie nagrany, jako jedyna zresztą piosenka Kazika Staszewskiego i spółki. Wszystkie inne – takie jak Arahja, jak Wódka czy Krew Boga – przecisnęły się przez sito Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk. Jedna Polska się nie przecisnęła. Publiczność piosenkę jednak świetnie znała, bo Kult zwyczajowo wykonywał ją jako numer finałowy na swoich koncertach. Ostatecznie, Polska ukazała się najpierw na koncertowym albumie Tan w 1989 roku, a potem na reedycji płyty Posłuchaj to do ciebie w 1992 roku.
Jak wspomniałem, wbrew swojej metryce uchodzi Polska za „muzyczny manifest” okresu po 1989 roku. Co manifestuje? Jakie przynosi treści? Kazik dzieli się wrażeniami z kolejowych podróży na trasie Warszawa-Toruń, z nocną przesiadką w Kutnie. Peregrynował wówczas wraz z PKP do swojej dziewczyny. Resztę wszyscy chyba znamy. Grane na dęciakach intro sprawia, że utwór nabrał charakteru hymnicznego, a jego słowa są na koncertach unisono odśpiewywane przez tysiące gardeł: Bałtyk śmierdzi ropą naftową, Po sobotnich balach chodniki zarzygane, Tłum przystawia komuś do głowy pięści, Jest tak brudno i brzydko, że pękają oczy. Wspólny śpiew, wspólne emocje. Przy Mieszkam w Polsce / Mieszkam tu, tu, tu, tu piosenka staje się czymś więcej niż popularnym przebojem – jest podawaną z ust do ust komunią. No to jednak wolę, żeby Sabaton tego nie śpiewał.
Szukajmy dalej. Jest bowiem na polu piosenki do dyspozycji bard narodowy co się zowie. Laureat nagrody im. Kazimierza Odnowiciela, dumny nosiciel tytułu „patrioty roku 2019”, o którym kapituła wręczającą ów tytuł pisała per symbol polskiej wolności i dla którego walka, uwaga!, „nie zakończyła się w 1989 roku”. TVP transmitowała urządzony specjalnie dla niego benefis, za czym od razu poszła umowa na produkcję dziesięciu odcinków autorskiego programu. Musiała jednak publiczna telewizja zarzucić ów czyn szlachetny jeszcze przed jego zakończeniem, gdyż zblazowani rodacy nie chcieli w swoich telewizorach oglądać ani żywego symbolu ani patrioty roku ani wcielenia Kazimierza Odnowiciela. Pan Janek. Jan Pietrzak, znaczy.
W 2018 roku w ogólnopolskim konkursie dla szkół z okazji stulecia odzyskania niepodległości oficjalnie zalecano wykonywanie piosenki Żeby Polska Pietrzaka. Obok Bogurodzicy, Gaude Mater Polonia, Roty, Boże, coś Polskę i Marsz Polonia. Taka arka przymierza między dawnymi i młodszymi laty. Zatroskany bard wcale jednak nie ustaje w twórczej pracy. Do wiekopomnej pieśni z 1976 roku dopisuje oto nowe dzieła, do nowych adresowane czasów. Jak piosenka Niech żyje Polska z płyty Toast. Zaczyna się od aluzji literackiej: W wielkiej księdze narodu i pielgrzymstwa polskiego / Nowe karty dzisiaj pisze historia. A potem już z górki: marzenia-dążenia, biało czerwona-nieustraszona, duma, obowiązek, „brygady pokoleń”, Nie mogło w tym patriotycznym produkcyjniaku zabraknąć „syberyjskiej otchłani” ani „obcych armii”. Jest i wezwanie: Dziś w stolicy narodu bohaterskiej Warszawie / Gdzie składają się chwała i przyszłość nadszedł czas / By potężny łuk triumfu postawić po stu latach od Cudu nad Wisłą. Tego z kolei ani Sabaton ani Hasselhoff też nie zaśpiewają. Czego z całego serca im życzę.
Szczęśliwie, można cudzoziemskich artystów wyratować od Pietrzaka, kierując do innego wykonawcy, któremu sprawy polskie na młodym sercu leżą. Jest oto Tadeusz Polkowski, szerzej znany jako „Tadek”, zaś najszerzej z tego, że jako pierwszy w Polsce rapował o Łupaszce, rotmistrzu Pileckim i żołnierzach wyklętych. Zaczął w 2000 roku od składu pod nazwą Firma, gdzie współpracował choćby z przesławnym Popkiem, dzisiaj liderem Gangu Albanii. Wtedy jednak jeszcze był Tadek dla spraw ojczyzny bezużyteczny, wtedy chciał legalizacji marihuany, kochał ziomków, nienawidził konfidentów, wtedy z kolegami wymyślili markę odzieżową „Jestem Porządny”, której akronim najszczerzej wyrażał ich stosunek do państwa i jego służb. W tamtych czasach był Tadek częścią pokolenia „JP”.
Po dekadzie nastąpiło przebudzenie. W 2012 roku Tadek – już samodzielnie – wydał płytę Niewygodna prawda.
Tytułowe „niewygody” zasponsorowało Radio Wnet, a jako insert przytulił dwumiesięcznik Magna Polonia, związany z Obozem Narodowo-Radykalnym, reklamujący się radośnie tautologicznym hasłem tworzone przez Polaków, dla Polaków, z myślą o Polsce! Sto stron POLSKIEJ RACJI STANU!. Dwa lata później w dorobku Tadka pojawiło się kolejne wydawnictwo pod tytułem Niewygodna prawda II. Burza 2014, które z kolei dołączono do jednego z numerów dziennika Gazeta Polska Codziennie. Ta medialna trampolina pozwoliła twórcy doskoczyć w 2017 roku wprost do Pałacu Prezydenckiego na Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Jak donosiły media, Tadek zachwycił parę prezydencką i jej gości.
Rozgadałem się o twórcy – smakowita to jednak biografia! – pora spojrzeć wreszcie na dzieło. W utworze Honor i Ojczyzna Tadek biczuje i nazywa: Wielki światowy biznes rządzi w naszym Kraju / Zamiast patriotów w rządzie mamy zdrajców i lokajów / Mieli obniżyć podatki, a po cichu chcą je zwiększyć / Inny organ wyśle szpiegów żeby między ludzi węszyć (Na stronie: czy po zmianie rządu te ostre diagnozy należy nadal powtarzać?). W Sztafecie pokoleń ekstatycznie się utożsamia: siedzę w celi śmierci obok Łupaszki (…) szedłem z moim dziadkiem pod Ostrą Bramę / Pod Monte Cassino biegłem za pradziadkiem / z Polskimi lotnikami wałczyłem o Anglię / znów z Czarną Brygadą chcę się bić o Francję. Na wschód od Warszawy jest za to gotową ściągą dla Sabatonu: Polska walczy o Berlin, Polska walczy o Anglię / Zdobywa Monte Casino, wyzwala Holandię / Polska walczy ze złem, ale wolna też być pragnie / w Warszawie walczyła sama, jak to już bywało dawniej.
Tadek nie idzie sam. Ostatnimi laty rośnie u nas w siłę nurt znany jako rap patriotyczny albo tożsamościowy.
Hymn goni tam hymn, klątwa leci za klątwą, piszą się polskie dzieje w barwach ostrych, bez pryzmatycznych zmąceń, pod przysięgą. Homopropaganda, lewackie zawodzenie! / Nauczkę z historii wyciągać potrafimy / O waszych podłych czynach nigdy nie zapomnimy! / Przysięgamy na honor, że w walce nie spoczniemy lirycznie – głosem łudzącym podobnym do Stachursky’ego – rapuje Ptaku w Papierowych tamach. Swoje dokłada, historiozoficznie nastrojonyy, Rete w Zakazanych piosenkach: Szczepie Piastowy powstań z kolan, nie łykaj tandety / Syny Jagiełłowe, kto Polak na bagnety! / Każdy mój słuchacz tak jak ja jest młodym Dmowskim / Póki, kurwa żyjemy, Pieśń Legionów Polskich.
Choć wiele wody upłynęło od czasów soc-hitu Ukochany kraj, umiłowany kraj, to rodzimi twórcy wciąż mają zagadkowo łatwą zdolność wprowadzania się w tani zachwyt nad sobą i ojczyzną.
Zachwyt, powtórzę, o tyle do podchwycenia przez artystów zagranicznych, o ile Polska dymi, krwawi i cierpi. W innych okolicznościach fascynować przestajemy, bez sztafażu bólu, krzyża oraz nadludzkiego heroizmu, znikamy z radarów świata. A i samym sobie podobamy się znacznie mniej. Frapująca to reguła.
Za podsumowanie nich posłużą słowa poety. Tak się bowiem składa, że anonsujący się jako „uliczny raper” Tadek wywodzi się z porządnego, inteligenckiego domu, a jego ojcem jest Jan Polkowski. Przypomnę – ongiś poeta i redaktor, działacz Solidarności, potem rzecznik prasowy rządu Jana Olszewskiego, dzisiaj zaś, jako prezes fundacji Smoleńsk 2010, promotor filmu Smoleńsk. Do niego właśnie adresował swój wiersz Marcin Świetlicki. W czerwcu 1989 roku utwór Dla Jana Polkowskiego odczytał sam autor podczas ostatniej mówionej edycji opozycyjnego NaGłosu. Choć mówił Świetlicki do ojca, posłuchać powinien i syn:
Trzeba zatrzasnąć drzwiczki z tektury i otworzyć okno,
otworzyć okno i przewietrzyć pokój.
Zawsze się udawało, ale teraz się nie
udaje. Jedyny przypadek,
kiedy po wierszach
pozostaje smród.
Poezja niewolników żywi się ideą,
idee to wodniste substytuty krwi.
Bohaterowie siedzieli w więzieniach,
a robotnik jest brzydki, ale wzruszająco
użyteczny — w poezji niewolników.
W poezji niewolników drzewa mają krzyże
wewnątrz — pod korą — z kolczastego drutu.
Jakże łatwo niewolnik przebywa upiornie
długą i prawie niemożliwą drogę
od litery do Boga, to trwa krótko, niby
splunięcie — w poezji niewolników.
PS Felieton był bezpośrednio inspirowany lekturą dwóch książek: Piotr Majewski, Rap w służbie narodu. Nacjonalizm i kultura popularna (Warszawa: Scholar 2021) oraz Polska w piosence (1989–2019), pod redakcją Krzysztofa Gajdy (Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM 2020).