Rozprzestrzeniająca się epidemia wirusowej choroby ciężkiego ostrego zespołu oddechowego, straty gospodarcze, zupełny zastój, a co za tym idzie kompletne załamanie branży turystycznej… – choć można rozpocząć tymi słowami ocenę bieżącej sytuacji na świecie, nie dotyczą one aktualnych wydarzeń. To opis kondycji, w jakiej znalazło się kanadyjskie miasto Toronto wiosną 2003 roku.
Prowincja Ontario była czwartym (po Chinach, Hong Kongu i Tajwanie) ogniskiem nieznanej dotąd, wywoływanej przez nowy szczep koronawirusów, choroby. I choć od zdiagnozowania pierwszego przypadku do względnego opanowania szerzącej się epidemii minęły zaledwie trzy miesiące, straty, jakie poniosła lokalna gospodarka, były ogromne. Branża turystyczna, stanowiąca znaczącą część przychodów budżetowych regionu, znalazła się w zupełnej zapaści. Gdy sytuacja epidemiologiczna była już praktycznie pod kontrolą, ale sytuacja ekonomiczna w dalszym ciągu znajdowała się w kryzysie i zastanawiano się w jaki sposób można by ją szybko poprawić, z pomocą przyszedł pewien festiwal.
Molson Canadian Rocks for Toronto, zwany również Toronto Rocks, SARSStock, SARSapalooza, SARSFest czy Stars 4 SARS, odbył się 30 lipca 2003 roku na terenie Downsview Park w północnej części miasta. W parku, który wcześniej był bazą wojskową kanadyjskich sił zbrojnych, zebrało się tego dnia blisko pół miliona ludzi.
Był to zdecydowanie największy outdoorowy koncert w historii Kanady i jeden z największych w historii całego północnoamerykańskiego kontynentu.
Pomysłodawcą festiwalu był… zespół The Rolling Stones. Grupa Micka Jaggera, wychodząc z inicjatywą charytatywnego występu, chciała pomóc lokalnej gospodarce i turystyce ponownie stanąć na nogi. Dlaczego legendarna rock n’rollowa grupa postanowiła wesprzeć Toronto? To pozostaje do końca niejasne. Stonesi wcześniej grywali wielokrotnie w tym mieście i miewali w nim próby przed trasami koncertowymi. Poniekąd to dzięki temu miastu też nie rozpadli się pod koniec lat siedemdziesiątych, choć widmo rzeczonego rozpadu było wówczas bliskie. W 1977 roku uzależnienie Keitha Richardsa od heroiny kompletnie wymknęło się spod kontroli zarówno samemu muzykowi, jak i jego otoczeniu. Ekscesy gitarzysty powodowały, że coraz więcej osób martwiło się o przyszłość zespołu. W ’77 nad aresztowanym w Toronto Richardsem zawisło ryzyko wyroku 7 lat więzienia. Finalnie jednak, głównie dzięki wysiłkom ogromnej fanki zespołu – niewidomej Ricie Berdard – której udało się przekonać sędziego do złagodzenia stanowiska, gitarzysta za kratki nie trafił. W ramach zasądzonej kary kontynuować miał rozpoczętą wcześniej terapię odwykową, a wraz z zespołem zobligowany został do zagrania charytatywnego koncertu dla Kanadyjskiego Narodowego Instytutu dla Niewidomych (Canadian National Institute for the Blind), do czego też doszło (pomimo różnych perturbacji i kilkukrotnego przesuwania terminu) 2 lata później – w kwietniu 1979 roku. Być może formacją kierował więc po prostu swego rodzaju sentyment do tego miasta. Zważywszy na fakt, że SARS-koncert wciśnięty został w sam środek europejskiej trasy grupy – Lick Tour, pewnym jest, że zorganizowanie tego występu było z jakiegoś powodu dla zespołu ważne. I niezależnie od pobudek, za całość tejże akcji, należą im się zdecydowanie ogromne brawa.
Dość karkołomnymi wydają się być dwie kwestie: po pierwsze – od ogłoszenia koncertu do jego realizacji minął zaledwie nieco ponad miesiąc. Po drugie – w czasie ogłaszania daty wydarzenia, Toronto znajdowało się w dalszym ciągu na liście obszarów objętych obserwacją Światowej Organizacji Zdrowia. A ta przestrzegała przed podróżami do tychże regionów. Fanów, głównie z Kanady i USA, nie zniechęciło to jednak i bilety na SARSstock rozeszły się w rekordowym tempie. Nim nadszedł dzień koncertu, epidemia szczęśliwie była już praktycznie zupełnie opanowana.
W wydarzeniu wzięło udział prawie 500 000,00 widzów. Gospodarzem tego jednodniowego festiwalu był Dan Aykroyd – kanadyjsko-amerykański aktor znany choćby z takiego kultowego filmu jak Blues Brothers. To właśnie jego występ, w duecie z Jamesem Belushim (młodszym bratem Johna Belushiego – drugiego odtwórcy głównej roli w filmie BB, przyp.red.), otworzył całodzienny show. Później na scenie pojawiła się plejada kanadyjskich gwiazd muzyki, takich jak: Sam Roberts, Kathleen Edwards, La Chicane, The Tea Party, The Flaming Lips, Sass Jordan, The Isley Brothers i Blue Rodeo. Wieczorną część koncertu rozpoczął występ stylistycznie zupełnie niepasującego do reszty line-upu Justina Timberlake’a. Zmęczona całodniowym upałem publika, oczekująca na swych rockowych idoli, nie zareagowała przychylnie na młodego reprezentanta nurtu pop. Artysta został „wybuczany”, a w jego stronę na scenę poleciały nawet butelki z wodą i inne przedmioty. Timberlake wytrwał do końca zaplanowanego setu, czym zyskał szacunek części zgromadzonych. Na scenie pojawił się później również ze Stonesami, wykonując w duecie z Mickiem Jaggerem Miss You (z wmiksowanym w utwór fragmentem Cry Me a River ze swojego autorskiego repertuaru). Gdy część widowni w dalszym ciągu buczała i rzucała plastikowe butelki w kierunku piosenkarza, Keith Richards stanął w obronie młodego artysty i wyraził dobitnie swoją dezaprobatę dla takiego zachowania. Reszta wieczoru przebiegła już bez takich ekscesów.
Sam Timberlake przyznawał później w wywiadach, że nie do końca rozumiał, czemu w ogóle zaproponowano mu dołączenie do takiego line-upu i że patrząc z perspektywy publiki – przychodząc na rockowy koncert również zapewne nie chciałby sam siebie oglądać. Podkreślał jednak, że mimo względnego zrozumienia dla reakcji fanów, sytuacja ta była jedną z najbardziej traumatycznych w całej jego karierze.
Po Justinie Timberlake’u scenę przejęli już reprezentanci cięższych brzmień – The Guess Who oraz zespół Rush. Przedostatnim zespołem, który – jak się później okazało – zupełnie skradł show headlinerowi, było AC/DC. Przez wielu widzów oraz dziennikarzy muzycznych 70-minutowy set Australijczyków okrzyknięty został absolutnie najlepszym występem całego wydarzenia i jednym z najlepszych w karierze grupy. AC/DC zachwyciło wszystkich, ale występ głównej gwiazdy wieczoru oraz de facto sprawcy całego zamieszania – zespołu The Rolling Stones – również nie zawiódł ani publiczności, ani przedstawicieli mediów. 90-minutowy show zawierał największe przeboje grupy, takie jak: Start Me Up, Brown Sugar, You Can’t Always Get What You Want, Sympathy for the Devil, (I Can’t Get No) Satisfaction czy zagrany na bis Jumpin’ Jack Flash. Jednym z najbardziej zaskakujących i najjaśniejszych momentów występu był cover utworu B.B. Kinga – Rock Me Baby – wykonany wspólnie z braćmi Young z AC/DC – Malcolmem i Angusem.
SARSStock niewątpliwie okazał się sukcesem. Bilety na koncert wyprzedały się w rekordowym dla kanadyjskiej odnogi Ticketmaster tempie. Turystyka, po wcześniejszym załamaniu, odżyła.
Reanimacja sektora turystycznego w efekcie przełożyła się także na poprawę stanu gospodarki, a pół miliona osób zyskało niesamowite wspomnienia. Wielu uczestników tamtego wydarzenia mówi, że było to jedno z najlepszych koncertowych doświadczeń w całym ich życiu.
Dziś branża muzyczna znajduje się w kryzysie, w jakim jeszcze nigdy nie była. Wielkie koncerty i festiwale możemy jedynie wspominać, a o kolejnych tylko marzyć. W tych marzeniach nie traćmy jednak nadziei i wierzmy, że to wszystko wróci. A gdy tylko wrócić będzie mogło, liczmy na to, że za organizację reanimacyjnych koncertów wezmą się Rolling Stonesi wspólnie z AC/DC. Do zobaczenia pod sceną.
Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS