unsplash.com

felietony

Ślady doznań zapisane na okładkach płytowych

Okładka płytowa łatwo wchodzi do przestrzeni prywatnej. Często jako niezaproszony gość, którego przyprowadził znajomy muzyk. Szybko staje się towarzyszem intymnych przeżyć. Ich zewnętrznym i konkretnym znakiem. Stoi na regale, leży gdzieś na domowym stoliku lub szafce i czeka. Wyciera się i zużywa po kolejnych wspólnie przeżytych chwilach. Jest niemym świadkiem naszej potrzeby wypełniania ciszy. Powinna jednak zaakceptować fakt, że jest jedynie zachętą, wstępem, osłoną i przypomnieniem. Głównym bohaterem jedynie bywa. Na przykład na Konkursie 30/30.

Duch czasu

Pamiętam, kiedy zobaczyłem na ulicy kolegę niosącego płytę Closer zespołu Joy Division. Nie zapomnę tego spotkania. „Co tam masz?” – spytałem zaintrygowany. Spojrzałem na okładkę i rozpoznałem w niej odbicie własnego smutku. Leżałem potem w domu, słuchając tej muzyki, wpatrzony w szary blok naprzeciwko i zimny skrawek błękitu. Dobrze przypomnieć sobie ukochane okładki młodości. Piękne i pożądane przedmioty, których sam wygląd zewnętrzny jest wyrazem innego świata. Olśnień, odkryć, fascynacji. To już nie są zwykłe koperty osłaniające winylowe płyty. To przedmioty, które pozostawały z nami przez lata, które dziś postrzegamy jako odbicie naszego własnego doświadczenia upływu czasu.

Nie ma sensu tworzyć jakiejś jednej, uniwersalnej, wyczerpującej i bezdyskusyjnej listy cech, które powinna spełniać „dobra” okładka. Lepiej przyjrzeć się wybranym strategiom, jakie stosują twórcy okładek.

Kierunkowskaz

W dobie wszechogarniającego konsumpcjonizmu estetyka stała się niewolnicą w służbie marketingu. Dizajn ułatwia sprzedawanie tego, co modne i pożądane. Okładka to opakowanie reklamujące produkt. Podstawową jego rolą jest określenie rodzaju produktu, który znajduje się w środku. Sunąc z wózkiem zakupowym przez supermarket świata, możemy dzięki temu łatwo rozpoznawać – to mleko, to kawa, a to sok. Opakowanie powinno osadzać w kategorii – to muzyka klasyczna, to elektronika, to heavy metal, to jazz, a to disco. Dlatego tak często widzimy projekty, które wpisują się w pewien kanon. Spójność stylu grafiki ze stylem muzyki stanowi jedno z kluczowych kryteriów oceny. Dobra okładka pozwala łatwiej znaleźć i wybrać to, czego szukamy. Spójność stylistyczna i gatunkowa jest ważna, ale w projektowaniu nie ma reguł ostatecznych. Warto znać zasady, żeby traktować je jako punkt wyjścia i potem bardziej świadomie łamać.

Marka

Kupowanie nie jest proste i logiczne, bo wybór nie jest racjonalną decyzją. Mit racjonalnych wyborów obaliły badania ekonomistów. System obiegu dóbr opiera się na symbolicznym świecie marek. Muzycy tworzą własne marki, aby wyróżnić siebie i swoją muzykę. Zresztą my sami też przyjmujemy tę logikę, sami stajemy się markami. Dzieje się to w sposób przezroczysty. Na co dzień nie zwracamy na to uwagi. Uznajemy to za coś naturalnego i oczywistego. Tak po prostu jest, że to, jak się ubierasz i jakiej muzyki słuchasz, mówi innym kim jesteś. W przypadku artystów tym bardziej trudno odróżnić to, co jest spontanicznym działaniem, od tego, co jest kampanią reklamową. Co jest opowieścią o życiu, a co autopromocją i product placement. Okładki muszą więc pełnić podstawową rolę, jaką powierza się markom – muszą wyróżniać. Pokazywać odmienność, specyfikę, unikalność. Dlatego tak ważna jest oryginalność okładki. Najciekawsze okładki to te poszukujące, dlatego w cenie jest otwartość na eksperymenty.

Autonomia

Osiągniecie efektu zaskoczenia w projektowaniu graficznym oznacza odejście od prostego ilustrowania. Nie chcemy po prostu banalnego zdjęcia zespołu lub oczywistej ilustracji tytułu płyty. Dobrym sposobem na oryginalność jest budowanie napięcia między obrazem a muzyką. Tworzenie samodzielnej narracji opartej na obrazie. Próba wykreowania wizualnego kształtu muzyki staje się jej interpretacją. Autorskim komentarzem kreującym nowy sens.

Dobra okładka to zaproszenie do dyskusji. Za świeżość innego spojrzenia możemy oczywiście zapłacić zarzutem, że okładka nie pasuje do muzyki. Nastrojem, kolorytem, temperamentem. Dobra okładka powinna jednak trochę odstawać, bo „cover story” to nie tylko określenie artykułu z okładki gazety. To także wymówka, przykrywka, jaką posługuje się tajny agent.

Dobre okładki są więc artystyczną ściemą, czyli ucieczką od banału.

Inwestycja w dobrostan

Czy konkursy dla projektantów, takie jak ten na najlepszą okładkę roku, mają sens? Ktoś powie, że są one przede wszystkim kolejnym narzędziem promocji. To prawda, ale sztuka użytkowa jest w Polsce nadal niedoceniana. Projektowanie graficzne jest najczęściej anonimowe. Na ogół nie wiemy, kto zaprojektował dany przedmiot, kto jest autorem okładki. Polski rynek projektowania graficznego jest mały. Graficy nie mają łatwo, a w swoją pracę wkładają dużo serca, czasu i wysiłku. Nie jest to specjalnie doceniane, dlatego wierzę, że dowartościowanie udanych okładek poprzez pokazanie ich w galerii sztuki ze wskazaniem nazwisk autorów to nie tylko spłata długu wdzięczności, ale także inwestycja w jakość wizualnego otoczenia, w którym funkcjonujemy na co dzień, czyli działanie, które ma poprawić nasz dobrostan. Działanie tym ważniejsze, że za rogiem czają się coraz wyraźniejsze zagrożenia.

Sztuka

Rozwój technologii zmienia wszystko. Nie zawsze na lepsze. Streaming muzyki mocno wpłynął na okładki płytowe. Pewnie w przyszłości będą one animowane. I dobrze, bo grafika, tak jak muzyka, też bazuje na rytmie. Obecnie połowa okładek albumów w ogóle nie zawiera tekstu, bo nie musi. Kompozycje liternicze, które stanowiły o istotnym uroku sztuki projektowania, znikają, bo na platformie internetowej okładkom towarzyszą osobne napisy z nazwą wykonawcy, tytułem albumu i utworu. Wszystkie podane takim samym krojem pisma. Ustandaryzowane. Co więcej, obecnie dystrybutorzy muzyki oferują bazy gotowych wzorów, zdjęć, grafik i szablonów projektowych dostępnych na wyciągnięcie ręki. Na platformach coraz więcej zatem okładek, które powstały szybko i wygodnie w oparciu o gotowce. Wystarczyło je pobrać i zmodyfikować. Można w ten sposób zaoszczędzić czas i pieniądze, ale czy rzeczywiście pozwalają one (jak obiecują właściciele platform) „jednocześnie uwolnić swoją kreatywność”? Wierzę więc, że zawsze pozostanie nisza dla projektów całkowicie autorskich. Że nadal będą powstawać dobre okładki, za którymi stoi prawdziwa kreatywność. Że nadal będą przyjmować materialną postać pięknych przedmiotów. Że będą nosić ślady zużycia – widoczny znak naszych doświadczeń i przeżyć wywołanych obcowaniem ze sztuką.

Wydawnictwo Miejskie Posnania

Konkurs 30/30

Stary Browar

Poznań patronat honorowy

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć