Eugeniusz Morawski-Dąbrowa urodził się 2 października 1876 roku. Studiował w warszawskim konserwatorium, które ukończył w 1904, jako absolwent kompozycji u Zygmunta Noskowskiego, a także fortepianu u Antoniego Sygietyńskiego[1]. W 1903 roku podjął także naukę w klasie rysunku Jana Kazimierza Kauzika, rok później wstąpił nawet do nowopowstałej Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie (gdzie do 1907 był uczniem Konrada Krzyżanowskiego – portret, Ferdynanda Ruszczyca – pejzaż i Karola Tichego – sztuka stosowana)[2].
Równocześnie, od 1903 roku, Morawski aktywnie działał w organizacji bojowej Frakcji Rewolucyjnej Polskiej Partii Socjalistycznej. 3 listopada 1907 został aresztowany za udział w przygotowaniu zamachu na policję carską i tym samym skazany na 4 lata zesłania na Syberię[3]. Kompozytor był przetrzymywany w warszawskiej Cytadeli przez kilka miesięcy – do wiosny 1908 roku – i tylko dzięki energicznym zabiegom swojego ojca, Arkadiusza Morawskiego (bądź co bądź byłego Sybiraka; weterana, który na zesłaniu spędził przeszło 6 lat), nie został skazany na zsyłkę, a niejako na banicję. Czekała go emigracja – przymus opuszczenia państwa, rządzonego ówcześnie przez dynastię Romanowów. Jak wskazuje muzykolog Jerzy Kukla, jeden z czołowych badaczy życiorysu twórcy, w dokumentach rodzinnych zachował się odpis akt Kancelarii Generała Gubernatora Warszawskiego (vol. Nr 107360), w którym mowa m.in. o podaniu ojca kompozytora, w którym informuje o złym stanie zdrowia syna, w skutek czego Minister Spraw Wewnętrznych swoją decyzją zamienił karę na wyjazd za granicę:
[…] z tem, że jeżeli powróci w granice państwa rosyjskiego przed dn. 1 II 1912 r. to rozporządzenie o zesłaniu go do Kraju Turuchańskiego uzyska moc obowiązującą[4].
Ze wspomnień bratanka kompozytora – Tomasza Morawskiego, wiadomo zaś, że to nie podanie, a pokaźna suma pieniędzy ostatecznie wpłynęła na zmianę decyzji administracji państwowej:
Mój dziadek sprzedał majątek i pieniądze wręczył namiestnikowi carskiemu[5].
Tak mówił o pobycie wuja w więzieniu:
Wiem tylko, że siedział na 9-tym pawilonie w Cytadeli warszawskiej, był aresztowany przez „carską achranę”. [..][6]
Początkowo Eugeniusz Morawski zamierzał wyjechać do Anglii[7]. Swoją drugą ojczyznę odnalazł jednak we Francji. Jak wskazuje Marcin Gmys, do Paryża trafił latem 1908 roku[8]. Spędził tam przeszło 22 lata swojego życia, studiując u takich mistrzów, jak: André Gedalge (kontrapunkt), czy Camille Chevillard (instrumentacja). Podjął także studia malarskie w Académie Julian, a następnie rzeźbiarskie w Akademii Colarossiego (nauczycielem był Émile Antoine Bourdelle, z którym Morawski zaprzyjaźnił się)[9].
W Paryżu imał się różnych zajęć, głównie były to prywatne lekcje i granie w kawiarniach. Równocześnie powstawały tam jego największe kompozycje. W stolicy Francji Morawski poznał Ignacego Jana Paderewskiego i Artura Rubinsteina – ten drugi poświęcił mu nawet kilka wspomnień w swoich pamiętnikach. Pianista bardzo cenił sobie przyjaźń z Morawskim, uważając go za najwybitniejszego, obok Karola Szymanowskiego, współczesnego kompozytora polskiego[10].
Serdecznie zaprzyjaźniłem się wówczas z Eugeniuszem Morawskim, który w wiele lat później został dyrektorem Państwowego Konserwatorium Muzycznego w Warszawie. W kawiarni wymienialiśmy poglądy na wiele tematów, a także poznaliśmy się lepiej wzajemnie, nie tylko osobiście, ale i jako muzycy.
Godzinami przesiadywałem u Morawskiego przy fortepianie, on grywał mi swoje kompozycje, które zdradzały prawdziwy talent, ja zaś zapoznawałem go z muzyką Szymanowskiego[11].
Eugeniusz Morawski, źródło: pwm.com.pl
Podczas pobytu we Francji szczególnie aktywnie Morawski uczestniczył także w organizowanych przez Towarzystwo Artystów Polskich wieczorkach muzycznych (w 1916 roku został nawet jego nowym prezesem)[12].
Dopiero w 1930 roku Morawski wrócił do Polski – objął wówczas stanowisko dyrektora Konserwatorium w Poznaniu, a następnie w Warszawie. Warto w tym miejscu wspomnieć o drażliwej i nie do końca wyjaśnionej sprawie – rzekomym konflikcie z Karolem Szymanowskim, przez co Morawski na wiele lat stał się postacią, o której nie wypadało pamiętać. Jak pisze muzykolog Oskar Łapeta:
Powodem takiego stanu rzeczy były konflikty, które rozegrały się na płaszczyźnie personalnej i administracyjnej – najpierw przy okazji zmian reorganizacyjnych w wyższej uczelni muzycznej w Warszawie w 1932 roku, następnie – podczas przyznawania Państwowej Nagrody Muzycznej w roku 1933. Z obu tych konfliktów pozornie „zwycięsko” wyszedł Morawski. Szymanowskiego zaś uznaje się w licznych opracowaniach za pokrzywdzonego, a pogląd ten podzielało również otoczenie kompozytora. […] Wiktorie Morawskiego przypisane zostały intrygom, prowadzonym przez niego i jego stronnictwo, natomiast sukcesy artystyczne – koneksjom osobistym i politycznym. Kiedy więc w powojennej rzeczywistości przyszło do oceny postaci Morawskiego – uznany został w pierwszym rzędzie za antagonistę Szymanowskiego, mniej utalentowanego i zasługującego, jeśli nie na środowiskową anatemę, to co najwyżej na lakoniczne wzmianki. Dopiero w 1964 roku zaczęły się pojawiać odmienne oceny[13].
W rzeczywistości, obaj kompozytorzy nigdy nie wypowiadali się źle na swój temat, wręcz przeciwnie – Morawski żywił ogromny szacunek do Szymanowskiego. Sam złożył mu hołd podczas pogrzebu i doprowadził do wykonania Stabat Mater w konserwatorium[14]. Negatywne nastawienie zwolenników Szymanowskiego, spowodowane okolicznościami, w jakich Morawski objął po nim stanowisko rektora konserwatorium w Warszawie, umiejscowiło (niestety) jego twórczość w sferze zapomnienia[15].
Mimo to, Morawski okazał się być rektorem, który podczas czterech kadencji urzędowania niejako „wyciągnął” warszawską uczelnię na najwyższy poziom: zorganizował wydział muzykologii, klasę operową i kapelmistrzowską, uzyskał uniwersytecki status dla dyplomów konserwatorium, a także zainicjował tzw. „koncerty wymienne” absolwentów wyższych uczelni muzycznych w różnych miastach europejskich (Berlin 1936, Sztokholm 1938)[16].
Po 1930 roku kompozytor zajęty był już tylko pracą pedagogiczną, a wszystkie ważne postaci życia powojennego, które przed wojną studiowały w konserwatorium warszawskim, były jego uczniami, m. in. Witold Lutosławski (instrumentacja)[17]. Po 1939 roku Morawski stanowczo odmówił pracy w szkole muzycznej, kontrolowanej przez władze niemieckie:
Żył tak, jak wszyscy zbuntowani muzycy – z muzykowania w kawiarniach i lokalach[18].
Muzykolodzy wskazują jednak, że w czasie wojny był zaangażowany w tajne nauczanie – wykładał w podziemnym konserwatorium Stanisława Kazury. W 1944 roku zamieszkał u siostry w Rudzie Pabianickiej, gdzie uczył muzyki, a w cztery lata później powrócił do Warszawy. Po wojnie nie komponował już zbyt wiele. Mimo, że wielokrotnie informował o gotowości do podjęcia na nowo pracy pedagogicznej, był postacią marginalizowaną i odsuwaną, co podkreśla Jerzy Kukla. Rządzący komuniści odmówili mu wyznaczenia jakiegokolwiek zadania w odbudowie polskiego życia muzycznego, a nowe władze Związku Kompozytorów Polskich zaproponowały „napisanie pieśni masowej lub utworu na orkiestrę dętą” (co spotkało się z oczywistą odmową Morawskiego)[19]. Kompozytor zmarł w nędzy w 1948 roku wskutek utraty zdrowia, spowodowanej wojną i okupacją.
O muzyce Morawskiego
Morawski wcześnie wyzwolił się z fascynacji muzyką Ryszarda Straussa, krytycznie odnosił się także do dzieł Maurice’a Ravela, Claude’a Debussy’ego i Igora Strawińskiego. Wykorzystując tylko niektóre elementy techniczne, stosowne przez wspomnianych kompozytorów, wypracował swój własny, oryginalny styl kompozytorski:
[…] monumentalna forma i ekspresjonistyczna, kunsztowna instrumentacja o ciemnym i gęstym kolorycie brzmienia, wyrastały w dużym stopniu z programowości inspirowanej pełną nastroju grozy i niesamowitości twórczością literacką Edgara Alana Poego (poematy symfoniczne – „Nevermore”, „Ulalume”). Ekspresjonizm zaznaczył się nawet w licznych stylizacjach muzyki ludowej (tańce polskie w balecie „Świtezianka”)[20].
Balet Świtezianka, 1962, źródło: Archiwum Teatru Wielkiego
Morawski miał przy tym skłonności do eksponowania instrumentów perkusyjnych na długich odcinkach utworu oraz do monolitycznego traktowania faktury orkiestrowej i niekonwencjonalnego języka harmonicznego.[21]
Tak o muzyce Morawskiego pisał Jerzy Kukla:
Muzyka mroczna, złowroga; linia melodyczna błądzi po dźwiękach silnie schromatyzowanych, to znów układa się w pełną liryzmu i nostalgii frazę, by […] nagle wykrzywić się i wybuchnąć natłokiem urwanych myśli, kłębowiskiem pozornie tylko niepowiązanych i bezsensownych zdań. Ten schizofreniczny obraz dopełnia szata brzmieniowa potężnej orkiestry […][22].
Notabene „przygoda” muzykologa z Morawskim zaczyna się w podobny sposób, jak w przypadku Moniki Wolińskiej – dyrygentki Sinfonii Varsovia, której debiutancka płyta z 2012 roku zawiera trzy poematy symfoniczne kompozytora: Don Quichotte, Ulalume i Nevermore.
Eugeniusz Morawski Poematy symfoniczne (Don Quichote; Ulalume; Nevermore), Sinfonia Varsovia, M. Wolińska (dyr.), Fundacja Brucknera/CD Accord, ACD 176, 2012.
Oboje muzykę Morawskiego usłyszeli przypadkiem – w radio, co wspominają następująco:
Byłem pod silnym wrażeniem tej muzyki. Zacząłem jej szukać[23].
Zaczęło się tak, że pewnej pięknej nocy usłyszałam muzykę. Nie wiedziałam – kto, co, ale wiedziałam – muszę się dowiedzieć, muszę to poznać i muszę to nagrać![24]
Dzięki staraniom Fundacji Brucknera nagrany został także krótkometrażowy film o kompozytorze, pt. Fantazja na temat Morawskiego: link do filmu o Morawskim.
Trzy poematy Morawskiego, które znalazły się na wspomnianej płycie, to jedyne, które się zachowały. Kompozytor z Paryża do Polski przywiózł wszystkie swoje dzieła. Spotkała go jednak największa chyba tragedia, jaka może spotkać twórcę – utracił cały dorobek artystyczny w Powstaniu Warszawskim. Kamienica kompozytora spłonęła, a wraz z nią większość jego partytur. Zginęły symfonie, pozostałe poematy symfoniczne, kilka oper, pieśni, kwartety, koncerty fortepianowe i koncert skrzypcowy. Jak wspomina bratanek Morawskiego, jego ojciec wydobywał nuty spod gruzów, w ten sposób uratował część twórczości kompozytora, bo większość, wraz z najpoważniejszymi utworami strawił ogień[25].
W posiadaniu rodziny kompozytora – brata Włodzimierza Morawskiego – znalazły się nie wydane rękopisy jego dzieł. Oprócz kompozycji Morawski był jednocześnie autorem czterech tomów podręcznika Instrumentacja i orkiestracja – niestety, ich rękopisy także zaginęły[26].
Kompozytor-Przyjaciel
Bardzo ważnym wątkiem w życiu Morawskiego była przyjaźń z Mikalojusem Konstantinasem Čiurlionisem, która zawiązała się jeszcze w czasie studiów. Jak wskazują badacze, korespondencja z przedwcześnie zmarłym litewskim kompozytorem jest jedynym zachowanym dowodem, który mógłby pokazać Morawskiego jako człowieka, przez pryzmat jego myśli i refleksji[27].
Zdaniem Marcina Gmysa, Morawski i Čiurlionis to były papużki-nierozłączki, obaj bardzo się przyciągali, zarówno jeśli chodzi o upodobania muzyczne – bo obaj byli świetnymi kompozytorami, ale też jeśli chodzi o ich zainteresowania plastyczne[28].
Faktycznie, obaj brali udział w organizowanych przez Szkołę Sztuk Pięknych w Warszawie plenerach w: Arkadii (1904), Zwierzyńsku (1905) i Istebnej (1906). Obaj odbyli także podróż na Kaukaz (1905)[29]. Własną twórczość malarską, wykazującą wiele wspólnych cech z malarstwem Čiurlionisa, Morawski traktował raczej marginesowo, ograniczając się tylko do tematyki marynistycznej[30].
Vytautas Landsbergis, który poświęcił zagadnieniu przyjaźni między kompozytorami część swoich badań, wskazuje, że to właśnie zorganizowany ku pamięci litewskiego kompozytora koncert na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina (ówczesnej Akademii Muzycznej), dał impuls do „przypomnienia sobie” o zapomnianym polskim kompozytorze. Jak pisał:
[…] trzeba było koncertu pamięci Mikołaja Konsantego Čiurlionisa w warszawskiej Akademii Muzycznej (odbył się jesienią roku 1976 dzięki staraniom prof. Stefana Śledzińskiego), aby pojawił się w foyer portret jeszcze jednego z byłych rektorów uczelni…[31]
Jak podaje Landsbergis, Litwini nieco inaczej postrzegali kompozytora, znając go przede wszystkim z licznych korespondencji z Čiurlionisem. Przez ich pryzmat Morawski zdaje się być twórcą zupełnie niezwykłym.
Eugeniusz Morawski i Mikalojus Konstantinas Čiurlionis
Landsbergis podkreśla, iż mimo zupełnego braku podobieństwa, Morawski i Čiurlionis czuli się mocno związani duchowo, będąc jednocześnie wzajemnym oparciem w trudnych chwilach. Szczerość stanowiła dla nich „zasadę absolutną”.[32]
Aby nadać właściwy obraz przyjaźni obu twórców, warto przytoczyć fragmenty kilku innych listów – najpierw Čiurlionisa mocne słowa zachęty:
Moje kochane dziecko! Pomyśl dobrze, czy być Ty nie mógł cisnąć kantem Noskowskiego i Roguskiego i od Nowego Roku wstąpić do tutejszej budy? Rzecz prosta, że najlepiej by było, żebyś skończył konserwę w Warszawie w tym roku i po wakacjach tu się zapisał, ale czy Ty skończysz? Czy skończysz za dwa lata? Nie gniewaj się Gienuś, ale mi tak smutno pomyśleć, że z Twoim talentem i inteligencją siedzisz 5 lat na harmonii i tyleż prawdopodobnie na kompozycji będziesz siedział. Bo na to się zanosi: do Noskowskiego jeszcze nie chodzisz (dlaczego, bydlaku), fug Ci się pisać nie chce? Może Ci się chce zmarnować? Ale ja Ci nie pozwolę, nie śmiej się ze mnie, tak, nie pozwolę, chyba, że Ci się znudzę, że przestanę być Twoim druhem […]
I motywacji:
[…] Jeżeli masz zamiar zostać człowiekiem, a nie skończonym bydlęciem, jakim bywasz czasami, to kończ prędzej fugi, żebyś mógł dłużej nad sonatami popracować. Trzeba koniecznie, żebyś dobrze formy poznał, bo tylko wtedy będziesz miał prawo niemi pomiatać i nowe wynajdywać, jak poznasz dobrze te, co już są.
[…] gdybyś Ty tylko zechciał pracować, a ja gdybym ciągle zasługiwał na Twoje uznanie, to byśmy daleko zaszli. Tak, Gienek. Róbże draniu prędzej te miliony rubli, to sprawimy sobie orkiestrę do Twoich symfonii i moich poematów. To najświętsza byłaby rzecz – już wtedy nic by nas nie krępowało, a przyznaj, że tylko w takich warunkach można coś napisać.
Tak w jednym z listów z Lipska do „Gieńka” w Warszawie pisał Čiurlionis:
List z fugą i Puszkinem, pieniądze 6 rs. te otrzymałem, dziękuję. Dawno bym zdechł z głodu, żebyś nie Ty. Jeśli możesz przyślij jeszcze 10 rubli (będę Ci winien 73) bo Frau Krol upomina się za mieszkanie. Wszystko się tak miło składa, że aż strach. Pisz braciszku częściej trochę, jeżeli chcesz i możesz.
Twój Kostek[33]
W korespondencji z bratem Čiurlionis pisał także o idei wspólnych koncertów z Morawskim:
Zrobimy koncert z Gienkiem – koncert własny kompozytorski. On napisał dwa poematy „Vae victis” i „Fleurs du mal” i zaczął pisać trzeci „Rinaldo Rinaldini”, wszystko bardzo ładne rzeczy. Wystąpimy w Filharmonii zupełnie niezależnie od niczego.
Jak słusznie zauważa Marcin Gmys, cała inicjatywa świadczyła zapewne o chęci zaakcentowania swojej obecności w artystycznej Warszawie na tle innych kompozytorów młodopolskich, z którymi Morawski i Čiurlionis nie czuli się do końca związani. Zaraz po opuszczeniu przez „Gieńka” Polski, jego litewski przyjaciel wraca do ojczyzny i osiedla się w Kownie.[34]
Morawski – ciekawostki z życia
Eugeniusz Morawski z jednej strony odbierany był jako: człowiek niezwykle dowcipny, elokwentny obywatel świata, który na dobrą sprawę był samotnikiem[35].
Podobny obraz postaci kompozytora rysuje się na podstawie wspomnień Haliny Wojewódzkiej – siostrzenicy:
Wszyscy myśleli, że jest wesoły i nieskomplikowany. On zaś, będąc na zewnątrz dowcipnym, wewnątrz był tragiczny. Często bywało, że swymi facecjami i opowieściami rozbawił zebrane towarzystwo, po czym nagle zamykał się w sobie, aby nie wypowiedzieć tego wieczoru już ani słowa[36].
A jednocześnie, w oczach Moniki Wolińskiej: Morawski w ogóle był szalony. Wyruszał na przykład w czasie sztormu na plażę, żeby poobcować z żywiołem, kładł głowę na torach, ponieważ nasłuchiwał nadjeżdżającego pociągu i podobno odskakiwał w ostatniej chwili. I dużo z tych ekstremalnych, pięknych emocji, z tych pięknych emocji jest właśnie w jego muzyce.
Na temat żony kompozytora wiadomo niewiele. Jedyne pewne fakty to te, wskazujące na dużą różnicę wieku (jakieś 25 lat) i to, że wybranka Morawskiego była Francuską, która zdecydowała się przyjechać do Polski po 1930 roku. Prawdopodobnie, w skutek rzekomej afery miłosnej z Juliuszem Kaden-Bandrowskim (polski pisarz i publicysta, kapitan piechoty Wojska Polskiego – ginie w Powstaniu Warszawskim)[37], nastąpiło zerwanie związku.[38].
Podobno Morawski bardzo podziwiał piękne kobiety. Zdaniem Moniki Wolińskiej:
[…] nie da się ukryć, że to właśnie te damsko-męskie epizody miały duży, właśnie inspiracyjny wpływ na jego twórczość. […] Według mnie i „Ulalume”, i „Nevermore”, i „Don Kichote” to są trzy poematy symfoniczne, w których kompozytor opowiada o swoim życiu[39].
Podobnego zdania jest Marcin Gmys:
[…] zarówno „Kruk”, czyli poemat „Nevermore”, jak i „Ulalume” to poematy opisujące rozterki mężczyzny, który utracił swą ukochaną, utracił ją już jakiś czas temu, ale nie przyjmuje tego stanu do swojej świadomości. Ta wiedza zostaje nabyta w trakcie i moment jej zdobycia jest kulminacją obu tych poematów. Dlaczego zaczął pisać dwa depresyjne poematy symfoniczne na temat dzieł Edgara Alana Poe’go? Nie potrafimy na te pytania odpowiedzieć…[40]
Morawski w oczach badaczy
Marcin Gmys: Myślę, że jeśli chodzi o twórczość symfoniczną to jest on najwybitniejszym symfonikiem. Wyprawował model znacznie oryginalniejszy od Szymanowskiego i znacznie szybciej doszedł do oryginalności.
Dla mnie i dla nas myślę, Morawski pozostanie genialnym kompozytorem – nie możemy absolutnie bać się wielkich słów, ponieważ jest to twórczość, która w zasadzie ciągle znajduje się w niebycie. Tylko Niemcy zdążyli póki co się nią zachwycić, a w Polsce jest kompozytorem niestety nieobecnym (w ciągu ostatnich 50 lat dwie czy trzy osoby się o niego upominały).
Jedyne, co możemy zrobić to przynajmniej tych 5 partytur: 3 poematy, 2 balety, jak najszybciej przywrócić naszej kulturze, bo naprawdę nie możemy sobie pozwolić na nieobecność takiej postaci.
Monika Wolińska: Był ponadczasowy, wyprzedzał epokę. Wyprzedzał nawet takie nazwiska, jak Strawiński, bo to, co pojawia się później u Strawińskiego wcześniej pojawia się już u Morawskiego[41].
Powiedzmy sobie szczerze, że jest dużo znaków zapytania, jakichś takich nieścisłości w tym życiorysie i warto byłoby to wyjaśnić. Wyjaśnić, jak tak naprawdę wyglądało życie jednego z największych polskich kompozytorów[42].
Stefan Kisielewski: […] należy mu się sprawiedliwość – w pierwszym rzędzie w formie przypomnienia jego dzieł publiczności koncertowej, […] dalej poprzez wydanie drukiem tego, co z jego twórczości pozostało najcenniejszego.
Ten akt sprawiedliwości musi być dokonany – kultury polskiej nie stać na rozrzutność czy marnotrawstwo[43].
Jerzy Kukla: Dzisiaj, z punktu widzenia historii muzyki, można jedynie ubolewać nad tym, iż Morawski tak małą wagę przykładał do losu swojej twórczości[44].
Przypisy:
[1] Kosińska Małgorzata, Eugeniusz Morawski-Dąbrowa, źródło: https://culture.pl/pl/tworca/eugeniusz-morawski-dabrowa (dostęp: 11/09/2017).
[2] Spóz Irena, hasło Morawski-Dąbrowa Eugeniusz, [w:] Encyklopedia muzyczna PWM, część biograficzna, red. Elżbieta Dziębowska, tom M, PWM, Kraków 2000, s. 369-370.
[3] Kukla Jerzy [w:] Eugeniusz Morawski – kompozytor zapomniany czy wygnany z pamięci?, Ruch Muzyczny, 1989, nr. 14 i 15, s. 25.
[4] Cyt. za Jerzym Kuklą, op. cit., s. 25.
[5] Cyt. za Tomaszem Morawskim, film Fantazja na temat Morawskiego, reż. Maciej Puczyński.
[6] Ibidem.
[7] Kukla Jerzy, op. cit., s. 26.
[8] Gmys Marcin, Harmonie i dysonanse. Muzyka Młodej Polski wobec innych sztuk, Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauki, Poznań 2012, s. 94.
[9] Gmys Marcin, Eugeniusz Morawski – reaktywacja, [w:] Kwarta, nr 5, PWM, 2013, s. 11.
[10] Cyt. za Jerzym Kuklą, op. cit., s.26.
[11] Rubinstein Artur, Moje młode lata, PWM, Kraków 1956, s. 511-515.
[12] Gmys Marcin, op. cit., s.11.
[13] Łapeta Oskar, Relacje Karola Szymanowskiego i Eugeniusza Morawskiego w kontekście sporu o Wyższą Szkołę Muzyczną w Warszawie, [w:] Res Facta Nova, nr 16 (25), 2015, s. 114.
[14] Kukla Jerzy, op. cit., s. 26.
[15] Łapeta Oskar, op. cit., s. 114.
[16] Spóz Irena, op. cit., s. 369-370.
[17] Cyt. za Jerzym Kuklą, film Fantazja na temat Morawskiego.
[18] Ibidem.
[19] Cyt. za Jerzym Kuklą, film Fantazja na temat Morawskiego.
[20] Spóz Irena, op. cit., s. 369-370.
[21] Ibidem.
[22] Kukla Jerzy, op. cit., s. 25.
[23] Ibidem.
[24] Cyt. za Moniką Wolińską, film Fantazja na temat Morawskiego.
[25] Ibidem.
[26] Spóz Irena, op. cit., s. 369-370.
[27] Cyt. za Jerzym Kuklą, film Fantazja na temat Morawskiego.
[28] Ibidem.
[29] Spóz Irena, hasło Morawski-Dąbrowa Eugeniusz, [w:] Encyklopedia muzyczna PWM, część biograficzna, red. Elżbieta Dziębowska, tom M, PWM, Kraków 2000, s. 369-370.
[30] Ibidem.
[31] Landsbergis Vytautas, Eugeniusz Morawski oglądany z innej perspektywy, [w:] Ruch Muzyczny, 1981, s. 12.
[32] Landsbergis Vytautas, op. cit., s. 12
[33] Ibidem.
[34] Gmys Marcin, Harmonie i dysonanse…, s. 94
[35] Cyt. za Jerzym Kuklą, film Fantazja na temat Morawskiego.
[36] Cyt. za Haliną Wojewódzką, film Fantazja na temat Morawskiego.
[37] https://pl.wikipedia.org/wiki/Juliusz_Kaden-Bandrowski (dostęp: 12/09/2017)
[38] Cyt. za Marcinem Gmysem, film Fantazja na temat Morawskiego
[39] Ibidem.
[40] Ibidem.
[41] Cyt. za Moniką Wolińską, film Fantazja na temat Morawskiego.
[42] Ibidem.
[43] S. Kisielewski, Z muzyką przez lata, PWM, Kraków 1957, s. 250.
[44] Cyt. za Jerzym Kuklą, film Fantazja na temat Morawskiego.
Spis treści numeru Dalekie lądy. Kompozytorzy emigracyjni
Felietony
Agnieszka Cieślak, Bronisław Mirski – po nitce do kłębka, czyli detektywistyczne oblicze muzykologii
Aleksandra Bliźniuk, Tylko bez romantycznych uniesień
Wywiady
Recenzje
Agnieszka Teodora Żabińska, Nierówny Rogowski
Ewa Chorościan, Dwie piąte – Wajnberg i Prokofiew
Publikacje
Agnieszka Cieślak, Mariusz Gradowski, Muzyka filmowa. Twórcy emigracyjni
Andrzej Bełkot, Definicja migracji
Edukatornia
Magdalena Nowicka-Ciecierska, Henryk Wars – Pierwszy Polak w Hollywood
Paulina Zgliniecka, Szperając w pamięci. O życiu i twórczości Eugeniusza Morawskiego
Elżbieta Szczurko, Antoni Szałowski – odkrywany (neo)klasyk
Kosmopolita
Kinga Krzymowska-Szacoń, American Dream? Kompozytorzy europejscy w Stanach Zjednoczonych
Grzegorz Piotrowski, Bohuslav Martinů: emigrant
Rekomendacje
Zygmunt Mycielski – Andrzej Panufnik: Korespondencja. Część 1: Lata 1949–1969
Kompozytorzy polscy na emigracji. Przewodnik (XX wiek)
Zrealizowano w ramach stypendium twórczego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego