Natalia Iwaniec – tancerka, pedagog. Pierwsza ceryfikowana instruktorka tańca Gaga w Polsce. Absolwentka wiedzy o teatrze na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i Studium Animatorów Kultury we Wrocławiu (specjalność: taniec). Uczestniczyła w projekcie-warsztacie dla tancerzy u Yasmeen Goddder, w Tel Awiwie. Uczyła się pod okiem pedagogów, tancerzy i byłych tancerzy Batsheva Dance Company, jak również samego Ohada Naharina. Obecnie mieszka w Londynie, ale często odwiedza Polskę, gdzie prowadzi warsztaty z Gaga.
Anna Wyżga: Chciałabym zacząć rozmowę od tego, jak zaczęła się Twoja przygoda z tańcem Gaga i co spowodowało, że postanowiłaś pojechać aż do Izraela, żeby kształcić się w tym kierunku?
Natalia Iwaniec: Od dziecka tańczyłam – przez całą szkołę podstawową chodziłam do Młodzieżowego Domu Kultury w Opolu, skąd jestem. Było tam ognisko baletowe, gdzie uczęszczałam na zajęcia prawie codziennie przez całą szkołę podstawowa oraz liceum. Gdy wybierałam studia, myślałam, że już może wystarczy tego tańca, więc wybrałam teatrologię, ale dość szybko zrobiło mi się tęskno. Zaczęłam chodzić na różne warsztaty taneczne i w 2009 r. w poznańskim Starym Browarze natrafiłam na pierwsze zajęcia z Gaga, które prowadził tancerz z Izraela. Było to mocne spotkanie, poczułam, że to, co proponuje jest mi bliskie. Obroniłam wszystkie dyplomy na teatrologii i we Wrocławskim Studium Tanecznym, po czym stwierdziłam, że pakuję się i jadę do Izraela, bo nie będę czekać, aż znowu ktoś przyjedzie do Polski.
Pamiętam, że pojechałam jeszcze do Krakowa, żeby pożegnać się z moją mentorką Iwoną Olszowską, która powiedziała mi: „Zobaczysz, Natalia, Ty będziesz pierwszą instruktorką Gaga w Polsce”.
Na co ja obruszyłam się: „Iwonka, no co Ty! Ja jadę pochodzić sobie na zajęcia, nauczyć się czegoś dla siebie”. Gdy zdecydowałam na wyjazd to aplikowałam też na projekt u choreografki z Tel Awiwu Yasmeen Godder, na który dostałam się, więc mój plan obejmował w tamtym momencie uczęszczanie codziennie na Gaga (nawet nie na te lekcje dla tancerzy, ale na otwarte zajęcia dla wszystkich) oraz projekt taneczny. Szybko jednak poczułam, że Gaga to jest to, co chcę robić, a wszystkie zdarzenia, które wtedy miały miejsce, tylko mnie w tym utwierdzały. Po pewnym czasie nauczyciele po zajęciach zaczęli do mnie podchodzić, pytać się mnie skąd jestem, co tutaj robię oraz czy chciałabym przyjść na zajęcia Gaga/dancers (w Gaga jest podział na Gaga/people – dla wszystkich ludzi, którzy po prostu chcą się poruszać oraz Gaga/dancers – dla tancerzy). Kwalifikowałam się jako tancerka, ale byłam trochę przestraszona – wiedząc, jaki jest poziom tańca współczesnego w Izraelu, nie byłam pewna siebie na tyle, że pójść na zajęcia dla tancerzy. Wkrótce potem dostałam również zaproszenie na zajęcia dla tancerzy z Batsheva Dance Company, co początkowo wywołało u mnie zawał [śmiech], ale oczywiście poszłam! Dodatkowo po jakimś czasie utworzono kurs instruktorski Gaga dla osób, które wcześniej nie były w Batsheva, prowadzony przez Ohad Naharina – osobę, która stworzyła tę metodę. Skończyłam kurs w 2012 jako pierwszy rocznik, który go ukończył i nie był tancerzem Batshevy. Wcześniej nie było za bardzo takiej możliwości, poza kilkoma wyjątkami (trzeba było być w zespole Batsheva Dance Company, żeby uczyć Gaga), więc miałam wielkie szczęście. Napisałam oczywiście wtedy Iwonce, że wywróżyła mi ten kurs nauczycielski. W skrócie: pojechałam tam, bo chciałam się rozwijać – myślałam, że to będzie mój trening dla mnie samej (w celu budowania świadomości tanecznej i czystej przyjemności), a okazało się, że zostałam nauczycielką Gaga.
Natalia Iwaniec / fot. Karni Arieli
Monika Targowska: Natrafiłam w jednym z wywiadów z Tobą na wypowiedź, że „Gaga zmieniła Twoje życie” – co najbardziej spodobało Ci się w tym tańcu, co jest w nim wyjątkowego?
N.I.: Wolność, którą daje nauczyciel sobie i wszystkim uczestnikom – jesteśmy razem w tej samej podróży. Podczas lekcji nauczyciel rusza się cały czas, nie ma tak, że pokaże i patrzy, jak reszta robi. Nie ma wymiaru oceniającego, a ja na tym etapie życie miałam w sobie dużo niepewności (zwłaszcza z lekcji z tańca klasycznego). Na zajęciach, na których jest się ciągle ocenianym, nie jest łatwo ukształtować tę pewność siebie, ale raczej myśli się o swoich brakach i niedociągnięciach. W Gaga nauczyciel rusza się przez godzinę, my ruszamy się z nim, robimy różne ćwiczenia, z których część jest naprawdę trudna fizycznie i ty widzisz, że ten nauczyciel też się męczy i że mu też jest ciężko, a on przecież jeszcze gada!
Myślisz sobie – jest mi ciężko, brzuch mi drży, nie mam siły, ale on przecież też cierpi i mówi: „wiem, że jest wam ciężko, mi też, ale wytrzymajmy wszyscy razem!”. I ja też sobie wtedy pomyślałam, że można mieć słabości, a i tak być super tancerzem.
Podoba mi się też to, że zajęcia mają bardzo klarowną strukturę – nie, że ktoś mówi „robicie teraz, co chcecie” i ty nie wiesz, co masz robić! Instrukcje są bardzo klarowne, ale dają swego rodzaju swobodę. Wiemy np., że mamy poruszać się jakbyśmy chodzili po płonącej podłodze, jakbyśmy stanęli na ognisku i szybko musimy zmieniać miejsca na sali, bo płoną nam stopy, ale nikt nie mówi, czy to ma być ładne, brzydkie, gęste czy mamy skakać wysoko czy nisko – po prostu mamy zmienić miejsce. Ta kombinacja wolności, ale też jasnego, klarownego, pięknego i kreatywnego prowadzenia powoduje, że chce się być na tych zajęciach, a gdy kończą się, z jednej strony masz poczucie satysfakcji, ale z drugiej nie zdajesz sobie sprawy, kiedy ta godzina minęła.
A.W.: Fajnie, że wspomniałaś też o balecie, bo zastanawiam się, skąd wynikają różnice: tylko z samej techniki różnych stylów tanecznych czy może też z samego podejścia do kształcenia tancerzy w Polsce i Izraelu?
N.I.: Na pewno jest duża różnica w znaczeniu kulturowym. W Izraelu mają zupełnie inne podejście do ciała – w szkole odbywają się obowiązkowe zajęcia z tańców folkowych (m.in. hora), więc od dziecka kształtują poczucie rytmu, uziemienia, muzykalności i taneczności. Nie bez znaczenia jest to, że armia w Izraelu jest obowiązkowa zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet. Powoduje to, że ruchowo są oni bardzo sprawni i dzięki temu mogą zrobić dużo rzeczy. Ludzie w Izraelu, ze względu na sytuację polityczną, są w stanie dużo dalej pójść w sensie fizycznym i psychicznym – kiedy mówi im się, że mają coś zrobić, to oni to zrobią. To wpływa też na to, że na zajęciach są bardzo zmotywowani i pewnie dlatego, jedne z najlepszych zespołów tańca współczesnego są właśnie tam. Kraj jest malutki i wszystkie zespoły są właściwie w jednym mieście Tel Awiwie, ale naprawdę dużo osiągnęły, bo ciężko pracują. W Polsce z edukacją taneczną jest różnie, ale to, co mamy to entuzjazm i solidne podejście do pracy. My również jesteśmy zmotywowani, w trochę inny sposób, mamy trochę inne poczucie humoru – ja jestem z Polski, więc też łatwiej jest mi złapać wspólny język – bardzo lubię i zawsze cieszę się, kiedy mogę uczyć w Polsce. Wiadomo, że gdy ktoś się rodzi w ciepłym kraju, to jego ciało też inaczej pracuje. Kiedyś miałam warsztaty w Petersburgu, które odbywały się w grudniu – zanim się rozgrzaliśmy, to minęło 40 minut zajęć, a dla porównania w Izraelu jest gorąco, wszyscy przychodzą spoceni i już są rozgrzani, więc inne rzeczy można robić. Dużo rzeczy warunkuje to, że się pracuje w inny sposób w różnych miejscach na zajęciach, ale myślę, że jest to bardziej kwestia indywidualnego podejścia – ktoś chce się ruszać, to będzie się ruszać, nie chce to nie i zawsze znajdzie jakąś wymówkę.
M.T.: Opowiadasz o swojej pracy tak entuzjastycznie, że aż ma się ochotę wziąć udział w warsztatach Gaga! Obecnie mieszkasz w Londynie, więc kiedy i gdzie można Cię spotkać? Czy często prowadzisz zajęcia w Polsce?
N.I.: Teraz, jak wiadomo, sytuacja jest specyficzna. Normalnie, przed pandemią, bywałam w Polsce średnio raz w miesiącu i prowadziłam warsztaty w różnych miejscach. Jestem z Opola, ale przez to, że mieszkałam w Krakowie i we Wrocławiu, te miasta najczęściej odwiedzam. Kraków jest mi najbliższym miastem, współpracuję tam z Krakowskim Teatrem Tańca i z Hurtownią Ruchu. Bardzo cenię sobie też zajęcia w Warszawie, w studio Oddaj Ciężar. Teraz w maju będę prowadziła warsztaty dla studentów Akademii Muzycznej w Łodzi. Generalnie – kto mnie zaprosi, tam przyjeżdżam. Jestem freelancerką, niezależnym tancerzem i nauczycielem. Poza dużymi ośrodkami bardzo cenię sobie wyjazdy do mniejszych miast. Mam bliską koleżankę w Siemianowicach Śląskich, która prowadzi zajęcia z tańca współczesnego i raz czy dwa razy do roku zaprasza mnie, żebym poprowadziła zajęcia dla jej uczniów. Są też festiwale, np. Cyrkulacje we Wrocławiu, na które cyklicznie przyjeżdżam. W sierpniu odbędzie się też duży Festiwal w Gdańsku, międzynarodowy, bardzo fajna kadra nauczycielska i ma trwać 3 tygodnie, cieszę się bardzo, bo to nad morzem!
A.W.: Chciałabym zapytać o „Dydonę i Eneasza” w Twojej reżyserii. Pamiętam premierę w 2019 roku w Krakowie w teatrze Łaźnia Nowa i byłam pod wielkim wrażeniem, jak udało Ci się połączyć świat opery barokowej i tańca Gaga. To było świetne, było bardzo mało środków, ale ruch podkreślał muzykę i emocje. Czy wcześniej na świecie były już próby połączenia muzyki operowej z tańcem Gaga?
N.I.: Nie jestem pewna, czy któryś z nauczycieli Gaga i choreografów pracował wcześniej w operze… Jeśli o mnie chodzi, to bardzo lubię barok, barokową muzykę i architekturę. Bardzo lubię też teatr Łaźnia Nowa w Krakowie i poczułam, że chciałabym, żeby ta surowa przestrzeń, jaka tam jest na scenie, taka pozostała. Pomyślałam sobie, że muzyka jest już tak dekoracyjna, że nie potrzebujemy więcej dodatkowych rekwizytów. Chciałam jedynie, żeby soliści mieli złote opaski. Taka była moja decyzja i dyrektor Capelli Cracoviensis bardzo mnie wspierał. Miałam na początku wątpliwość, czy jednak nie lepiej, żebyśmy mieli tancerzy – śpiewacy będą śpiewać, a tancerze będą tańczyć, ale jednak chciałam podjąć wyzwanie i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
Już po pierwszych próbach w październiku widziałam u śpiewaków duży entuzjazm i pomyślałam: „jeżeli sami chcą się ruszać, czemu nie? Nikt się nie spodziewa, że będą tańczyć jak tancerze, a pięknie będzie ich zobaczyć w ruchu”.
W spektaklu jest np. taka scena, gdzie bardzo szybko musieli biegać po scenie, nagle się zatrzymać i zacząć śpiewać, jak gdyby nigdy nic. Byli wspaniali! Myślę, że wyszło super i bardzo, bardzo się cieszę z tego spektaklu, również z tego, że mogliśmy w tym roku razem popracować przy wznowieniu. Cieszę się, że śpiewacy poczuli się dobrze w ciele i udała się moja podwójna misja – artystyczna jako choreografa i pedagogiczna jako nauczyciela.
M.T.: Jak praktykujesz taniec w życiu poza sceną? Czy tańczysz codziennie w domu z rodziną?
N.I.: Jakiś czas temu mój mąż słuchał audycji, w której ludzie ubolewali, że teraz już nikt nie tańczy w domach, a kiedyś całe rodziny tańczyły… Nie jest to prawda, my tańczymy codziennie, zazwyczaj przed kąpielą mamy taki rytuał. Wiele rodzin robi tak, że wieczorem jest czas na wyciszanie, książeczki… U nas jest inaczej (dzisiaj np. był Michael Jackson [śmiech]). Helena, moja córka, była ze mną cały czas przy tworzeniu opery, była na wszystkich próbach. Miała wtedy 6 miesięcy. Spała przy ariach, karmiłam ją w przerwach i zabawne jest, że teraz Helena jak usłyszy fragmenty Dydony i Eneasza, to jej mina mówi: „kojarzę to!” [śmiech]. Mój mąż jest fanem muzyki, więc słuchamy bardzo dużo, i Helena, jak tylko słyszy muzykę, to tańczy. Kilka dni temu obudziłam się, nieco wcześniej (choć zazwyczaj śpię do oporu, nie jestem takim typem matki, że wstaję wcześniej, żeby jeszcze umyć podłogi), i miałam ochotę po prostu sobie potańczyć, zanim Helena się obudziła. To jest codzienna praktyka, nie ma dnia, w którym bym nie tańczyła. Jest to dla mnie naturalne, jak picie codziennej kawy.
Natalia Iwaniec / fot. Yarek Baranik
A.W.: Czy muzyka jest niezbędna do tańca? Czy mogłabyś tańczyć bez muzyki? Często spotykam się z tym że właściwie tancerze nie potrzebują muzyki, żeby tańczyć. Jak to jest w Gaga, czy muzyka jest konieczna?
N.I.: Nie, nie jest konieczna, ale muzyka może być fajną inspiracją i motywacją. Na zajęciach Gaga to jest bardzo personalne, czy ktoś puszcza muzykę, czy nie. Ohad generalnie ma taki rytm, że na początku zajęć nie ma nic, potem dopiero przy końcu puszcza muzykę. Nie ma też jednego typu muzyki, do którego się tańczy, ale powinna być raczej bez tekstu, żeby nic nie przeszkadzało w słuchaniu instrukcji. Generalnie bardzo lubię muzykę i lubię używać muzyki na zajęciach, jednak w tym roku, kiedy prowadziłam przez długi czas zajęcia na Zoomie, czułam, że z muzyką chyba to będzie trochę za dużo zamieszania technicznego. Czasem robiłam tak, że dawałam jakąś instrukcję i mówiłam: to teraz kochani, poszukajcie sobie fal, które przychodzą, z góry na dół, z dołu do góry, z prawej strony na lewą, a ja wam puszczę jeden krótki utwór. Patrzę, co się dzieje na ekranach, ściszam muzykę i mówię: super, ale moglibyście jeszcze bardziej poczuć, że fale też przechodzą z tyłu do przodu, i jeszcze bardziej w klatce piersiowej, żeby rozłożyć klatkę piersiową na 1000 małych fragmentów; i znowu włączałam muzykę. Bardzo lubię muzykę orientalną, klubową, ale z orientalnym wpływem, ważne, żeby był fajny rytm. Ale wszystko zależy od nastroju.
M.T.: Ostatnie pytanie: jak widzisz siebie za 5, 10 lat? W którym miejscu będziesz?
N.I.: Chciałabym mieszkać nad morzem, w ciepłym kraju – to jest moje wielkie marzenie… Po moim pobycie w Tel Awiwie zrobiłam się trochę rozpuszczona ciepłem i słońcem. W Londynie co prawda jest cieplej niż w Polsce, ale nie jest to Tel Awiw, nie oszukujmy się [śmiech]. Chciałabym dalej robić to co robię, jeszcze więcej pracować z różnymi tancerzami, grupami, w teatrze. Chciałabym robić dalej spektakle, mam z tego dużą satysfakcję. Praca nauczycielska też jest dla mnie bardzo ważna, to wielkie szczęście widzieć po zajęciach ludzi szczęśliwych, uśmiechniętych i zadowolonych – podchodzą do mnie i mówią, że czują się po prostu lepiej. Mam nadzieję, że za 5, 10 lat będę mogła swobodnie podróżować, mieszkać nad morzem i stamtąd wylatywać, żeby robić swoje rzeczy.
A.W.: Tego Ci życzymy, Natalio. Dziękujemy bardzo za rozmowę.
Partnerem wydania numeru o tańcu jest Instytut Muzyki i Tańca
Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS