Krzysztof Urbańśki, źródło: http://krzysztofurbanski.com/galeria2.html

felietony

Trondheim Symfoniorkester pod batutą Krzysztofa Urbańskiego [Korespondenci]

Niemal w każdej rozmowie z nowopoznanymi Norwegami pojawia się jego nazwisko. Prawie zawsze pada z mojej strony, bo jednak w ustach Skandynawa brzmi bardzo egzotycznie. Gdy ktoś bardzo męczy mnie pytaniami o powody mojego wyjazdu do Trondheim, to z uśmiechem odpowiadam, że przyjechałam tu dla polskiego dyrygenta – Krzysztofa Urbańskiego, którego jeszcze na pewno przez najbliższy rok nie będziemy mieli okazji zobaczyć w Polsce.

Krzysztof Urbański jest już piąty sezon Głównym Dyrygentem i Artystycznym Liderem Trondheim Symfoniorkester i będzie pełnił tę funkcję jeszcze przez najbliższe 2 lata. Miałam jednak dużo szczęścia, że zaraz po przyjeździe do Trondheim udało mi się zobaczyć norweskich filharmoników pod batutą Urbańskiego, gdyż pełni on jednocześnie funkcję Dyrektora Muzycznego Indianapolis Symphony Orchestra, Pierwszego Gościnnego Dyrygenta Tokyo Symphony Orchestra oraz od sezonu 2015/16 jest także Pierwszym Gościnnym Dyrygentem Orkiestry Symfonicznej Radia Północnoniemieckiego w Hamburgu. Kalendarz koncertowy Urbańskiego jest bardzo napięty, a następny koncert w Trondheim pod jego batutą zaplanowany jest dopiero na maj 2015.

„Gwiazdą koncertu”, który odbył się 15 stycznia w Olavshallen w Trondheim, miała być zdecydowanie Szeherezada (i oczywiście sam dyrygent), a raczej nie zaproszona solistka – Sophia Jaffe. Główna sala, mogąca pomieścić ponad 1200 osób, była wypełniona po brzegi. Muzyczny wieczór zainaugurowała Uwertura rosyjska Prokofjewa, która jest kompozycją bardzo monumentalną, bogato zorkiestrowaną i momentami nawet trochę męczącą. Dlatego wzrok słuchacza skupiał się raczej na postaci dyrygenta, którego wyrazistą gestykulację i niemal taneczne pozy obserwuje się z nieukrywaną przyjemnością. Następnie na scenie pojawiła się Sophia Jaffe, niemiecka skrzypaczka, która wykonała piękny Koncert skrzypcowy Arama Chaczaturiana. Szybkie i efektowne części skrajne przedzielone były lirycznym Andante sostenuto, zagranym brawurowo zarówno przez solistkę, jak i sekcję smyczkową orkiestry. Długo oklaskiwana przez norweską publiczność Niemka postanowiła zagrać jeszcze przed przerwą coś specjalnego i wykonała Sarabandę d-moll Jana Sebastiana Bacha. Niestety w moich oczach (a raczej uszach) czar prysł już zaraz po usłyszeniu zapowiedzi skrzypaczki i moje obawy potwierdziły się po kilku minutach. Sarabanda Bacha nijak się miała do dość spójnego programu całego koncertu, a Sophia Jaffe chyba nie zdążyła jeszcze zapomnieć o granej kilka minut wcześniej, żywiołowej i emocjonalnej, kompozycji Chaczaturiana.

Przygotowania do koncertu w Olavshallen, fot. Iwona Granacka

Na szczęście po przerwie przyszła pora na wyczekiwaną długo Szeherezadę Rimskiego-Korsakowa. Soliści okazali się bezbłędni, a na szczególne uznanie zasługuje koncertmistrzyni: Catharina Chen. Bardzo charyzmatyczny był również sam Urbański, który zdecydował się dyrygować z pamięci. Publiczności zgromadzonej w Olavshallen wyraźnie podobał się jego żywiołowy (choć nie efekciarski i sztuczny) sposób dyrygowania, a cała orkiestra zasłużyła na owację na stojąco.

Dwa lata temu, słuchając przypadkowo radiowego wywiadu z Urbańskim, nie sądziłam, że w niedalekiej przyszłości uda mi się zobaczyć go na żywo. Zatem z niecierpliwością czekam na majowe koncerty, na które zaplanowane są dwie wielkie symfonie: nr 5 Mahlera i nr 9 Beethovena, o których już rozmawia się w kuluarach Instytutu Muzykologii w Trondheim.

————-

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć