Aleksandra Sewerynik w prawie własności intelektualnej to bardzo silna marka osobista. Jej publikacje pojawiają się w największych polskich mediach. Z dużym zaangażowaniem prowadzi również bloga, na którym udostępnia wiele materiałów, także w ramach tzw. wolnych licencji.
Z każdej jej publikacji bije ogromna energia i pasja. Każda z publikacji to materiał bardzo przystępny dla czytelnika (napisany bardzo profesjonalnym, aczkolwiek przyjaznym dla adresata językiem). Co jednak chyba najbardziej istotne – udostępniane materiały są bardzo dobre merytorycznie, rzetelne.
Pani Aleksandra Sewerynik posiada duże doświadczenie praktyczne, które nabyła współpracując z różnymi kancelariami. Bardzo często można dostrzec jej aktywność – prowadzi szkolenia i warsztaty w całej Polsce i wykłada na uczelniach, w tym takich, które dla specjalistów są potwierdzeniem szczególnej jakości (uwaga ta dotyczy m.in. Centrum Praw Własności Intelektualnej im. H. Grocjusza, ale także nowatorskich kierunków jak studia podyplomowe Muzyka w mediach Fundacji MEAKULTURA i Collegium Civitas).
Nie można też pominąć „korzeni wiedzy” Pani Aleksandry Sewerynik. Z jej publikacji emanuje duch „warszawskiego podejścia do prawa własności intelektualnej” (zwłaszcza profesora Jana Błeszyńskiego). W związku z tym do pewnych aspektów, które omawia, mam szczególne zaufanie. Jedną z nich jest kwestia zagadnienia praktyki funkcjonowania organizacji zbiorowego zarządzania oraz praw pokrewnych. Know-how w tym zakresie jest bezcenny, nawet na tak wąskim rynku, jakim jest specjalizacja z zakresu prawa własności intelektualnej. „Szkoła warszawska” jest gwarantem tej wiedzy na bardzo dobrym poziomie, czerpiącym nie tylko z teorii, ale przede wszystkim z praktyki.
Kolejny aspekt, w którym Aleksandra Serwerynik jest wyjątkowa i znana w całej Polsce, to kwestia przygotowywania integralnych, muzyczno-prawnych analiz porównawczych utworów muzycznych w kontekście plagiatu. To właśnie do niej trafiła ostatnio głośna sprawa utworu Roksany Węgiel i zarzutów związanych ze wzorowaniem się na twórczości piosenkarki Dua Lipa. Tym bardziej cieszy, że jeden z rozdziałów Pani Mecenas zdecydowała poświęcić się problematyce plagiatu.
Pani Aleksandra Sewerynik biegle porusza się po orzecznictwie nie tylko polskich sądów powszechnych, ale i zagranicznych. Co więcej, doskonale zna te sprawy, które nie trafiły na wokandę, stąd przekazywane przez nią wiedza jest bardzo wartościowym materiałem szkoleniowym.
Z tym większym zaciekawieniem, nie znając osobiście Autorki, ale doskonale kojarząc jej twórczość, sięgnęłam po publikację Utwór muzyczny jako przedmiot prawa autorskiego (Wydawnictwo CH Beck, 2020). Książka jest publikacją rozprawy doktorskiej Autorki (za którą uzyskała nagrodę w 17. edycji konkursu na najlepszą pracę naukową na temat własności intelektualnej, organizowanego przez Urząd Patentowy RP), więc z tym większym zapałem przeszłam do lektury.
Już na wstępie mogę powiedzieć, że bardzo podoba mi się terminologia stosowana przez Autorkę, uwzględniająca nie tylko podejście czysto prawnicze, ale i „ducha prawa autorskiego”. Prawo autorskie musi być interdyscyplinarne, jest „protwórcze”, ukierunkowane na wsparcie z artystów. To ich stawia w centrum, gwarantując szczególną ochronę (choć niestety nie zawsze odpowiednio dostosowaną do realiów rynkowych).
Sewerynik bardzo kreatywnie uzupełnia część definicji tak dobrze znanych w literaturze. Nadaje im jednak bardziej „artystyczny” kształt. Szczególnie ujęła mnie uzupełniona definicja S. Rittermana, w której Autorka dodała kilka elementów:
dzieło jest tworem ducha ludzkiego, polegające na przedstawieniu w oryginalnej formie pewnej treści zaczerpniętej ze świata rzeczywistości, świata fantazji, świata myśli, lub świata tonów.
Gdyby tylko prawo moglibyśmy tworzyć tak pięknym, plastycznym językiem…
Nie ukrywam, że jest wiele zagadnień historycznych, konceptualnych, które umknęło mi w trakcie badania prawa autorskiego i to dzięki opisywanej książce mogłam do nich powrócić, odświeżyć je, zapoznać się z nimi. Nie jesteśmy w stanie uciec od historii – to ona ma wpływ na to jak widzimy i stosujemy prawo dzisiaj. U Pani Aleksandry Sewerynik zagadnienia te są bardzo dobrze opisane – w sposób zwięzły, logiczny i konstruktywny. W kuluarach uczelni nierzadko mówi się o tym, że takie wstępy mają na celu raczej wesprzeć młodego badacza w dojrzeniu do finalnych, najistotniejszych części opracowań i pozostają mało istotne dla publikacji jako takiej. W tym przypadku moje odczucia są zgoła odmienne – ten wstęp był bardzo potrzebny i jest bardzo dobry.
Autorka korzysta z wartościowej literatury i umiejętnie żongluje orzecznictwem. Identyfikuje najważniejsze problemy, które ujawniają się w pracy z utworami muzycznymi, nie tylko od strony teoretycznej, ale i praktycznej.
Z niewieloma poglądami jestem w stanie polemizować – Autorka nie rewolucjonizuje sposobu podejścia do utworów muzycznych, ale stworzyła pozycję, która stanowi bardzo syntetyczne źródło wiedzy, uzupełniając dotychczasowe podejście do utworów muzycznych w sposób kreatywny i ciekawy.
Moje wątpliwości dotyczą spójności zagadnień poruszonych w ramach książki: czy „współtwórczość w muzyce” pozostaje istotna dla utworu muzycznego jako przedmiotu prawa autorskiego? Czy w tej sytuacji tytuł książki rzeczywiście oddaje jej treść?
Pytanie to ma jednak charakter nieco retoryczny i metodologiczny. Tak naprawdę, niezwykle cieszy mnie to, że w książce się on znajduje. Bardzo podobają mi się uwagi praktyczne, które sformułowano w szczególności w zakresie zwrócenia uwagi na praktykę Stowarzyszenia Autorów ZAiKS. Gdybym jednak miała osobiście podjąć decyzję dotyczącą publikacji – raczej wydzieliłabym ten fragment jako odrębny artykuł, by zachować spójność konceptualną. Oczywiście jednak decyzja podjęta przez Autorkę traktuję jako ukłon w stronę czytelnika i w pełni go doceniam.
Podobne zastrzeżenia nasuwają mi się przy analizie kwestii związanych z problematyką sztucznej inteligencji w muzyce. Uważam, że to jeden z najtrudniejszych problemów współczesnego prawa autorskiego i sam fakt podjęcia się tego zagadnienia przez Autorkę powinien być doceniony. Mam olbrzymi problem, by móc konstruktywnie wskazać na potencjalne rozwiązania istniejących problemów. Podobnie jak Autorka, uważam, że wytwory AI nie mogą być kwalifikowane jako utwór, z uwagi na brak osobistego piętna twórcy. Pani Aleksandra Sewerynik zwraca uwagę na to, że warto rozważyć nowe konstrukcje w prawie własności intelektualnej, które dotyczyć będą AI, co należy ocenić bardzo pozytywnie. Rozważa m.in. model przyznania szczególnych praw twórcom oprogramowania, ale koncepcję tą trudno obronić i sama Autorka ją odrzuca. Cały rozdział zawiera więcej pytań niż odpowiedzi, stąd z ogromnym zainteresowaniem zapoznałabym się z pogłębionymi rozważaniami Autorki, zawierającymi postulaty legislacyjne. Dostrzegam, że w tym zakresie dysponuje pogłebioną wiedzą, zagadnienia te śledzi z perspektywy różnych ustawodawstw (w książce odwołuje się do rozwiązań brytyjskich i japońskich) i taki głos mógłby wnieść wiele w dyskusję nad problematyką AI w obszarze tworzenia i funkcjonowania utworów muzycznych.
Duży atut publikacji stanowi wieloaspektowe ujęcie tematu. To nie jest typowa książka o utworze muzycznym, skupiająca się na podstawowych zagadnieniach prawa autorskiego. Autorka rozważyła również nieoczywiste powiązania, takie, które nawet specjalistom prawa autorskiego nie przychodzą od razu do głowy. Co z utworami Fryderyka Chopina? Co z hejnałami i hymnami? Co z ciszą, impowizacją, ścieżką dźwiękową do filmu? Jaką rolę pełni idea, inicjator, organizator, konsultant w postaniu utworu muzycznego?
Książkę mec. Sewerynik polecam i potwierdzam słowa Wydawcy – bez wątpienia będzie pomocna w praktyce stosowania prawa na każdym etapie: doradzania Klientom, tworzenia opinii prawnych, prowadzenia spraw sądowych, a także rozstrzygania zagadnień związanych z twórczością muzyczną przez sądy.
W tym miejscu podzielę się osobistą uwagą – mi już bardzo pomogła zawodowo, a wygląd partytury Krzysztofa Penderenckiego zapamiętam do końca życia. Drodzy Czytelnicy, zerknijcie sami na stronę 73 publikacji. Dopiero gdy zobaczyłam ten rysunek, zrozumiałam tezy o złożoności i oryginalności współczesnych zapisów nutowych stosowanych przez kompozytorów. I w tym momencie zdałam sobie sprawę, jak wiele jeszcze pracy i nauki jest przede mną…