Ingolf Wunder, fot. B.Sadowski/oficjalna sesja zdjęciowa do albumu 'Chopin & Liszt in Warsaw'

wywiady

"W wieku piętnastu lat powiedziałem rodzicom:"Słuchajcie, chcę być pianistą". I od tego czasu nie chcę robić niczego innego." Wywiad z Ingolfem Wunderem

Ingolf Wunder – austriacki pianista, laureat wielu nagród, m.in. II nagrody w XVI Konkursie Chopinowskim. Otrzymał wówczas również dwie nagrody specjalne za najlepsze wykonanie koncertu oraz Poloneza-fantazji, a także nagrodę publiczności. Właśnie ukazała się jego najnowsza płyta Chopin & Liszt in Warsaw (Deutsche Grammophon). Anna Kruszyńska rozmawia z artystą o energii Warszawy, o najnowszej płycie, kontakcie z publicznością i o tym, jak postanowił zostać pianistą.

Anna Kruszyńska: Właśnie ukazała się Pana najnowsza płyta ‘Chopin & Liszt in Warsaw’. Takie połączenie – Chopina, Liszta i Warszawy – nie jest chyba przypadkowe, prawda?

Ingolf Wunder: Absolutnie nie. Muszę przyznać, że to nagranie jest bardzo osobiste na wielu płaszczyznach. Warszawa stanowi ważną część mojego życia, nie tylko tego zawodowego, ale również i prywatnego. Chopin jest jednym z moich ulubionych kompozytorów i zawsze nim był. Liszt był moją pierwszą „miłością”, jeśli chodzi o fortepian. To on, kiedy miałem czternaście lat, zainspirował mnie tak bardzo, że zapragnąłem zamienić skrzypce na fortepian. Także program płyty jest bezpośrednio związany z Warszawą. Prawie wszystkie kompozycje Chopina zostały skomponowane w tym mieście. Koncert fortepianowy f-moll miał tutaj swoją premierę. Allegro de Concert, pierwsza część nigdy nieukończonego III Koncertu fortepianowego Chopina, miało być prawdopodobnie utworem powitalnym po powrocie do wyzwolonej ojczyzny podczas koncertu, który niestety się nie odbył. Z kolei Liszt zagrał Hexaméron podczas swojego debiutu w Warszawie.

A.K.: Tytuł płyty podkreśla również Pana sympatię do Warszawy. Co, oprócz muzyki, lubi Pan w tym mieście?

I.W.: Lubię energię Warszawy, ponieważ za każdym razem, kiedy tu przyjeżdżam, coś nowego się dzieje. Można zobaczyć ruch miasta, jak się ono zmienia. Oczywiście jest to ściśle związane z przeszłością. A ponieważ moja żona jest Polką, z Warszawy, to to miasto jest bardzo bliskie mojemu sercu.

A.K.: Okładka płyty przypomina, przynajmniej mi, okładkę płyty „Abbey Road” Beatlesów. Czy był to celowy zabieg?

I.W.: Pracowaliśmy razem z fotografem Bartkiem Sadowskim, który jest także moim dobrym znajomym. To był jego pomysł, żeby zrobić coś takiego. Nie wiem, co dokładnie miał na myśli, ale pomysł mi się spodobał. Może był to jego zamiar. Trzeba by się jego o to zapytać.

A.K.: Zarówno na Pana pierwszej płycie nagranej dla Deutsche Grammophon „Chopin Recital”, jak i na najnowszej znajduje się Andante spianato  i Grande Polonaise Brillante. Czy wraz z upływem czasu zmienił Pan podejście do tego utworu? Dostrzega Pan w nim nowe treści?

I.W.: Treść oczywiście pozostaje niezmieniona. Ale jest to żywy organizm. Mam na myśli to, że utwór „rośnie” razem z nami, zmienia się. Każdy koncert jest inny. Ale treść względem muzyki się nie zmienia. Oczywiście warto przypomnieć, że jedna z części została napisana na fortepian i orkiestrę, ale wiele osób gra ją na fortepian solo, co również i ja zrobiłem na swojej pierwszej płycie. Tym razem nagranie jest z orkiestrą. To był właśnie główny powód, aby nagrać ten utwór jeszcze raz.

 

fot. B.Sadowski/oficjalna sesja zdjęciowa do albumu ‘Chopin & Liszt in Warsaw’

A.K.: Napisał Pan orkiestrację do Allegro nieukończonego III Koncertu fortepianowego  Chopina. Jak to jest zmierzyć się z takim zadaniem?

I.W.: To było bardzo trudne zadanie do wykonania, ponieważ mamy po prostu za mało świadectw, które przetrwały, abyśmy mogli wyrobić opinię na temat kształtu tego utworu. Mamy tylko wyciąg fortepianowy. Nie wiemy, w jakich okolicznościach Chopin napisał ten rękopis. Nie wiemy nawet, czy były jakieś wcześniejsze szkice partii orkiestry, czy nie, czy tylko miał to w swojej głowie. To, co jest nam znane, to kilka listów, w których Chopin wspomniał, że pracuje nad koncertem na dwa fortepiany. Wobec tego, jego ojciec zapytał się go, czy skończył już swój III Koncert. Zapewne był więc plan, ale nie wiemy o nim zbyt wiele. Przede wszystkim nie wiemy, czy Chopin w ogóle napisał drugą i trzecią część koncertu. Nie wiemy również, czy chciał zachować pierwszą część w takim kształcie, jaki my znamy, czy jednak zmieniłby ją.

A.K.: Ale nie zmieniał Pan niczego, co napisał Chopin?

I.W.: Nie, niczego nie zmieniłem. Nawet jeśli byłoby się takim geniuszem jak Chopin, ja nim nie jestem, i gdyby nawet żyło się w tamtych czasach i kończyło się teraz coś, co zaczęło się pisać dwieście lat temu, także byłoby to inne. Ostatecznie pozostałem wierny temu, co się zachowało, nie ingerując w formę tego utworu. Umieściłem tylko te części, które zostały wyraźnie napisane dla orkiestry, dodając jej trochę „światła”, kiedy fortepian gra solo, jak to zazwyczaj robił Chopin, przynajmniej w I i II Koncercie. Chciałem pozostać najbliżej stylu Chopina, przynajmniej w takim znaczeniu, w jakim go dziś postrzegamy. Ponieważ nie wiemy, czym właściwie jest styl Chopina – nie mieliśmy przecież nigdy filozoficznych dyskusji na ten temat.

fot. B.Sadowski/oficjalna sesja zdjęciowa do albumu ‘Chopin & Liszt in Warsaw’

A.K.: Na płycie można usłyszeć nagrany na żywo Nokturn Es-dur Chopina. Czym jest dla Pana sam moment wyjścia na scenę? Czy widzi Pan publiczność, która przyszła na Pana koncert, czy jest już Pan myślami przy utworze, który za chwilę wykona?

I.W.: To trudne pytanie. Zawsze jesteśmy pod wpływem naszego otoczenia. Jeśli przyjeżdżamy do miasta bądź sali koncertowej, w której nigdy wcześniej nie byliśmy, to zawsze jesteśmy pod wpływem ludzi, ich energii. Czujemy podświadomie wiele rzeczy, choć ich nie widzimy. Nie wiem, jak je czujemy, ale tak się po prostu dzieje. Zatem każdy występ na żywo jest czymś uwarunkowany. Jeśli wychodzę na scenę, oczywiście czuję energię publiczności, więc każdy występ jest zawsze inną sytuacją. To jest wzajemne oddziaływanie. Twoja interpretacja w związku z tym też może być nieco inna. Oczywiście mówię o drobnych rzeczach, ponieważ istota jest zawsze taka sama – taka jest muzyka, jak ją postrzegam i kocham. Oczywiście koncentruję całą swoją uwagę, tak jak to powinno być. Chociaż może trochę mniej podczas bisu niż w trakcie programu właściwego, jednak czasami bywa, że tak samo, nie ma stałej reguły.

A.K.: Chciałabym się jeszcze dopytać o ten Nokturn. Słuchając go na płycie, miałam wrażenie, że jest on zagrany szybciej, niż to mają w zwyczaju zwykle grać pianiści. Dlaczego zdecydował się Pan na akurat taką interpretację?

I.W.: Muzyka Chopina wymaga zawsze od pianisty budowania połączenia od początku do końca. Nie można zgubić lub zniszczyć tej linii, która musi zachować te wszystkie muzyczne elementy w proporcji. Każda część potrzebuje odpowiedniego tempa i rubata, aby to osiągnąć. Ponadto nie możemy też zapominać, że osobowość każdego interpretatora jest inna, nie wspominając już o tym, że każdy prawdopodobnie czuje się każdego dnia nieco inaczej. Wszystko to wpływa na interpretację i należy to brać pod uwagę. A jeśli chodzi o ten Nokturn, ma on rzeczywiście wiele interpretacji w wolniejszym tempie. Choć ja uważam, że ten piękny utwór nie powinien tracić swojej dynamiczności. W przeciwnym razie istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie on podzielony na części, a w efekcie tego stanie się nudny. Istnieje również wiele przykładów z przeszłości, w których wybrano właśnie szybsze tempo – zatem nie jestem w tej interpretacji odosobniony. 

A.K.: A czy myślał Pan kiedyś o tym, żeby zrezygnować bądź ograniczyć muzykę klasyczną w swoim repertuarze, a zacząć wykonywać muzykę bardziej współczesną? 

I.W.: A co pani ma na myśli, mówiąc „współczesna”? Ponieważ „muzyka klasyczna” jest terminem, który wymyśliliśmy, mówiąc, że ta piękna dawna muzyka, którą kocham, jest „muzyką klasyczną”. Nie jestem entuzjastą tego rodzaju określeń, ponieważ jest to forma zaszufladkowania: „To jest taki rodzaj muzyki, a to taki”. Dla mnie muzyka jest czymś szerszym. Jest po prostu muzyką. Nie ma znaczenia, czy jest stworzona na sprzęcie elektronicznym, na potrzeby filmu czy z jakiegoś innego powodu. Muzyka może być albo dobra, albo zła.

A.K.: Czy wykonywał bądź planuje Pan wykonać utwory kompozytorów młodego pokolenia? Czy któregoś z nich Pan szczególnie ceni?

I.W.: Z chęcią obserwuję poczynania kompozytorów młodego pokolenia. Jestem otwarty na nowe kompozycje. Jeśli tylko wpadną mi w ręce nowe utwory pełne piękna i głębi, a dodatkowo będę miał pomysł na ich interpretację, na pewno włączę je do swojego repertuaru.

fot. B.Sadowski/oficjalna sesja zdjęciowa do albumu ‘Chopin & Liszt in Warsaw’

A.K.: Powiedział Pan, że dzięki muzyce Franza Liszta postanowił Pan zostać pianistą. Co w niej było dla Pana tak wyjątkowego?

I.W.: Jest czynnikiem decydującym o moim życiu. Moje wychowanie muzyczne nie było, jak byśmy obecnie powiedzieli, normalne. Przygodę z fortepianem zacząłem w wieku czternastu lat. Wcześniej grałem przez dziesięć lat na skrzypcach, ale do tego czasu muzykę traktowałem jako hobby. Nie myślałem, żeby zostać zawodowym muzykiem. Zdarzało mi się ćwiczyć może z piętnaście minut dziennie, jeśli w ogóle. Kiedy miałem czternaście lat, zostałem na szczęście wprowadzony w wielki świat muzyki i sztuki dzięki mojemu pierwszemu nauczycielowi fortepianu Horstowi Matthaeusowi w Austrii. Miałem lekcje jako „weekendy pełne muzyki”. Nie chodziłem raz w tygodniu na uczelnię, tylko spotykaliśmy się w czasie weekendów. Słuchaliśmy wówczas muzyki, ja grałem, rozmawialiśmy, uczyłem się. Do czternastego roku życia nie wiedziałem, kim był Vladimir Horowitz, nie miałem w ogóle pojęcia o sztuce. Liszt był jednym z pierwszych zaprezentowanych mi kompozytorów, jeśli chodzi o fortepian. Ta ekstrawagancja i moc w muzyce bardzo mnie zafascynowały. I oczywiście wirtuozerskie fragmenty – kiedy jest się młodym, to przecież chce się grać szybko. Myślę, że ta właśnie mieszanka spowodowała, że pomyślałem: „O rany! To jest takie fantastyczne. Chcę w to wejść”. Po roku, w wieku piętnastu lat, sam zadecydowałem i powiedziałem moim rodzicom: „Słuchajcie, chcę być pianistą”. I od tego czasu nie chcę robić niczego innego.

A.K.: W poprzednim Konkursie Chopinowskim zdobył Pan II nagrodę oraz dwie nagrody specjalne. Co dało Panu to doświadczenie? Jak ocenia Pan te ostatnie pięć lat?

I.W.: Oczywiście wiele zmieniło się w moim życiu po Konkursie Chopinowskim w 2010 roku. Była to wówczas niesamowita okazja dla mnie, jako muzyka i pianisty, aby zaprezentować moją muzykę wielkiemu muzycznemu światu. Wielu ludzi miało okazję mnie posłuchać, wcześniej mnie nie znając. Od tego czasu non stop koncertuję. Muszę nieraz walczyć o czas wolny, aby móc ćwiczyć i pracować nad nowym repertuarem. Jestem zatem bardzo zadowolony z doświadczenia, jakie dał mi Konkurs Chopinowski.

A.K.: Był Pan wówczas ulubieńcem warszawskiej publiczności. Czy podczas swoich licznych międzynarodowych występów zauważa Pan jakieś „typy” publiczności, jej reakcje w zależności od narodowości?

I.W.: Każda publiczność jest inna. Myślę, że wszystko w życiu jest ze sobą połączone. Kiedy jedzie się do innego kraju, nawet fortepiany są inne – mam na myśli to, że nawet osoby zajmujące się od strony technicznej fortepianami są inne. Inni są ludzie, ich charaktery, kuchnia, powietrze, a nawet pogoda. A my jesteśmy przecież pod wpływem tego wszystkiego. Zatem zauważam różnice. Również wiele zależy od tego, jakiego kompozytora utwory wykonujesz. Inaczej gra się Chopina w Niemczech, inaczej w Polsce, a jeszcze inaczej w Azji. Ludzie inaczej reagują na daną muzykę i to się czuje.

A.K.: Dziękuję za rozmowę. 

fot. B. Sadowski 

fot. B.Sadowski/oficjalna sesja zdjęciowa do albumu ‘Chopin & Liszt in Warsaw’ 


Recenzja najnowszej płyty Ingolfa Wundera znajduje się TUTAJ

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć