Źródło: pixabay.com

felietony

Walkman kontra reszta świata

Technologia od zawsze stara się być odpowiedzią na pewne potrzeby. Rozwój oznacza, że – w teorii – powinno być nam, ludziom, coraz bardziej wygodnie. Jako nauczyciel akademicki mam okazję rozmawiać z tzw. generacją wstępującą. Swego czasu spytałem, choć była to czysta formalność, jak słuchają muzyki. Oczywiście: telefony i streaming. Jakość? Doskonała. Dostępność? Nieustająca. Wybór? Nieprzebrany. Czy można chcieć więcej? A może można chcieć mniej?

Każda nowa technologia coś daje, ale także czegoś nas pozbawia. Z reguły ma pozbawiać tego, co ograniczało. A co, jeśli właśnie te ograniczenia miały swój urok? Sam jestem niepoprawnym kolekcjonerem płyt kompaktowych i nieustannie podkreślam, że jest to inna (nie mówię: lepsza) kultura słuchania. Ale te meandry są lepiej widoczne, gdy weźmie się pod lupę technologię jeszcze wcześniejszą – kasetę magnetofonową. Był to podstawowy nośnik moich nastoletnich czasów.

I gdy myślę o tym nieco intensywniej, dociera do mnie, że kaseta niosła mnóstwo dodatkowych znaczeń, które przestały być dla mnie tak widoczne z chwilą upowszechnienia się płyt kompaktowych, o streamie nie wspominając. Sam fakt, że kaseta miała dwie strony, implikował szczególny „porządek konsumpcji”. Przypominało to trochę dwudaniowy obiad, ale – nie wiedzieć czemu – bardziej rozciągnięty w czasie, zupełnie jakby pierwsze danie jadło się całe przedpołudnie, drugie zaś kończyło się wieczorem.

Całe albumy budziły we mnie również synestetyczne skojarzenia, przypominały krajobrazy, płaskowyże i równiny, pierwsza strona kojarzyła mi się bardziej wąwozem, druga – ze zjazdem z łagodnego pagórka… Co więcej, każda kaseta oferowała mi nieco inny krajobraz.

Dziś sądzę, że miało to jakiś niewytłumaczalny związek z ograniczeniami przewijania taśmy do wybranych utworów. Ponieważ trzeba było zainwestować sporo czasu (w dzisiejszych standardach), ażeby przeskoczyć do upatrzonego kawałka, nieraz zastanawiałem się, czy w ogóle był sens to robić, przez co całości słuchałem – chcąc nie chcąc – dużo uważniej.

Jednocześnie sprzętem, który wiernie mi towarzyszył był walkman. Idąc gdzieś – z reguły z domu do szkoły lub z powrotem – miałem ze sobą na ogół wyłącznie jedną kasetę, co skazywało mnie na bardzo ograniczoną konsumpcję i zmuszało do czerpania radości z tego, co akurat było pod ręką. Pamiętam także, że szczególnych doznań dostarczały wyczerpujące się baterie – utwory zaczynały spowalniać. Miało się zatem okazję usłyszeć je w innych tonacjach – co było fascynujące samo w sobie.

Ponadto warto pamiętać, że kasety (i inne nośniki, jeszcze przed nastaniem ery internetu), miały dodatkowy walor więziotwórczy. Można je było sobie pożyczać, wymieniać się nimi – były materialnym przedmiotem, który się posiadało, a nie treścią, do której miało się zaledwie dostęp.

Streaming oprócz tego, że dostarczył mi muzykę w nieograniczonej ilości i świetnej jakości, przyzwyczaił mnie jednocześnie do słuchania fragmentarycznego. Sugestie i algorytmy, które co chwila proponowały kolejne utwory do odsłuchania skłaniały do przerzucania swojej uwagi, co jednocześnie doprowadzało mnie do męczącego wrażenia przesytu. Widziałem podsumowania i statystyki, utwory najczęściej i najrzadziej odtwarzane, co – w moim odczuciu – niwelowało potrzebę samodzielnej refleksji, zupełnie jakby prócz mnie samego muzyki słuchało towarzyszące mi oprogramowanie, dokonujące w każdej sekundzie niewiadomych mi obliczeń i wyciągające sobie wiadome wnioski na podstawie moich decyzji.

Oczywiście, nie ma większego sensu udowadniać, że – jak mawiają staruszkowie – kiedyś było lepiej. Pod pewnymi względami było, pod innymi – nie. Z pewnością jednak jest do czego tęsknić – skąd to wiem? Wpadła mi niedawno w ręce płyta retrowave’owego zespołu Midnight pt. „Monsters”. Mam całkiem duży sentyment do tego gatunku (on sam zresztą czerpie sporo właśnie z jakiegoś pokoleniowego sentymentu). Jeden z utworów na płycie wyprodukowany jest w taki sposób, jakby słuchany był właśnie na walkmanie o zamierających już bateriach – dźwięk jest nieczysty, nierówny, miejscami tempo trochę zwalnia, potem ponownie przyśpiesza. Najwyraźniej – nie tylko ja tęsknię za tymi niedostatkami.

Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

ZAiKS Logo

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć