Kim był Serge Gainsbourg? Z pewnością człowiekiem, którego nie da się opisać w trzech słowach. Na jego osobowość i życiorys trzeba tysięcy słów, składających się na całą książkę. Książkę, którą na szczęście popełniła już Sylvie Simmons, dzięki czemu możemy poznań kulisy życia największego skandalisty Francji.
Serge Gainsbourg to przede wszystkim ikona francuskiej popkultury, ale jest to pojęcie niesprecyzowane i warto wymienić choć kilka rzeczy, z których zasłynął. Lucien, bo tak nazwali Serge’a rodzice – Żydzi, pochodzący z Rosji – od dziecka zajmował się wieloma rzeczami. Grał na pianinie, malował, komponował, pisał teksty dla innych gwiazd muzyki, reżyserował filmy i w nich grał. Gainsbourg działał na tak wielu polach, że trudno go jednoznacznie zamieścić w jakiejś kategorii. Swoje piętno na muzyce odcisnął jedną piosenką, która do tej pory przez niektórych jest uważana za skandaliczną. Je t’aime, bo to o niej mowa, mimo swojego stricte erotycznego wydźwięku i zakazu rozpowszechniania w wielu krajach, zawojowała listy przebojów.
Simmons rozpoczyna biografię Gainsbourga od zdefiniowania jego osoby. Robi to w sposób niewymuszenie zabawny, a czasami wręcz ironiczny. Pada w tym momencie rząd skrajnie różnych określeń, od artysty, przez pijaka aż do syna Boga Ojca Palaczy Haszyszu. We wstępie również zostaje opisany pogrzeb Sergea. Autorka nie sili się jednak na patos i refleksyjność, pasujących do tego typu wydarzeń. Prowadzi narrację w taki sposób, że wywołuje niepohamowany uśmiech na twarzy czytelnika, a nawet wybuch śmiechu, gdy pisze, że mowę wygłosiła Brigite Bardot, która z Sergem sypiała, a nawet prezydent Francji, który z nim nie sypiał. Trzeba przyznać, że udaje się Simmons zachęcić do dalszej lektury. I dobrze, bo dzięki temu dowiadujemy się, że Gainsbourg urodził się tylko dzięki temu, że w gabinecie, gdzie jego matka miała mieć przeprowadzoną aborcję nie znano podstawowych zasad higieny. Również tego, że mały Lucien z dumą nosił na ramieniu gwiazdę Dawida w okresie okupacji niemieckiej. Że miał romans z wnuczką Lwa Tołstoja, karierę artystyczną zaczynał jako malarz, a dziesięć lat życia spędził z Jane Birkin, z którą spłodził najpopularniejsze ze swoich dzieci, Charlotte.
Sylvie Simmons jako dziennikarka muzyczna i historyk muzyki rockowej znalazła porozumienie z postacią Gainsbourga. Język w jej książce jest lekki, ale nie płaski, a całość skonstruowała tak, że czyta się to bardziej jak powieść fabularną, a nie biografię. Autorka nie boi się używać ostrych słów, w czym jest całkowicie szczera. Widać to nie tylko w odwadze językowej, z której Serge byłby zapewne zadowolony, ale też w relacji jej ze swoim bohaterem. Nie zadręcza też czytelnika nadmiarem dat i segregacją wydarzeń w porządku chronologicznym, ogranicza się do podawania roku i przybliżeniu jego okresu, żongluje zdarzeniami w sposób jaki uznała za słuszny, co zdecydowanie ułatwiło odbiór tekstu.
Książka Simmons nie jest jednak wolna od wad. Niektóre metafory autorki są całkowicie zbędne. Gdy porównuje ona (parafrazując) życie do psa, który chodzi od jednej lampy do kolejnej, aby oddać mocz i gdy któraś mu nie przypadnie do gustu wraca do poprzedniej – nie bardzo wiadomo, co konkretnie autorka chciała przez to powiedzieć, ale te pseudofilozofia stylizowana na Sergea była jednak niepotrzebna. Mógł również irytować fakt, że wszystkie wnioski Simmons były kierowane do Brytyjczyków i, że bardzo ubolewała nad tym, że a wyspach Gainsbourg nie był taką gwiazdą, jaką był we Francji. Można by powiedzieć, że według niej bycie popularnym w Wielkiej Brytanii to znaczy być popularnym na całym świecie, co odrobinę trąci brytyjską egocentrycznością i kolonialnym myśleniem. Ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że biografia ta była skierowana przede wszystkim na rynek brytyjski (francuska biografia istnieje), przez co powinniśmy jednak wybaczyć autorce te wszystkie wtręty.
Zaletą, już bardziej techniczną jest to, że na końcu znalazła się kompletna dyskografia i filmografia Gainsbourga i spis piosenek napisanych dla innych artystów. Porządkuje to ogromny materiał, jaki pozostawił po sobie ten niesamowicie płodny artystycznie tekściarz.
Okładka biografii jest równie prowokacyjna, jak sam bohater. Czarno-białe zdjęcie prawie nagiego Serge’a idealnie komponuje się z wyzywającą różową czcionką tytułu. Trzeba przyznać, że grafika książki, podobnie jak sam artysta, lawiruje pomiędzy kiczem a wyczuciem estetyki. Wnętrze okładki pokrywa znak firmowy Gitanes’ów, ulubionych papierosów muzyka, którym był wierny aż do śmierci. Trzeba przyznać, że pod tym względem wydawcy udało się oddać upodobania Serge’a.
Twórczość Gainsbourga często balansowała na cienkiej granicy między kiczem a sztuką. Niektórzy twierdzą, że była zbyt nowatorska, inni, że zbyt obrazoburcza, aby doceniono ją na całym świecie. Mimo, że od śmierci Sergea minęło już dwadzieścia lat, jego twórczość wciąż fascynuje i jest odkrywana przez kolejne pokolenie. Ma charakter bomby z opóźnionym zapłonem, która wybuchła o kilkadziesiąt lat za późno, ale siłą uderzenia objęła cały świat, dzięki czemu możemy teraz słuchać Cat Power śpiewającą Je t’aime oraz Franz Ferdinand z Jane Birkin wykonujących A Song for Sorry Angel.
——————–
Autor: Sylvie Simmons
Tytuł: Serge Gainsbourg
Ilość stron: 304
ISBN: 978-83-933758-8-2
Premiera: 22.02.2012
Opracowanie graficzne: Anna Pol
Redakcja: Maja Lipowska