Paweł Błaszczak: W dzisiejszych czasach muzyka chóralna, jak i śpiewanie w chórze uchodzi za „elitarne”. W okresie 20-lecia międzywojennego i po II wojnie światowej śpiewanie było czymś powszechnym, co łączyło społeczność różnych stanów, zamożności, ludzi wielkich miast i wsi. Chóry były wszędzie: przy wiejskich parafiach, tworzących się ośrodkach kultury, towarzystwach śpiewaczych czy uniwersytetach.
Jak czytamy w wielu relacjach dawnych chórzystów (w archiwalnych sprawozdaniach z działalności zespołów), chór był czymś więcej niż tylko zespołem artystycznym – to była naturalna część rzeczywistości dla wielu ludzi. Ich sposób na życie. W relacji Zofii Siwek czytamy:
„Wtedy, to prawie wszyscy ludzie śpiewali i grali. W Bełżycach był chór. Jak on się nazywał – «Lutnia», chyba. Prawie wszyscy młodzi do tego chóru należeli. Oczywiście przy kościele, bo [chóry] zwykle były przy kościele [albo] w szkole. (…) Wtedy wszyscy ludzie śpiewali i moi rodzice śpiewali bardzo ładnie”[1].
Poniżej publikujemy archiwalny tekst dr. Henryka Opieńskiego z rocznika „Muzyka Polska” z 1936 roku z zasobów Repozytorium Uniwersytetu Jagiellońskiego. Artykuł na temat znaczenia stowarzyszeń chóralnych w tamtym czasie publikujemy wraz z afiszami, które ukazują wszechobecność muzyki chóralnej w życiu powojennej Polski.
W tekście zachowano oryginalną pisownię.
[1] Relacja mówiona zarejestrowana w ramach Programu Historia Mówiona realizowanego w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” Piotr Lasota, Biblioteka Teatr NN.
______________________________
Znaczenie stowarzyszeń chóralnych dla ogólnej kultury muzycznej
Stowarzyszenia chóralne w Polsce przedwojennej inne miały, niż dzisiaj, znaczenie. Społeczno-patrjotyczne ideały, które przyświecały ich działalności, nie mogły mieć wpływu na poziom pracy artystycznej, która też wskutek tego nie zawsze stawała na wysokości zadania. Tak było przedewszystkiem w zaborze pruskim, gdzie zrzeszanie się w organizacje śpiewacze i śpiewanie po polsku było w pierwszym rzędzie (a zupełnie słusznie) uważanem za jedną z bardzo ważnych dźwigni ducha narodowego.
Kroniki przedwojenne naszych towarzystw chóralnych, tak w zaborze pruskim, jak rosyjskim, obfitują we wspomnienia wykrętnych podstępów, skierowanych ku oszukiwaniu niemieckiej lub rosyjskiej policji i cenzury.
Zjazdy śpiewacze, o ile były dozwalane, stawały się nie tylko ,,Świętem pieśni polskiej”, ale zarazem, w szatę artystyczną obleczonym, przeglądem sił organizacyjno-patriotycznych. To też władze administracyjne państw zaborczych szykanowały te zjazdy w sposób bezwzględny: z pozorem legalności w za borze pruskim, przez brutalne zakazy w zaborze rosyjskim. Mimo to, dzięki duchowi, jaki panował w ówczesnych Lutniach, Echach i Lirach oraz dzięki względnej swobodzie politycznej w zaborze austrjackim, sztuka śpiewu chóralnego stawała się ważną pozycją w dobytku kulturalnym nieistniejącej politycznie Polski. Z okresem tym są też niepodzielnie związane zasłużone nazwiska P. Maszyńskiego, Z. Noskowskiego, Jana Gaila, B. Dembińskiego, Cetwińskiego i innych mniej głośnych kompozytorów i kapelmistrzów.
Bujny rozkwit muzyki instrumentalnej w początku XX-go wieku osłabił u młodszego pokolenia naszych muzyków zainteresowanie twórczością chóralną i stowarzyszeniami, które ją pielęgnowały; ten brak dał się odczuwać silnie na ziemiach zaboru pruskiego, gdzie ze znakomitą i sprężystą organizacją chórów rzadko kiedy harmonizowała ich artystyczna wartość.
Dopiero od czasu, kiedy w wolnej Polsce zbliżyli się do tych zorganizowanych związków zawodowi muzycy i kapelmistrzowie, kiedy twórczością chóralną zainteresowali się kompozytorzy młodszego pokolenia o poważnej wiedzy i wyrobionym smaku, poziom artystyczny owych licznych kół śpiewaczych w Wielkopolsce, Śląsku i na Pomorzu podniósł się w sposób imponujący. Utworzenie Zjednoczenia Związków Śpiewaczych całej Polski przyczyniło się znowu do podniesienia i pomnożenia życia prowincjonalnych zespołów chóralnych w tych dzielnicach Polski, które przedtem, poza doskonałymi zespołami w stolicy czy w Krakowie, nie posiadały podobnej, jak zachodnia Polska, organizacji związkowej.
Zapowiedziany na koniec czerwca r. b. Wszechpolski Zjazd Związków Śpiewaczych będzie niewątpliwie imponującą manifestacją rezultatów artystycznych, do jakich doprowadzona została praca naszych chórów w ostatniem piętnastoleciu; ci, którzy mieli sposobność słuchania popisów na wszechsłowiańskim zjeździe śpiewaczym w Poznaniu (w 1929 roku), będą też mogli sprawdzić postępy w naszych chórach z ubiegłych lat siedmiu. Oddając należny hołd zasługom naszego śpiewactwa, spróbujmy jednak wyjść poza sferę zainteresowań organizacyjnych (mówiąc nawiasem bardzo dobroczynnie wpływających na nasze polskie, mało podatne do wszelkiej subordynacji, charaktery) a nawet zostawmy na boku sprawę zainteresowań wokalno twórczych i artystyczno – interpretacyjnych a zapytajmy, w jakiej formie powinien się objawić rezultat bujnego rozwoju śpiewactwa naszego w stosunku do ogólnopolskiej kultury muzycznej. – Narzuca się bowiem kwestja następująca: jeżeliby ten, jaknajbardziej imponujący organizacyjnie, a zadowalniający artystycznie rozwój miał się ścieśniać i ograniczać na samym kulcie pieśni zbiorowej, o ile by się miał wyrabiać pewien partykularyzm w tym właśnie zakresie, to polscy muzycy mieliby prawo zapytać, czy te tysiączne śpiewające rzesze spełniają cały swój obowiązek wobec Sztuki Polskiej. Istnieje bowiem, przeważnie pomiędzy amatorami, ten rodzaj zapalonych adeptów, którzy sztukę muzyczną miłują bardzo, ale tylko wówczas, skoro oni sami, lepiej czy gorzej, ją wykonują… W mej długoletniej praktyce obserwacyjnej miałem sposobność niejednokrotnie zauważyć to zjawisko wśród chórzystów amatorów, że ciekawość słuchania produkcji innego, niż własny, chóru objawia się u nich tylko na tle rywalizacyjnym, to jest kiedy chodzi o zawody konkursowe. Słuchanie dla przyjemności słuchania, dla chęci poznania jakiegoś nowego utworu, a tem bardziej słuchanie innego rodzaju muzyki, niż chóralna, należy wśród śpiewaków naszych do rzadko spotykanych objawów. O wyjątkach oczywiście nie mówię.
I to jest właśnie sprawa, nad którą się zastanowić należy. Pierwszorzędne, a choćby tylko dobre śpiewacze zespoły są niewątpliwie bardzo poważną pozycją w bilansie naszego artystyczno-kulturalnego dobytku ale od tych zasłużonych dla sprawy śpiewaczej amatorów, chcielibyśmy żądać jeszcze czegoś więcej dla dobra całokształtu naszej artystycznej kultury, chcielibyśmy wzbudzić w nich szersze pragnienia. Bo z jednej strony rozszerzenie horyzontu artystycznych zamiłowań śpiewających chórzystów może wpłynąć bardzo dodatnio na ich zapał do pracy, zwiększając zrozumienie i odczuwanie różno-rodnych odcieni piękna w Sztuce, z drugiej strony może mieć ważne znaczenie praktyczne; nie ulega bowiem wątpliwości, że z innym duchem i z innem zrozumieniem stylu będzie śpiewał oratorjum Händla, czy kantatę Bacha śpiewak-amator, który nie zaniedbał sposobności słuchania instrumentalnych kompozycyj tych twórców, i który dzięki temu słuchaniu po- znał je i polubił, niż ten, dla którego ta muzyka, którą mu śpiewać każą, będzie w całokształcie swego stylu zupełnie obcą. A pozatem wyłania się strona praktyczna: gdyby liczna rzesza śpiewających w chórach amatorów posiadała szeroko rozwinięte zamiłowanie do muzyki instrumentalnej, mniej świeciłyby pustkami nasze koncerty symfoniczne.
Bo zapytajmy, czy z pokaźnej, chyba do tysiąca sięgającej liczby chórzystów amatorów, z których rekrutują się warszawskie męskie i mieszane chóry, dużo uczęszcza na koncerty symfoniczne i na operę? Wartoby przeprowadzić podobną statystykę. A jeżeli jest wysoce pożądanem, aby muzycy-instumentaliści interesowali się produkcjami chórów o tyle należałoby gorąco sobie życzyć, aby śpiewaków zajęła muzyka instrumentalna; zwłaszcza jeżeli chodzi o dzieła polskich kompozytorów. Bo piękne słowa poety: ,,Sobie śpiewam a muzom, bo któż jest na ziemi, coby uszy napełnić chciał pieśniami memi…” słowa, mogące służyć za motto przeważnej liczbie naszych twórców, stają się dzisiaj okrutną rzeczywistością, którą ilustrują: puste sale koncertowe, przerzedzona klientela kupujących nuty i wogóle bezmiernie ciężkie warunki pracy artysty. Jakże byłoby to pięknie, gdyby z naszych licznych chórzystów-amatorów stworzyły się kadry koncertowej publiczności, aby to oni powiększyli liczbę tych, rzadkich dzisiaj, w dobrym stylu dyletantów, których istnienie jest niezbędne dla podtrzyma- mania artystycznego życia. Niechby śpiewactwo polskie, w pełnym rozkwicie swego rozwoju, pomyślało nad tem, że rozszerzając swe horyzonty i zamiłowania niejako na marginesie swej śpiewaczej pracy-może spełnić tę zaszczytną pomocniczą rolę z wielkim dla siebie i dla kultury narodowej pożytkiem.
__________
Tekst źródłowy pochodzi z domeny Publicznej: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa. Uniwersytet Jagielloński
„Muzyka Polska”: pismo poświęcone zagadnieniom życia muzycznego w Polsce: Organ Towarzystwa Wydawniczego Muzyki Polskiej. 1936 Rocznik III Maj Czerwiec ZESZYT III s. 181–184.
Plik źródłowy: „Muzyka Polska” 1936.
Afisze pochodzą z zasobów publicznych repozytorium: Polona.pl oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego