recenzje

X Factor, 2 etap, 07.04.2012

Eliminacje do finałowej piętnastki drugiej edycji programu nie były łatwe – zupełnie nie było wiadomo, kogo wybrać. Powodem okazała się jednak nie zbyt duża ilość świetnych wykonawców, ale – wręcz przeciwnie – to, że uczestnicy byli fatalni. Właściwie do domów jurorskich powinno przejść maksymalnie pięcioro uczestników. Spróbujmy prześledzić ten dość zawiły odcinek.

Pierwszy „przesiew” osób, które dostały przynajmniej 2x TAK na przesłuchaniach, miał miejsce w występach grupowych. Mieliśmy okazję posłuchać kilku grup i… z niewielkimi wyjątkami było to doświadczenie rozczarowujące.

Na początku zabrzmiało Lady Marmelade Christiny Aguilery i był to obiecujący start. Asteya i Magdalena Adamiak poradziły sobie bardzo dobrze, Ewelina Lisowska i Soul City nieźle, ale już od Agnieszki Latusek dalej było coraz gorzej. Monika Marcal fałszowała, podobnie jak M Kwadrat, o irytującym do granic możliwości i słabym wokalnie Jakubie Werelu nie wspominając. Wszyscy przeszli do kolejnego etapu, zbliżającego ich do docelowej piętnastki.

Następna grupa śpiewała Freedom George’a Michaela. Paweł „Biba” Binkiewicz poradził sobie całkiem dobrze, podobnie jak Nella Marczewski. Łukasz Zimończyk wypadł za to blado (to zdecydowanie nie był repertuar w jego stylu), a Ali All Ani i Magda Meisel zaprezentowali się na miarę koszmarków. Podobnie jak w pierwszym przypadku – przeszli wszyscy.

Kiepściutko zrobiło się przy trzecim wokalnym gronie. Tu dalej przeszła przeciętna Dagmara Czechura, a Rafał Świtoń, Hanna Woźniak i Piotr Zioła nie. Jeżeli chodzi o Piotra Ziołę – była to zbyt pochopna decyzja moim zdaniem. Zdecydowanie.

W dalszej części jedyna porządna trójka – Ralph Kamiński, Marcin Spenner i Dawid Podsiadło – uratowała honor programu. Zaśpiewali naprawdę dobrze All For Love Briana Adamsa. Przyjemnie było ich słuchać. Wszyscy przeszli dalej.

Później – nic szczególnego. Don’t Speak No Doubt Anita Łazuta zaśpiewała czysto, a Anna „Bajka” Antonik wypadła dobrze. To wystarczyło im, by dostać zielone światło od jury. Z drugiej strony, Jadźka i Marcelina Kowalska straszyły głosem, ale na szczęście ostatni raz.

Aicha Słoniec jako jedyna udźwignęła This Love Maroon 5. Na Joannie Kamińskiej się zawiodłam, były nieczyste momenty, Paulina Czapla nieco przesadziła z indywidualnością, a Aneta Jachym zginęła w tłumie ze swoim delikatnym głosikiem. Niemniej, jurorom podobały się wszystkie.

Zespół Che Donne wykonał strasznie piosenkę Use Somebody Kings of Leon, natomiast Thomas Grotto dodał do niej nieco uczucia, co przypieczętowała cudnym wokalem Klaudia Szafrańska (co za magia!). Michał Szyc i Marcin Wejdeman nie dorastali kolegom do pięt, ale niezbadane bywają wyroki jury – także oni dostali szansę, by pokazać się po raz kolejny.

Po tych wystąpieniach, z osiemdziesięciu pięciu osób wybrano czterdzieści, a jury postanowiło dołączyć do nich dwa stworzone przez siebie z odrzuconych solistów, zespoły. Oba okazały się, jak usłyszeliśmy później, katastrofą – De Facto (koszmar z ulicy wiązów) i The Chance (kompletny brak zgrania, choć znalazła się tam niezła Magda Adamiak).

Zadaniem wyłonionej czterdziestki było zaśpiewać jeden utwór z akompaniamentem fortepianu, wybrany, jak się wydaje, ze ściśle określonej listy (niektóre numery powtarzały się). Niestety, oglądanie kolejnych występów było jak obserwowanie przewracającego się domina. Jeden po drugim, „polegli” niemal wszyscy.

Thomas Grotto zabił I Want to Break Free Queen – nie tylko zapomniał testu, ale też dał w środku pokaz salsy! Ta piosenka powinna mieć określony charakter i tak nieprzemyślana próba oryginalności dała kiczowaty efekt. Akurat w tej sytuacji podobał mi się komentarz Kuby Wojewódzkiego, który skwitował: Konkurs lambady w innym budynku.

Jeszcze gorzej poszło Fily Diakite „Fifi” w Nie poganiaj mnie bo tracę oddech Maanamu. Zupełnie pogubiła się w tekście, co tak naprawdę uniemożliwiło jej występ. Zmarnowała tym samym swoją szansę w programie.

Izabela Mytnik wypadła lepiej, choć nadal słychać było niedociągnięcia warsztatowe, w tym tzw. koguta przy wysokim dźwięku. Mimo tego, starała się „wycisnąć” z piosenki coś więcej, stworzyć klimat.

Che Donne zaśpiewało jeszcze gorzej niż poprzednio. Poległy na Tak Tak Obywatela G.C., tym razem gubiąc się w rytmie i nie popisując harmonią. Miało być dowcipnie, jakoś nie wyszło.

Bożena Mazur poradziła sobie lepiej niż Fifi z piosenką Nie poganiaj mnie… To trudny utwór, a było czysto i z charakterem. Kuba stwierdził, że Bożena jest znakomita, z czym nie zgodził się Czesław. Dało się zauważyć, że jurorzy na siłę chcą stresować uczestników, żeby było ciekawiej. Wyszło to sztucznie i w większości przypadków widz mógł poznać, kiedy mają na myśli to, co mówią, a kiedy usilnie starają się być surowi.

Soul City całkiem nieźle wykonało Don’t Stop The Music Rihanny (zdaniem Czesława najlepszy występ), a Anita Łazuta podobnie Supermenkę Kayah. Były to jednak po prostu występy czyste i poprawne.

Wyjątkowo wyróżniało się za to wykonanie Set Fire To The Rain Adele przez Klaudię Szafrańską. Bardzo podoba mi się jej głos, indywidualny, nieco szeptany sposób śpiewania i ogromna muzykalność. Kuba, chcąc wprowadzić Klaudię w błąd, dość obcesowo kazał jej się pakować, nie mając oczywiście na myśli opuszczenia programu.

Występy arbitralnie stworzonych grup (The Chance z Man In The Mirror Michaela Jacksona i De Facto z Nie stało się nic Wilków) okazały się po prostu złe, nie ma sensu się rozpisywać. Doprawdy trudno było mi uwierzyć, że oba znalazły się w finałowej piętnastce. Po prostu brakowało zespołów… to smutne, kiedy taki powód jest pretekstem do zakwalifikowania osób tak słabych!

Snem i nudą powiało przy występie Beaty Jankowskiej-Tzimas (Kochać Piotra Szczepanika), a pewnym ożywieniem, kiedy śpiewała „Bajka” (At Last Etty James). Zdaniem Kuby, sytuacja bajeczna jest ciągle, kiedy Anna jest na scenie. Moim zdaniem stać ją na więcej, ale na tle innych wypadła naprawdę dobrze. Podobnie w przypadku Marcina Spennera (tu ponownie Man In The Mirror Michaela Jacksona).

Nijako wypadł „Biba” w piosence Queen oraz Joanna Kamińska (znów Man In The Mirror). Zaraz za nimi Ewelina Lisowska, która obnażyła wszystkie wady swojego wokalu w piosence Empire State of Mind Alicii Keys. Tatiana także dostrzegła brzydką manierę w głosie Eweliny. Mimo to zobaczymy ją w finałowej 15-stce.

Jedyny występ rzeczywiście na miarę programu X Factor, jeśli popatrzeć na jego poziom w USA i Wielkiej Brytanii, dał Dawid Podsiadło w What Do You Want From Me Adama Lamberta. Miało się w końcu wrażenie, że śpiewa wokalista, a nie zestresowany amator. Tym razem Tatiana starała się zbić Dawida z tropu, sugerując, że oczekiwała czegoś więcej. Dawid znalazł się w 15-stce.

Pozostałych uczestników nie mogliśmy usłyszeć. Wybrani do etapu domów jurorskich zostali: Che Donne, Okay, Thomas Grotto, The Chance, Klaudia Szafrańska, Soul City, De Facto, Dawid Podsiadło, Marcin Spenner, Anna Antonik, Bożena Mazur, “Biba”, Joanna Kwaśnik, Izabela Mytnik oraz Ewelina Lisowska.

Zapadła również decyzja kto z jurorów „zaopiekuje się” poszczególnymi grupami uczestników: Kuba Wojewódzki tymi powyżej 25. roku życia, Tatiana – młodszymi, a Czesław Mozil – zespołami. Mam nadzieję, że słabiutki poziom programu poprawi się przy występach live.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć