Ten odcinek programu był nieco… zaskakujący. Miałam wrażenie, że komentarze jurorów są niekiedy jedną wielką kalkulacją, służącą osiągnięciu zamierzonego efektu. Widzowie nie zawiedli, jurorzy – nieco… Tematem przewodnim byli dziś giganci muzyki. Prześledźmy wszystkie występy.
Program bezbarwnie rozpoczęła Ewelina Lisowska. Zaśpiewała If I Could Turn Back Time Cher. Wokalnie wypadła bardzo przeciętnie. Dźwięk był – już tradycyjnie – wydobywany brzydko, do tego doszły „koguty” w wyższym rejestrze (czyli załamania głosu). Choć widać, że Ewelina na scenie czuje się dobrze, to jednak na tym etapie jest to zdecydowanie za mało. Jurorzy mieli odmienne zdanie – Kuba uznał, że ma ona bezpieczną pozycję w tej edycji, a Tatiana ponownie wznosiła peany nad potęgą głosu swojej podopiecznej, podkreślając też swobodę sceniczną Eweliny.
Jeszcze gorzej zaprezentował się zespół The Chance w piosence Madonny, Sorry. Było to okropne kilka minut – po prostu disco polo (może z nieco lepszym aranżem). Podjęły pewne ryzyko, ale tym razem zupełnie nie trafiły. Tak też poczuli jurorzy – Tatianie czegoś zabrakło (choć nie omieszkała dodać, że kocha to jak dziewczyny wyglądają), Kubie nie podobał się wybór repertuaru, a Czesław przyznał, że na próbach było lepiej.
Na wyżyny nie wzniósł się także Marcin Spenner – wybrał Always Bon Jovi i… tym razem mnie nie zaczarował. Było trochę nieczysto, no i z kiepskim angielskim, ale przede wszystkim – kanciasto. Marcin nie frazował, nie „płynął”, tylko “ciął” utwór na kawałki, jak mięso tasakiem. Nie czułam szczerości czy zatracenia się, a jedynie wyuczone wykonanie. Widać było wysiłek i nienaturalność – nawet ładna barwa głosu nie pomogła. I znów jurorzy stwierdzili inaczej – Tatiana miała ciarki i uznała występ Marcina za umacniający jego pozycję w programie. To ona powiedziala też, że Marcin powinien być w finale.
Lepiej niż ostatnio zaprezentowała się za to Ania „Bajka” Antonik w kultowym Imagine Johna Lennona. Było to dobre wykonanie – czyste, niebanalne, udało jej się stworzyć pewien klimat. Przyznam jednak nieco racji Kubie Wojewódzkiemu, który uznał, że Ania nie udźwignęła tego utworu emocjonalnie. Rzeczywiście nie można mówić o głębi i przesłaniu, które towarzyszyło oryginałowi (zwłaszcza z tandetną wizualizacją fruwającego gołębia w tle). Nie uważam jednak tak jak on, że było to zaśpiewane na poziomie balladki do grilla. Kubie się nie podobało, Czesław przyłączył się do tych wątpliwości, mówiąc, że się nie wzruszył, a Tatiana uznała te komentarze za strategię współoceniających kolegów, która ma na celu wyeliminowanie Bajki.
Występ Soul City z They Don’t Care About Us Michaela Jacksona wzbudził we mnie mieszane uczucia – było bardzo blisko kiczu ale… właściwie się wybronili. Widać było, że chcą opowiedzieć historię, że się angażują. Miejscami było nieczysto, no i wstęp mówiony po angielsku raził nieporadnością akcentu, ale poza tym – było ok. Tatiana podziwiała zgranie tylu indywidualności, Kuba dostrzegł przesłanie, którego – jego zdaniem – nie miała Bajka, a Czesław uznał, że trzymają poziom.
Podobało mi się za to Think Arethy Franklin w wersji Joasi Kwaśnik. Zaśpiewała własną interpretację, nie próbowała kopiować, a jedynie wykorzystała utwór do pokazania siebie, wręcz bawiła się nim. Było lekko i swobodnie. To wszystko sprawiło, że Asia wypadła tak dobrze. Duży plus. Jurorzy byli na Tak – Czesław stwierdził, że śpiewanie to żywioł Joasi, Tatiana zaś skwitowała krótko: Powrót w wielkim stylu. Zgadzam się.
I na koniec z programu X Factor przenosimy się w świat prawdziwej muzyki, gdzie nie ma szukania fałszów, zastanawiania się nad image’em scenicznym czy czekania na wpadkę. Jest to świat profesjonalnego, szczerego i pięknego wyrażania siebie poprzez dźwięki. A zaprosił nas do niego Dawid Podsiadło, wykonując jeden z moich ukochanych utworów – Your Song Elthona Johna. Cudna barwa, naturalne frazowanie, budowanie emocji, czystość i snucie opowieści – to wszystko dało efekt zapomnienia. Zauważyłam, że uśmiechałam się lekko przez cały ten występ. A coś takiego mało kto umie wywołać – rzeczywistą przyjemność ze słuchania. Kuba uznał Dawida za fenomen, dowcipnie zauważając, że mimo, iż wygląda jak Pinokio, to śpiewa jak młody bóg. Powiedział również, że po zakończeniu programu, to właśnie Dawidowi może się udać. I tego mu życzył. Zdaniem Czesława wybór repertuaru był odważny, a on sam jest świadkiem narodzin gwiazdy. Wszyscy jesteśmy. Dziwny i nieco nie na miejscu wiersz miłosny Tatiany do jej podopiecznego pozwolę sobie tu pominąć. Posłuchajmy Your Song w oryginale:
W dogrywce musieli się zmierzyć The Chance i Bajka. Ania Antonik wybrała Killing Me Softly Roberty Flack i był to mądry wybór – dobrze zaśpiewany utwór w jej stylu. Z kolei The Chance zdecydowało się na Mercedes Benz Janis Joplin i… też było nieźle (zwłaszcza w porównaniu z Sorry). A jednak decyzja Kuby Wojewódzkiego mnie zdziwiła – zdecydował się zagłosować na The Chance, tym samym wykluczając z programu Bajkę. Szczerze mówiąc po tej decyzji zaczęłam się zastanawiać, czy teoria spisku, o której wspomniała na początku Tatiana, nie jest prawdziwa. Bo to wyglądało na celowe działanie – wcześniej odpadł już jeden zespół, jednak osoba od Kuby, no to teraz pora na kogoś od Tatiany. Biorąc pod uwagę ten odcinek – Bajka w zderzeniu z The Chance nie zasłużyła na eliminację.
Czy za tydzień też będziemy świadkami chłodnych kalkulacji jury? Mam nadzieję, że jednak oceniany będzie dany występ i poziom wokalny. Widzowie to wiedzą, ale najwyraźniej nasi sędziowie nie kierują się tymi samymi wytycznymi.