Druga część przesłuchań do X Factor w zasadzie spełniła moje nadzieje wyrażone przy poprzedniej recenzji – pojawiło się nieco więcej talentów na scenie. Zatrzymajmy się przy każdym występie, choć niektóre zasługują na opis zdecydowanie bardziej niż inne.
Pierwsza na scenie śpiewała żywiołowa, pozytywnie zakręcona Anita Łazuta. Jej przyjemne (choć niestety nic ponadto) wykonanie Be My Baby The Ronettes, znane ze ścieżki filmowej do kultowego filmu Dirty Dancing, podobało się jurorom i publiczności, zresztą tak jak pełne poczucia humoru „umizgi” do Kuby Wojewódzkiego i Czesława Mozila. Szalona Anita pojawi się w programie raz jeszcze – 3xTAK zapewniło jej udział w drugim etapie.
Następny prezentował się w piosence New York, New York Franka Sinatry wiekowy, ale jakże dystyngowany, Janusz Sztyber. Wykonał ten utwór… pięknie. Było autentycznie, głęboka i przyjemna barwa głosu przekonała mnie. Podobało mi się, że pan Janusz nie próbował kopiować Sinatry, że dodał coś od siebie, ze rozumiał o czym śpiewa. Jurorzy także byli na TAK, Kuba zażartował: Witamy w show biznesie, Tatiana wyraziła chęć pozostania drugą „laską” Jogiego (jak sam siebie określił) i przetańczenia z nim całej nocy, Czesław podziękował jedynie za barwę, akcent i swobodę. Cieszę się już na kolejny muzyczny „raz” z panem Januszem – dostał 3xTAK.
Kolejnych kilka występów potraktuję łącznie – tak pokazano je w X Factor… i słusznie – nie warte są poświęcenia im nadmiernej uwagi. Usłyszeliśmy więc:
– She’s A Lady Elvisa Presley’a w wykonaniu jego kiepskiej kopii, Dariusza Przybysza;
– Janusza Kuchtę (jeden z komentarzy – Jesteś wokalnym terrorystą Kuby);
– zespół Maides z Mamma Mia ABBY (Czesław – To było straszne);
– Natalię Bosenko i jej pseudo seksowny układ taneczny (Kuba – Masz tyle seksapilu co ławica śledzi);
– Marcina Lacha z Love Is All Around Wet Wet Wet (uśmiałam się komentarzem Kuby – Brzmisz jak facet, który się zatrzasnął w Toi Toi);
– oraz Sylwestra Daszkiewicza, śpiewaka „prawie” operowego (czy istnieje „prawie” które robi większą różnicę?!) i jego upiorną wersję Upiora w operze (Kuba – Upiór był, opery zabrakło).
Uff… przejdźmy dalej.
Agnieszka Latusek przerwała fatalną passę wykonując We Are Family Sister Sledge i zrobiła to dobrze. Ma mocny głos, ale nieco krzyczała i zdarzały się jej intonacyjne wpadki. Jurorzy byli na tak, Tatiana zawyrokowała: Dziewczyny, to nasza reprezentantka do finału. Tak daleko nie sięgałabym wzrokiem ale zobaczymy jak wypadnie Agnieszka następnym razem.
Policjantka Estera Chalimoniuk, śpiewająca niepozorne i mało odkrywcze, ale wcale nie łatwe O mnie się nie martw Kasi Sobczyk, wywołała więcej wzruszenia i poruszenia swoją historią i emocjonalnością, niż samym wokalem. Wszyscy płakali, nie od końca wiadomo dlaczego. Wzniosłe: podążaj za marzeniami zawisło w powietrzu – może i dobrze ale ja nie czułam całej tej sytuacji. 3xTAK jurorów daje Esterze szansę na pokazanie w półfinale co potrafi, chwalono jej naturalność i luz. To w sumie tyle.
Za to zespół Che Donne łez nie wyciskał ale na pewno przykuł uwagę męskiej części jury. Lady Marmalade Christiny Aquilery w ich wykonaniu nie prosiło się o superlatywy, ale było czysto. Tatiana wytknęła minusy choreograficzne i wahała się w swojej decyzji ale ostatecznie dziewczyny dostały 3 TAK i przeszły dalej. Ale do oryginału było im daleko:
Teraz krótko o miłośniku kobiet, ratowniku-lowelasie, Marcinie Nadbrzeżnym. Kiepski wokal z fałszami, szalony wzrok, który zauważył też Kuba, no i trudno wytłumaczalne wylanie na siebie przez Tatianę szklanki wody, czego potem ewidentnie żałowała. 3xNIE.
Fily Fify Diakite to ciekawe zjawisko tego odcinka, wokalistka lubiąca musicalowe klimaty i operująca dobrym głosem. Usłyszeliśmy Big Spender Shirley Bassey. Jury doceniło wybór repertuaru (Tatiana), było pod wrażeniem pulsu i rytmiki Fify (Czesław) oraz jej niesamowitej aury i siły wrzenia (Kuba). 3xTAK i udział w półfinale. Posłuchajmy raz jeszcze tego rytmicznego numeru:
Kiedy już myślałam, że zbliżamy się do końca dość przeciętnego odcinka, na scenie pojawili się kolejno Marcin Spenner i Joanna Kwaśnik. Marcin przepięknie i w niezwykle emocjonalny, prawdziwy sposób zaśpiewał Song For You Donny Hathaway. Naprawdę po raz pierwszy poczułam ciarki, i – tym razem – nie mogę pokazać wideo z brytyjskiej lub amerykańskiej edycji przewyższające tę wersję. A to się bardzo rzadko zdarza. Do tego wszystkiego dołożono opowieść o pięknej miłości Marcina i jego dziewczyny – Małgosi, ale i bez tego przekaz był wystarczająco mocny. Jury było na TAK, widząc Marcina w finale. Ja też jestem na TAK.
Ostatnia uczestniczka, Joanna Kwaśnik, zaprezentowała najlepszy żeński wokal w tej edycji. Śpiewała Respect Arethy Franklin, mocno ale po swojemu. Kuba określił występ jako mistrzostwo świata, Tatiana się popłakała, a Czesław rzucił: Boże Chryste to było niesamowite. Było czego posłuchać. Czekam na półfinał i kolejny wybór repertuarowy Joasi.
Jest lepiej – wydaje się, że jednak będzie można posłuchać dobrych wokalistów w tej odsłonie X Factora. Na razie mam nadzieję, że poziom nie spadnie. Zobaczymy już za tydzień.