recenzje

X FACTOR – odcinek na żywo, top 6, 12.05.2012

Dziś widzowie dali “prześlizgnąć się” najsłabszemu uczestnikowi, ale równocześnie nadal mocno głosują na najlepszych. Ten odcinek był dedykowany piosenkom z filmów. Przyjrzyjmy się każdemu występowi po kolei.

Na początek wszyscy uczestnicy zaśpiewali wspólnie It’s Raining Men Weather Girls. Wyszło przyjemnie – byli dobrze zgrani, czuć było energię i luz.

Potem na scenie zaprezentował się Soul City w piosence I’ll Be There For You The Rembrands z serialu Friends. W przeciwieństwie do Tatiany, lubię nie tylko ten sitcom ale i utwór, więc miło mi się go słuchało. Było dobrze harmonicznie, nie brakowało ognia i koloru. Mimo to… ten występ nie zachwycał, nie było w nim niczego intrygującego czy zaskakującego. Dobrze odrobiona praca domowa. Jurorzy odnieśli się do całości dość negatywnie – zdaniem Tatiany było zbyt musicalowo, a Kuba wyrzucił z siebie mnóstwo epitetów: bezduszna wersja, banalna, cukierkowa, nudna, familiada, przedszkole. Myślę jednak, że nie było tak źle.

Kolejna śpiewała Joasia Kwaśnik (It’s Just Another Way To Die Alicii Keys i Jacka Wihte’a z filmu James Bond Quantum Of Solace). Tym razem nie porwała mnie – tonacja była trochę za wysoka, wokal krzykliwy, wszystko statyczne i mało przekonywujące. Straszny był też koniec – potwornie długo trzymany dźwięk, który zdawał się nie mieć końca. Utwór wydawał się być dobrze dobrany, ale – mimo to – wokalistka nie wybroniła się.  Nawet styliści zawiedli – chcieli by było drapieżnie (czarna skóra), a wyszło… dziwnie. Jurorzy uważali inaczej – Czesław gratulował Asi, Tatiana Kubie, a Kuba uznał występ za świetny.

Dawid Podsiadło tym razem mnie nie oczarował swoim wykonaniem Girl, You’ll Be A Woman Soon Urge Overkill (a wcześniej Neil Diamond) z filmu Pulp Fiction. A wszystko, moim zdaniem, przez zły wybór repertuaru. Głosowo bowiem było, jak zawsze, świetnie. Kuba rzucił w stronę Dawida kilka niewybrednych uwag (jesteś pryszczatym przekaźnikiem emocji, wyglądasz jak kelner), choć był to jego dziwaczny sposób na pochwalenie występu, Czesław zwrócił uwagę na to, że piosenka do Dawida nie pasowała, a Tatiana (zupełnie niepotrzebnie) zaczęła Dawida tłumaczyć maturą. Egzamin dojrzałości nie ma tu nic od rzeczy – Tatiana źle dobrała utwór.

Zupełnie nie podobały mi się dziewczyny z The Chance i ich wersja The Schoop Schoop Song Cher z filmu Syreny. Cała stylistyka mnie raziła, wydaje mi się też, że zespół ciągle daje występy z tzw. przymrużeniem oka. A ten ciagły brak powagi  uniemożliwia im jednocześnie rzeczywiste pokazanie siebie i własnego talentu. Zupełnie inaczej sądzili jurorzy – dla Kuby wszystko było świetne, estetyczne, seksowne i zajebiste a dla Tatiany o niebo lepsze od Soul City i najlepsze tego wieczoru.

Ładnie zaśpiewał za to Marcin Spenner i to jedną z moich ulubionych piosenek – She’s Like The Wind (z kultowego filmu Dirty Dancing). Dobrze pasowała do jego barwy głosu, do tego wykonał ją niemal jak Patrick Swayze. No właśnie… była to doskonała kopia, świetne, ale “sklonowane” wykonanie. Brakuje mi czasem w jego występach właśnie tego indywidualnego rysu. Zauważył to również Czesław. Tatiana i Kuba nie mieli zaś żadnych obiekcji – Tatiana stwierdziła, że Marcin ma cały pakiet: emocje i piękną barwę i życzyła sobie jedynie nieco więcej pewności siebie, a Kuba skwitował: trafiasz do ludzi.

Ostatni występ był bolesny – Ewelina Lisowska i Bring Me To Life Evanescence z filmu Daredevil. No po prostu powtórka niektórych castingowych Koszmarków – potwornie nieczysto, ściśnięte gardło, okropna barwa, jedna wielka walka z utworem. Amatorszczyzna, szczególnie jak na ten etap konkursu. Dowiedzieliśmy się wprawdzie potem, że Ewelina jest przeziębiona, ale jak dla mnie to nie jest wystarczające wytłumaczenie dla takich fałszów. Kuba skrytykował samą kompozycję, którą uznał za tandetną oraz przekreślił całokształt, pytając retorycznie: Co tu było dobre? Czesław stwierdził, że chciałby ten występ zapomnieć (ja też) i wyraził nadzieję, że stylistycznie Ewelina nie pójdzie w tę stronę. Zszokował mnie jednak, kiedy powiedział, że wokal nawet z przeziębieniem ma dobry

W dogrywce musieli się zmierzyć Asia Kwaśnik (z Super Duper Love Joss Stone) i Soul City (z Ain’t No Mountain Marvin Gaye& Tammi Terrell). Oba występy były lepsze, niż te „filmowe”. Decyzją Tatiany odpadła Asia. Sądzę, że mimo wszystko był to dobry wybór, choć dziś zdecydowanie najsłabsza była Ewelina Lisowska i to ona powinna była walczyć o przetrwanie w dogrywce.

Jak zwykle już wyrażam nadzieję, że widzowie za tydzień wyostrzą słuch, tak aby odpadło rzeczywiście najsłabsze ogniwo.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć