Aleksander Nowak; fot. Aleksander Nowak

wywiady

„Zawsze jest miejsce na nowe formuły”. Wywiad z Aleksandrem Nowakiem

Aleksander Nowak (1979) – jeden z najbardziej rozpoznawalnych i oryginalnych kompozytorów swojego pokolenia. Autor trzech oper (Sudden rainSpace opera oraz Ahat ili – Siostra bogów) i kilkudziesięciu utworów instrumentalnych. Jego utwory są stale obecne w programach najważniejszych polskich festiwali (m.in. Warszawska Jesień, Sacrum Profanum).

Magdalena Stochniol: Spotykamy się dziś, by porozmawiać o muzyce najnowszej i jej miejscu w przestrzeni koncertowej. Przeglądając repertuar różnych instytucji kultury można stwierdzić, że oferta jest niezwykle obfita i zróżnicowana.  Czy tych inicjatyw nie jest zbyt wiele?

Aleksander Nowak: Nie lubię lamentów nad dzisiejszą sytuacją. Przekonanie o regresie i wizja rychłego upadku to są chyba stałe refreny w całej historii kultury. Oczywiście, nasuwa się refleksja, że wszystkiego jest zbyt dużo: zamówień, premier, festiwali, sal, konkursów, absolwentów itd. Ale łatwo zapomnieć, że nie tylko liczby się zmieniają, ale też cały model funkcjonowania społeczeństwa, media, trwałość i dostępność nowych danych, sposoby recepcji i sama percepcja. Wszystko się dynamicznie redefiniuje i bardzo dobrze. Narzekanie na to jest narzekaniem na samą naturę świata, co jest kompletnie bezcelowe. Problematyczne i niepotrzebne natomiast wydaje mi się założenie, że jednostka powinna dążyć do jak najpełniejszego włączenia się w cały ten chaotyczny proces, do ogarnięcia go pojedynczą świadomością. Najwartościowsze efekty ludzkiej działalności były zawsze wynikiem koncentracji i „filtrowania” rzeczywistości, i to się nie zmienia. 

Co do festiwali i ich liczby, pozytywnym efektem tego nadmiaru wydaje się być konieczność wymyślania nowych formuł. Moim zdaniem model festiwalu prezentującego wyłącznie tzw. poważną muzykę najnowszą w serii koncertów wyczerpał się i bardzo dobrze, że pojawiają się nowe odsłony starych festiwali, jak i imprezy całkiem nowe, które starają się pokazać muzykę nową w innych kontekstach niż „sos własny”.

M.S.: Czy w Polsce jest miejsce na jeszcze jakąś zupełnie nową formułę festiwalową?

A.N.: Na pewno, zawsze jest miejsce na nowe formuły. Ale myślę, że nowe idee nie rodzą się w powietrzu, tylko zawsze w umyśle jakiejś konkretnej osoby. Jeśli ta osoba, poza tym, że pomysłowa, jest także charyzmatyczna, bezczelna i uparta oraz potrafi być pragmatyczna to jest szansa na realizację idei i powodzenie przedsięwzięcia. Dywagowanie bez działania ma umiarkowany sens.

M.S.: Jakie miejsce, twoim zdaniem, zajmuje muzyka współczesna w programach koncertowych?

A.N.: Nie prowadzę statystyk. Podejrzewam, że pod względem ilościowym jeszcze nigdy nie było tak dobrze jak jest teraz. Przy czym, o ile sama obecność najnowszych utworów w życiu muzycznym jest oczywiście ważna, to o wiele istotniejsze wydaje mi się zadbanie o autentyczną relację między odbiorcą a twórcą. To nie musi być wcale relacja afirmatywna, natomiast dziś nierzadko dominuje wzajemny brak zrozumienia, a w efekcie albo obojętność albo sztuczne antagonizmy. Wynika to być może z tego, że sądy i oceny estetyczne są dziś często uwarunkowane bardziej ideologicznie niż merytorycznie, że pierwsze pytanie, które pada nie jest o wartość dzieła tylko o światopoglądowe motywacje autora. Problemem jest też, moim zdaniem, niedostateczne uzależnienie powstającej dziś muzyki i sposobów jej prezentacji od oceny „zwykłego słuchacza”. Można odnieść wrażenie, że twórcy, krytycy i animatorzy prowadzą grę przede wszystkim między sobą. Publiczność może się przyglądać, proszę bardzo, byle w ciszy. Niedawny, świetny film The Square Rubena Östlunda dobrze to pokazuje na gruncie sztuk wizualnych. Nawiasem mówiąc, dostaje się tam nie tylko twórcom, ale też samej publiczności. W każdym razie, myślę, że sytuacja, w której potrzebę na istnienie współczesnej sztuki reguluje dekret, jest wielostronnie demoralizująca. Nie chodzi mi o to, że artysta ma głodować i walczyć o zaspokojenie podstawowych potrzeb. Natomiast sama sztuka, owszem, powinna musieć ciągle udowadniać, że rzeczywiście jest potrzebna komukolwiek poza „ludźmi sztuki”.

M.S.: Czy muzyka kompozytorów młodego pokolenia (prawykonania) ma szanse być obecna w filharmonicznym nurcie, czy też nie powinna do tego dążyć i istnieć zupełnie  niezależnie? 

A.N.: Nawiązując do tego co przed chwilą, szeroko rozumiana filharmonia, podobnie jak teatr operowy, są miejscami, gdzie wspomniana realna potrzeba kontaktu z muzyką współczesną ma szanse bardzo dobrze, może nawet najpełniej, się weryfikować. Na pewno bezcennym doświadczeniem dla każdego młodego kompozytora jest zimny prysznic, jaki stanowi pierwsze zderzenie się z dużą orkiestrą symfoniczną, a tego rodzaju zespoły niemal zawsze są umocowane w jednej z takich instytucji. Myślę, że oblicza Śląskich Filharmoników w reakcji na mój pierwszy, jeszcze studencki, utwór orkiestrowy odcisnęły silne piętno na mojej dalszej drodze. Reakcja publiczności też była ważną lekcją. I tak powinno być. Nie znaczy to, że filharmonia czy opera powinny być jedynym miejscem dla muzyki najnowszej. Nie ma na to zresztą najmniejszych szans, a miejsc innych i innych publik nie brak. Natomiast pokora przed tym, co te miejsca sobą reprezentują, przed ich historią i ciągle żywym potencjałem jest u kompozytora czymś pożądanym, w przeciwieństwie do niczym nie podpartego poczucia wyższości i pogardy. 

M.S.: Od wielu lat stoisz na czele festiwalu Brand New Music. Z jakimi problemami zmagasz się jako organizator?

A.N.: Brand New Music to jest bardzo specyficzny festiwal i nie sądzę, żeby moje doświadczenia związane z koordynowaniem go mogły być specjalnie pouczające dla innych. Przede wszystkim, to jest malutki festiwal istniejący w cieplarnianych warunkach akademickich, więc mamy szczególne cele, szczególną publiczność i szczególny rodzaj finansowania. Problemów mamy niewiele, poza tymi najważniejszymi, na przykład tym, jak sensownie ułożyć program, a na to nie ma uniwersalnych recept.

M.S.: Czy chciałbyś coś zmienić w formule festiwalu BNM?

A.N.: Formuła festiwalu jest płynna, zmienia się z edycji na edycję. Nie ma tu nawet regularności; czasem mamy przerwę dwuletnią, czasem trzy. Ponieważ impreza przeszła płynnie od półimprowizowanych, półformalnych wydarzeń studenckich do nieco bardziej sformalizowanych, nikt właściwie nie wie, jaki jest numer porządkowy kolejnych edycji. Mnie się to podoba i nic bym tu nie zmieniał. Czasem udaje nam się, mam wrażenie, zrobić przy okazji festiwalu coś świeżego i ważnego. Za takie wydarzenie uważam na przykład wizytę w Katowicach Helmuta Lachenmanna w 2014 roku. Ważnym wydarzeniem miała być wizyta Raymonda Murraya Schafera dwa lata później, niestety nie została ona zrealizowana z powodu choroby kompozytora. Z BNM bywa różnie. Niewiele da się przewidzieć. Widzę w tym ducha ważnego w dzisiejszej muzyce indeterminizmu. Mam nadzieję, że tak zostanie. 

M.S.: Z jakich źródeł twoim zdaniem powinny być finansowane festiwale muzyki współczesnej? Prywatny mecenat? 

A.N.: Nie wiem, co być powinno. Znikome zainteresowanie prywatnych mecenasów o czymś świadczy. Z drugiej strony przewaga prywatnego mecenatu też ma poważne minusy, jak widać na przykładzie USA. Wracając do kwestii realnego zapotrzebowania na muzykę najnowszą, osobiście uważam, że takie zapotrzebowanie istnieje, albo raczej, że muzyka ciągle może mieć swoje ważne miejsce w „duchowym krajobrazie” współczesnego człowieka. Wierzę, że nadal będą się znajdować sposoby i osoby, które pozwolą to zapotrzebowanie realizować.

M.S.: Pojawia się sporo projektów skierowanych do najmłodszego odbiorcy (np. Mała Warszawska Jesień). Jak je oceniasz? Jaka ta oferta jest aktualnie? Czy można ją wzbogacić? 

A.N.: Uważam tego rodzaju przedsięwzięcia za bezcenne. Jako ojciec siedmiolatki mogę powiedzieć, że na każdym kroku zdumiewa mnie, jak dzieci są otwarte, entuzjastyczne i chłonne i jak nawet niepozorne działania mogą wywrzeć na nich wielkie wrażenie. Nie jestem w stanie ocenić całościowo tych wydarzeń. Na pewno jest wśród nich wiele bardzo wartościowych, i oby było nadal jak najwięcej.

M.S.: A projekty edukacyjne dla najmłodszych? Czy mogą przynieść pozytywne efekty w postaci nowego, wyedukowanego muzycznie słuchacza? 

A.N.: Podobnie, jak wyżej, z jednym, ważnym zastrzeżeniem, że nie powinno się mylić edukacyjności wydarzenia artystycznego z edukacyjnością sztuki. Sztuka edukuje, kiedy jest dobra. Sztuka marna niewiele nauczy, choćby była naszpikowana informacjami. Znów, widzę to jako ojciec. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że na przykład duża część bardzo obszernej, dostępnej dziś tzw. „literatury dziecięcej” to są jakieś zakamuflowane poradniki dobrego życia w XXI wieku, nieudolnie przebrane za marne historyjki o postaciach i wydarzeniach bez charakteru. To nie ma nic wspólnego z literaturą. Myślę, że muzyka jest nieco bardziej odporna na te zagrożenia, ale trzeba uważać. Świat jest tajemnicą, sztuka może tej tajemnicy dotknąć i wtedy czegoś nauczyć, zarówno jej odbiorcę, jak i samego twórcę. Bez tajemnicy można sobie sztukę darować.


Spis treści numeru Festiwale:

Felietony

Dorota Relidzyńska, Festiwal – laboratorium kultury 

Dorota Relidzyńska, Jak oszaleć w dobrym stylu (w weekend)

Wywiady 

Ewa Schreiber, Rezonans filmu, muzyki i refleksji. Rozmowa z Michałem Merczyńskim, dyrektorem festiwalu Nostalgia

Magdalena Stochniol, „Zawsze jest miejsce na nowe formuły”. Wywiad z Aleksandrem Nowakiem

Recenzje

Maria Majewska-Mocek, Operowe perypetie sumeryjskich bogów 

Karolina Dąbek, Joanna Kołodziejska, Paulina Zgliniecka, Warszawska Jesień – mozaika

Publikacje

Piotr Matla, O festiwalach jazzowych… i nie tylko

Magdalena Nowicka-Ciecierska, Festiwale Andrzeja Chłopeckiego

Edukatornia 

Michał Orzechowski, Festiwal Bachowski w Świdnicy – w duchu wspólnoty

Michał Orzechowski, Actus Humanus – z przywiązania do ponadczasowego piękna

Kosmopolita

Krzysztof Stefański, To nie my (wygraliśmy Eurowizję)

Dorota Relidzyńska, Festiwale na szczytach

Rekomendacje

Warsztaty krytyki muzycznej z Fundacją MEAKULTURA na festiwalu Nostalgia

Natalia Chylińska, Territoires Éphémères – Open Source Art Festival, edycja 8.

 

Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach Programu Kultura – Interwencje 2018

 nck

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć