W połowie zeszłego roku ukazały się Żurawie – nowa płyta akordeonisty Pawła Zagańczyka, za którą autor został uhonorowany Pomorską Nagrodą Artystyczną w kategorii Kreacje. Sam album zawiera aż 20 łączących się w cykle, zróżnicowanych stylistycznie pozycji, autorstwa czterech kompozytorów, związanych – podobnie jak sam wykonawca – z Akademią Muzyczną im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. Tytuły utworów sugerują, że mamy do czynienia z pewnym rodzajem hołdu złożonego zmarłym. Z jednej strony pojawiają się odniesienia do agresji Rosji na Ukrainę, z drugiej – przywoływane zostają nazwiska osób związanych z Pomorzem, które już odeszły.
Album otwiera Ptak nad Kijowem – kompozycja autorstwa samego Zagańczyka. Czy tytułowy ptak niesie nadzieję na pokój? A może jest czarnym, dwugłowym orłem z godła Rosji – a więc zagrożeniem? Konsekwentnie budowana przestrzeń, imitacja śpiewu ptaków i nagłe przerwanie spokoju przez dysonanse i niskie rejestry czynią kompozycję niezwykle ilustracyjną. Materiał początkowy już nie powraca, a sam utwór kończy zawieszenie na jednym dźwięku w wysokim rejestrze i wymowna zmiana regestru – niczym strzał.
Polychords Kamila Cieślika również zdradza wiele już samym tytułem. Utwór rozpoczyna i kończy naprzemienne stosowanie dysonujących, opartych na małych interwałach motywów w wysokim rejestrze oraz odgłosu wydawanego przez spust powietrza. Ta klamra stanowi prosty zabieg formalny. Główny trzon stanowią dwa kontrastujące segmenty oparte na tytułowych akordach – różniące się artykulacją, rejestrem i zastosowaniem ostinat. Mimo pozornej prostoty formalnej, utwór jest spójny i zróżnicowany wewnętrznie.
Kolejne utwory to kompozycje zmarłego gdańskiego twórcy – Eugeniusza Głowskiego: cykl ośmiu Miniatur oraz trzyczęściowa Sonatina. Każda z miniatur ma indywidualny charakter i prostą budowę, a ich czas trwania nie przekracza dwóch minut. Choć oparcie utworu na kilkukrotnym powtórzeniu tematu wydawać się może zbyt uproszczone, w kontekście krótkiej formy – da się to wybaczyć. Warto zwrócić uwagę na tytuły: Uśmiech, Silny charakter, Modlitwa, Stop agresji, Na łące, Reklama, Zaduma i Groteska. Część z nich można próbować powiązać z tematyką kompozycji Pawła Zagańczyka, ale szczególnie godną zainteresowania pod kątem muzycznym i przesłania jest czwarta. Charakterystyczne dla niej urywanie materiału podkreśla przekaz zawarty w tytule i koresponduje z pierwszym utworem.
Kolejne części Sonatiny wywołują odmienne wrażenia. Pierwsza pozostawia niedosyt przez bardzo krótkie ekspozycje i niedostateczne rozwinięcie pomysłów. Largo broni się dzięki konsekwentnej pracy nad kantylenowym materiałem mimo ograniczonego zasobu dźwiękowego. Z kolei Allegro przyciąga uwagę wewnętrznym kontrastem i ewolucyjnością. Mimo kompozytorskich niedociągnięć, wykonanie akordeonisty ratuje utwór – jego precyzja i wrażliwość interpretacyjna przykuwają uwagę.
Moim zdaniem za najciekawszą kompozycję albumu można uznać utwór Krzysztofa Olczaka. Twórca z ogromnym stażem, będący zarazem doświadczonym akordeonistą, daje się rozpoznać w „ACC 3” przez charakterystyczny język kompozytorski. Już na samym wstępie spotykamy się z zabiegami przywołującymi na myśl chociażby zacinającą się maszynę. Autor doskonale zdaje sobie sprawę z możliwości i ograniczeń jakie posiada instrument, na który pisze. Wraz z wykonawcą stwarza wrażenie zastosowania dwóch akordeonów, co – choć barwowo łatwe jest do uzyskania, to przez sprzężenie manuałów z jednym miechem – jest pewnym utrudnieniem.
Ostatni blok stanowią kompozycje stworzone przez wykonawcę. Tribute to Maciej Kosycarz to hołd dla zmarłego pięć lat temu fotoreportera i komentatora radiowego, którego fotografie były inspiracją do powstania utworów wchodzących w skład albumu. Zapętlenia obecne w kolejnych częściach muzycznego hołdu stanowią ważny element formotwórczy. Wraz ze zręcznie wykorzystanymi różnicami barwowymi manuałów składają się one na dźwiękowy pejzaż. Po raz kolejny można pokusić się o porównanie do pracującej maszyny, na co wskazywać może powtarzalność rytmiczna. To koresponduje z kolejnymi czterema utworami – tytułowymi Żurawiami, które odwołują się swoją nazwą zarówno do portowej maszyny, jak i symbolu Gdańska. Jednostajność rytmiczna i zapętlenia przywodzą na myśl pracujące urządzenia, dźwigi podnoszące ciężkie ładunki. Wszystkie Żurawie odznaczają się budowaną na różne sposoby przestrzennością, a uderzenia, które w nich pobrzmiewają – akcentacje i rytmizacje – w ostatniej części budzą skojarzenie z kodem.
Sporo było mowy o klamrach (choć nie wszystkie przywołałem) i nie bez powodu pada to hasło przy okazji ostatniego utworu. Odniesienie do początku mamy tutaj dwojakie. Bogurodzica w aranżacji Pawła Zagańczyka potraktowana została jak standard jazzowy. Pojawił się temat, w bardzo podstawowej wersji, jednak urozmaicony zmianami harmonicznymi, które jedynie wzmagają zaciekawienie. Następnie ma miejsce dość ostre przejście na część środkową. Gwałtowna zmiana stylistyki ze średniowiecznej pieśni kościelnej na melodię ze zrytmizowanym akompaniamentem w rozrywkowym (ściślej jazzowym) charakterze może sprawiać wrażenie niepasującej, jednak już po chwili zostaje wybroniona przez znakomite wykonanie. Na koniec powraca temat Bogurodzicy.
A w jaki jeszcze sposób działa klamra? Pojęcia tego nie trzeba traktować wyłącznie jako wykorzystania dokładnie tego samego materiału w dwóch krańcowych fragmentach. Spoglądając szerzej na cały album, możemy dostrzec pewien dialog, który nadaje dodatkowy sens materiałowi. Pierwsza i dwudziesta pozycja – Ptaki nad Kijowem i Bogurodzica – to z jednej strony odniesienie do wojny w Ukrainie, a z drugiej – modlitwa do Najświętszej Maryi Panny, która według źródeł była wykonana przed bitwą pod Grunwaldem. Czy twórca chciał, aby interpretować jedną kompozycję przez pryzmat drugiej? Może cała płyta to hołd i jednocześnie modlitwa o pokój? A może sugestia, że symbolem nadziei nie będzie gołębica, a gdański żuraw?