Jak głoszą media, organizacje pozarządowe, ekolodzy i akademicy, świat błyskawicznie i nieuchronnie zmierza dziś w kierunku katastrofy. Nie wiemy jedynie, czy szybciej zaleją nas topniejące lodowce, fala populizmu, czy piętrzące się na portalach społecznościowych stosy „selfie”. Oznak kryzysu w skali mikro dopatrzyli się ostatnimi czasy także krytycy muzyczni, debatując nad pozycją swojej branży. Nie ma co się dziwić; niełatwo analizować wydarzenia, które już miały miejsce, kiedy stale pojawiają się kolejne, a w oddali majaczy obraz rychłej zagłady. O dziwo, na tle katastroficznych wizji wyłaniają się dwie tryskające optymizmem postaci – Steven Pinker, który Tomaszowi Stawiszyńskiemu w zimowym „Przekroju” tłumaczył, dlaczego żyjemy w najlepszym ze światów oraz Kacper Miklaszewski, który autorce niniejszego tekstu wyjaśniał dlaczego krytyka muzyczna ma się dziś zdecydowanie lepiej, niż jeszcze kilkanaście lat temu[1].
Kiedy podczas Gali Finałowej IV Konkursu Polskich Krytyków Muzycznych KROPKA Kacper Miklaszewski odbierał nagrodę za wybitne osiągnięcia w dziedzinie krytyki muzycznej, wyznał, że do tej pory wydawało mu się, iż przedstawiciele jego profesji nie powinni otrzymywać laurów. Kluczowa jest niezależność krytyka (a jak tu pozostać niezależnym, gdy jedna strona nagrodą kusi, inna nie?). Po długich namysłach doszedł do wniosku, iż istnieje grono, które krytyka może docenić bez obaw natury etycznej, a są to inni badacze świata muzycznego. Zdaniem laureata, zacne gremium piszących o muzyce znacznie poszerzyło się ostatnimi czasy. Pojawiają się nowe perspektywy, style pisarskie, a rozwojowi dziedziny sprzyjają nowinki technologiczne, dzięki którym można przygotować relację w sposób szybki, łatwy i bezbolesny. Krytyką muzyczną zajęli się ludzie młodzi, co Miklaszewski poczytuje za istotną zmianę, a co ja chciałabym uczynić w tym miejscu przedmiotem krótkiej refleksji.
Z jednej strony „desakralizacja” zawodu krytyka, nadanie praw do tego tytułu osobom o niewielkim doświadczeniu, wiedzy i renomie jest pewnym zagrożeniem. Może doprowadzić do spadku jakości pisarstwa i zaufania do instytucji, jaką ma być krytyka. Z drugiej strony pozwala tchnąć nowego ducha w tę dosyć zachowawczą dziedzinę, otwierając możliwości przed młodymi osobami, które posiadają już pewną wiedzę, a przy tym chcą uczyć się dobrej krytyki w praktyce. Ostatecznie poszerza się grono osób zaangażowanych w refleksję nad muzyką, zarówno piszących jak i czytających. Taki proces przypomina nieco niedawną drogę uczelni w kierunku egalitaryzacji. Jeszcze przed rokiem na uniwersytety przyjmowane były potężne ilości studentów, od nich bowiem częściowo zależało finansowanie placówki. Z jednej strony taka praktyka nieuchronnie wiązała się z obniżeniem poziomu nauczania, z drugiej jednak, większej ilości młodych ludzi dała szansę poznania środowiska nauki, tym samym skracając dystans między mityzowanym profesorem, a przeciętnym obywatelem. To już jednak pieśń przeszłości, bo uczelnie na powrót mają stać się elitarne. Krytyka podąża w odwrotnym kierunku. Style muzyczne coraz silniej się mieszają, a więc naturalnie zacierają się granice między konkretnymi grupami odbiorców i grupami twórców. Wraz z krzyżowaniem zjawisk pojawia się potrzeba wypracowania nowego języka, który zdołałby je opisać. Wydaje się, że młodzi krytycy świetnie radzą sobie z tym zadaniem, a niska średnia wieku laureatów tegorocznej odsłony konkursu jest tego najlepszym świadectwem. Wiedzą po co i dla kogo piszą, bacznie obserwują nowe zjawiska i żywo na nie reagują. Znaczenie ich działalności, a także charakter zmian zachodzących w świecie muzycznym bodaj najlepiej ilustruje fakt, iż nagroda za debiut przyznana została młodemu Przemysławowi Góreckiemu, autorowi tekstu o Maryli Rodowicz, postaci niekojarzonej z tzw. muzyką poważną. W rozmowie Górecki podkreślał m.in. to, że krytyk może dostrzec w utworach elementy nieodkryte, nieoczywiste i dzięki temu zainteresować nimi osoby, które do tej pory omijały je szerokim łukiem. Z kolei laureat Grand Prix, Rafał Wawrzyńczyk przypominał, że za pomocą języka tworzyć można całe nurty muzyczne, a także nazywać zjawiska, których świadkami stajemy się uczestnicząc w kolejnych koncertach i festiwalach. Owoc takich wysiłków nie zawsze trafia do szerszej publiczności. Przyczyna jest prosta, media publiczne konsekwentnie rezygnują z codziennych recenzji koncertów i innych wydarzeń kulturalnych, krytyka znika z czasopism czy z radia, kolejne tytuły są zamykane, a w tych, które ostały się na rynku, brak miejsca na dokumentację wydarzeń. Przewodniczący jury konkursu, Daniel Cichy, zwracał uwagę na fakt, że z tego typu zapisków korzystamy my sami, badając obyczaje, które kształtowały życie muzyczne wieku XVIII, XIX, a nawet XX. Co pozostanie przyszłym pokoleniom, które pozbawione zostaną możliwości odwoływania się do myśli poprzedników?
Zdaniem Cichego brak nam krytyki podpartej instytucją – rozgłośnią radiową lub tytułem prasowym, a jej miejsce zajmują patronaty medialne. Patronat jest rodzajem transakcji wiązanej, dzięki której dana rozgłośnia, czy czasopismo pozyskuje prawo do dystrybucji pogłębionej wiedzy na temat wydarzenia, oferując w zamian jego promocję. Skuteczna reklama staje się wspólnym interesem obu stron, a więc wydarzenie jest starannie zapowiadane, opisywane, relacjonowane, krytyka natomiast jest niepotrzebna, a dodatkowo niesie za sobą spore ryzyko. Fiasko przedsięwzięcia rzuciłoby nieciekawe światło na samo medium – mogłoby sugerować, że decyzja o objęciu patronatem nie była do końca trafiona, media „dały się oszukać” lub po prostu coś „nie wyszło”. Na to „nie wyszło” nie bardzo jest miejsce w świecie mediów tradycyjnych, które mimo oczywistych zmian na przestrzeni lat, nadal prezentują rzeczywistość w dużej mierze wyidealizowaną.
Na krytykę coraz bardziej otwierają się natomiast organizatorzy wydarzeń, którzy chętnie zwracają się do publiczności z prośbą o dokonanie oceny tego, co sami proponują. Wiedzą, że potrzebują odbiorcy, szanują go, biorą pod uwagę jego zdanie i realizują uwagi. Cenią sobie także opinie krytyków, zapraszając do wypowiedzi na łamach gazet festiwalowych, czy portali internetowych. Takie praktyki mają oczywiście ograniczoną skalę, pozostają w kręgu publiczności, wykonawców i organizatorów konkretnego wydarzenia, spełniają jednak wszystkie zadania, przed którymi stoi krytyka. Zdaniem Miklaszewskiego dobra krytyka może uwrażliwić słuchacza, sprawić, że po wysłuchaniu komentarza, czy przeczytaniu recenzji, przysłucha się ulubionym kompozycjom z większym skupieniem, a następnie sam zaczynie formułować uważniejsze sądy. Krytycy poddają refleksji muzykę najnowszą, co jest zadaniem arcytrudnym, ale nieocenionym, bo choć krytyk często bywa zagubiony w nieznanej materii dźwiękowej, a jego myśli krążą ścieżkami innymi niż te obrane przez wykonawcę czy odbiorcę, stara się je wszystkie opisać i pomaga wyciągnąć wnioski. Ostatecznie krytyk stanowi pomost nie tylko między muzyką a odbiorcą, ale także między wykonawcą a słuchaczem. Pozostając życzliwie obiektywnym krytyk może sugerować wykonawcy co powinien poprawić, aby lepiej dotrzeć do słuchacza. Swobodna wymiana myśli między odbiorcą, krytykiem a wykonawcą może tym samym pomóc w lepszym zrozumieniu intencji muzyka i potrzeb słuchacza. Krytyka to wyraz szacunku dla wszelkich podmiotów zaangażowanych w tworzenie dzieła, a nie wyraz lekceważenia czy pogardy. Odbiorca pozbawiony tej krytyki przez media publiczne stale jest przez nie bałamucony i mamiony. Media pokazują świetlaną wizję tego, co proponują twórcy, wzbudzają zainteresowanie, wabią, lecz nie skłaniają do refleksji nad tym, jaka jest rzeczywista wartość dzieła czy wydarzenia. Słuchacza, czytelnika traktują więc czysto instrumentalnie – jego jedynym zadaniem ma być „skonsumowanie” podanej treści.
Wydawałoby się, że wraz z rozwojem Internetu trwale zmienił model relacji twórca-przekaźnik-odbiorca. Sieć to medium oparte na komunikacji, szeroko dostępna platforma wypowiedzi, w której granica między autorem a odbiorcą mocno się zaciera i która dzięki temu stanowi niesamowity potencjał aktywizacji społecznej. Internet boryka się jednak z wieloma problemami, począwszy od chaosu informacyjnego, przez wątpliwą rzetelność danych, aż po częsty brak merytorycznej dyskusji, oferuje jednak jakąkolwiek przestrzeń do refleksji i wymiany myśli „szaremu” odbiorcy. Choć, jak zauważył laureat nagrody za felieton, Aleksander Przybylski, porównując krytykę muzyczną do filmowej, nie powstał jeszcze muzyczny „filmweb”, tekstów o muzyce w Internecie pokazuje się coraz więcej, a spośród nich wyciągnąć można prawdziwe perełki. Cytując Andrzeja Mądro, autora książki wyróżnionej przez publiczność, „Internet jest biblioteką świata, w której swoje zbiory umieszczają zarówno czasopisma, jak i całe instytucje”. Coraz częściej także słuchacze o najwyższych kompetencjach i renomie, czego koronnym przykładem jest blog Doroty Kozińskiej. Sięgając daleko wstecz, blogi traktowane były nieco z przymrużeniem oka – jako internetowe pamiętniki, grupy wsparcia, amatorskie kluby dyskusyjne. Obecnie stanowią jednak bardzo poważne pole działalności krytycznej. Jego niewątpliwą zaletą jest niezależność autora, którego nie wiąże tutaj kontrakt z żadną instytucją. Problemem pozostają fundusze konieczne do tego, aby krytyk uczestniczył w wydarzeniach, które poddaje ocenie. Kilka miesięcy temu okazało się, że tę przeszkodę można łatwo usunąć, co pokazała zbiórka pieniędzy przeprowadzona za pośrednictwem portalu Polak Potrafi przez Kozińską. Pieniądze zaczęły napływać w zawrotnym tempie, okazało się, że szczerze oddanych czytelników Pani Dorota ma ilości niezliczone, a sama zbiórka stała się wydarzeniem silnie aktywizującym środowisko. Kozińska udowodniła, że działalność krytyczno-muzyczna w sieci traktowana jest na tyle poważnie, że bezinteresowni, acz zainteresowani, czytelnicy gotowi są przeznaczyć na ten cel własne środki.
Reasumując, obecnemu statusowi krytyki muzycznej brakuje jeszcze nieco do ideału. Media jej unikają, wykonawcy się obawiają, a odbiorcy nie zawsze decydują się na wysiłek intelektualny, którego wymaga obcowanie z cudzą refleksją. Mimo wszystko, Daniel Cichy otworzył tegoroczną galę konkursu krytyków słowami, „nie jest chyba aż tak źle, skoro wciąż mamy kogo nagradzać”. No właśnie. Nagradzamy krytyków, Ziemię wciąż jeden stopień dzieli od katastrofy klimatycznej, może Pinker i Miklaszewski mają odrobinę racji?
[1] Ciekawych koncepcji Pinkera zapraszam do przeczytania artykułu https://przekroj.pl/spoleczenstwo/ewangelia-wedlug-pinkera-tomasz-stawiszynski a zainteresowanych rozważaniami nad statusem krytyki, dalej w głąb tekstu.
Spis treści numeru IV edycja Konkursu Polskich Krytyków Muzycznych KROPKA
Felietony:
Łucja Siedlik, Dobrze jest, czy źle? Kilka słów o dzisiejszej krytyce muzycznej
Olga Drenda, The Future Sound of Poland
Wywiady:
“Teza o istnieniu cyfrowych tubylców i cyfrowych imigrantów jest trafna”. Wywiad z Andrzejem Mądro
Recenzje:
Karolina Dąbek, Trans jesieni – zmierzch awangardy. Warszawska Jesień 2017
Publikacje:
Rafał Wawrzyńczyk, Ciemne centrum
Edukatornia:
Przemysław Górecki, Posłuchajmy, co tak gra. Sześć razy Maryla Rodowicz
Kosmopolita:
Dirk Wieschollek, Egotycy z piętą achillesową (Ego-Shooter mit Achillesferse)
Rekomendacje:
Andrzej Mądro, “Muzyka a nowe media. Polska twórczość elektroakustyczna przełomu XX i XXI wieku”
Numer dofinansowano ze środków Instytutu Muzyki i Tańca