Materiały promocyjne organizatora

recenzje

OFF Festival 2012 – refleksje

Katowicki OFF Festival rozpoczął się 3 sierpnia. Pociągi i autobusy przepełnione były zmierzającą w kierunku Śląska masą fanów muzyki alternatywnej… Czyli jakiej? Istniejącej w opozycji do kultury masowej, nietuzinkowej, wydawanej sumptem niezależnych wytwórni płytowych lub hołdującej niepowszechnymi ideałom. W XXI wieku pojęcie to traci jednak na wartości, a każdy z niszowych artystów prędzej czy później okaże się być ofiarą sprawowanego przez Wielką Czwórkę muzycznego oligopolu. Dyrektor artystyczny OFF-a, Artur Rojek, proponuje więc wydarzenie celebrujące muzykę niezależną. Pomysł Rojka narodził się w 2006 roku i rozwija się do dziś. Dokąd doszedł tym razem?

Jeśli rzucić okiem na tegoroczny program, widać, że organizatorzy starają się polską scenę festiwalową urozmaicić przedsięwzięciem, na którym występują niszowi artyści każdego gatunku. Na OFF-ie (z założenia) mieliśmy więc metal, rock, hip hop, muzykę elektroniczną i inne. Z założenia tylko, bowiem w sporej części przypadków miałam wrażenie, że słucham nowych wcieleń zespołu Myslovitz. Zadania nie ułatwiało także rozmieszczenie scen – chcąc nie chcąc, fani grających o 16:00 Kobiet (w tym ja) słyszeli dźwięki odbywającego się nieopodal koncertu Cool Kids of Death (ile można?). Z masy polskich i zagranicznych “najciekawszych debiutów ostatnich lat” wyróżniali się jednak metalowi Baroness, Death in Vegas, Paula i Karol (rozweseliliby każdego) kIRk (polska elektronika, która wszędzie się obroni), Thurston Moore, The Antlers, Andy Scott oraz Afro Kolektyw (funkowo-hiphopowe granie rodem ze stolicy) i Retro Stefson (energiczna muzyka zespołu z Islandii). Do zapoznania się z twórczością powyższych artystów zachęcam wielbicieli muzyki popularnej i muzycznego eklektyzmu. Wyjątkowym przeżyciem był także koncert Mikołaja Trzaski, polskiego saksofonisty i kompozytora. Stojący cichutko pod Sceną Eksperymentalną festiwalowicze po raz pierwszy na żywo wysłuchali jego nietypowej, wstrząsającej ścieżki dźwiękowej z filmu Róża Wojtka Smarzowskiego.

Niedosyt czułam po koncercie pierwszej gwiazdy głównej sceny – brytyjskiego zespołu Metronomy, za którego muzyką przepadam. W rytmicznych i melodyjnych piosenkach brakowało silnego wokalu, a muzycy wyręczali niezrealizowane partie wstawkami instrumentalnymi. Ciężko było więc bezkrytycznie słuchać i skakać – nie lubię mieć wrażenia, że członkowie zespołu są zmęczeni już po pięciominutowym graniu. Odwrotnie było w przypadku Iggy Popa, frontmana formacji The Stooges – energiczny wokalista bawił się równie dobrze, co skacząca publiczność, zahipnotyzowana kawałkami Raw Power, Beyond the Law i resztą. Choć nie dotrwałam do końca koncertu, szaleństwa Iggy’ego zadośćuczyniły mi brak wrażeń, który cechował dla mnie pierwszy, upalny dzień OFF Festivalu. Jaki z tego wniosek? Lepiej inwestować w weteranów sceny niż w ekscytujące debiuty. Nikt nie rozrusza kilkutysięcznej publiczności lepiej od 65-letniego rockmana.

Opcją dla znudzonych lub zmęczonych gitarowym graniem uczestników była wizyta w tzw. Czarnym Namiocie, ufundowanym przez prezydenta Katowic w ramach projektu Katowice – Miasto Ogrodów. Wewnątrz instalacji prezydent oferował słuchaczom wygodne pufy, ekran z wizualizacjami oraz bezprzewodowe słuchawki, z których płynęła muzyka… Góreckiego, Szabelskiego, Knapika. Była to przestrzeń, w której gasła potrzeba bycia innym – nawet najbardziej zdeterminowani hipsterzy wychodzili z przerażeniem na twarzy, zostawiając w środku garstkę wielbicieli muzyki współczesnej. Bardzo trafiony pomysł – prawdziwa alternatywa!

Czym jest więc gloryfikowana przez Rojka i resztę niezależność? Etykietka niszowego festiwalu przylgnęła do planowanego przez dyrekcję artystyczną line up’u, co roku wypełnionego przedstawicielami gatunków muzyki gitarowej, elektronicznej, jazzu i innych. Za offowe mogę uznać także brak informacji czy sprawozdań z tego wydarzenia w krajowych mediach – bardzo to smutne, że zwycięzca European Festival Awards przegrał w tej kwestii z Festiwalem Woodstock, prezentującym znacznie uboższy program muzyczny. O wydarzeniu w Dolinie Trzech Stawów pojęcia nie miało także kilkoro zaczepionych przeze mnie mieszkańców Katowic… Jak więc off, to off.

Alternatywny charakter festiwalu zdawał się jednak przygasać za bramą wejściową. Wszędzie, pomimo wszechobecnych przypomnień o niszowym charakterze przedsięwzięcia, słuchaczom towarzyszyło różowe logo międzynarodowej korporacji T-Mobile. Uczestnicy, w zatrważającej większości składający się z pseudohipsterów i samozwańczych zwolenników kultury off, mogli więc wylegiwać się na różowych pufkach lub korzystać z budki zdjęciowej sygnowanej wielkim T. Bawiący się pod szyldem najbardziej komercyjnego z możliwych sponsorów, ubrani w niemalże identyczne stroje (czy wszyscy na raz chcieli być alternatywni?) słuchali artystów niszowych i, na przykład, Kasi Nosowskiej – bywalczyni festiwali komercyjnych, juwenaliów, krajowych przeglądów piosenki. Jak więc off, to… no właśnie, off?

W styczniu tego roku OFF Festival zwyciężył w kategorii Najlepszy Europejski Festiwal Średniej Wielkości w konkursie Festival Awards. Jeśli wierzyć wywiadowi opublikowanemu w oficjalnym wydawnictwie OFF-a, Artur Rojek czuł się onieśmielony: Być może ktoś na moim miejscu uważałby, że mu się ta nagroda w stu procentach należy, ale ja mam poczucie, że wciąż jestem w drodze[1]. Zgadzam się. Wszystko jest jeszcze przed nami – poprawianie, ulepszanie i  kolejne nagrody. Niezależność w muzyce to jedno, niezależny charakter festiwalu – drugie. Oczywistością jest, że każde wydarzenie tego typu potrzebuje sponsorów – wiadomo też, że będą to sponsorzy komercyjni. Chciałabym więc, by następne edycje OFF Festivalu przyniosły mniej zapewnień. Dziesiątki tysięcy wybierają OFF dla muzyki – niech to ona będzie niezależna.

———————

[1] “Przewodnik Festiwalowy”, str. 4, wydawnictwo OFF Festival.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć