Wojciech Ziemowit Zych, fot. Marta Filipczyk, materiały festiwalowe

recenzje

"Spotkanie z innym otwiera nieskończoność". III Symfonia Wojciecha Ziemowita Zycha.

Do zadań festiwalu Wratislavia Cantans należy nie tylko wykonywanie klasycznego czy dawnego repertuaru oratoryjno-kantatowego, ale także promowanie najnowszej twórczości. Służą temu coroczne zamówienia utworów, przeznaczonych, zgodnie z ideą festiwalu, na obsadę wokalno-instrumentalną. W tym roku przy wsparciu Instytutu Muzyki i Tańca zamówiono nową kompozycję u krakowskiego kompozytora, Wojciecha Ziemowita Zycha (ur. 1976). Podczas koncertu 8 września wykonała ją Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Wrocławskiej pod batutą Szymona Bywalca.

III Symfonia Wojciecha Ziemowita Zycha powstawała przez ostatnie dwa lata i składa się z trzech poetycko zatytułowanych części: Na-brzmienie, Wy-brzmienie oraz Słowo. I rzeczywiście, brzmienie, jego specyficzne jakości oraz sposób potraktowania orkiestry, okazują się w tym utworze kluczowe. Kompozytor wykorzystał cały szereg subtelnych technik w różnych grupach instrumentów, a ich efekt dźwiękowy jest intrygujący. Słychać tu mikrotony, glissanda, flażolety. W fortepianie odzywają się wysokie alikwoty, wykonawcy pocierają struny pałeczkami, a instrumenty dęte często wykorzystują tłumiki. Flażolety, gra przy podstawku, gra drzewcem czy zwiększony nacisk smyczka wzbogacają partie instrumentów smyczkowych. Wszystkie te elementy stają się tylko ułamkiem pełnego, złożonego brzmienia całego zespołu.

Cała koncepcja utworu opiera się na przestrzennym rozmieszczeniu orkiestry. Dyrygent czuwa nad wszystkimi wykonawcami w centralnym miejscu widowni. Po obu stronach publiczności rozmieszczone są dwa składy instrumentalne. Dużą rolę odgrywają w nich instrumenty smyczkowe, ale także dęte o niskich rejestrach (m.in. trąbka, puzon, klarnet basowy i kontrabasowy, saksofon tenorowy i altowy).  Na scenie pojawiają się dwie grupy perkusji i róg. W części drugiej do wykonawców dołącza duet fortepianowy (Lutosławski Piano Duo), a w ostatniej, dwójka wokalistów (Maciej Straburzyński – bas-baryton oraz Anna Ciuła-Pehlken – sopran). Dzięki urozmaiconej, rozrzuconej po sali obsadzie symfonia staje się też prawdziwym spektaklem. Między wykonawcami nawiązuje się kontakt ruchowy i wzrokowy, podtrzymywany mimo odległości, a słuchacze zostają otoczeni dźwiękiem.

Szymon Bywalec, fot. Joanna Stoga:

galeria Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans

Każda z części prezentuje brzmienia o różnej jakości i intensywności. Pierwsza, zatytułowana Na-brzmienie rozpoczyna się lekkim rozdygotaniem i pulsowaniem. Bezdźwięczne szmery, tryle i pojedyncze poruszenia ustępują miejsca regularnym glissandom w górę i w dół. Po chwili ożywienia i dialogu między instrumentami wszystko ulega zatrzymaniu. Dopiero po pauzie całego zespołu głosy odzywają się na nowo.

Już na początku utworu uderza szczególna jakość dźwięku, która nie daje się jednoznacznie skojarzyć z żadnym innym nurtem czy kompozytorem. Są tutaj gwizdy, jęki i ciche, szkliste brzmienia Słuchacz po pewnym czasie przyzwyczaja się do tych wrażeń i zaczyna rozpoznawać rządzące nimi zależności – nie tylko czasowe, ale i przestrzenne. Partie instrumentalistów rozmieszczonych po obu stronach sali często płynnie się uzupełniają. Słuchacz ma dzięki temu wrażenie fali dźwiękowej, która przetacza się przez rzędy publiczności. Fali, która na przemian wzbiera i wybrzmiewa, a następnie powraca, choć za każdym razem w nieco innej postaci. Na każde brzmienie składa się cały szereg mniejszych przyczynków, czasami wyodrębniają się wśród nich kontrastujące jakości dźwięków krótkich i chwiejnych oraz długich i stabilnych, wysokich i delikatnych oraz niskich, „głębinowych”.

W części drugiej, Wy-brzmienie, na scenę wkracza duet fortepianowy. Staje się on przestrzennym łącznikiem między obiema grupami instrumentalistów. Brzmienia nabierają tutaj mocy, a równocześnie coraz większego zróżnicowania. Są wśród nich odgłosy delikatne i płynne (szuranie pałeczkami po strunach fortepianu, bezdźwięczne terkotanie dętych, pocieranie pudła rezonansowego kontrabasu), ale także ostre, głuche czy impulsywne. Wiele do tych nowych jakości wnosi fortepian, który czasem brzmi bardzo delikatnie, a kiedy indziej metalicznie lub dudniąco. Rejestry ulegają polaryzacji – od niskich uderzeń fortepianu czy tubalnych brzmień instrumentów dętych po wysokie flażolety instrumentów smyczkowych. Coraz większa staje się też tendencja do powtarzalności i stopniowego przyspieszania tempa. W tej powtarzalności, a zwłaszcza w rytmicznym, coraz bardziej nerwowym pocieraniu strun fortepianu, zaznacza się pewien wysiłek. Przywodzi on na myśl ludzki oddech czy ruch, a pianiści stają się dzięki temu w jeszcze większym stopniu aktorami. Pod koniec w rytmicznym geście poruszane są coraz wyższe struny fortepianu, dźwięk zanika w wysokich rejestrach.

Lutosławski Piano Duo, fot. Joanna Stoga:

galeria Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans

Choć wrażliwość na słowo i jego potencjał ujawnia się już w tytułach dwóch pierwszych części, to sam tekst pada dopiero w części trzeciej. Rozważania Emmanuela Lévinasa zaczerpnięte z eseju Całość i nieskończoność w polskim przekładzie Małgorzaty Kowalskiej ukazują tutaj swój literacki, wręcz poetycki wymiar.  Dzięki opracowaniu muzycznemu zagadkowy, metaforyczny język filozofa staje się nawet bardziej zrozumiały. Decyduje o tym sama obecność dwojga solistów, którzy pojawiają się na początku ostatniej części symfonii na tyłach widowni. Ich stopniowe schodzenie w stronę sceny, na której nastąpi oczekiwane spotkanie  może obrazować relację międzyludzką. W tekście Lévinasa najlepiej podsumowuje ją jedno zdanie: Spotkanie z innym otwiera nieskończoność. Ważny jest jednak też sam sposób traktowania tekstu. W partiach wokalnych wyodrębniają się słowa klucze nadające aurę i sens poszczególnym cytatom. Są wśród nich wyrażenia takie jak słowo, miłość, klucz, spotkanie. Powtarzane i kontemplowane, naprowadzają słuchacza na najważniejsze treści. Śpiew okazuje się przy tym dość melodyjny i swobodny. Wiele w nim melizmatów i powtórzeń, powracania tych samych wątków i słów.

Relacje muzyczne między solistami przejawiają się na różne sposoby. Są to przede wszystkim kontrasty barwy i maniery śpiewania. Głos Macieja Straburzyńskiego (bas-baryton) – niski, czysty, żarliwy, z naturalną dykcją – przeciwstawiony został wyższej, bardziej afektowanej i  wytężonej, ale precyzyjnie wykonanej partii Anny Ciuły-Pehlken (sopran). Głosy często kontrapunktują się nawzajem w tle albo powtarzają po sobie pojedyncze frazy. Pod koniec śpiewają wspólnie, twarzą do publiczności.

Anna Ciuła-Pehlken fot. Joanna Stoga:

galeria Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans

Maciej Straburzyński fot. Joanna Stoga:

galeria Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans

Fragmenty wokalne oddzielone są interludiami instrumentalnymi, które swym materiałem nawiązują do poprzednich części. Znowu słychać tu rytmiczne pocieranie pałeczkami strun fortepianu, delikatne szmery czy wysokie flażolety instrumentów smyczkowych. Pod koniec utworu warstwa słowna w szczególny sposób komponuje się z subtelną warstwą dźwiękową. Jest tu mowa o łagodności i o tym, że jest ona „niezwykle krucha, że łatwo ją zranić”. Na słowach „jak łagodne ciepło, w którym rozprasza się, promieniując” śpiewanych przez oboje wokalistów słychać delikatne figury w fortepianie. Przez jakiś czas brzmią jeszcze oddechy instrumentów dętych i uderzenia strun fortepianu. Ich rytmiczne szmery powoli wygasają.

W III Symfonii można odnaleźć wiele wątków typowych dla wcześniejszego dorobku Wojciecha Zycha – zainteresowanie przestrzenią, nietypowymi dźwiękami instrumentów, przywiązanie do dziedzictwa myśli europejskiej, zwłaszcza tej, która odnosi się do kondycji człowieka. Symfonia wydaje się jednak przede wszystkim dziełem pełnym, przemyślanym i przez to godnym podziwu. Jej dopracowany kształt daje doświadczenie spójności, które nie jest dzisiaj w muzyce ani zbyt częste, ani oczywiste. Przy tworzeniu tak wymagającej formy Zychowi udało się szczęśliwie uniknąć jej domknięcia Pod koniec muzyka rzeczywiście „rozprasza się”, zatacza łuk, który może kojarzyć się z jej delikatnym początkiem, „otwiera nieskończoność”.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć