recenzje

Transatlantyk. Część I – koncerty i konkursy

Przez jeden tydzień w roku Poznań ze stolicy Wielkopolski zamienia się w stolicę filmu i muzyki. Transatlantyk na swoim pokładzie gości hollywoodzkie gwiazdy, kompozytorów, reżyserów, filmowców, twórców i producentów. Jan A. P. Kaczmarek w rejs zabrał również wszystkich amatorów X muzy.

Światła. Kamera. Akcja!

Istne show pod batutą samego Jana A. P. Kaczmarka rozpoczęło drugą edycję festiwalu. Hollywood zawitało do Poznania. Gala otwierająca Transatlantyk nie była zwykłym koncertem, lecz prawdziwym przedstawieniem. Na scenie gościła orkiestra L’Autunno pod dyrekcją Adama Banaszaka (wywiad z dyrygentem można przeczytać TUTAJ), Motion Trio i Marcin Wyrostek. Miało być ciekawie, oryginalnie i z rozmachem. Plan niewątpliwie został wykonany, choć aż dwukrotnie w Auli UAM rozbrzmiewał motyw Mission: Impossible autorstwa Lalo Schifrina. 

Z pewnością nikt nie byłby zdziwiony, gdyby tego wieczoru po dachu poznańskiej filharmonii biegał Tom Cruise, ale tym razem w roli głównej wystąpił sam dyrektor festiwalu, Jan A. P. Kaczmarek. Luźno, w iście amerykańskim stylu witając gości, muzyków, władze miasta i swoich przyjaciół – niewątpliwe dał do zrozumienia, że jest to przede wszystkim jego dzieło. Inspiracją miała być postać prezydenta F. D. Roosvelta, który mimo szalejącej recesji zbudował Amerykę. Poznań zaś, mimo złej koniunktury, nareszcie stawia na kulturę – o czym zapewniał prezydent miasta Ryszard Grobelny, uroczyście otwierając festiwal. Dziękował Janowi A. P. Kaczmarkowi za sprowadzenie Transatlantykiem do stolicy Wielkopolski wielu różnych kultur, artystów, faktów i wrażeń.

Tego wieczoru na brawa zdecydowanie zasłużyli wszyscy akordeoniści. Solo, w tercecie, w kwartecie czy z orkiestrą – we wszystkich tych konfiguracjach akordeon brzmiał znakomicie. Motion Trio, wirtuozi gry na tych instrumentach, dla zgromadzonej w sali publiczności zagrali własne kompozycje (Karuzela, Cisza).

Ich żywioł, pasja i ogromna radość z wykonywania muzyki wprowadziły wszystkich w szampański nastrój. Motion Trio z powodzeniem mogłoby przekształcić się w Motion Quartet dzięki udziałowi niezwykle wrażliwego muzyka, Marcina Wyrostka. Właśnie jako kwartet wykonali kompozycję Train to Heaven. Wspólnie pokazali mistrzostwo pod względem techniki gry na akordeonie, niekonwencjonalnego wykorzystania instrumentu (np. traktując go jak instrument perkusyjny) oraz uświadomili wszystkim, że wspólne muzykowanie profesjonalistów może być doskonałą rozrywką.

Marcin Wyrostek wykonał z orkiestrą Libertango Astora Piazzolli. W sali tonącej w czerwonym świetle zabrzmiało namiętne tango – dialog dwóch bohaterów wieczoru – orkiestry i akordeonu.

W znanym standardzie muzyki filmowej Tango por una Cabeza pochodzącym z filmu Zapach kobiety (z Al Pacino w roli głównej) swój kunszt wykonawczy zaprezentowały wszystkie gwiazdy hollywodzko-poznańskiego wieczoru. Wydawałoby się, że wykonanie tak znanego przeboju muzyki filmowej nie może już niczym zaskoczyć. Okazało się jednak, że artyści swoją interpretacją utworu zahipnotyzowali publiczność.

Podczas tego wieczoru miały też miejsce dwie premiery. Obie dotyczyły utworów skomponowanych przez Jana A. P. Kaczmarka. Pierwszym z nich był Koncert Jankiela wykonany po raz pierwszy z udziałem trzech akordeonów (Motion Trio) i orkiestry symfonicznej (utworowi towarzyszył film wspominający Transatlantyk 2011). Drugi zaś był motywem z filmu The Time Being, którego premiera planowana jest na wrzesień 2012 roku.

Zapowiedzią autorskiego koncertu znanego amerykańskiego kompozytora muzyki filmowej, Marka Ishama, był utwór z filmu Warrior, w którym pojawiały się cytaty ze słynnej Ody do radości Ludwiga van Beethovena.

Na słowa uznania zasługują młodzi muzycy orkiestry L’Autunno pod dyrekcją Adama Banaszaka. Artyści, którzy w większości są studentami lub absolwentami Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu, wykazali się dużym zaangażowaniem i profesjonalizmem, bawiąc zgromadzonych gości interpretacją przebojów muzyki filmowej.

Pierwszy wieczór był mieszanką przepychu i splendoru. Miejmy nadzieję, że amerykańskie gwiazdy nie na darmo będą przemierzać Atlantyk, a czerwone dywany w Poznaniu będą uzasadnione. Bądź co bądź – Niech żyje Poznań! – jak powiedział Jan A. P. Kaczmarek, gdy jego statek wypływał na szerokie wody filmu i muzyki.

Isham w Operze

Transatlantyk to festiwal filmu i muzyki. Nieprzypadkowo na pierwszym miejscu wymieniany jest film. Na ponad 170 proponowanych seansów przypadł jeden koncert – 19 sierpnia w Teatrze Wielkim w Poznaniu usłyszeliśmy kompozycje Marka Ishama. Na festiwal zaproszonych było wielu znamienitych gości, wśród nich przede wszystkim kompozytorzy muzyki filmowej. Szkoda, że tylko jeden z nich mógł zaprezentować swoją twórczość… Może w przyszłym roku obok reżyserów i aktorów do głosu dojdą także muzycy? W kinie plenerowym filmowe klasyki oglądano w specjalnie przygotowanych łóżkach, podczas gdy na wielbicieli muzyki czekał tylko jeden (nie)specjalny koncert.

Koncert Marka Ishama w Poznaniu był niewątpliwie wydarzeniem ciekawym. Muzyka, która zazwyczaj gości na srebrnych ekranach, przeniosła się z multipleksów na operowe deski. Zabrakło tylko coli i popcornu, reszta była rdzennie amerykańska. Cała scena poznańskiej opery zapełniona była muzykami, którzy czarowali słuchaczy swoją grą, starając się jednocześnie oczarować ich granymi kompozycjami. Do pomocy ruszyli z ekranu (na którym wyświetlane były kadry z prezentowanych filmów mające przypominać o magii kina) m.in. Brad Pitt, Samuel L. Jackson, Scarlett Johansson, Tommy Lee Jones, Robert Redford, Meryl Streep i Tom Cruise. Była to pomoc nieoceniona – w innym wypadku koncert największej gwiazdy Transatlantyku nie byłby dostatecznie hollywoodzki.

W programie koncertu znalazła się głównie muzyka z najnowszych filmów Marka Ishama, powstałych już po roku 2000. Wyjątkiem była Rzeka życia – za którą kompozytor został nominowany do Oskara, a także Moderniści – muzyka z tego filmu została wyróżniona nagrodą LAFCA.

L’Autunno pod batutą Adama Banaszaka, Poznański Chór Kameralny pod dyrekcją Bartosza Michałowskiego oraz Mark Isham (trąbka solo) rozpoczęli koncert od filmu Regulamin zabijania z 2000 roku. Następna w programie znalazła się oscarowa produkcja Rzeka życia oraz muzyka z filmu Przygoda na Antarktydzie.

Za sprawą muzyki z Czarnej Dalii oraz Modernistów publiczność poczuła lekko swingujący i jazzujący klimat minionego wieku. Kompozytor grał na trąbce, nie zabrakło też akcentów romantycznych – utwór z filmu Moderniści Mark Isham zadedykował swojej żonie z okazji rocznicy ślubu.

W drugiej części koncertu publiczność usłyszała muzykę do Vince Niepokonany oraz Cudu w Lake Placid (tematyka obu obrazów jest podobna, dotyczy walki amerykańskich sportowców o zwycięstwo za wszelką cenę, pomimo trudności), poza tym utwór z filmu Ukryta Strategia. Jednak jedną z najciekawszych kompozycji w koncertowym programie była muzyka do jednego z najnowszych seriali amerykańskich Dawno, dawno temu, opowiadającym o baśniowych postaciach zaklętych i uwięzionych w rzeczywistym świecie. Na wytrwałych czekała nagroda. Na sam koniec koncertu muzycy zaserwowali kompozycję, która mogła oczarować lub czarować – prawdziwą magią. Muzyka ilustrująca tajemnicze lasy, kręte ścieżki, wróżki i złe czarownice. Któż wie, może ta melodia zdołała obudzić operowe upiory i to ich cienie wędrowały między słuchaczami?

Wydaje się, że największe wrażenie na słuchaczach zrobiła muzyka z gangsterskiej Czarnej Dalii, która tworzyła klimat gęstego, papierosowego dymu, towarzyszącego zagadkowemu morderstwu. Melodia z serialu Dawno, dawno temu w niezwykły sposób budowała baśniowy i czarodziejski klimat. Tajemniczy motyw przechodzący przez partie różnych instrumentów tworzył atmosferę ciemnego lasu, gdzie bajkowe postaci stają do boju po stronie dobra albo zła.

Utwory Marka Ishama w zdecydowanej większości, prezentowane bez obrazu, przywołują niezmiennie na myśl schemat takiej samej historii: wstęp, przygody bohatera, komplikacje i szczęśliwe zakończenie. Czy są to sportowcy czy żołnierze, układ jest ten sam. Tak już jest, american dream może mieć tylko jedno zakończenie, a życie Marka Ishama jest doskonałym przykładem na to, że to prawda. Koncert największej gwiazdy festiwalu oscarowy nie był, ale artysta upewnił nas, że magia kina bez muzyki nie istnieje. Melodia może żyć własnym życiem, zaś ruchome klatki bez dźwięku na zawsze pozostaną sierotami.

TRANSATLANTYK Instant Composition Contest

Formuła tego konkursu jest nietypowa. Młodzi kompozytorzy tworzą muzykę chwilę po tym, jak po raz pierwszy obejrzeli fragment filmu. Wyrwana z kontekstu milcząca scena, fortepian i pomysły młodych muzyków na to, jak całość powinna brzmieć – to wszystko działo się na scenie w czasie konkursowych przesłuchań.

Niewątpliwie było to wymagające pięć minut dla każdego, kto się na niej pojawiał. Kim jest bohater? Jak znalazł się w miejscu, w którym go oglądamy? Jaka powinna być charakteryzująca go melodia? Muzycy musieli nadać obrazowi klimat, zauważyć detale, opowiedzieć publiczności nieznaną sobie historię.

W tym roku finaliści zmagali się ze sceną pochodzącą z filmu The Time Being. Jest to debiutancki film Nenada Cicin-Saina, do którego Jan A. P. Kaczmarek tworzy obecnie muzykę. Jego propozycję do tej sceny mieliśmy okazję wysłuchać podczas gali otwarcia festiwalu. Wybrany fragment filmu przedstawiał głównego bohatera, artystę malarza, w chwili, gdy po długiej przerwie powraca do niego natchnienie. Jego życie i kariera nie układały się najlepiej – wystawa zakończona porażką, twórcza blokada. Wszystko zmienia się, gdy poznaje starego mistrza – malarza, który od dawna udawał, że nie żyje. To spotkanie diametralnie zmienia postawę głównego bohatera. Sięga po pędzel i pierwszy raz w życiu maluje obraz, który nie jest już abstrakcją. Scena więc przedstawiała triumf. Proces twórczy zakończony sukcesem – gotowym dziełem.

Początkowo uczestnicy obejrzeli tylko niemą scenę i zaraz potem prezentowali swoje kompozycje. W tym roku, wyjątkowo, odbyła się druga runda. Jan A. P. Kaczmarek postanowił dać kompozytorom te same wskazówki, które sam otrzymał od reżysera. Tym sposobem uczestnicy konkursu, bogatsi o kontekst i wiedzę na temat głównego bohatera filmu, mogli zaproponować jury zupełnie coś innego.

Młodych kompozytorów oceniali: Jan A. P. Kaczmarek (przewodniczący jury, kompozytor muzyki filmowej), Leszek Możdżer (pianista jazzowy), Peter Golub (kompozytor i dyrektor muzyczny Instytutu Sundance), Rolfe Kent (amerykański kompozytor muzyki filmowej), Vasco Hexel (kompozytor, wykładowca Royal Collage of Music w Londynie).

Kandydaci do zwycięstwa mieli przeróżne pomysły na to, aby przekonać do siebie jury. Jedni byli bardziej pewni siebie, inni podchodzili do fortepianu zachowawczo. Zadanie było tym trudniejsze, że widownia oglądała film kilkakrotnie. Po kilku pierwszych wyświetleniach każdy posiadał własną interpretację oglądanego fragmentu – muzyka zaś nie zawsze musiała zgadzać się z pomysłem widza lub jury, choć mogła być naprawdę dobrze skomponowana. Na scenie gościła różnorodność – od minimalizmu, przez delikatne kantylenowe melodie, aż do muzyki współczesnej. Wygrała ta ostatnia.

Zwycięzca konkursu – Jacek Szwaj – podszedł do swojego zadania brawurowo i zdecydowanie najodważniej. W swojej kompozycji śpiewał, preparował fortepian, wykorzystywał go jako instrument perkusyjny. Jego kompozycja była bardzo emocjonalna, wyrażała napięcie i determinację. I to przekonało jury.

Wybór nie był w tym roku prosty – laureatami konkursu zostało aż 6 osób: 

I miejsce – Jacek Szwaj

II miejsce – Marta Grzywacz

III miejsce – Jacek Obstaczyk

Wyróżnienia: Noam Sivan, Nikola Kołodziejczyk, Jarosław Praszczałek

Transatlantyk Music Film Competition

Formuła drugiego konkursu jest już dużo bardziej standardowa – co absolutnie nie oznacza, że kompozytorzy mają łatwiejsze zadanie. Uczestnicy musieli stworzyć i nagrać muzykę do dwóch krótkich filmów.

W tym roku była to scena otwierająca film Mój przyjaciel Hachiko, do którego muzykę oryginalnie stworzył Jan A. P. Kaczmarek. Drugim filmem, do którego artyści musieli skomponować alternatywną muzykę była animacja The Great Escape! z 2006 roku, autorstwa ucznia Łódzkiej Szkoły Filmowej.

Skład jury tego konkursu: Mark Isham (amerykański muzyk i kompozytor muzyki filmowej), Raymond De Felitta (niezależny amerykański filmowiec, muzyk i pisarz), Richard Bellis (kompozytor, dyrektor i mentor ASCAP), Annette Focks (niemiecka kompozytorka i dyrygentka muzyki orkiestrowej, filmowej, teatralnej, jazzowej i pop).

Wybór był trudny, ponieważ wszystkie zaproponowane kompozycje fantastycznie dopełniały obraz, poza tym konkursowicze stanęli w szranki z samym Janem A. P. Kaczmarkiem. Większość uczestników przyznawała, że pisanie muzyki ilustrującej do animacji o uciekającym z telewizora słoneczka wiązało się z dużą ilością zabawy i humoru. Tak więc komponowanie, to nie tylko ciężka praca!

Jury podkreślało, że poziom konkursu był bardzo wysoki. Spośród 10 finalistów wyłoniło czterech laureatów:

I miejsce – Daniel Beijbom

II miejsce – Jan Glembotzki

III miejsce – Paweł Pudło

Wyróżnienie: Mikołaj Stroiński

And the Winner is…!

21 sierpnia w poznańskim Teatrze Wielkim rozdawano nagrody i podziękowania. Gala zamknięcia była zdecydowanie skromniejsza od koncertu otwierającego festiwal, ale za to bogata w osobistości odbierające nagrodę Glocal Hero Award oraz w laureatów dwóch konkursów kompozytorskich.

O festiwalowej nagrodzie Glocal Hero Award Jan A. P. Kaczmarek powiedział, że przyznawana jest osobom, które w swojej pracy poświęcają dużo czasu miejscu, w którym żyją i działają. Małżeństwo Elżbiety i Krzysztofa Pendereckich odbierało wyróżnienie wśród owacji zgromadzonej publiczości.

Jednym z utworów, który zabrzmiał na koncercie zamykającym tegoroczny festiwal były Trzy utwory w dawnym stylu Krzysztofa Pendereckiego, jest to jedyna kompozycja napisana przez kompozytora specjalnie na potrzeby filmu. Mowa tutaj o Rękopisie znalezionym w Saragossie w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa.

Na koniec, ponownie na brawa zasługuje festiwalowa orkiestra L’Autunno pod batutą Adama Banaszaka. Spisała się fantastycznie na wszystkich koncertach, dzielnie zmagając się z muzyką filmową. Sam Jan A. P. Kaczmarek zaproponował, żeby przemianować zespół na Transatlantyk Symphonic Orchestra. Mamy nadzieję, że za rok poznańska orkiestra będzie miała dalsze możliwości prezentowania swoich umiejętności.

Formuła festiwalu może się jednym wydawać nazbyt wydumana, innych zaś zachwycać pomysłowością i rozmachem. Miejmy nadzieję, że laureaci festiwalowych konkursów, oprócz nagrody zyskają również nowe możliwości i perspektywy, a do Poznania wziąż będą przyjeżdżać prawdziwe sławy i profesjonaliści ze świata filmu i muzyki. Byłoby dobrze, gdyby Transatlantyk wpisał się na stałe w festiwalowy kalendarz miasta.

Tegoroczna edycja z pewnością utwierdzi Jana A. P. Kaczmarka w przekonaniu, że warto organizować tego typu festiwale właśnie w Poznaniu. Wszystkie wydarzenia cieszyły się ogromnym powodzeniem, do stolicy Wielkopolski przyjechało zarówno wielu utalentowanych (choć jeszcze mało znanych) młodych kompozytorów, jak również amerykańskie gwiazdy. Sale kinowe i plenerowe łóżka były przepełnione, a kino kulinarne okazało się prawdziwym hitem. Jak powiedział dyrektor, zależy mu na tym, żeby Świat do nas przyjeżdżał, żeby Świat o nas wiedział. To zadanie na pewno zostało wykonane. 

II edycja festiwalu już za nami i choć światła dawno pogasły, a kamery zniknęły, to już dziś można zastanawiać się, kim będą kolejni goście festiwalu Transatlantyk 2013?

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć