Poczet skandalistów jest bardzo długi. Obok zaciekłych wojowników o prawo do mówienia swoim własnym głosem, stoją w nim bojownicy z zastanym porządkiem, a także i ci, którzy po prostu pisali muzykę, tak, jak potrafili najlepiej, a skandale wywoływali ich menadżerowie albo publiczność, jeszcze nie gotowa na zmiany.
W muzyce dwudziestego wieku skandal to codzienność. Ekscesy, bójki, gwizdy, buczenie, awantury, okładanie się parasolkami ma sali koncertowej… Historia muzyki dwudziestego stulecia toczyła się od skandalu do skandalu. Wściekli i źli kompozytorzy atakowali uszy słuchaczy coraz agresywniejszą kakofonią dźwięków, a publiczność dawała upust niezadowoleniu.
Chociaż może się wydawać, że bez względu na okoliczności melomani w salach koncertowych, filharmoniach i operach zawsze zachowują się kulturalnie i z godnością, nic bardziej mylnego. Dwudziesty wiek to stulecie nieustających starć między kompozytorami a słuchaczami.
Elegancka i kulturalna publiczność rozgrzana do czerwoności domaga się krwi! Nobliwe wiedeńskie sale koncertowe, eleganckie paryskie filharmonie i inne świątynie muzyki nie raz stawały się sceną ekscesów, bójek, a nawet interwencji policyjnych. Przypomnijmy kilka z nich.
Orgazm na scenie
Po długiej pogoni za nimfami faun (w tej roli Wacław Niżyński) osunął się na szarfę, którą podarowała mu jedna z nich… i zaczął się masturbować. Na widowni zapanowała konsternacja. Zaproszeni na pierwsze publiczne wykonanie dzieła Igor Strawiński i Jean Cocteau opuścili salę.
Zanim doszło do premiery próbowali jeszcze wyperswadować Diagilewowi jego śmiałą koncepcję. Jednak genialny impresario nie zamierzał zrezygnować z realizacji swojego planu. Przeczuwał, jaki potencjał niesie ze sobą taki skandal, jak skutecznie pomoże rozreklamować przedstawienie i jak szybko zamieni się w zysk.
Plotka rozeszła się lotem błyskawicy i w dniu premiery publiczność wiedziała już, co się święci. Melomani przybyli na koncert wyposażeni w gwizdki i w bojowych nastrojach. W stosownym momencie zaatakowali! Krzyczeli, buczeli i syczeli, a nazajutrz pałeczkę przejęła prasa. Recenzenci rwali włosy z głowy i grzmieli nad upadkiem obyczajów apelując o opamiętanie. Sprawą wreszcie zajęła się władza. Spektakl został zakazany. Wyuzdany faun musiał zejść ze sceny. Ale ostatecznie wygrał. Po licznych polemikach i apelach prasowych przedstawienie wróciło na afisz i jest na nim do dziś…
Najsłynniejszy skandal nowoczesnej Europy
Aż do 29 maja 1913 roku tancerze baletowi poruszali się na czubkach palców dbając, by przemieszczać się po scenicznych deskach z jak największą gracją. 29 maja 1913 roku wszystko się zmieniło. Tancerki i ich partnerzy stali na scenie z palcami nieelegancko skierowanymi do środka, mieli drgawki i skakali jak opętani. Instrumenty, które im towarzyszyły wtórowały im w sianiu zniszczenia! Podobno skandal, jaki miał miejsce podczas prapremiery Święta wiosny Igora Strawińskiego także zaplanowany i wyreżyserowany został przez Sergiusza Diagilewa. Ile jest w tym prawdy, nie wiadomo. Ofiar tego wieczoru było ich zapewne więcej niż tylko te, które zginęły na scenie w tańcu rytualnym. Panie z towarzystwa, które obrażono, pobici i posiniaczeni od uderzeń parasolami i laskami, obrzuceni wyzwiskami… Tumult i gwizdy zaczęły się wraz z pierwszymi taktami utworu. Stopniowo narastały, aż stały się tak głośne, że zagłuszyły orkiestrę i balet przestał słyszeć muzykę… Do końca utworu nie ucichły. Diagilew mógł odtrąbić wielki sukces!
Awantura z transmisją na żywo
Wydarzenia, do których w latach 50. doszło w Théâtre des Champs-Élysées mogli na żywo śledzić miłośnicy muzyki z całej Francji. W programie koncertu umieszczono trzy utwory – drugim z kolei była kompozycja Deserts współczesnego kompozytora Edgarda Varèse’a. Uwerturą i post scriptum do niego były dwa klasyczne dzieła – utwory Mozarta i Czajkowskiego, które miały uspokoić publiczność na wypadek, gdyby okazało się, że nie jest ona w stanie zaakceptować faktu, że jednym z instrumentów utworu środkowego był… odtwarzacz taśmy magnetofonowej… Nic to jednak nie pomogło. Po pierwszych dźwiękach utworu Varèse’a z widowni dało się słyszeć okrzyki, buczenie i gwizdy. Tumult nieomalże zagłuszył dźwięki dobiegające ze sceny – Stockhausen obsługujący magnetofon zwiększył natężenie dźwięku, ale nic to nie zmieniło. Publiczność kilkakrotnie próbowała przerwać wykonywanie utworu oklaskami, jednak muzycy zagrali go do ostatniej nuty. Od początku wiedzieli przecież, że wychowane na klasyce audytorium może nie zaakceptować tak śmiałej kompozycji. Jeszcze w trakcie transmitowanego przez radio utworu na miejsce przyjechała policja. Funkcjonariusze nie zdecydowali się jednak wkroczyć na salę. Słuchając relacji radiowej na żywo uznali najwyraźniej, że interwencja nie jest konieczna. Czekali jednak na wychodzących z teatru na wypadek, gdyby awantura miała przenieść się na ulicę.
Szykujcie gwizdki
Historia muzyki zna jednak także i skandale nieudane. Zgodnie z librettem Salome, śpiewaczka realizująca partię głównej bohaterki powinna rozebrać się na scenie, a potem na odciętej głowie swojego ukochanego złożyć nekrofilski pocałunek. I rzeczywiście. O ile w ponad stuletniej historii wykonań tej opery odcięta głowa zawsze była tylko atrapą, o tyle śpiewaczka lub jej sceniczna dublerka jakże często faktycznie zrzucała z siebie ubranie, stając przed publicznością zupełnie nago.
Zła reputacja autora libretta Salome, skandalisty Oscara Wilde’a była w chwili premiery powszechnie znana. Autor dramatów i wierszy w latach 90. dzewiętnastego wieku za stosunki homoseksualne został skazany na dwa lata ciężkich robót. Karę odbył w więzieniu pod Londynem. Dramat Salome, który stał się później librettem opery, napisał na początku lat 90. ale miał trudności z jego wystawieniem. Sztuka była zbyt kontrowersyjna.
Dobrze znane były też śmiałe poczynania Richarda Straussa na niwie kompozycji. Nonszalancki kompozytor zdążył już kilka razy nadużyć uprzejmości słuchaczy, serwując im utwory zbyt daleko odbiegające od ogólnie przyjętych zasad kompozycji, drażniące uszy dysonansami i nadmiarem chromatyki.
Premiera Salome w Austro-Węgrzech miała być wspaniałą katastrofą i piękną tragedią, wielkim succes de scandale z prawdziwego zdarzenia. Wszystko skończyło się jednak zupełnie inaczej – szałem zachwytu i owacją dla kompozytora, który za zarobione na tym utworze pieniądze kupił sobie dom.
* * *
Spis treści numeru Emocje w muzyce
Felietony
Karol Furtak, Bajka o sporze Jasia i Małgosi
Robert Gogol, „BPM”. Bóg – Przestrzeń – Miłość, czyli sekretna mechanika muzyki
Wywiady
Joanna Stanecka, Miłość w Des-dur na cztery struny, smyczek i wiolonczelę. Wywiad z Izą Połońską
Wojtek Krzyżanowski, PanGenerator: na styku sztuki i inżynierii
Recenzje
Wojtek Krzyżanowski, Hatsune Miku: watashi wa ningen! Jestem człowiekiem!
Robert Gogol, Diabeł decybelem
Publikacje
Szymon Atys, Szymanowski – „Kochanek”
Ewa Schreiber, Drugi dom. Dominik Połoński i muzyka współczesna
Edukatornia
Magdalena Kajszczak, Retoryka w służbie ekspresji w wybranych utworach Karola Szymanowskiego
Dorota Relidzyńska, Parasolkami, zębami, pazurami. Obrońcy muzyki w akcji
Kosmopolita
Dorota Relidzyńska, Sophie Karthäuser: od emocji ważniejsza jest…
Dorota Relidzyńska, Paryż. Miasto miłości… do muzyki!
Rekomendacje
Karol Furtak: „Jako artyści powinniśmy dążyć do prawdy” – rozmowa z Maestro Kazimierzem Kordem