Poniższy tekst mówi otwartym sercem o rzeczach, o których zazwyczaj się nie pisze. Z premedytacją wypuszcza się poza racjonalność, omija szerokim łukiem zespół myślenia ironicznego, czmycha z perlistym śmiechem przed naukowym żargonem. Autor nie ukrywa, że sam rzadko kiedy nazywa po imieniu „rzeczy” o których tu pisze – lepiej je po prostu odczuwać, niż ociosywać słowami i koncepcjami, które często przejawiają pewną niezwykle niebezpieczną i żarłoczną właściwość: zastępują sobą to, co miały opisać! Sięgasz później w siebie, a tam zamiast Boga jakieś o nim słowa! No ale dobrze już, dobrze. Napisałem to, co poniżej i z radością zapraszam do lektury. Tam gdzie mistrzowie lekko kreślą po niebie piórem poezji zwiewne firanki, ja włażę w dziurawych trampkach, w jednej ręce nadgryzione jabłko, drugą zasłaniam oczy przed oślepiającym słońcem.
Z kieszeni zwisa proca. Za mną!
Świat, który nas otacza to dźwięki, światła i promienie[1]. Wiem, że na czymś siedzisz, coś trzymasz w ręce, a w twojej głowie wiruje tęczowa klisza. Bierzesz za rzeczywistość kolorowe, ruchome obrazki widziane poprzez witraże umysłu. Szkła witraży barwione są farbami na bazie metali ciężkich, głównie ołowiu[2] . Te farby są toksyczne. Lepiej trzymaj się od nich z daleka. A gdyby naszła cię ochota przy tych szkiełkach pogrzebać, zmienić kształty, paletę barw – przy bliskim kontakcie ich chemia wniknie w ciebie i nic już nie będzie takie, jak przedtem. Ale przy dekompozycji, przy szybek wydłubywaniu, przestawianiu, myciu i malowaniu, są chwile, gdy niczym nie przesłaniane, porazi cię nagie Światło, prawdziwe i czyste. Warto. (Światło czyli świat+ło; krzyknij kilka razy w zachwycie: Świat! Łooo!!!! – właśnie tak! Czyż to, że widzisz Świat, nie powinno być powodem do radości?).
Dobrze. Ale jedyny sposób, aby coś naprawdę zmienić, to wydostać się na zewnątrz. Jak powiada zaprzyjaźniona psychologa „ludzie nie chcą zmiany, chcą tylko aby ich przestało boleć”. Jeśli tak, jeśli chodzi o chwilowe otwarcie tych zamalowanych okien, można to zrobić na wiele sposobów: od chemii po medytację, od sportu po górskie wędrówki, od literatury po muzykę wreszcie, muzykę, która zaczyna się tam, gdzie kończą się słowa. Tam, gdzie kończy się rozum. Chociaż nikt przy zdrowych zmysłach nie podejmie się próby zdefiniowania muzyki, wszyscy dobrze wiemy, czym muzyka jest i jak na nas działa.
A dlaczego tak na nas działa? To proste. Muzyka ma w sobie pierwiastek Boski, ponieważ stwarza w nas całe wszechświaty. Aby ta sprawczość mogła się przejawić, potrzebuje Przestrzeni. Aby Boskość zapłodniła Przestrzeń, potrzebna jest Miłość. To wszystko razem się dopełnia, uzupełnia i spełnia. To po prostu działa.
Bóg = Przestrzeń = Miłość. To wszystko jest jedno i to samo.
Bóg, Przestrzeń i Miłość, czyli Triada BPM. Triada BPM stanowi duchową osnowę dla dźwięku, pozwalając mu stać się Muzyką. Boskość Przestrzeń i Miłość to wspólny mianownik pełni człowieczeństwa. Jeśli dobrze się przyjrzeć, znajdziemy ją w każdym budującym czy zachwycającym przejawie ludzkiej działalności, z racji jej obecności, często określanym jako dzieło Sztuki. Czyli Sztuka to jej, Triady BPM dzieło. A największym, najwspanialszym i najbardziej kompletnym jej przejawem, jest Sztuka Bycia, nie mieszcząca się w ramach tzw. Sztuk Pięknych, wielka Sztuka Obecności. Ale to już temat na oddzielny esej. W każdym razie muzyka pozbawiona Triady BPM, muzyka bez duchowości to satanizm.
Ezoteryczna[3] Triada BPM, czyli Bóg = Przestrzeń = Miłość; il. Robert Gogol
A bywa też i tak, że Muzyka powstanie na niepełnej Triadzie BPM. Muzyczne istnienie powołane może zostać z pary, albo nawet z pojedynczego elementu Triady. Na przykład BM bez P – boskość z miłością ale bez przestrzeni: tu np. mogą powstać „twardogłowe” pieśni religijne o ciasnym, nieprzejednanym światopoglądzie; BP bez M: boskość z przestrzenią ale bez miłości: tu powstaną np. puste pseudo ambientowe niby-mantry w stylu New Age; B samo, bez P i M: boskość bez przestrzeni i bez miłości: tu nawet strach się zapuszczać myślą, może nie być odwrotu; MP bez B: tu może być gorąco; M samo bez P i B: tu możemy napotkać byty zrozpaczone; no i zostaje jeszcze przypadek samego P czyli czystej mechaniki niebieskiej, podanej nam na tacy z koronkową, barokową serwetą (a może nawet i kryzą).
A jak poszczególne składniki Triady rozpoznawać, odmierzać, jakimi środkami je w Muzyce dozować? Tu mamy dwie drogi: Prostą ale niełatwą, oraz Łatwą, ale nieprostą.
Droga Prosta, ale niełatwa to oczywiście tworzenie Muzyki poprzez swobodną improwizację. Jest to droga prosta, bo wystarczy być sobą i grać sercem, już ono wszystkie trzy elementy Triady poukłada we właściwy sposób, na odpowiednim miejscu i w czarownej proporcji. Ale też i właśnie przez to serce nie jest to droga łatwa, no bo kto ma czyste, stabilne i prawdziwe połączenie ze swoim sercem? A nawet jeżeli je ma, to co, gdy zamiast serca tłucze się tam wylękniona, wielkooka, żarłoczna i opasła końska mucha? Strzeż nas, dobry Opiekunie Wszystkich Małych Stworzonek[4] przed takim graniem!!! To nie jest łatwe muzykowanie, i to chyba nawet trudniejsze dla odbiorców niż dla muzyków, bo o ile za instrument może chwycić każdy, to tylko jeden na sto tysięcy nie narobi nam do środka.
Droga Łatwa, ale nieprosta to tworzenie Muzyki poprzez szeroko rozumiane jej komponowanie, czy to jako stawianie nut na pięciolinii, paczowanie w Maxie czy też kombinowanie z akordami na gitarze albo i kościelnych organach. W każdym wypadku jest to zestawianie ze sobą rozmaitych ingrediencji, w efekcie których powstaje mniej lub bardziej strawna zupa, albo i królewska uczta; uczta także wtedy, kiedy stanowi ją jeden jedyny, ale za to po królewsku podany, bukowy orzeszek. I to jest łatwe, ale nie jest proste. Z jednej strony mamy gromadzone przez setki lat repozytorium kompozytorskich technologicznych (instrument to też narzędzie, a jeszcze do tego maszyna) i muzycznych środków, gdzie czarno na białym napisane jest, jak działa cała ta muzyczna maszyneria, z drugiej mamy złapać to „coś”, czyli ile się da z Triady BPM i zakląć między nutami, albo padami MPC. Czyli z jednej strony wszystko wiadomo, a z drugiej nie wiadomo nic. I weź złóż to do kupy. Nie na darmo w języku czeskim „kompozytor” to „skladatel”!
A teraz parę słów o głównych osobach naszego muzycznego dramatu.
Bóg, czyli Precyzyjnie i Prawdziwie
Bóg; fot. Robert Gogol
Poszedł Mariusz na spotkanie z Bogiem. Wyczyścił palto, włosy z nosa powyrywał.
Szła do Boga Marianna, dobrą książkę wzięła. Powerbanka, 2700 miliamperogodzin, do plecaka wrzuciła.
Artur do Boga poszedł. Płyt najtrudniejszych torbę taszczył. Im mocniej Boga czuł, tym dalej tymi płytami rzucał (link). Ufa robił. Normalnie, czarne talerze latały. W okładki też patrzył. W jednej dziurę zrobił, nos wsadził, i węszy, jakie tam po drugiej stronie fetorki. Potem jeszcze z głowy te płyty powyrzucał.
A mały Krzysiu do Boga chodzić nie musi. Ma 5 lat i jest w Bogu cały, po uszy. Bogiem patrzy i oddycha, chodzi nim, i w nim sypia.
Krzysiu; il. Robert Gogol
Przestrzeń, czyli Wszystko i Nic
Przestrzeń; fot. Robert Gogol
W jednym filmie stary policjant poucza młodego: natnij nożem wycięcie w podeszwie buta, abyś mógł odróżnić swoje ślady od śladów innych. Po co? – pyta młody. Kiedyś ktoś nie oznaczył swoich butów, i długo tropił pewien ślad. I co się stało? Trafił do własnej dupy, i nikt go więcej nie widział. Tak mniej więcej ma się sprawa z przestrzenią. W momencie, kiedy pierwszy raz w życiu słyszysz to słowo, zostajesz naznaczony. Odtąd możesz przestrzeni szukać, próbować ją zrozumieć, poczuć, albo starać się z nią połączyć. Ale nacięcie już zostało wykonane, wyodrębniłaś się z przestrzeni. Możesz z nosem przy ziemi węszyć za tysiącem tropów ze spokojem i pewnością. Nie zobaczysz nigdy swoich pleców. Nie klepniesz się znienacka od tyłu w ramię, i nie zawołasz: znalazłam cię / się!
Tak, przestrzeń można spotkać poza rozumem. Ale pozbycie się rozumu nie dosyć, że trudne, to jeszcze może okazać się nader kłopotliwe już podczas wieczornych zakupów w Biedronce. Na szczęście rozum bez większej dla niego szkody, można wysłać na wakacje (których zresztą szczerze nie znosi). Wystarczy spojrzeć na własne myśli z lekkim rozbawieniem i czułością. Po jakimś czasie, rozlegnie się cichutkie „puffff”, „pim” i „plum” i to będą właśnie twoje myśli, białe obłoczki na nieboskłonie umysłu, niewinnie baraszkujące poza osądzaniem planowaniem i skutecznością.
Miłość, czyli Bezczas
Szczeniak Pako; fot. Robert Gogol
Pako to malutki szczeniak. Jeśli zajrzelibyśmy na chwilę do środka pieska przez lewe ucho, w puszce mózgowej ujrzelibyśmy szparko wirujące, złociste trybiki jego jestestwa. Kółka te są jasne, czyste, kręcą szybko i wesoło (link). Wytwarzają naturalnie i bezwysiłkowo rozmaite wektory celów, potrzeb, akceleracji i deceleracji, pobierania i emitowania szerokiego spektrum substancji chemicznych. Mały piesek nasuwa się swoim szczerym bytem, na niewidzialne pasy transmisyjne przestrzennego szwungu. Podobnie do lewitującego na elektromagnetycznej poduszcze, japońskiego pociągu Maglev (link) Pako przemierza przestrzeń bez oporu i tarcia.
To właśnie jest miłość. Czyli stan czystego, nieuwikłanego umysłu. Czyli Rigpa (link).
A wszystko ponad to, wszystko co w tym temacie wymaga choćby odrobiny wysiłku, jest tylko wewnętrznym pomieszaniem i pożerającym światło (świat+ło! – pamiętacie?) mrokiem ignorancji.
Na nasze szczęście, ten mrok jest do rozproszenia dzięki licznym, zręcznym środkom.
Powodzenia!!!
www.robertgogol.pl | Poznań luty 2019
Pisane przy: Minilogue “Blomma”; Aa Re Pritam Pyaare: Sajid Wajid, Mamta Sharma, Sarosh Sami; Rowdy Rathore: Dhadhang Dhang, Chinta Ta Ta Chita Chita, Chamak Challo Chel Chabeli | Prem Ratan Dhan Payo: Preem Leela, Jalte Dyie, Jab Tum Chaho, Title Song, Tod Tadaiyya | Jab We Met: Nagada Nagada | Heyy Babyy: Mast Kalandar | Devdas: Dola Re Dola – Aishwarya Rai & Madhuri Dixit, Devdas | Hum Dil De Chuke: Nimboda Nimboda | Bajirao Mastani: Deewani Mastani.
[1] W literaturze dzogczen mówi się o dźwięku, świetle i promieniach. „Ignorancja drzemie w nas, a znajdujące się na zewnątrz, dźwięk, światło i promienie, stają się przyczyną iluzji. Nauki wskazują na dźwięki, światła i promienie, jako na jej rdzeń…”, w: Tenzin Wangyal Rinpocze, 21 Gwoździ, tłum. Jarek Kotas, wyd. Ciamma Ling, Wilga 2018, s. 80
[2] https://barwyszkla.pl/witraz-olow-zdrowie/
[3] Ezoteryzm uprawia inne postrzeganie rzeczywistości, bardziej otwarte, rozwój duchowy, porusza tematy duchowe lub odrzucane przez naukę. Za: Wikipedia, dostęp 2019.02.12 g. 21.21
[4] za Tove Jansson
* * *
Spis treści numeru Emocje w muzyce
Felietony
Karol Furtak, Bajka o sporze Jasia i Małgosi
Robert Gogol, „BPM”. Bóg – Przestrzeń – Miłość, czyli sekretna mechanika muzyki
Wywiady
Joanna Stanecka, Miłość w Des-dur na cztery struny, smyczek i wiolonczelę. Wywiad z Izą Połońską
Wojtek Krzyżanowski, PanGenerator: na styku sztuki i inżynierii
Recenzje
Wojtek Krzyżanowski, Hatsune Miku: watashi wa ningen! Jestem człowiekiem!
Robert Gogol, Diabeł decybelem
Publikacje
Szymon Atys, Szymanowski – „Kochanek”
Ewa Schreiber, Drugi dom. Dominik Połoński i muzyka współczesna
Edukatornia
Magdalena Kajszczak, Retoryka w służbie ekspresji w wybranych utworach Karola Szymanowskiego
Dorota Relidzyńska, Parasolkami, zębami, pazurami. Obrońcy muzyki w akcji
Kosmopolita
Dorota Relidzyńska, Sophie Karthäuser: od emocji ważniejsza jest…
Dorota Relidzyńska, Paryż. Miasto miłości… do muzyki!
Rekomendacje
Karol Furtak: „Jako artyści powinniśmy dążyć do prawdy” – rozmowa z Maestro Kazimierzem Kordem