Sophie Kartäuser, fot. A. Yangs, CC BY-SA 3.0

wywiady

Sophie Karthäuser: od emocji ważniejsza jest…

Sophie Karthäuser – sopranistka z Belgii mówi, jak i gdzie szuka emocji. Opowiada o kompozytorach ironistach. Zdradza też, co, jej zdaniem, jest w muzyce niż emocje ważniejsze. Wywiad można przeczytać w wersji polskiej i francuskiej (en français là-bas).

Dorota Relidzyńska: Jest pani wszechstronną śpiewaczką, potrafiącą interpretować muzykę różnych epok i stylów muzycznych. Jest pani znana jako znakomita wykonawczyni muzyki Mozarta, ale doskonale odnajduje się pani także w repertuarze muzyki dawnej i francuskiej (Debussy, Poulenc, Chausson, Fauré, Caplet…). Jakie predyspozycje pomagają w radzeniu sobie z taką różnorodnością i specjalizowaniu się w tak wielu sferach? W czym tkwi sedno pani sukcesu na tylu polach?

Sophie Karthäuser: Myślę, że współczesne śpiewaczki i współcześni śpiewacy muszą różnicować swój repertuar. Jest to ważne nie tylko ze względu na karierę, ale także ze względu na sam głos, jego giętkość, elastyczność – to ważne własności ciała i głosu, będących naszymi własnymi, używanymi codziennie instrumentami (które są wystawiane na ciężkie próby podczas męczących podróży, przez zróżnicowane menu i emocje, które przynosi nam życie…). Zaczynałam od repertuaru barokowego, ponieważ dobrze korespondował on z moim głosem. Z czasem, wraz z jego naturalnym rozwojem, zajęłam się muzyką klasyczną, a następnie repertuarem z okresów romantyzmu i współczesności. Taka różnorodność to ekscytujący aspekt mojej pracy! Każdy dzień jest inny, czekają na mnie wciąż nowe przygody!

Aby odpowiedzieć w pełni na pytanie, muszę też koniecznie dodać, że w miałam szczęście pracować z nauczycielami, którzy wprowadzili mnie w tajniki różnych stylistyk i gatunków we właściwym momencie. Jestem z natury ostrożna i nie lubię ryzykować. Ważne jest, aby podążać za naturalną ewolucją głosu, zamiast na siłę go tak czy inaczej ukierunkowywać.

D.R.: Co jest najważniejsze, z pani punktu widzenia w interpretacji muzyki Mozarta: elegancja, energia, wdzięk, urok, lekkość, frazowanie, poczucie humoru, coś jeszcze innego

S.K.: Mieszanka tego wszystkiego, bez wątpienia!

                                                 

D.R.: Jakie są największe wyzwania dla wykonawców partii Mozartowskich, oprócz tego, że trzeba sobie radzić z zabójczą konkurencją tysięcy nagrań i tysięcy produkcji funkcjonujących na rynku muzycznym?

S.K.: Wykonując muzykę Mozarta, według mnie, trzeba przede wszystkim, zachować pokorę wobec jej nieskończonej magii, dramatyczności, czystości uczuć, inteligencji i wrażliwości. Mozart nas obnaża, pozbawia masek, konfrontuje z naszą ludzką naturą, która jest przecież każdemu z nas immanentna. Wykonując Mozarta nie można oszukiwać, udawać, bo wówczas ryzykuje się sztuczność.

                                                 

D.R.: A jeśli chodzi o muzykę dawną, jak należy ją śpiewać? Do jakiego jego aspektu przywiązuje pani osobiście największą wagę? Do emocji, wirtuozerii, wiedzy o wykonawstwie historycznym? Krótko mówiąc, w czym tkwi sekret pani sukcesu w wykonywaniu muzyki dawnej?

S.K.: Wykonywanie muzyki dawnej sprawia mi wiele radości. Przenosi mnie do innych czasów, przywołuje inną atmosferę. Ta muzyka musi zostać przemyślana na nowo z uwzgędnieniem naszej obecnej wiedzy.

Barokowa muzyka nie zawsze jest łaskawa dla śpiewaków… Partie tenorowe są czasami bardzo wysokie, a sopranowe – niskie, więc trudno uzyskać dostatecznie dobrą projekcję (szczególnie, gdy mamy do czynienia ze współczesną orkiestrą i trzeba w związku z tym dostosować się do jej głośności, stroju, wibrato itp.).

Natomiast muzyka wokalna Bacha może budzić strach, ponieważ jest napisana jak na instrument! Bach był geniuszem, ale przyznaję, że wolałabym być flecistką, grać jego linie melodyczne i oddychać tam, gdzie Bach daje nam czas, a nie tam, gdzie wymaga tego tekst.

D.R.: Francuska muzyka ma unikalny charakter, odznacza się lekkością, elegancją, delikatnością, wdziękiem etc. Dysponuje pani głosem idealnym do jej wykonywania. Co pomaga pani w rozumieniu i odpowiednim interpretowaniu tej muzyki? Jaką rolę odegrali pani profesorowie, pani lektury, podróże, miejsce urodzenia (Malmedy w Regionie Walonii), język, którego pani używa, pani rodzina, wykształcenie?

S.K.: Uwielbiam francuski repertuar przede wszystkim dlatego, że mogę go śpiewać w moim języku ojczystym, ale także dlatego, że w połączeniu słów i muzyki jest dużo zmysłowości. To bez wątpienia między innymi koloryt tego języka inspirował poetów takich jak Verlaine, Apollinaire, Baudelaire… i kompozytorów takich jak Debussy, Fauré, Poulenc i Ravel… Czasami wydaje mi się, że partytury są jak obrazy impresjonistów, a ja pławię się pośród tych kolorów i poruszeń pędzla z przyjemnością!

D.R.: Emocje, perfekcja techniczna, temperament – co jest najważniejsze w wykonaniach wokalnych?

S.K.: Wszystkie te elementy są niewątpliwie ważne. Ale najważniejsza jest przyjemność. Przyjemność i chęć dzielenia się emocjami z publicznością, pragnienie, by one unosiły się w powietrzu.

Co sprawia, że wolimy danego śpiewaka czy śpiewaczkę od innych? Myślę, że jest to coś, czego nie da się opisać słowami. Odnajdujemy to w nieuświadomionych, pochodzących z ciała emocjach, które odczuwamy, gdy słuchamy wibrującego głosu, który nas porusza, który wywołuje w nas wrażenia i sprawiaja, że czujemy się dobrze, który przywołuje piękne wspomnienia. Jeśli śpiewak czy śpiewaczka są dobrze przygotowani, w dobrej fizycznej i psychicznej formie, mogą zdziałać cuda, o ile pozostają uczciwi wobec siebie.

D.R.: Ludzki głos jest idealnym narzędziem do wyrażania emocji. Jak pracuje pani nad emocjonalnym aspektem śpiewu gdy pani ćwiczy?

S.K.: Dostosowuję moje codzienne ćwiczenia do aktualnych potrzeb oraz do partytury, nad którą pracuję, ale przede wszystkim staram się słuchać swojego ciała, które jest moim przewodnikiem podczas codziennej pracy. Ćwiczę zatem albo legato albo wokalizę, albo coś innego, zgodnie z tym, czego potrzebuje mój głos danego dnia. Ćwicząc nie szukam emocji; staram się być przede wszystkim w pełni świadoma tego, co dzieje się w moim ciele, w głosie. Szukam płynności oddechu i homogeniczności linii melodycznej.

Natomiast, jeżeli chodzi o emocjonalną zawartość muzyki, uważam za konieczne przede wszystkim w ciszy przeczytać tekst, poznać historię, wiersz, który mamy przed sobą, próbując poczuć, co autor chciał nam przekazać za pośrednictwem tekstu. Następnie należy zrobić to samo z muzyką. Prześledzić powiązania między muzyką i tekstem, sprawdzić, czy kompozytor nie chce powiedzieć nam czasem czegoś innego niż to, co mówi tekst, czy muzyka nie nakłada na tekst jeszcze jednej warstwy znaczeniowej, czy nie jest na przykład ironiczna w stosunku do tekstu, czy raczej stanowi potwierdzenie tego, co czuliśmy podczas czytania tekstu.

D.R.: Często słyszy się, że głos to „najdoskonalszy instrument”, a to między innymi dlatego, że najlepiej odzwierciedla emocje. Czy pani zdaniem to właśnie przekazywanie emocji jest najważniejszym celem i najważniejszym zadaniem dla śpiewaka, śpiewaczki?

S.K.: Myślę, że trzeba przede wszystkim opowiadać historie. Mamy do dyspozycji tekst, słowa, którym musimy nadać sens. A głos jest po to, aby ożywić ten tekst. Nie ma nic nudniejszego niż piękny głos, który nie ma nic do powiedzenia.

D.R.: Śpiewa pani aktualnie pieśni Feliksa Mendelssohna, Fanny Mendelssohn i Clary Schumann – to muzyka romantyczna, która niesie ze sobą emocje, najróżniejsze stany ducha, miłość, smutek, strach, euforię… Czy wykonywanie (zwłaszcza podczas recitali) tego rodzaju repertuaru jest trudniejsze, bardziej wymagające z racji jego ładunku emocjonalnego?

S.K.: Wręcz przeciwnie, teksty i muzyka są w utworach czasów romantyzmu na ogół tak dobrze do siebie dopasowane, że wystarczy je zaśpiewać, żeby przekazać emocje.

D.R.: Ma pani w repertuarze utwory skomponowane przez kobiety, Fanny Mendelssohn i Clarę Schumann. Dlaczego zdecydowała się pani oddać im głos? Ten repertuar nie jest szczególnie popularny, choć nie odbiega jakością od kompozycji tworzonych przez mężczyzn.

S.K.: Kobiety mają dziś więcej odwagi, by mówić otwarcie o swoich bolesnych przeżyciach, które jak dotąd zbyt często pozostawały przemilczane. Z wielką przyjemnością śpiewam pieśni kobiet, które tworzyły w czasach niezbyt łatwych dla kompozytorek. Każda z nich stawiała czoła wielu trudnościom… Co się tyczy Clary Schumann, niektóre z jej pieśni zostały zostały włączone do zbiorów podpisanych nazwiskiem jej męża Roberta Schumanna, co dowodzi tego, że jej kariera jako kompozytorki nie była w ogóle do wyobrażenia. Niedawno miałam okazję śpiewać utwory jednej z moich rodaczek Annelies van Parijs. Wszystkie te kobiety obdarzone są talentami, które trzeba docenić!

D.R.: Gdyby miała pani wymienić postać operową, która byłaby pani „odbiciem w lustrze”, inkarnacją sceniczną, kto by to był?

S.K.: Gdybym miała być operową postacią, chciałabym być jak Zuzanna z Wesela Figara lub Pamina z Czarodziejskiego fletu, dwie kobiety o silnych charakterach, które walczą o swoje szczęście. Ale obawiam się, że nie mam ich odwagi ani bystrości! Bardzo radosne i ekscytujące w operze jest to, że na scenie można się zmienić w kogoś innego, dzieląc się jednocześnie własnym emocjonalnym bagażem z fikcyjną postacią, podobnie, jak to czynią aktorzy filmowi.

D.R.: Gdyby miała pani wymienić rolę, która mogłaby być opowieścią o pani samej, wydarzeniach w pani życiu lub o pani własnych uczuciach to byłaby…?

S.K.: Nie doświadczyłam tylu cierpień w życiu, ale czuję silne pokrewieństwo z postacią Mignon. Również liczne pieśni Schuberta i Wolfa głęboko mnie poruszają, gdy je wykonuję.

                                                 

D.R.: Zebrała pani niemal same pozytywne recenzje po występie w operze Peleas i Melizanda Caude’a Debussy’ego w reżyserii Katie Mitchell na deskach warszawskiej Opery Narodowej. Chwalono pani głos, idealny do roli głównej bohaterki: czysty, o jasnej barwie, wysublimowany. Według niektórych krytyków (wraz z innymi śpiewakami) „uratowała” pani inscenizację Katie Mitchell.

S.K.: Jestem bardzo wzruszona, dowiadując się, że mój głos został tak dobrze odebrany przez publiczności, tym bardziej, że dotyczy to muzyki Debussy’ego. W jego operze język francuski stanowi jedność z muzyką; nie ma jednak nigdy pewności, że opera zyska uznanie w kraju, który językiem francuskim na codzień się nie posługuje. Interpretacja wspaniałej roli Melizandy jest dla mnie spełnieniem marzeń. To kobieta, która przechodzi przez trudy w swoim życiu. Jest bliska szaleństwa, towarzyszą jej dziwne, tajemnicze uczucia, stoi na skraju otchłani. Uwielbiam wcielać się w tego rodzaju postacie. Melizanda jest kobietą-dzieckiem, co jest w przypadku jej postaci wyjątkowo poruszające. Produkcja Katie Mitchell jest, moim zdaniem, bardzo udana, ponieważ przedstawia, podobnie jak muzyka Debussy’ego, uczucia niespełnienia doświadczane przez ludzi dotkniętych przez los, którzy nie mogą uciec od swojego przeznaczenia.

D.R.: Jaka jest najważniejsza rada, którą usłyszała pani od swoich nauczycieli śpiewu?

S.K.: Dobrze jeść i dobrze spać!

*

Dorota Relidzyńska: Vous êtes une chanteuse polyvalente, capable d’interpréter la musique de toutes les époques et de tous les styles musicales. Vous êtes connue comme une excellente mozartienne, mais vous chantez à la fois merveilleusement bien le répertoire de la musique ancienne et française : Debussy, Poulenc, Chausson, Fauré, Caplet… Quelles prédispositions sont nécessaires pour faire face à une telle diversité et pour se spécialiser dans des domaines tellement nombreux ? Quel est votre secret ?

Sophie Karthäuser: Je pense qu’aujourd’hui les chanteurs doivent diversifier leur répertoire. C’est non seulement important pour développer la carrière mais aussi pour la voix, pour garder une souplesse, une élasticité… qualités essentielles pour un corps et une voix sains qui sont notre propre instrument au quotidien (parfois mis à rude épreuve par les voyages fatiguants, les changements de nourriture, les émotions que la vie nous apporte…). J’ai commencé par le répertoire baroque car il correspondait bien à ma voix qui s’est naturellement développée ensuite vers le classique et puis aujourd’hui, vers un répertoire parfois romantique et contemporain. C’est un côté passionnant de mon métier : la diversité. Aucun jour ne se ressemble, c’est à chaque fois une nouvelle aventure ! Et j’ai eu la chance de rencontrer des professeurs qui m’ont intelligemment guidée dans ces différents répertoires et au bon moment. Je suis de nature prudente et je n’aime pas prendre de gros risques, c’est important de suivre l’évolution naturelle de la voix et de ne pas la pousser ou la tirailler dans un sens ou un autre.

D.R.: Quelle est la plus importante qualité, de votre point de vue, pour un.e chanteur.se dans l’interprétation correcte de la musique de Mozart : l’élégance, l’énergie, la grâce, le charme, la légèreté, le phrasé, le sens de l’humour ou quelque chose d’autre ?

S.K.: Il faut sans doute un mélange de tout ça !

D.R.: Quels sont les défis les plus difficiles pour une chanteuse de Mozart, à part le fait qu’il faut faire face à la concurrence austère des milliers d’enregistrements et des milliers des mises en scène ?

S.K.: Dans la musique de Mozart, je pense personnellement qu’il faut rester humble devant tant de magie, de théâtre, de pureté d’âme, d’intelligence et de sensibilité. Mozart nous met à nu, face à l’humanité qu’on peut retrouver en chacun de nous. Avec Mozart, on ne peut pas tricher, on ne peut pas utiliser d’artifice au risque d’en faire trop.

D.R.: Et quant il s’agit de la musique ancienne, comment faut-il chanter ce répertoire ? A quel aspect du chant attachez-vous le plus d’importance : aux émotions, au virtuosité, à l’interprétation historiquement informée ? Bref, quel est le secret de votre succès dans ce répertoire ?

S.K.: La musique ancienne m’apporte beaucoup de joie, elle me transporte dans un autre temps, d’autres atmosphères, d’autres périodes qu’il faut réinventer avec nos connaissances actuelles. La musique baroque n’est pas toujours tendre avec les chanteurs… les parties de ténor sont parfois très aigues et celles de soprano sont parfois écrites dans une tessiture medium voire grave donc pas facile pour la projection du son (surtout avec des orchestres modernes qui s’initient à ce répertoire et doivent dès lors accepter d’adapter leur volume, le vibrato des cordes etc…).

La musique vocale de Bach est quant à elle redoutable pour les chanteurs car elle est écrite comme pour un instrument ! Bach était un génie mais j’avoue que j’aimerais plutôt être flûtiste pour pouvoir jouer ces lignes et respirer là où Bach nous en donne le temps et non pas là où le texte du chant nous y oblige !

D.R.: La musique française a un caractère unique : une légèreté, une élégance, une délicatesse, une grâce etc. Vous avez une voix parfaite pour cette musique. Qu’est-ce qui vous a aide à comprendre et bien interpréter cette musique ? Votre maîtres, votres lectures, votres voyages, votre lieu de naissance (Malmedy en Région wallonne), la langue que vous utilisez, votre famille, certains aspects particuliers de votre formation musicale ?

S.K.: J’aime le répertoire français d’abord parce que c’est ma langue maternelle mais aussi parce qu’on y trouve beaucoup de sensualité dans le mélange des mots et de la musique. C’est sans doute en partie la couleur de cette langue qui a tellement inspiré les poètes comme Verlaine, Apollinaire, Baudelaire…et les compositeurs comme Debussy, Fauré, Poulenc et certainement Ravel… j’ai parfois l’impression que ces partitions sont comme des peintures d’impressionnistes et je me laisse emporter dans ce bain de couleurs et mouvements de pinceaux avec plaisir !

D.R.: Les emotions, la perfection, le tempérament, parmi ce trois aspects, quelle est la chose la plus importante dans le chant ?

S.K.: Tous ces éléments sont sans doute importants dans le chant. Maus la première chose est le plaisir. Le plaisir et l’envie de partager des émotions avec un public, l’envie de les faire voyager. Qu’est-ce qui fait qu’on préfère un chanteur à un autre? Je pense que c’est quelque chose qui ne s’explique pas avec des mots mais qu’on retrouve dans les émotions viscérales qu’on ressent à l’écoute d’une voix qui vibre d’une façon qui nous touche, qui fait naître en nous des sensations qui nous font du bien, qui font renaître parfois de beaux souvenirs. Une voix touche à l’intime de chacun. Si le chanteur est bien préparé et en forme physique et mentale, il peut faire des miracles s’il reste honnête avec lui-même.

D.R.: La voix humaine est le meilleur instrument pour exprimer des émotions. Comment travaillez-vous sur cet aspect émotionnel pendant vos exercices de la voix ?

S.K.: J’adapte mes exercices d’échauffement selon les besoins du jour, besoins de la partition à travailler certainement mais je reste aussi à l’écoute de mon corps qui me guidera dans des exercices soit plutôt de legato, ou de vocalises ou autre, selon ce que ma voix a besoin pour être réveillée ce jour-là ! Je ne cherche pas d’émotion particulière dans les exercices, si ce n’est d’être en pleine conscience de ce qui se passe physiquement dans le corps, la voix et de chercher la fluidité dans le souffle et l’homogénéité dans la ligne vocale.

Pour la recherche des émotions, je pense qu’il faut avant tout, dans le silence, lire le texte, l’histoire, le poème qu’on a sous les yeux, tenter ainsi de ressentir ce que l’écrivain a voulu faire passer comme message. Ensuite il faut faire la même chose avec la musique, découvrir l’association des deux, voir si le compositeur nous dit autre chose que ce que le texte nous raconte, voir si la musique ne nous apporte pas un deuxième degré ou de l’ironie, par exemple, ou bien si elle confirme ce que l’on ressentait en lisant les mots. 

D.R.: On entend souvent, que la voix est << l’instrument le plus parfait >>. Et c’est parce que, entre autres, qu’elle reflète le mieux les émotions. Pensez-vous que la présentation des émotions est l’objectif, la tâche la plus important dans l’interprétation de la musique vocale ?

S.K.: Je pense qu’il faut avant tout raconter une histoire. On a un texte, des mots auxquels il faut donner sens. Et la voix est là pour colorer ce texte. Rien n’est plus ennuyeux qu’une jolie voix qui n’a rien à dire. 

D.R.: Vous interprètez les chants de Felix Mendelssohn, Fanny Mendelssohn et Clara Schumann. La musique romantique avec ses explosions d’émotions, avec ses états d’âme divers, ses amours, ses chagrins d’amour immenses, sa peur qui se mélange avec son euphorie… Est-ce que l’interprétation (notamment pendant les récitals) de cette musique est plus difficile, plus exigeante pour un.e chanteur.se à cause de sa charge émotionnelle ?

S.K.: Au contraire, ces textes et musique du romantisme sont en général si bien accordés entre eux qu’il « suffit » de les chanter pour faire passer les émotions.

D.R.: Vous chantez, entre autres, les morceaux composés par les femmes : Fanny Mendelssohn et Clara Schumann. Pourquoi avez-vous décidé de leur donner la parole ? Ce répertoire n’est pas particulièrement populaire, même s’il n’est pas de moins bonne qualité du point de vue artistique que des compositions masculines.

S.K.: Par rapport à une actualité internationale dans laquelle les femmes ont le courage de mettre en lumière leur souffrance trop souvent subie en silence, je prends beaucoup de plaisir à chanter les Lieder de Fanny et Clara qui n’ont pas vécu dans une époque facile pour une compositrice. Elles ont chacune fait face à des épreuves… Regardez Clara, certains de ses Lieder ont même été repris dans les volumes de son mari Robert, signe indéniable qu’une grande carrière de compositrice n’était pas vraiment envisageable ! J’ai récemment eu l’occasion de chanter de la musique d’une de mes compatriotes, Annelies van Parijs. Ces femmes ont des qualités indéniables qu’il faut mettre en valeur!

D.R.: Quel est le conseil le plus important que vous avez entendu de la part de vos professeurs de chant ?

S.K.: Bien manger et bien dormir !

D.R.: Si vous deviez trouver un personnage d’opéra qui serait votre image refletée dans un miroir, votre incarnation scénique, qui serait-ce ?

S.K.: Si je devais être un personnage d’opéra, j’aimerais incarner une Suzanna des Noces de Figaro ou une Pamina de la Flûte enchantée, deux caractères forts, avec une envie de se battre pour atteindre le bonheur. Mais je crains de ne pas avoir leur courage ni perspicacité! Ce qui est justement gai et passionnant à l’opéra c’est de pouvoir se transformer tout en apportant son propre bagage émotionnel dans un personnage fictif, c’est comme pour les acteurs dans un film.

D.R.: Pourriez-vous mentionner, s’il vous plaît, une chanson, un rôle qui pourrait être une histoire sur vous-même, sur les événements de votre vie ou sur vos propres sentiments ?

S.K.: Sans avoir vécu les évènements atroces qui se sont passés dans sa courte vie, je me sens proche du personnage de Mignon. Autant le cycle de Schubert que celui de Wolf me touchent beaucoup quand je les chante.

D.R.: Vous avez obtenu des critiques uniquement positives, des éloges de la votre voix idéale pour ce rôle : nette, claire et sublime, après votre arrivée à Varsovie dans le rôle de Mélisande dans Pelléas et Mélisande de Debussy mise en scène par Katie Mitchell. Selon plusieurs critiques vous avez (avec d’autres chanteurs) „sauvé” la mise en scène peu réussie.

S.K.: Je suis très touchée de savoir que ma voix peut toucher un public de cette façon et d’autant plus avec une partition de Debussy. Dans Pelléas et Mélisande, la langue française ne fait qu’un avec la musique de Debussy, et ce n’est pas toujours un pari gagné que de donner une telle oeuvre dans un pays dont le français n’est pas la première langue.

Interpréter le rôle magnifique de Mélisande est pour moi un rêve qui s’est réalisé. Il s’agit encore ici d’une femme qui traverse des épreuves dans sa vie. Elle est proche de la folie, toujours dans une émotion pleine de mystère, au bord du gouffre et j’adore jouer ce genre de personnage. C’est une femme-enfant que je trouve extrêmement touchante. La production de Katie Mitchell est, selon moi, une grande réussite car elle dépeint, exactement comme la musique de Debussy, des sensations de mal-être vécu par des êtres brisés par le destin auquel ils ne peuvent échapper.

* * * 

Spis treści numeru Emocje w muzyce 

Felietony

Karol Furtak, Bajka o sporze Jasia i Małgosi

Robert Gogol, „BPM”. Bóg – Przestrzeń – Miłość, czyli sekretna mechanika muzyki

Wywiady

Joanna Stanecka, Miłość w Des-dur na cztery struny, smyczek i wiolonczelę. Wywiad z Izą Połońską

Wojtek Krzyżanowski, PanGenerator: na styku sztuki i inżynierii

Recenzje

Wojtek Krzyżanowski, Hatsune Miku: watashi wa ningen! Jestem człowiekiem!

Robert Gogol, Diabeł decybelem

Publikacje

Szymon Atys, Szymanowski – „Kochanek”

Ewa Schreiber, Drugi dom. Dominik Połoński i muzyka współczesna

Edukatornia

Magdalena Kajszczak, Retoryka w służbie ekspresji w wybranych utworach Karola Szymanowskiego

Dorota Relidzyńska, Parasolkami, zębami, pazurami. Obrońcy muzyki w akcji

Kosmopolita

Dorota Relidzyńska, Sophie Karthäuser: od emocji ważniejsza jest…

Dorota Relidzyńska, Paryż. Miasto miłości… do muzyki!

Rekomendacje

Karol Furtak: „Jako artyści powinniśmy dążyć do prawdy” – rozmowa z Maestro Kazimierzem Kordem

 


Wesprzyj nas
Warto zajrzeć