W dniach 6–8 marca miała miejsce Konferencja Elementi organizowana przez Koła Naukowe Studentów Kompozycji oraz Teorii Muzyki Akademii Muzycznej w Krakowie wraz z ich opiekunami naukowymi oraz dr. Jarosławem Płonką. Wydarzenie to, co roku niesie ze sobą szereg wykładów, wystąpień naukowych studentów i doktorantów, a także koncerty muzyki nowej, którym towarzyszą liczne dyskusje. Jest to czas poruszania kwestii dotyczących najnowszych, często mniej znanych, obszarów muzyki, które mogą wzbudzać kontrowersje, skłaniać uczestników do refleksji – tego nie zabrakło również podczas tej edycji. Tematem, na którym skupiono uwagę, miał być wszelako rozumiany “ekran”. W niniejszym tekście opiszę pierwszy koncert zorganizowany w ramach konferencji, porównam go pod niektórymi względami z pozostałymi i wyłożę pokrótce przemyślenia, które zrodziły się po jego wysłuchaniu.
Wydarzenie to odbyło się na Sali Koncertowej im. Prof. Krystyny Moszumańskiej-Nazar w Akademii Muzycznej w Krakowie. Zaprezentowane zostały m.in. utwory Natachy Diels, Jossa Smith’a, Dylana Richards’a i Moniki Szpyrki, które w większości były dziełami audiowizualnymi – zawierającymi zarówno obraz, jak i dźwięk[1]. Większość z nich można odnaleźć na stronach internetowych kompozytorów lub na portalu Youtube.
Mały wodospad, lazurowa woda, spływająca do czegoś, co mogłoby być na przykład jeziorem – ciężko określić, ponieważ punkt widzenia rozchodzi się prawdopodobnie z kamienia umieszczonego przy brzegu – do tego soczyście zielone liście drzew, kołyszące się pod wpływem lekkiego wiatru. W tle tego obrazu relaksacyjna muzyka, statyczna, złożona z naturalnych odgłosów, takich jak szmer wody oraz śpiew ptaków, a także muzyki instrumentalnej – akompaniamentu gitary połączonego z pojedynczymi, lekkimi brzmieniami instrumentu sztabkowego, partii skrzypiec brzmiącej z oddali, budującej przestrzeń muzyczną oraz diatonicznej melodii oboju. Z wody wynurza się najpierw jedna pierś, odłączona od ciała kobiety, mająca postać owalnej piłki, a potem kolejne, niektóre spadają nawet z wodospadu. Co ciekawe, pomimo tego, że pojawienie się piersi może być dla odbiorców pewnym zaskoczeniem, to muzyka pozostaje wobec nich całkowicie obojętna – w dźwiękach nadal panuje ład i harmonia. Sprawia to, że coś mogące uchodzić za dziwne, staje się czymś neutralnym. Zarówno obraz, jak i brzmienia były przykładem nurtu minimalistycznego – można byłoby zacząć słuchać i oglądać ten utwór od połowy i po kilkudziesięciu sekundach stwierdziłoby się, że nic, co było wcześniej, nie zostało utracone. Nie ma żadnego wstępu do dzieła i jego zakończenia. Ścieżka dźwiękowa jest wycięta – rozstaje puszczona i w pewnym momencie po prostu się urywa. Również obraz nie przedstawia historii ze wstępem i zakończeniem – widz zostaje umieszczony w danym miejscu, bez żadnego kontekstu. Jeśli chodzi o muzyczną stronę Just a Dream I Had Natachy Diels, bo właśnie ten utwór opisuję i to on powitał gości wchodzących na salę koncertową, jest to dzieło o prostej harmonii, diatoniczne, wykraczające poza stereotypowe brzmienia muzyki poważnej XX czy XXI wieku.
Joss Smith w utworze oh god oh fuck zarzucił słuchacza niezbyt przyjemnymi obrazami, które prawdopodobnie wcześniej istniały jako filmy na Youtubie. Wycięte, zapętlone lub puszczone od tyłu, stworzyły kompozycję audiowizualną, gdzie większość dźwięków została zakomponowana dokładnie w taki sam sposób jak obraz – wycięta, zapętlona, puszczona od tyłu. Kompozycja rozpoczęła się sceną z mężczyzną (prawdopodobnie była to kiedyś scena w filmie fabularnym), mówiący “Oh men! Oh God!”. Zaraz po nim na ekranie zobaczyć można było między innymi cegłę uderzającą w piekarnik i rozbijającą tym samym drzwiczki do jego wnętrza, talerze rzucane w zmywarkę, tworzące coraz większe stosy rozbitego szkła, nalewane mleko do szklanki, jajka i inne jedzenie ciskane w toaletę, które w większej ilości zaczęły stwarzać niezbyt przyjemny widok. Z pewnością dość bolesnym doznaniem, głównie dla muzyków będących na sali, był obraz koparki przejeżdżającej po dwóch rzędach gitar, po jednym na każdą gąsienicę. W tle, w tym samym czasie, ukazana została rozwalająca się, ale jeszcze działająca pralka, a także maszynka ręczna mieląca mięso. Równie nieprzyjemnym widokiem był człowiek bijący młotkiem w skrzypce, pokazany zaraz po tym, gdy na ekranie można było zobaczyć, jak mężczyzna podbiegł do drugiego mężczyzny, który udzielał w tym czasie wywiadu, i uderzył go w twarz z pięści. Twórca prowadzi odbiorcę od stłuczonych talerzy i piekarników, poprzez rozjeżdżane gitary i toaletę zarzuconą jajkami, do poniżonych na filmikach polityków amerykańskich – Donalda Trumpa i George’a Busha – a także ludzi, którzy z każdym kolejnym prezentowanym urywkiem filmu pałali do siebie coraz większą nienawiścią, aż doszło w końcu do przemocy. Sam koniec utworu to “zbezczeszczone” skrzypce, a następnie powtórzenie większości obrazów, puszczonych tym razem w przyspieszonym tempie od tyłu tak, że wszystkie zepsute rzeczy tworzą z powrotem całość. Widz może zaobserwować drogę od niszczenia i oszpecania rzeczy do “niszczenia” i oszpecania ludzi. Utwór ten ma pewną dramaturgię, na której punkt kulminacyjny można wyznaczyć wspomniany już przeze mnie moment, kiedy mężczyzna rzuca się na drugiego mężczyznę. Z początku może wydawać się, że muzyka podąża za obrazem, a wszystkie dźwięki, które słyszymy, pochodzą z krótkich filmów, jednak tak nie jest. W przypadku filmiku z koparką, pralką oraz maszynkami do mięsa, słychać tylko dźwięk pojazdu oraz warstwę elektroniczną złożoną z szybkich przebiegów melodyczno-rytmicznych w skali 12-tonowej. W późniejszym fragmencie, gdzie również występuje pralka, wydawany przez nią odgłos zostaje zastąpiony brzmieniem jajek rozbijanych o toaletę. W scenach związanych z przemocą dźwięki z filmików zostały wzbogacone o brzmienie tłuczonych talerzy. Kompozytor czasami zastępuje koniec danej sceny, którego odbiorca może się spodziewać, obrazem adekwatnym do danej sytuacji, pochodzącym z kompletnie innego kontekstu – na przykład uderzenie w twarz zostaje zamienione na bicie młotkiem o skrzypce.
Na ekranie ukazuje się biały napis “Nicholas Cage – Sexy” na fioletowym tle i już wiadomo, że może być kontrowersyjnie – kolejne sekundy utworu Jassiego Marino tylko to potwierdzają. Przed oczami widowni ukazują się kolejne zdjęcia Nicholasa Cage’a – raz uśmiechniętego, następnie poważnego, z dnia codziennego, gal czy wyjęte z kadrów filmów. Każdemu kolejnemu pokazowi towarzyszy krótki, dosłownie sekundowy, fragment muzyczny grany na żywo lub urywek piosenki Just a Little Liberty X, z której autor wybrał fragmenty ze słowami “sexy”, “everything abut you so”, “a little bit more” oraz “you’re realy hittin’ my spot”. Po cytacie “everything abut you so” występujące w piosence słowo „sexy” pojawia się tylko w domyśle, zagrane przez instrumenty ze zmianą tonacji. Grafika filmu przypomina prosty pokaz slajdów, w którym przejście z jednego zdjęcia na drugie odbywa się przy pomocy różnych kształtów: serca, prostokąta, gwiazdek, krzyża – każdy z nich ma przypisany swój fragment muzyczny, odzwierciedlający go. Na koniec ponownie biały napis tym razem głoszący “Everything about him’s so sexy”, będący parafrazą słów piosenki. Muzyka związana jest ściśle z ruchem obrazów, animacją.
Jako ostatni opiszę utwór Butterflies Gloria and Purdie Natachy Diels. Na czarnym tle ukazuje się animowana kobieta o białym ciele bez zarysowanych wyraźnie konturów krągłości, jedyną rozpoznawalną częścią ciała są usta, a z jej pleców wyrastają kolorowe motyle skrzydła. Kobieta zaczyna obracać się wokół własnej osi i stawać się coraz mniejszą, z każdą sekundą coraz szybciej, aż w końcu znika. Żywą muzykę o jaskrawym kolorycie, towarzyszącą obrazowi, tworzą brzmienia dzwoneczków, instrumentu szarpanego grającego melodię oraz głosu zmodulowanego poprzez przyspieszenie. Swoim charakterem przypomina ona muzykę z bajek dla dzieci lub instrumentów zabawkowych. Utrzymana jest w stałym tempie, chociaż odbiorca może odnosić wrażenie, że przyspiesza. W rzeczywistości efekt “przyspieszania” nadaje animacja obrazu, wysokość dźwięków oraz zmodulowany głos. Następnie na ekranie pojawiają się cztery kolorowe panie, wyglądem przypominające tę poprzednią, z początku trzy z nich są bez skrzydeł, jednak, jak można się spodziewać, szybko te skrzydła otrzymują. Sytuacja się powtarza – zaczynają obracać się coraz szybciej i stają się coraz mniejsze. Tym razem muzyka złożona jest z nałożonych na siebie czterech ścieżek dźwiękowych z poprzedniej części – zmutowanych, brzmiących, jakby zostały obniżone i zwolnione – oraz z zapętlonego początku piosenki Glorii Estefan 1-2-3. Kobiety-motyle maleją, aż w końcu znikają; muzyka przypominająca melodie dla dzieci cichnie, kolor tła zmienia się w żółty, a utwór Glorii przestaje być zapętlany i płynie swobodnie dalej. W miejsce motyli pojawia się głowa innej pani obrócona o 180○ wraz ze swoim tułowiem, który złożony jest z dwóch dość specyficznych rąk, tańczących w rytm muzyki. Spomiędzy nich wydaje się wydobywać głos piosenkarki, twarz pozostaje niewzruszona. Kiedy wybrzmiewają słowa piosenki “5, 6, 7 times” i nabiera ona żywszego charakteru niż wcześniej, z rąk wypełzuje gąsienica. Głowa kobiety wraca do naturalnej pozycji. Pod względem estetycznym obraz ten jest zbliżony do prac Andy’ego Warhola. Na koniec lekkie zbliżenie na usta, z których dobywa się głos Bernarda Purdiego mówiący “I like it”, zaczerpnięty prawdopodobnie z filmiku Bernard “Pretty” Purdie: The Legendary Purdie Shuffle znajdującego się na portalu Youtube.
To tylko kilka z utworów zaprezentowanych na pierwszym z koncertów. Zdecydowałam się na opisanie ich ze względu na to, że prawdopodobnie to właśnie dzieła o podobnej estetyce, których w programie była zdecydowana większość, wywołały największe zaskoczenie i być może oburzenie ze strony słuchaczy. Chciałabym z kręgu moich rozważań wyłączyć kompozycje Moniki Szpyrki No-body i Jossa Smitha Please remain clam, które swoją uwagę skupiały na tekście oraz akcji rozgrywającej się na scenie, a także utwór Iana Powera For *current* resonance zagrany na żywo na fortepianie i instrumentach perkusyjnych. Żadne z nich nie wykorzystywało ekranu w sensie dosłownym. Były to dzieła niecodzienne, jednak niewzbudzające poprzez swoją stylistykę zbyt wielu negatywnych emocji.
W pozostałych kompozycjach pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy jest prostota grafiki. Odbiorca ma wrażenie, że autor nie musiał dużo czasu spędzić nad dopracowywaniem obrazu. Oczywiście nie można odmówić twórcom pomysłu i chęci jego realizacji, jednak dzieła te sprawiają wrażenie prostych do zrobienia. Pewną opozycją dla nich są utwory prezentowane na drugim koncercie, gdzie grafika była już zaawansowana, a warstwa muzyczna wydawała się bardziej kunsztowna – za przykład może tu posłużyć utwór Óscara Escudero POV. Wniosek nasuwa się jeden: jeśli taka grafika została użyta, to będzie mieć ona jakiś cel. Pytanie tylko jaki?
Sensem tych dzieł wydaje się prowokacja, skłonienie słuchacza do myślenia. Jednak nie mamy pewności czy tak jest. Problem polega na tym, że kompozytorzy bezpośrednio nie tłumaczą zakomponowanych w utworach idei, a właśnie jej znajomości potrzebuje słuchacz, aby w pełni to dzieło zrozumieć – szczególnie jeśli chodzi o kompozycje muzyki najnowszej, pisanej w nurcie niespotykanym często w muzyce polskiej.
Dobry sposób rozwiązania problemu nieznajomości idei twórcy dają muzea sztuki współczesnej, które zamieszczają obok dzieł krótką notkę, tłumaczącą, co jest przedstawione i dlaczego w taki sposób – dzięki temu stół stojący na ekspozycji nie jest już tylko zwykłym stołem, ale dziełem sztuki. Wydaje mi się, że w przypadku tego koncertu, krótka notka prezentująca idee zawarte w utworze byłaby dla słuchaczy, szczególnie tych niezorientowanych w tym nurcie, czymś bardzo pomocnym. Dzięki niej prawdopodobnie niektórzy odbiorcy opuściliby salę koncertową mniej oburzeni lub zagubieni, z większym zrozumieniem dla zobaczonych i wysłuchanych dzieł współczesnej sztuki. Można podać tutaj argument, że notki o utworach, zawężają wyobraźnię słuchacza, którą kompozytor chciał w danym dziele pobudzić. Proponuję w takim razie rozdać je po koncercie, wtedy wyobraźnia odbiorcy zostanie pobudzona, ewentualne frustracje uspokojone, a ciekawość pytająca “Co autor miał na myśli?” zaspokojona.
Notki koncertowe pojawiły się na czwartym koncercie organizowanym w ramach konferencji. Każdy twórca zawarł w nich parę słów o pomyśle, idei, jaka nim kierowała podczas komponowania utworu. Co ciekawe, biorąc pod uwagę treści pierwszego koncertu, w tym wypadku nie były one aż tak bardzo potrzebne, ponieważ każda z prezentowanych kompozycji należała do nurtu muzyki konwencjonalnej, mieszczącej się w akceptowalnej przez środowisko krakowskie estetyce. Na drugim koncercie notek nie było, ale ze względu na kunsztowność związaną z zakomponowaniem utworów słuchacze ich nie potrzebowali, mimo, że były to kompozycje audiowizualne, niespotykane tak często na naszych salach koncertowych.
Jaki był zatem sens prezentowania tych utworów i jaką funkcję spełniał tytułowy “ekran”? Dodanie do kompozycji obrazu odwraca uwagę słuchacza od muzyki. Pomimo że warstwa wizualna i dźwiękowa tworzą całość, to jednak większość percepcji pochłania to, co możemy zobaczyć, a nie to, co słyszymy. Ekran jest jednak bardziej bezpośrednią formą prezentowania idei – łatwiej jest coś zakomponować w obrazie i dźwięku niż w samej muzyce. Konferencja Elementi jest wydarzeniem, na którym można poznać nowe, czasami kontrowersyjne nurty i dzieła. Koncert ten odkrył przed słuchaczami oblicze sztuki współczesnej, dotąd mało znanej i niekonwencjonalnej. Poszerzył on świadomość odbiorców na temat muzyki komponowanej współcześnie za granicą naszego kraju. Z pewnością prezentowane treści i sposób, w jaki zostały przekazane, wzbudziły w odbiorcach liczne refleksje, a także kontrowersje w dyskusjach. Zabrakło znajomości koncepcji autora, o czym wspomniałam już wcześniej. Wydaje się konieczne zastanowienie się nad wartością niektórych z przedstawionych utworów. Czy można je porównywać z kompozycjami przedstawionymi na kolejnych koncertach? Jeśli tak to, w jaki sposób to robić?
[1] Program koncertów, odbywających się w ramach konferencji, można znaleźć na stronie https://elementi.amuz.krakow.pl/ w zakładce “Koncerty”.
Pełna lista tekstów:
Wywiady:
- Olga Demeter – Kompozytor zawsze jest współczesny (wobec własnej współczesności) – wywiad z Krzysztofem Szwajgierem
- Anna Gluc – The Colour of Nostalgia: an Interview with Joanna Bailie
Recenzje:
- Gabriela Jarosz – Słuchać czy oglądać? Dylematy współczesnego widza
- Jan Niezgoda – Które koło roweru jest ważniejsze? Refleksje o warstwie muzycznej i wizualnej podczas Elementi8
Felietony:
- Paweł Przybyła – Ekrany potencjalności
- Mateusz Śmigasiewicz – Rewolucja cyfrowa a warsztat kompozytora/kompozytorki
Edukatornia:
- Łukasz Tryba – Projekcja w operze
- Paweł Malinowski – Film jako materiał dźwiękowy
Publikacje:
- Viecheslav Kyrylov – Teoria przywołania
- Olgierd Deprati – Multimedia w kontekście dekonstrukcji. “Non si puo fuggire. Ciaccona” Andrzeja Kwiecińskiego oraz “Untitled Folder” Piotra Peszata
Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS