"Straszny Dwór" w reż. W. Ochmana w Operze Śląskiej, scena zbiorowa; źródło: materiały organizatora

recenzje

Patriotyczny balans…

W Roku Stanisława Moniuszki – bo rok 2019 został nim ogłoszony oficjalnie z ramienia Sejmu – z pewnością tyluż się cieszy, co niepokoi. Bo i ile razy można słuchać Śpiewnika domowego? Halki? Strasznego dworu? W roku jubileuszowym – całkiem sporo.

W końcu 200. rocznicę urodzin należy świętować z prawdziwym przytupem, rodem z siarczystego mazura. O ile dziełom wokalnym Moniuszki nie można rzecz jasna odmówić niekwestionowanego piękna melodycznej inwencji, zdaję sobie sprawę, że w czasie towarzyszących nam „ostatnio” politycznych zawirowań podkreślany z nadmierną emfazą patriotyczny kontekst ich powstania może odbierać prawdziwą radość obcowania ze sztuką tego kompozytora. Proszę mnie jednak źle nie zrozumieć: uważam, że kontekst ten w realizacjach scenicznych dzieł Moniuszki jest niezbędny. Nie można bowiem  pozbawiać dzieła istotnego pierwiastka jego „artystycznej egzystencji” w sztuczny lub siłowy sposób; stanowi on wręcz immanentną cechę oper „ojca polskiej pieśni romantycznej”. Sądzę jednak, iż szkodą dla dzieła jest swoiste „zafiksowanie” na tym punkcie, które nie pozostawia choćby najmniejszego pola manewru dla wyeksponowania innych tematów dzieła, być może oczywistych, ale jakże pięknych w swej prostocie i dla nas – melomanów – nęcących. A należą do nich przecież zawsze (i niezmiennie!) – ludzkie namiętności i przewrotność losu.

Sekret zatem tkwi, chyba jak ze wszystkim, w zachowaniu równowagi, balansu. Nie myślę tu jednak o „umiarze” jako nazbyt intelektualnie przeprowadzonej na dziele operacji pozbawiającej go tkwiącej w jego “trzewiach” artystycznej energii. Bardziej o tym, że przy tak znaczącym „patriotycznym obciążeniu”, bez pominięcia tego kontekstu, można zaproponować publiczności dzieło, które ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Taką właśnie realizację zaproponował Wiesław Ochman w bytomskiej Operze Śląskiej. Choć rzecz jasna „jego” Straszny dwór instytucja wystawia w 2019 w związku z okazją wiadomą, sam pomysł liczy sobie już blisko dekadę. Po raz pierwszy operę Moniuszki widzianą oczami Ochmana jako reżysera podziwiano w 2010, podczas 65-rocznicy powstania śląskiej Opery, której Moniuszko zresztą patronuje (pierwszy raz Straszny dwór wystawiono na bytomskiej scenie już w 1946 roku, jest to zatem dzieło szczególnie związane z historią tego miejsca).
Pisząc szerze, w pełni zgadzam się ze słowami, jakie wyszły spod pióra znakomitego znawcy opery, Józefa Kańskiego, który recenzował pierwsze wykonanie Ochmanowskiej wizji Strasznego dworu dla Ruchu Muzyczego (nr 15/2010):

Mając świadomość, że idzie o arcydzieło, Wiesław Ochman nie poszedł na szczęście w ślady modnych dziś “mistrzów reżyserii operowej”, którzy dokonują rozmaitych zabiegów, by kształt arcydzieła popsuć, a jego wymowę osłabić. Zrobił przedstawienie proste, czytelne, zgodne z duchem tekstu i muzyki; jego inscenizacja oddaje zarówno patriotyczny, jak komediowy charakter utworu. Może tylko niepotrzebnie starsza z córek Miecznika, spokojniejsza i bardziej romantyczna (o czym zaświadcza jej liryczna dumka) w sielankowej scenie haftowania fechtuje drewnianym mieczem, mącąc nastrój tej sceny (…). Szkoda też, że w tym przedstawieniu nie zarzucono niedobrego, mocno już zakorzenionego zwyczaju przenoszenia Mazura poza ramy właściwego spektaklu, jakby był osobnym baletowym divertissement; według partytury ma on przecież określone i sensowne miejsce w IV akcie.

W istocie tak jest: symbole patriotyczne w sferze scenografii i kostiumografii są dobrane subtelnie i ze smakiem, stroje i miejsca akcji przenoszą nas równocześnie w czasy XIX-wiecznych powstań – historycznie bliższych również samemu twórcy Strasznego dworu. „Kultowe” arie, m.in. Miecznika, śpiewane są z dostojnością, majestatycznie, ale nie ciężko i czołobitnie, nawet w nieco szybszym tempie niż ogólnoprzyjęte, a interpretacja tekstu w moim odczuciu na pierwszy plan wysuwała troskę o los pięknych latorośli Miecznika, co doceniłam podczas odbioru spektaklu. Dużą przyjemność sprawiło mi również śledzenie akcji z punktem ciężkości przesuniętym ku miłosnym perypetiom bohaterów, podszytym sporą dawką dobrego humoru, przez co bytomski Straszny dwór oglądało się raczej jak pełną polotu komedię romantyczną, z pełnokrwistymi bohaterami o wyrazistym profilu, z nadzieją (jak zawsze przy komediach romantycznych), że taka historia naprawdę mogła się wydarzyć.

W zakresie wykonawstwa zdecydowanym minusem przedstawienia był nieczytelnie podany tekst, co dotyczyło niestety większości głównych postaci. W Moniuszkowskich ariach wokaliści uniknęli co prawda nadmiernej emfazy, ale równocześnie czasem chciałoby się rozpoznać w nich indywidualny rys wykonawcy dzięki intrygującej interpretacji.

Czy da się zatem zachować patriotyczny balans i w Roku Stanisława Moniuszki słuchać jego dzieł wielokrotnie? Owszem, da! Byle tylko nie popadać w skrajności…

 

Spis treści numeru Porozmawiajmy o Stanisławie Moniuszce

Felietony

Jacek Szymański, Po co śpiewać dziś utwory Stanisława Moniuszko

Dorota Relidzyńska,

Śpiewanie to obciach. Szymanowska, Kurpiński, Lessel… Moniuszko. Śpiewnik domowy

Wywiady

Marcin Sompoliński/ K. Furtak, Moniuszkę wtłoczono w sztywne ramy i zamknięto w „cepeliowskim” idiomie

Piotr Wajrak/ K. Furtak, Tradycyjna “Halka” nie istnieje!

Recenzje

Agnieszka Nowok – Zych, Patriotyczny balans…

Paweł Bocian, „Widma” pod batutą Andrzeja Kosendiaka z Wrocław Baroque Orchestra

Publikacje

Iwona Sawulska, Fenomen „Śpiewników domowych”

Szymon Atys, Moniuszko wirtuozowski. O parafrazach fortepianowych Henryka Melcera-Szczawińskiego

Edukatornia

Katarzyna Boniecka, Kwartety niedoceniane

Ewa Kuszewska, Moniuszko oswojony

Kosmopolita

Ignacy Zalewski, Czekając na pariasa. Kilka słów o przyczynach zapomnienia „Parii” Moniuszki

Rekomendacje

Konkurs Moniuszkowski czyli wielkie śpiewanie w Warszawie

Rok Moniuszkowski w Operze Nova

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć